Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

mlodaMama23

Zamieszcza historie od: 17 czerwca 2015 - 8:16
Ostatnio: 1 lutego 2024 - 20:42
  • Historii na głównej: 46 z 75
  • Punktów za historie: 12813
  • Komentarzy: 1089
  • Punktów za komentarze: 5879
 
zarchiwizowany

#88124

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O piekielności działu windykacji ZUS i komorników.

Mam znajomą, lat temu kilka miała firmę. Niestety, zaczęły się kłopoty finanoswe, i opłacanie składek ZUS poszło na bok. Wiem, mogła zawiesić działalność, dlaczego tego nie zrobiła, nie wiem. Dług rósł, ale póki co ze strony ZUS nie było żadnych działań. Bodajże po roku, znajoma postanowiła firmę zamknąć, co ważne, w trakcie jej działania podjęła zatrudnienie, dzięki któremu jej składki mogły zostać obniżone. Jej wina że nie zgłosiła wniosku w ustawowym terminie. Jednak ZUS, wiadomo, swoich pieniędzy nie odpuści, i dyrektor oddziału zajął jej pensję. Dziewczyna się z tym pogodziła, i dług się spłacał. W 2019 postanowiła jeszcze raz spróbować swoich sił w DG, otworzyła firmę, i po 2 tygodniach ją zawiesiła. Pech chciał, że otwarcie i zawieszenie było na przełomie dwóch miesięcy, więc składki (pełne) zostały naliczone za dwa pełne miesiące. Poprzedni dług spłaciła, w międzyczasie komornik zajął jej wynagrodzenie za coś innego. Spłaciła komornika, i ZUS znowu zajął jej pensję, za składki z tych dwóch miesięcy 2019r. Ale hola, stwierdziła, że skoro cały czas była zatrudniona, może da się coś zrobić z wysokością naliczonych składek.
Po konsultacjach z pracownikami ZUS, złożyła pismo do ZUS z prośbą o uporządkowanie składek, bo składanie druków korygujących zrobiłoby za duży bałagan w momencie kiedy firma jest zawieszona.
Jakie było jej zaskoczenie, kiedy 30.03.2021 zobaczyła na swoim koncie ZUS nadpłate na ponad 4 tysiące. Ucieszyła się, złożyła wniosek o zwrot nadpłaty i czekała, jednocześnie będąc przekonana, że ZUS wycofał wniosek egzekucyjny u pracodawcy. Logika wskazuje na to, że skoro na koncie występuje nadpłata, to zadłużenia nie ma. W tym samym dniu jej firma wypłacała nagrody roczne. Dostała połowę, myślała że ta nagroda poszła na spłate kolejnego zajęcia od komornika. Jej firma wysyła pieniądze na zajęcia egzekucyjne 15ego każdego miesiąca. Więc dzwoni po tym czasie do komornika, zapytać ile zostało do spłaty, licząc ile potrącono jej nagrody i wypłaty. Jakie było jej zaskoczenie, kiedy komornik powiedział że dostał jedynie potrącenie z wypłaty i tyle. I zaczyna się niekończąca się telekonfernecja. Dzwoni do pracy, tam dowiaduje się że nagroda poszła do ZUS. Ale jak to? Tu czeka na zwrot nadpłaty, a tu jej potrącili? Umówiła e-wizytę w ZUS. Wyłuszcza sprawę, że 30.03 złożyła wniosek o zwrot nadpłaty, a w tym samym dniu miała potrącenie na ZUS, 15.04 firma przekazała pieniądze, a ona 21.04 dostała tyle zwrotu ile widziała w momencie składania wniosku o zwrot. Pani poleciła złozyć kolejny wniosek o rozliczenie konta płatnika. Złozyła, czeka. Znajoma dawno temu otworzyła konto dziecku, do którego automatycznie zostało otwrate jej konto. Loguje się tam, i znowu zaskoczenie, bo w blokadach widzi zajęcie z urzędu skarbowego, ZUS i coś jeszcze. Telefon w dłoń i dzwoni do US, bo wie o co chodzi, ale wie też że tego zajęcia nie ma prawa być, bo tu chodziło o źle złożony PIT za 2015. Pan w urzędzie mówi że on nic nie ma na nią, ale wyśle do banku umorzenie (zajęcia dokonał I US, a znajoma rozliczała się w II US). Ok, załatwione. Znajoma musi złożyć wniosek do ZUS o zdjęcie zajęcia z konta, za egzekucję z 2016r. Po kolejnej e-wizycie pani szybko to załatwiła.
