Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

mlodaMama23

Zamieszcza historie od: 17 czerwca 2015 - 8:16
Ostatnio: 1 lutego 2024 - 20:42
  • Historii na głównej: 46 z 75
  • Punktów za historie: 12813
  • Komentarzy: 1089
  • Punktów za komentarze: 5879
 

#69203

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tak czytam jedną dyskusję na temat pomocy społecznej i aż zachciało mi się opisać jak ta instytucja "sprawiedliwie" dzieli.

Znajoma mamy, samotna matka wychowująca 2 dzieci. Pracy długo nie mogła znaleźć mimo że szukała, dzwoniła, wysyłała CV, bez efektów. Wiadomo, w domu się nie przelewało, więc poszła do Pomocy Społecznej, nie po pieniądze, ale po paczki żywnościowe. Może nic, ale w takiej paczce było mleko, mąka, ryż kasza, makarony i inne produkty spożywcze. W MOPS-ie dowiedziała się że paczki nie dostanie bo brakło czy coś w tym stylu.

Ale, przed nią stał pan, którego znajoma doskonale kojarzyła z podtrzymywania murów kamienic, chroniąc je przed zawaleniem i popijaniem napojów wyskokowych z tzw. met (takie miejsce gdzie można kupić coś wódkopodobnego i ruskie fajki). Znajoma zwróciła uwagę, że takie pijaczyny dostają wszystko, a jej matce z dziećmi odmawia się pomocy. Usłyszała w odpowiedzi że oni nie dostają pieniędzy, tylko pościel, węgiel na zimę, żywność itp. Niby ok, gdyby nie fakt, że ci którzy dostają z MOPS-u te dary, zaraz je spieniężają, a pieniądze wiadomo na co. Wiem, bo kiedyś byłam w zakładzie ciotki który mieści się w jednej z nieciekawych ulic, i to mleko, mąkę, kaszę i inne produkty z MOPS-u, usiłowali sprzedawać ciotce (wiem że to z MOPS-u bo na opakowaniach jest to wyraźnie zaznaczone "POMOC UE").

Pracownicy wiedzą jak się kończy wspomaganie takich pijusów, ale im się należy, a naprawdę potrzebująca osoba zostaje odesłana z kwitkiem.
Innym razem MOPS tej osobie przyznał całe 20 zł zapomogi. 20 zł, na 3 osoby w domu. Skwitowała to tylko słowami "zastanawiałam się czy nie zabrać worka po taką kasę".
A pijak dostanie rentę socjalną bo "cierpi" na chorobę alkoholową. Ręce opadają.

Edit bo dla niektórych próba dokonania czegoś jest równoznaczna z dokonaniem.

MOPS

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 285 (371)

#68813

przez (PW) ·
| Do ulubionych
InPost. Temat niemal tak obszerny jak poczynania Poczty Polskiej czy służby zdrowia.

Niedawno zamawiałam dwie przesyłki. Pominę fakt, że pana z InPostu jeszcze nigdy na oczy nie ujrzałam, to teraz przeszedł samego siebie. Dwie przesyłki, od dwóch nadawców. Na bieżąco śledzę przesyłkę na stronie i widzę "Awizowano". Cały dzień jestem w domu, więc nie ma opcji żeby nie mógł dostarczyć. Cóż, punkt odbioru niedaleko, lecę odebrać. Nie omieszkałam zgłosić skargi na "kuriera".

Z drugą przesyłką podobnie, w systemie widzę "Awizowano", a w skrzynce awiza niet. Idę do punktu, wściekła jak osa. Pani zna mnie już na tyle, że wydaje mi bez dowodu osobistego. Pytam się jej, czy te skargi są w ogóle rozpatrywane i czy są wyciągane konsekwencje. Pani odpowiedziała że nie. Sama stwierdziła że to paranoja, i ona też się z tego wypisuje, bo podpisując umowę nie wiedziała w co się ładuje. Że tak ważne przesyłki jak np. sądowe leżą sobie w warzywniaku czy kiosku, gdzie każdy może je zawinąć. Niby mają płacone od każdej dostarczonej przesyłki, ale chyba za słabo skoro nie chciało się panu "kurierowi" nawet awiza w skrzynkę wrzucić.

Hitem było, kiedy czekałam na ważny list z prokuratury, oczywiście w skrzynce awizo, mimo że cały dzień w domu siedziałam. Chcąc ją odebrać, pocałowałam klamkę, bo pani była chora.
I nie wiem czy to 4 piętro tak działa na ten InPost nieszczęsny, czy taka polityka firmy.

InPost

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 246 (278)

#68706

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja miała miejsce kilka lat temu.
Na przeciw bloku w którym mieszkałam, przerobiono szpital policyjny (chyba tak, albo wojskowy, wiem że tam były badania mundurowych), na blok z mieszkaniami socjalnymi. Wiadomo kto tam został ulokowany (broń Boże nie generalizuję, ale w tym przypadku cały odsetek został tam umieszczony).

Idąc do sklepu widzę taką sytuację: na chodniku stoi rodzeństwo max 5 lat, trzymające się za rękę, z zamiarem przejścia na drugą stronę ulicy. Z prawej strony jedzie samochód, nie z zawrotną prędkością, ale te 40 km/h miał. Wyobraźnia pokazuje mi scenę, która dzieje się sekundę później. Dziewczynka puszcza się, i wbiega prosto pod koła nadjeżdżającego samochodu. Zamarłam. Dziecko odrzuciło parę metrów dalej, na przeciwny pas

Dużo nie myśląc podbiegłam, zebrałam ją z tej ulicy (wiem że nie powinno się ruszać, bo możliwy był uraz kręgosłupa, ale jechał samochód, który mógł nie wyhamować i z dziecka zostałaby plama). Z nerwów zapomniałam numeru na pogotowie. Zaraz tłum gapiów, jakaś kobita drze się na mnie że nie umiem dziecka pilnować. Szok.

Pogotowie wezwane, dziecko się drze, guz na czole potężny. Pytamy kogoś z tego bloku, czy wie gdzie jest matka. Ano wiedzą. Matka z kolejnym kochasiem, upita w trupa, kontroli zero. Dziecko zabrane na pogotowie. Pojechałam do tego szpitala, zapytać choćby czy wszystko w porządku, oczywiście pielęgniarka udzielić informacji nie mogła, ale powiedziała że prócz złamanej ręki, dużego guza i wstrząśnienia mózgu nic małej nie jest.
Ciekawostka. Prócz tej dwójki w domu było jeszcze pięcioro innych dzieci (oczywiście każde z innym ojcem), dzieci zostały matce przyznane warunkowo.

Dwa lata po zdarzeniu, trafiło mi się być w grupie w szkole zaocznej z matką tej dziewczynki. Opowiedziałam jej tą historię, a ta z rozbrajającym uśmiechem stwierdziła "Tak, to moja córka była". Brew mi tylko drgnęła, nie skomentowałam. Jaki los dzieciaków dalej, dokładnie nie wiem, ale wspominała coś że młodsze poszły do domu dziecka.

Kierowca który niefortunnie potrącił małą, wiózł żonę na porodówkę, dziwię się że nie urodziła w samochodzie.

dzieci

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 242 (352)

#68616

przez (PW) ·
| Do ulubionych
A jak już tak piszę o tym wyrodnym rodzicu, to napiszę coś jeszcze.

Po tym, jak się cudownie odnalazłam, ojciec pragnął pokazać jaki dobry jest. Więc zabrał mnie na zakupy pt. spodnie, bluzki tym podobne. Zafundował mi założenie tipsów i odpalił coś w ramach kieszonkowego. Po uzgodnieniu z moją matką, zadeklarował się kupić mi podręczniki do szkoły. Rzucił się, nie powiem, wszystkie nówki nie śmigane.
Jak wrócił z zakupów rzucił tekstem do mojej mamy tekstem:
[O]: Gosia, ty wiesz ile ONA kosztuje?
[M]: Tak, wiem, kupuje jej książki co rok, od 10 lat. A teraz powiedz ile zapłaciłeś za komplet podręczników.
[O]: Ponad 300 zł (nie było w tym komplecie książek do języków, bo jeszcze poziom nie był wyznaczony).
[M]: Właśnie, a ja mam od ciebie 280 zł miesięcznie na dziecko.

Tatuś spalił buraka, chyba mu się głupio zrobiło. Ale nie na długo zrozumiał, bo kiedy mama poszła do sądu o podwyżkę alimentów na 500 zł (nie dostałam tylu, musiał urwać 50 zł), miał wielkie pretensje do mnie i do mamy. No tak, bo przecież dzieci żywią się tym, co znajdą na ulicy, a skoro matka miała mnie pod opieką, to on nie musi się dokładać. Ech.