Co ważne, na to konto trafił zwrot nadpłaty z ZUS i z racji zajęć, zostało jej zablokowane wszystko. Dzwoni do banku, żeby poprosić o wstrzymanie z wysyłką pieniędzy, bo ona jest w trakcie wyjaśniania, i ściągania blokad. Miła pani w banku powiedziała że oni te pieniądze tylko blokują, ale nic z nimi nie mogą zrobić, bo zbieg egzekucyjny nie jest rozstrzygnięty. Znaczy to tyle, że jeśli na koncie jest więcej niż jeden komornik, to wszyscy muszą się dogadać między sobą, do którego mają być przekazywane pieniądze i oni dalej się rozliczają. Tutaj tego nie było, więc kasa jest zawieszona. Cycki już opadły, ale nie poddajemy się. Na koncie było zajęcie od komornika z miasta X,z miasta Y i miasta Z. Znajomoa dwzoni do komornika z miasta X, bo już kilka razy z nim rozmawiała i jest to facet z którym można się dogadać. Wyłuszcza mu sprawę, prosi żeby on jakoś z tamtymi komornikami się dogadał bo inaczej będzie czekać dość długo. Tutaj wyjaśnię, że komornik z miasta X dostawał pieniądze z wypłaty, była spłacona połowa, więc facet wiedział że pieniądze odzyska. Pan X stwierdził że zanim on wezwie tamtych komorników, zanim oni odpowiedzą, to będzie trwać nie wiadomo ile, i w sumie to on ściągnie zajęcie z konta, niech to się rozlicza. W końcu i tak dostanie kasę od pracodawcy więc jemu to lotto. I faktycznie, w momencie kiedy pan X zdjął zajęcie, dwa poprzednie zajęcia bank szybko rozliczył i odblokował pieniądze. Koniec? Nie koniecznie. Znajoma czeka na zwrot nadplaty podatku. Przezornie postanawia zadzwonić do US zapytać czy coś tam jest z zajęć, bo według jej wiedzy, wszystko zostało spłacone i nic nie powinno być. Ale jest. Zajęcie od dwóch komorników których dawno spłaciła i...ZUS! Oczywiście żeby tego się dowiedzieć musiała obdzwonić 3 pokoje. Szybko zadzwoniła do komorników, i poprosiła żeby jednak zdjęli jej egzekucję z US. Oni zdziwieni, bo przecież dawno umorzone. No popatrzcie, tak wam się zapomniało pozamykać sprawy od A do Z. Dzwoni następnie bezpośrednio do dzialu egzekucji US. Pan jej mówi że tu przecież nie ma zadnego komornika procz ZUSu. Ale, żeby było zabawniej, były dwa zajęcia z ZUS, jedno z 2016 r, i drugie z 2019r. ZUS wyprostował sprawę z 2019r, a o tej z 2016r chyba im się zapomniało, i sobie wisi. Znajoma już nie dzwoni, wysyła po prostu kolejny wniosek o zdjęcie zajęcia egzekucyjnego i czeka. W międzyczasie dostaje informację z ZUS, że to potrącenie z 30.03 zostalo rozliczone na jej koncie, i widnieje jako nadpłata. Kolejny wniosek o zwrot. Dziewczyna jest już ekspertem w dziedzinie egzekucji ZUS. Na plus dla nich, że rozliczyli składki na korzyść znajomej, bo w sumie mogli powiedzieć bujaj się. Ale cała zabawa z wnioskami, dzwonieniem i szukaniem gdzie oni jeszcze mogą siedzieć, przyprawia o migrenę.

ZUS komornik

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 14 (70)
zarchiwizowany

#81413

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Całkiem niedawno stałam się posiadaczką owczarka niemieckiego. Pies można powiedzieć z odzysku, miał być na chwilę, został na dłużej. Zwierzę nie takie młode, bo 3 letnie (stary też nie jest, ale zwracam uwagę na fakt że nie jest to szczeniaczek), więc przeświadczona byłam że w domu to ni chu chu, nie narobi. Tym bardziej, że jego poprzednia właścicielka zarzekała się i klęła na wszystkie świętości że piesio w domu to NIGDY się nie załatwił, ani wcześniej ani teraz. Ok, do dzieła. Pies trochę zaniedbany, bo taki podwórkowy, więc ogarnęłam go, do weta na szczepienia i czip, kupiłam niezbędne akcesoria i cieszyłam się że mam z kim uczęszczać na spacery. Wraz z nabyciem piesia, stałam się członkiem grupy na fb która zrzesza "miłośników" tych psów. Dzisiaj stwierdzam że to nie są miłośnicy, lecz psychopatyczni fanatycy. Z moich obserwacji: pies może robić wszystko, i absolutnie nie wolno psa karcić. Pies rozwalił pół przedpokoju? "O jak cudownie, remoncik się szykuje hehe". Pies zerwał tapetę do połowy ściany? Pff, co tam. Pies gryzie buty/piloty/kapcie inne przedmioty człowieka? Słodki piesio, nic tylko się cieszyć. I tego typu sytuacje. Pies jak bóg, wyżej niż mąż/żona, wyżej niż dziecko, psu wolno wszystko. A nie daj Boże coś złego na psa powiedzieć, np. że jak pies jest ciężko chory i nie ma szans na leczenie to należy nie być egoistą, tylko ulżyć i wysłać na tamten świat. Raz się odważyłam. Lincz na mnie spadł. Ale do brzegu. Niestety, mojemu psu zaczęło od ok. dwóch tygodni odwalać. Potrzeby fizjologiczne załatwia w domu. I to żeby na płytki, czy linoleum w przedpokoju. Nie. On kasztani i co gorsza sika na wykładzinę. Wyobraźcie sobie że śpicie, a tu budzi was smród taki, że nos ukręca, i widzicie kupsko wielkości małego państwa. Raz, mówię zdarza się. Drugi raz, zacisnęłam zęby. Ale kolejne naście razy, nie zdzierżyłam. Pies wyprowadzany, spacery, stały dostęp do wyjścia, bo mieszkamy w domu, i karmiony tak, żeby nie przed samym spaniem. Ale nie, on sobie za cel postawił srać o 3 w nocy. Jak były temperatury plusowe, nie było problemu, ale widać teraz hrabia ma gdzieś marznięcie i, woli w domu. Miarka się przebrała jak dzisiaj syn przyniósł mi uwaloną kupą zabawkę. No tak się bawić nie będziemy. Napisałam na tej grupie post, który miał być niejako formą pożegnania, opisując całą sytuację. Posypała się na mnie fala krytyki. Że ja powinnam o 2 w nocy dymać z psem na spacer, argument że mam dziecko które chodzi spać o 23? Uśpij, i idź na spacer. Złośliwości że mam nie brać psa, bo mi wykładzinę zniszczy. No tak, faktycznie wykładzina za 800 zł, za chwilę będzie do wyrzucenia, w domu dziecko, które zaraz zacznie raczkować, drugie które zabawki ma na podłodze, i to wszystko na śmierdzącej wykładzinie bo piesek ma stres. Tak, stwierdzili, że pies ma stres, albo się wystraszył i boi się wychodzić na dwór. Generalnie postawa "rzuć wszystko, zajmij się psem". Moja odpowiedź, że moje życie nie kręci się tylko wokół psa, spotkała się z oburzeniem. No bo jak to. To jest coś innego niż cudowny owczarek? Żeby nie było, mąż ma znajomą behawiorystkę, ale to następna nawiedzona, która uważa że powinniśmy uczyć go jak szczeniaka, wiecie, gazeta i coraz bliżej wejścia. Jednak zdawać by się mogło, że duży pies, rozumie, że tam gdzie się śpi, to się nie paskudzi. No i jestem zła i niedobra, bo oddaję psa, zamiast bezgranicznie mu się poświęcić. Tak, oddaje, bo komfortowe warunki życia dla mnie i mojej rodziny, są dla mnie najważniejsze. Nie będę sobie tego poziomu obniżać, bo psu nie chce się wychodzić na dwór. Ale psychopatyczni fanatycy tego nie zrozumieją.