Od razu powiem, że dogadanie się z nim, że matka wycofa sprawę alimentów, i on będzie płacił do ręki, w ogóle nie wchodziła w grę. Zapłaciłby raz, a potem rzucałby po 50 zł, bo on nie ma (a udowodnić że ma nie szło, bo pracował na czarno za granicą). A tak z funduszu co miesiąc pewne pieniądze były.

"tatuś"

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 253 (353)

#68599

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moi rodzice rozwiedli się prawie 23 lata temu, po niespełna roku pożycia małżeńskiego. Przez 16 lat, nie korciło mnie specjalnie żeby osobnika w postaci ojca poznawać, tym bardziej że on sam takiej chęci nie wykazywał. Jednak w wakacje między gimnazjum a szkołą średnią podkusiło mnie, i pojechałam pod adres, o którym mama dość często mówiła. Ojca tam nie zastałam, gdyż nie wrócił jeszcze z pracy z zza granicy, dziadek w ogóle mnie nie poznał, ale za to babcia popłakała się że najstarsza wnuczka się odnalazła (jakbym kiedykolwiek zaginęła, mieszkałam pół godziny drogi od nich). Cóż, wiadomo jak takie spotkania po latach wyglądają, ja osobiście specjalnych żali do nikogo nie miałam, ot chciałam poznać rodzinę. Trafiłam na ich czas przeprowadzki do innego miasta, więc dostałam zaproszenie na święta Bożego Narodzenia do nowego domu. I tu się zaczyna.

Ojciec potraktował mnie jak upośledzone dziecko, a nie nastolatkę, która potrafi przejechać pociągiem z punktu A do punktu B. Nie, on musiał po mnie przyjechać. Ok, jedziemy. Na miejscu radość, ze spotkania, na tą okazję miała przyjechać z Włoch moja chrzestna, siostra ojca, i jego brat, też z Włoch. No, no spęd rodzinny, poznam w końcu wszystkich. Wszystko przebiegało pomyślnie, dopóki nie nastał dzień przed Wigilią. Jako że miałam krótki, acz namiętny romans ze szkołą gastronomiczną, a i chęci do pichcenia nie brak, chciałam na coś się przydać w kuchni. Więc co rusz pytałam babci czy jej nie pomóc, może warzywa obrać, może coś pokroić, może pozmywać. Wiedziałam że szykowanie kolacji z kilku dań dla 11 osób to trochę harówka, i nie chciałam być bezużyteczna. Po którymś usłyszanym "Idź siądź, odpocznij, ty gościem jesteś", odpuściłam w myśl zasady chcesz pomóc, to nie przeszkadzaj.
O ja głupia, trzeba było tam warować jak pies i na siłę znajdować sobie zajęcie. W wieczór przed Wigilią, przypadkiem usłyszałam jak babcia wyzywa na mnie do ojca, że jestem niewychowana, leniwa bo jej POMÓC NIE CHCIAŁAM, nawet kapusty nie pokroiłam. O nie, tak nie będziemy grać. Zachowywałam się najgrzeczniej jak potrafiłam, biorąc pod uwagę mój nastoletni bunt i lekką burzę hormonów. Ponadto, dowiedziałam się, że skoro matka nie potrafiła mnie wychować, to teraz babcia się tym zajmie. I tu nie wytrzymałam:
[J]: A przepraszam, gdzie był ojciec przez 16 lat mojego życia, czemu on nie chciał mnie wychowywać?
[B]: Jak twoja matka nie pozwoliła ojcu ciebie widywać, to jak miał cię wychowywać?
[J]: Przecież ojciec na sprawie rozwodowej powiedział że nie chce widzeń z dzieckiem, to na siłę miała mnie przez płot przerzucać i uciekać? (To nie są niepotwierdzone informacje, widziałam wyrok rozwodowy rodziców, i tam jest notatka że pozwany nie wyraża chęci widywać dziecka).
Tu wtrąciła się [C]hrzestna
[C]: Mamo, ale ona ma rację, przecież A. nie chciał się z nią widywać.
Zamknęły się jadaczki, jednemu i drugiemu.