ludzie grupa fanatycy

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1 (47)
zarchiwizowany

#79654

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Moja mama w swej niezmierzonej naiwności, kilka lat temu wzięła na siebie umowę w Play na internet mobilny, dla "koleżanki". Co było potem, łatwo się domyślić, koleżanka abonament przestała płacić, mamie nic o tym nie mówiąc, a że adres kontaktowy był podany nie mamy a koleżanki, to mama nic nie wiedziała o pismach zarówno z sieci, jak później z innych instytucji. Czas płynął, a do mamy w pewnym momencie zapukał komornik. No może ni dosłownie zapukał, zainteresował się jej rachunkiem bankowym, i zaczął zabierać pokaźną kwotę co miesiąc (mama ma limit w koncie na 1000 zł, jak wpływało wynagrodzenie to komornik zabierał ponad 1000 zł na raz). Cóż, mama więc do adwokata, pytać czy da się coś ze sprawą zrobić. Szczęśliwie okazało się że sprawa do wygrania, zakończona dla mojej mamy pomyślnie, pismo od komornika przyszło że sprawa zamknięta, no super. Akurat mama spłaciła kredyt za meble (dla pieniaczy, mama zanim dostała zajęcie egzekucyjne, zdążyła wziąć meble na raty, więc nigdzie nie figurowała z zajęciem), to postanowiła zmienić telewizor na większy. Znalazłam, mamie się podoba to w samochód i do sklepu coby zakupu ratalnego dokonać. A tu psikus. Jeden bank odmawia po weryfikacji, a bank w którym mama miała spłacone dwa kredyty odmówił po wpisaniu nr PESEL. Lekka konsternacja, bo o cóż może chodzić. Nie ma co, jedziemy do banku dopytać. A w banku się okazuje, że pani szanowna komornik, owszem, sprawę zakończyła, ale nie zaprzątnęła sobie głowy tym, aby odpowiedni papierek wysłać do banku, co by matuli negatywny wpis w BIG nie blokował. Oczywiście teraz pewnie minie z miesiąc zanim pani komornik pismo raczy wystawić, zanim dojdzie do centrali i zajęcie zostanie usunięte. Dlatego pałam totalnym obrzydzeniem do tej instytucji, dojechać człowieka, zająć mu co się da to potrafią szybko, ale później odkręcić nie ma komu.

Coby nie było, sprawę udało się wygrać ze względu na jej przeterminowanie.

komornik

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1 (41)
zarchiwizowany

#78922

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jechałam dzisiaj pociągiem. Zwykłe Koleje śląskie. Wiadomo, że jak wsiadamy na stacji, na której nie ma kasy biletowej, można kupić bilet u konduktora bez dopłat, natomiast wsiadając na stacji z kasą, dopłata wynosi 5 zł.
Na stacji z kasą, wsiadł pan i podszedł do pani konduktor coby zakupić bilet. Myślę może nie zdążył w kasie czy co. Ale nie, pan świadomie nie kupił biletu wcześniej, a na informację że bilet będzie 5 zł droższy, przestał być miły. Zwyzywał tą biedną kobietę od nieogarniętych, idiotek itp. Pani tłumaczy cierpliwie, że jest wywieszony regulamin, gdzie jest wyraźnie napisane jakie są zasady kupowania biletu w pociągu. Pan w krzyk, że on dwa razy z tej stacji jechał i nie płacił nic dodatkowo. Pani po kilku minutach takiej przepychanki zaczęła tracić cierpliwość i mniej grzecznie pyta czy kupuje czy nie, bo ona czasu nie ma. Pan za bilet zapłacił, kiedy mnie mijał czuć było że wypity. Wracał jeszcze dwa razy żeby nawtykać pani konduktor, za to, że prawidłowo wypełniła swój obowiązek. I teraz pytanie, kto był piekielny. Pasażer, bo zrobił awanturę Bogu ducha winnej kobiecie, czy poprzedni konduktorzy, którzy sprzedawali bilet bez dopłaty? W sumie, gdyby nie dwa poprzednie przypadki (a może on tylko ściemniał, że tak kupił), nie byłoby dzisiejszego zajścia. Co i tak nie zmienia faktu że chamstwo się szerzy.

pociąg bilet pasażer

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 36 (86)
zarchiwizowany

#75345

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuję sobie w sklepie, ot znudziło mi się już siedzenie w domu, chciałam do ludzi wyjść.

Sytuacja z wczoraj, która pomogła i się utwierdzić w przekonaniu że ten świat i młodzież schodzą na psy.