Dziadek obraził się na mnie, Bóg jeden wie dlaczego. Wyobraźcie sobie, że jedna osoba składa serdeczne życzenia wszystkim dookoła, dzieli się opłatkiem, obściskuje młodsze wnuki, a do Was przez stół macha ręką mówiąc "Zdrowia". Miałam dość, datę powrotu ustaloną na 04.01, przesunęłam na 26.12.
Z prezentami też był cyrk. Od chrzestnej dostałam buty, polar i mp4, od ojca aparat. Kiedy powiadomiłam ojca, że wyjeżdżam do domu, na dowód pokazując spakowaną walizkę, kazał oddać mi prezenty i iść przeprosić babcię. Fajnie, łezka w oku się zakręciła, nie przez te gadżety, ale przez to, że tak mnie potraktował. Powiedziałam że prezenty oddam, a babci nie przeproszę, bo zwyczajnie nie mam za co.
Kłótnia. Kiedy odkładałam wszystkie "dary", od ojca i od ciotki na swoje miejsce, ta zobaczywszy że oddaję to co mi dała, powiedziała tylko że ona tego z powrotem nie weźmie, bo to prezent w końcu.

Ojciec zachowywał się jak kobieta w czasie miesiączki. Raz wyzywał, żeby później przyjść przepraszać i ze łzami prosić żebym została. Nie miałam zamiaru.
Pomijam fakt, wypominania mi w święta tego, że moja matka bierze na mnie alimenty, a oni biedacy ledwo koniec końcem wiążą (dziadkowie emerytury w sumie 2,5 tys., plus ojciec całą wypłatę oddaje babci, serio nie da się za to wyżyć na normalnym poziomie w 3 osoby?).
Cieszyłam się, kiedy usiadłam w pociągu powrotnym do domu.
A matka mówiła że będę żałować, to jak zwykle ja wiedziałam lepiej.

rodzinne święta

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 453 (533)
zarchiwizowany

#68579

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Po ostatnich wybrykach mojego "ojca", miałam szczerą nadzieję że mam spokój z tym osobnikiem po wsze czasy. Ale nie, widocznie to jest ten typ człowieka, który za wszelką cenę chce być pamiętany.
Od chrzcin minął miesiąc, i tyle czasu miałam spokój, kiedy dostałam sms o treści "Agatllo ma, tak chciałaś ojca bez jedzenia". Nosz kurka wodna, jemu cały czas to jedzenie w głowie. Odpisałam dość długą litanią, na co mój mąż powiedział
tylko "uhuhu". Wyjaśniłam mu, co było w jego zachowaniu nie tak, że ciągłe picie jest nie w porządku, że podsłuchiwanie czyichś prywatnych rozmów jest niekulturalne, strzelanie focha i pójście sobie bez słowa na poziomie gimnazjum, i parę innych kwestii. Dopisałam, że zapewne zrobił ze mnie kanalię w oczach babci, więc wszystkie moje "żale" wysyłam też do niej. Co dostałam w odpowiedzi? "Wal się ty niedouczona mendo, zrób sobie burdel tam gdzie mieszkasz". Odpisałam mu tylko że on i moja matka, nigdy nie powinni zostać rodzicami, bo to nie ich bajka. Tak, człowiek który miał mnie gdzieś przez 16 lat mojego życia, a kiedy ja go
znalazłam i pierwsza się odezwałam piał z zachwytu jaką to ma córkę, który przez całe życie prócz 280 zł alimentów miesięcznie nie dał mi kompletnie nic, wymaga ode mnie specjalnego traktowania, a kiedy go nie dostaje, nie potrafi zrozumieć podstawowych kwestii i bluzga. Numer wrzuciłam do spamu, po czym usunęłam z kontaktów. Boję się, że zechce mu się do mnie przyjechać, bo przeprowadził się ze swoimi rodzicami i nie mieszka już 600 km ode mnie, a raptem 70.

"tatuś"

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -8 (38)

#68197

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dobra, coraz poważniej rozważam przebranżowienie się na organizację charytatywną.

To że czasem klient może nie mieć pieniędzy żeby zapłacić za robotę, ja rozumiem, też mamy z mężem lepszy i gorszy czas, ale..

1. Zajmowaliśmy się wykończeniem wnętrz dużego kompleksu (hotel, sale konferencyjne, weselne, kręgielnia itp). Przedsięwzięcie duże, kasa fajna. Ale, piekielny właściciel. Pomijając fakt, że nie miał kompletnie żadnej spójnej wizji co do końcowego wyglądu recepcji czy sali śniadań, czego efektem były przeróbki, to jest to człowiek, który kieruje się zasadą "skoro ja mam pieniądze, to inni mogą poczekać parę dni, i telefonu odbierać też nie muszę".