Wykładam towar i słyszę z kierunku kas "Stój!", i dwóch łebków na oko 15 lat uciekających z butelką w ręce. Pomijam że "ochraniacz" nawet nie wyściubił nosa z kanciapki, mimo że cały czas siedzi przy kamerach. Skradzioną rzeczą był Johnny Walker. No żesz psia twoja mać. Młodzież nie tylko wcześnie zaczyna przygody z alkoholem, to jeszcze bezczelnie kradnie. I to nie byle jakie trunki.

Patrząc na moje dziecko, drżę na myśl co będzie za 12, 13 lat.

młodzież

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 0 (110)
zarchiwizowany

#74025

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pożyczki. Dla każdego, dla zadłużonych, z komornikiem, bez sprawdzania w bazach BIK, KRD, BIG i innych. Wystarczy złożyć wniosek a już za 15 minut pieniądze znajdą się na Twoim koncie. Talalalala.

Mam znajomych. Znajomi ci, przez swoich lekkomyślnych klientów którzy mają ważniejsze wydatki niż opłacenie faktur za usługi (żona chciała wycieczkę, musiałem zmienić samochód itp), wpadli w małe problemy finansowe. Nie widząc perspektyw na szybkie ściągnięcie należności, postanowili zasięgnąć pomocy w postaci szybkiej pożyczki. Ważne, mieli kiedyś drobny epizod z jedną firmą, podpisali umowę na usługi księgowe, ale myśleli, że skoro nie korzystają nie muszą płacić. Niestety, była to usługa abonamentowa i, firma wrzuciła ich w KRD.
Starania o pożyczkę opiszę w punktach.

1. Szybkie pożyczki jakich pełno w sieci

Składanie wniosku kończy się niemal natychmiastową odmową. Mimo że firma istnieje na rynku ok 4 lat, nie mają szans na pożyczenie nawet 500 zł.

2. Pożyczki "z prywatnych funduszy"

Jak wyżej, z tą różnicą że pożyczki miał udzielać prywatny inwestor ze swoich środków. W praktyce wygląda to tak, że "inwestor" jest pośrednikiem między Kowalskim a firmami pożyczkowymi. Czyli z pożyczki nici. Jeden pan był w stanie pożyczyć kwotę, ale po wpłaceniu przez znajomych x zł na jakiś fundusz gwarancyjny. Drugi też był w stanie pomóc, ale znajomi musieli by powyciągać swoje wpisy ze wszystkich baz, a dostęp do tych baz jest płatny, w przypadku KRD trzeba podpisać umowę i zgodzić się na abonament miesięczny bodaj 160 zł.

3. Facebook

Na fb ogłasza się pani niby z Francji, która pomaga ludziom w bardzo ciężkiej sytuacji. Całość korespondencji przetłumaczona w translatorze, czyli Kali jeść, Kali pić, ale kusi bo oprocentowanie roczne tylko 3% i spłata zaczyna się po 2 miesiącach. W praktyce, dostajemy umowę dziwną, nawet bardzo, przetłumaczoną w translatorze, z pieczęciami notariusza które wyglądają jak zrobione w Gimpie, tak, że ani adresu, ani nr telefonu nie da się odczytać. Po wpisaniu adresu w Google Maps, na miejscu notariusza widać bar. Znajomi stwierdzili, że odeślą podpisaną umowę zobaczyć co dalej. W końcu jak nie dostaną pieniędzy nikt im niczego nie zarzuci. Po podpisaniu umowy okazuje się, że trzeba zapłacić $200, na przygotowanie dokumentów przez Interpol czy coś takiego. Fantastyczna forma zarobku na ludziach którzy chwytają się brzytwy.

Koniec końców, znajomi na szybką gotówkę szans nie mają. Przez niezapłacone ostatnie faktury, mają zaległości w US i ZUS. Bank, mimo że widzi, że obrót na koncie w ostatnich miesiącach był spory, kredytu nie udzieli bo wymaga dokumentów finansowych z ostatnich miesięcy.
Składanie wniosku o pożyczkę w instytucjach pozabankowych skończyło się tak, że teraz codziennie wydzwaniają banki i inne firmy pożyczkowe.