Facet był bardzo niegospodarny, na całą inwestycję miał kilka ładnych milionów (wykańczaliśmy nowo postawioną część budynku i piętro hotelu), z płatnościami były wieczne problemy. Kiedy kończyliśmy współpracę, zostało do rozliczenia ok. 3 tysiące złotych. Właściciel nie dość że płacił na dwie raty, to do dnia dzisiejszego jest nam winien ok 1200 zł. Tłumaczy się, że nie ma pieniędzy (kurde, mając hotel gdzie w większości jest komplet gości, co weekend wesela i konferencje, nie mieć 1200 zł, to trochę śmiech). I może nawet bym uwierzyła w to że pieniędzy nie ma, gdyby nie to że zaliczył wycieczkę do Meksyku, a w piątek wrócił z 4 tygodniowej wyprawy do dorzecza Amazonki. Co tam ludzie, co tam zobowiązania w hurtowniach, świat trzeba zwiedzać!

2. Mała hurtownia zatrudniała nas jako podwykonawców do remontu nowo powstającego szpitala. Umowa była taka, że po skończeniu prac rozliczamy się. Wspólników w hurtowni jest dwóch. Prace skończone, zastrzeżeń brak, odbiór jest. Ale jeden ze wspólników mówi, że do końca tygodnia uzbiera w kasie żeby nam wypłacić (hurtownia mała, w kiepskim miejscu więc tłumów tam nie ma), bo szczerze nawet na czynsz jeszcze nie zarobił. A drugi wspólnik? Zaliczył w te wakacje Grecję, a teraz jest w Rumunii. Kiedy pierwszy zadzwonił z pytaniem o kasę na czynsz padła odpowiedź "Jak wrócę, to może w przyszłym tygodniu ci dam".
Dzisiaj mąż pojechał tam po klej do płytek, chłopak nawet nie chciał pieniędzy za to.

I powiedzcie mi po co? Po co, dla sorry, ale paru groszy robić z siebie dziada? Facet który ma bajecznie prosperujący biznes, który władował spokojnie z 4 mln zł w inwestycję, miga się żeby zapłacić 1000 zł. Ten sam facet chce żebyśmy coś mu pomalowali jeszcze, ale chyba zapłatę wezmę z góry.

Więc, skoro i tak nie mogę odzyskać od nikogo swoich pieniędzy, bo wojaże dla inwestora ważniejsze, to zacznę się ogłaszać "Darmowe remonty i wykończenia wnętrz".

Ludzie

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 254 (312)

#68152

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Właśnie odmówiłam okazji na zarobek.

Pani, która wyprawiała u mnie na sali swoje wesele, właśnie zadzwoniła z pytaniem, czy wynajmę jej salę na Sylwestra na wyłączność za UWAGA 500 zł. Zapytałam tylko czy żartuje. Pani wielce zdziwiona, więc tłumaczę jej, że jeśli wezmę 150 zł od pary, a tych par będę mieć 50, odliczając koszty alkoholu i jedzenia, to zarobku mam na tej imprezie ok. 4 tysiące. Próbowała dyskutować, ale stwierdziłam, że nie ma sensu ciągnąć rozmowy.

Warto dodać, że pani do biednych nie należy. Na swoje wesele miała zamówiony catering z najdroższej oferty w mieście, z pełną obsługą, więc taka propozycja była co najmniej nie na miejscu. A, to ta sama, która groziła byłym właścicielom sądem i tak skutecznie ich zastraszyła, że musieli oni pokryć różnicę w cenie za wynajem sali. Zawrotne 100 zł.

Czasami zastanawiam się, czy ja na pewno powinnam za wykonywane usługi pobierać opłaty.

ludzie

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 221 (313)

#68001

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O tym jak policja (nie)działa w naszym kraju.

Jest rodzina, niepełna. Matka i dwójka dzieci. Ojciec w innym mieście. Matka nadużywa alkoholu, po którym jest agresywna w stosunku do małoletnich. Ojciec podejmując działania u dzielnicowej, doprowadził do założenia matce Niebieskiej Karty, zainteresował sprawą sąd rodzinny i opiekę społeczną.

Matka wiele sobie z tego nie robi, z regularnych interwencji policji też nie. Do akcji w pewnym momencie wkracza siostra matki, wyżywa się na jednej z dziewczyn, dusi ją po czym zabiera jej telefon (rozbój z pobiciem). Policja wezwana na miejsce zdarzenia stwierdza że:
-kradzieży telefonu nie było, gdyż właścicielem telefonu jest ojciec i to on musi fakt zgłosić na policję;
-telefon zapewne zabrany za karę;
-dziewczyna na pewno sprawia problemy wychowawcze i to jest konflikt rodzinny.