Ja się tylko zastanawiam, po co te firmy krzyczą że udzielą pożyczki każdemu, w każdej sytuacji finansowej, skoro jak przyjdzie co do czego, nie pożyczą nawet 100 zł.

pożyczki

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -11 (27)
zarchiwizowany

#72791

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Udało mi się sprzedać telefon. 2.05 przez stronę AlleKurier zamówiłam kuriera z DPD. O dziwo, kurier miał się pojawić jeszcze tego samego dnia, ale nie dokończyłam zamówienia, gdyż na koncie nie miałam wystarczających środków aby opłacić zlecenie. W międzyczasie, kurier z DPD przyjechał do mnie z paczką, ale że nie miałam wydrukowanych dokumentów (te przychodzą dopiero po opłaceniu zamówienia), stwierdziłam że nie pali się, bo Kupującemu i tak napisałam że wyślę po majówce. Chwilę po odjechaniu kuriera, kasa wpłynęła na konto, więc migiem opłaciłam zlecenie na stronie, pobrałam dokumenty i szykowałam się do drukowania. Wtem, dzwoni wielce oburzony kurier, że czemu się nie odzywałam że mam paczkę bo przecież on był i mógł zabrać. Tłumaczę, że nie miałam listu przewozowego więc i tak nie mógłby jej zabrać. Dobra, to on przyjedzie w środę (dzisiaj). Spoko, problemu nie ma. Dzisiaj około godziny 9ej, otrzymałam meila, że kuriera mogę się spodziewać pomiędzy godziną 12-16. Super, więc mam czas żeby zainstalować drukarkę i sobie to wydrukować.Kilka minut później kto podjeżdża? Tak, wielce oburzony kurier. Samo pobieranie sterowników trwało z 10 minut, do tego instalacja a potem drukowanie, no 20 minut musiałby poczekać. Ja walczę z drukarką, a mąż wyszedł poprosić pana, żeby poczekał chwilę bo miał być później i nie jesteśmy gotowi. Kurier okazał się burakiem przez duże B, powiedział że przyjedzie jutro i nara. Wkurzyłam się. Na infolinii DPD dowiedziałam się, że to moja wina, bo kurier miał paczkę odebrać w poniedziałek. Więc dlaczego jej nie odebrał? Powinien przyjechać do mnie po otrzymaniu zlecenia, a nie wtedy kiedy mu się podoba. Powiedziałam że rezygnuję z usługi i papa. Chwilę później zamówiłam kuriera z UPS. Pan przed przyjazdem zadzwonił potwierdzić czy na pewno jestem w domu i czy może podjechać. Szybkie przekazanie paczki, i pojechał w drogę. Da się? Da się. Trzeba tylko chcieć i mieć ciut oleju w głowie.

kurierzy

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 0 (70)
zarchiwizowany

#72388

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mając 15 lat, kumplowałam się z córką koleżanki mojej mamy.
Anka zawsze była bardziej "łebska" ode mnie, więc wkręciła mnie do pracy. Praca polegała na weekendowych wyjazdach z tzw dmuchańcami (dmuchane zamki, zjeżdżalnie itp). Oprócz dmuchańców, firma miała w ofercie karuzele, autka elektryczne, no wszystko to, co można spotkać podczas Dnia Dziecka i innych okazji.
Jako że mój pierwszy wyjazd się udał, właściciele stwierdzili że się nadaje i mogę jeździć z nimi. Wyjazd do Paczkowa. Wyjeżdżaliśmy w piątek, rozkładaliśmy sprzęt i czekaliśmy na rozpoczęcie imprezy. Tego dnia, pierwszymi którzy przyjechali na miejsce byłyśmy ja, Anka, kierowca z "naszego" auta, oraz Szogun (opiekun tych elektrycznych autek) z kilkoma chłopakami. Nasz kierowca musiał wrócić na bazę po karuzelkę. A że my dziewczyny byłyśmy zbędne, Szogun stwierdził że możemy jechać z kierowcą, żeby nie zasnął za kółkiem. I to była jakaś iskra wrzucona w beczkę prochu. Wróciliśmy po kilku godzinach, reszta ekipa wraz z szefem na czele była już na miejscu. Jako że przywieźli "nasze" zjeżdżalnie, zabrałyśmy się do ich przygotowania (rozłożenie, umycie i podłączenie dmuchaw). Szef, nigdy nie należał do śmieszków, ale tego dnia miał wyjątkowo sceptyczny stosunek do mnie i do Anki. W jednej zjeżdżalni Anka znalazła gniazdo os, poszła do szefa, ten kazał jej spier_dalać. Cóż, jakoś wspólnie poradziliśmy z tym. Po rozłożeniu całego sprzętu, mieliśmy około godziny wolnego na umycie się, przebranie w czyste ciuchy i zjedzenie czegoś. Wszyscy się rozeszli do sklepów, chłopcy poszli nad zalew wskoczyć do wody. Kiedy ja i Anka jadłyśmy spóźnione śniadanie, podszedł do nas Szogun, oznajmiając że szef nas wzywa. Odpowiedziałyśmy że zaraz przyjdziemy. Ale nie, on JUŻ nas wzywa. Eh, idziemy, zobaczyć o co chodzi. A ten do nas z mordą i jakimiś wyimaginowanymi pretensjami. Między wierszami dało się wyłapać, iż ma pretensje o to, że pojechałyśmy z kierowcą po tą nieszczęsną karuzelę. Wróciłyśmy do swoich zjeżdżalni wściekłe, tym bardziej że to nie pierwszy jego taki wybuch bez uzasadnienia. Jako, że działała tam zasada, że jak nie chcesz tego dnia pracować, bo źle się czujesz czy coś, można wziąć wolne, ale dostawało się tylko połowę dniówki. Idziemy więc, skorzystać z tego wolnego. W odpowiedzi usłyszałyśmy soczyste wypierda_lać. Wypłacił nam połowę dniówki (około 35 zł na łebka), i zostawił same sobie. No to ciekawie, byłyśmy 180 km od domu, praktycznie bez kasy z perspektywą stopa jako podróż powrotna, bo nawet nie miałyśmy legitymacji, więc na bilety by nam nie starczyło. Poszłyśmy nad jezioro, podumać co dalej. Z telefonu skorzystać nie było jak, bo baterie postanowiły zdechnąć. Na szczęście, poratował nas kierowca z którym jechałyśmy. Wściekł się, bo przecież to nie do pomyślenia, żeby puścić dwie nieletnie dziewczyny, tyle drogi od domu. Poszedł do szefa, oznajmiając, że on nas nie zostawi, i wraca z nami do domu. Ten próbował go ubłagać żeby został, bo wieczorem miał jechać do Baranowa, jednak nasz zbawca pozostał nieugięty. Pieszo doszliśmy w okolice Nysy, tam na stacji benzynowej czekaliśmy kilka godzin na ojca naszego kierowcy.
Szefowa, mimo tego że wydawała się spoko babką, stanęła po stronie męża (w sumie się nie dziwię bo nie dość że furiat to tyran) i stwierdziła że w pracy się pracuje, a nie romansuje!
Śmieszne, my, 15 letnie gówniary, miałyśmy romansować z gościem po 30, który miał żonę i na tamten czas 6 letniego syna.
Oczywiście z "wyjazdowców" nikt nie był ubezpieczony. Szef biegiem rejestrował jednego gościa, dopiero wtedy jak na nos spadła mu belka od bungee i go złamała.
Ale co tam, hajs musi się zgadzać, a ludzie? Pff, co mnie ludzie obchodzą.

praca

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -2 (36)
zarchiwizowany

#72316

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mam młodego psa, dokładnie 4 miesiące. Przyznaję bez bicia, że jeszcze to głupie, ale usłuchane. Jednak nie we wszystkich kwestiach.
Z racji tego, że mamy ten luksus w postaci swojego podwórka, przez ostatnie cieplejsze dni, psina biegała całymi dniami po dworze. Wystawiałam jej miski na dwór i biegała wesoło. Do domku obok, przyjechali właściciele, coby trochę teren ogarnąć przed latem (domek letniskowy). Pani cały czas coś robiła przy płocie, a mój pies jak to pies, zaczął szczekać na obcego. Pani przestało to odpowiadać, ale co ja mogłam zrobić? Wołałam psa, próbowałam "uciszyć", ale w tej kwestii jak grochem o ścianę.
[P]: Niech pani coś zrobi z tym psem, szczeka jak opętany.
[J]: Wiem, ale co mogę zrobić, młode to głupie, pozna panią przestanie zwracać uwagę.
[P]: Niech pani go z tyłu domu do budy uwiąże! Albo kaganiec założy!
Ohohoho, już się rozpędziłam.
[J]: Pani wybaczy, ale nie będę zakładać psu kagańca, kiedy biega po SWOIM podwórku. A budy pies nie ma, i nie planujemy jej robić. Może ja panią uwiążę na łańcuch, co?
Babsko się zapowietrzyło.
[P]: Jak się nie uspokoi, to ja go oduczę szczekać!
[J]: Rozumiem, więc jeśli pies się rozchoruje, będę mogła mieć uzasadnione podejrzenie że "poczęstowała" pani czymś zwierzaka.
Wróciłam do domu, nie miałam ochoty się z nią kłócić.
I ja wiem, że szczekanie może irytować, ba, może wkurzać niesamowicie. Ale takie są psy, jakbym chciała ciche zwierzę to kupiłabym rybki. Przechodząc obok wszystkich domów, zaczynają ujadać wszystkie psy które zauważą obcego. Więc wypadałoby uciszać wszystkie, bo jak jeden zacznie szczekać zaraz szczekają wszystkie. Na przeciwko mnie ludzie te mają psa, mały kundelek, ale głośny jak nie wiem co. Wystarczy że podejdę do swojej bramy, a on zaczyna ujadać. A od niego dzieli mnie jeszcze droga. Mój mąż powiedział krótko: "pies ma szczekać, tym bardziej na wsi".
Tylko teraz za każdym razem jak pani działa u siebie, sprawdzam skrzętnie czy nie podrzuciła czegoś do nas.
Pies po dwóch dniach przestał zwracać na babsko uwagę.

sąsiedzi

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (41)
zarchiwizowany

#72137

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ludzie są niby istotami rozumnymi, a jednak sami sobie potrafią szkodzić.

Mieszkam w miejscowości letniskowej. W centrum jest zalew, po jednej stronie są ławeczki, na końcu zrobiona jest mini plaża. Fajne miejsce na letnie posiadówki, przyjemnie iść na spacer. Otóż nie do końca przyjemnie. Ostatnio, z racji tego że pogoda dopisywała, zabrałam moje dziecię na spacer. A że potrafi przemieszczać się na swoich kończynach, obrałam kierunek na ten właśnie zalew. Co ważne, teren jest ogrodzony, a przy furtce jest wielki znak informujący o zakazie spożywania alkoholu oraz zakazie wprowadzania psów. Pal licho, jeśli ktoś postanowi zasiąść na ławeczce i spożyć piwko, wszystko jest dla ludzi. Otóż nie dla wszystkich. Mimo tego, że co parę metrów są kosze na śmieci, amatorzy trunków postanowili przyozdobić trawnik oraz chodnik butelkami po piwach, wódce, paczkami po papierosach oraz petami. Butelka zostawiona pod ławką, przy której stoi kosz na śmieci. Niestety, nie zdecydowałam puścić dziecka coby podreptało, bo co chwila napotykałam na butelki, a kilka było roztrzaskanych na chodniku. Poszliśmy na tą mini plażę, myśląc, że tam będzie lepiej. Ha, wcale a wcale. Butelki zostawione na plaży, przy samej wodzie, znowu paczki po papierosach, śmieci w wodzie. O wielkich kupach na trawniku nie wspominam. Porobiłam zdjęcia tego malowniczego widoku, wysłałam do gminy, ale wątpię by coś z tym zrobili.

Z racji tego, że miejscowość położona jest w lesie, można by sądzić że spacery będą czystą przyjemnością. Kolejne rozczarowanie. Wszędzie tabliczki "Teren prywatny", a tam gdzie ich nie ma, znowu: śmieci, butelki, potrzaskane szkło, kupy psów.
Mieszkając tutaj, mam tak naprawdę mniej miejsc na spacer z dzieckiem i psem, niż w mieście. Pustego lasu też się nie uświadczy, bo ludzie pobudowali domy jeden obok drugiego, prócz tego zaraz przebiegają tory kolejowe, gdzie co chwila jedzie pociąg, jak nie osobówka, to cargo. Ludzie palą w piecach jakimiś śmieciami, bo nieraz przechodzę przez ulicę na wdechu, normalnie jak w Krakowie.
A miało być tak pięknie.

ludzka głupota

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 55 (135)