Argumenty że matka ma niebieską kartę, że regularnie wyrzuca młodą z domu i zabrania jej brać jedzenie z lodówki, że sprawa jest pod nadzorem dzielnicowej i była zgłaszana wcześniej do innego funkcjonariusza odbijają się jak grochem o ścianę. Dyżurny stwierdza że: "Ku*wa, przecież to nie jest sprawa dla nas". Zeznania drugiej siostry, która była świadkiem zdarzenia, też nie przekonują niebieskich rycerzy.

Rozmowa telefoniczna z dyżurnym też na niewiele się zdaje, gdyż cytuję: "Skoro dzielnicowa wie o sprawie, to proszę kierować się do niej". Godzina zdarzenia to około 23, a dzielnicowa ma dyżur od 6 rano dnia następnego. Zaznaczam, że ta sama dzielnicowa, kazała za każdym razem kiedy takie zajście będzie miało miejsce, zgłaszać się do dyżurnego, bo to rodzina pod szczególnym nadzorem. Na pytanie czy jak do rana młoda wyląduje na OIOM-ie, bo mieszka z psychopatką, to też należy zgłosić się do dzielnicowej, odpowiedzi nie ma. Na kolejne pytanie, co teraz nieletnia ma zrobić, bo do domu boi się wracać, pada odpowiedź że zawsze można ją zabrać do Pogotowia Opiekuńczego.

Na szczęście telefon został odzyskany, a na nim zapis głosowy całego zajścia (przytomnie włączyła dyktafon), jak młoda błaga żeby ciotka przestała ją dusić, bo nie może oddychać, jak matka, siostra i ciotka grożą jej że nie wypuszczą, bo zabiją i inne rzeczy od których włos staje na głowie.

Widać sprawa przemocy domowej nie jest dla policji. W takim razie co jest? Skoro do bójki nie pojadą, na sygnały nie reagują, to według mnie nadają się tylko do wypisywania mandatów za picie w miejscu publicznym żulkom spod osiedlowego sklepu. Inne czynności przerastają możliwości intelektualne co niektórych niebieskich rycerzy. Szmacą mundur z polskim orłem.

policja

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 425 (503)
zarchiwizowany

#67715

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia, która dla mnie mogła zakończyć się źle. Nawet bardzo źle. Gdyby nie jeden lekarz, od 22 lat, moja matka byłaby u mnie gościem 1. listopada, na mojej kwaterze.

Rok 1993, zima. Zima, nie to co teraz. Mieszkaliśmy na wsi, bez telefonu i wtedy, bez samochodu. Do mojej mamy przyjechało znajome małżeństwo i moja ciotka, tak, coby posiedzieć. Wszystko szło fajnie, dopóki nie zaczęłam nieco dziwnie się zachowywać. Dziwnie, może to złe określenie. Co zjadłam, natychmiast zwracałam górą, traciłam przytomność a na ciele zaczęły wyskakiwać mi czarne plamki. Ciotka postawiła diagnozę; szkarlatyna. Ale znajomemu nie pasowało że dziecko cały czas nieprzytomne. Jedziemy do szpitala. Na szczęście małżeństwo było zmotoryzowane, więc problemem był tylko silnik który nie chciał zapalić za pierwszym razem.

Dojeżdżamy do jednego szpitala. Lekarz popatrzył i stwierdził że to ospa wietrzna i od tego się nie umiera. Ale wujek nie dawał za wygraną. Jedziemy do drugiego szpitala. Tam, lekarz jak mnie zobaczył, popatrzył na moją matkę i zapytał co ona robiła z dzieckiem, bo przecież została może godzina życia. Matka spojrzała na niego jak na kosmitę. Lekarz wezwał do domu panią od analiz laboratoryjnych, wyszło że przyplątała się do mnie sepsa. Paskudztwo. Przetoczyli krew, zrobili punkcję, na zakaźny pasami do łóżka przywiązali z kroplówką z luminalu.

Matka poszła do innego lekarza, bo tego co mnie przyjmował nie było na dyżurze, zapytać się co z tymi wybroczynami będzie (przy sepsie to obumierająca tkanka, bo sepsa to nic innego jak ogólne zakażenie krwi). Lekarz spojrzał na nią, i mówi lekkim tonem "No wie pani, jak chłopczyk był z sepsą i miał wybroczynę na powiece to mu powieka odpadła". Matce nerwowo oko zadrgało, wyszła, cóż grunt żeby dziecko przeżyło.

Matka przynosiła mi pieluchy tetrowe (w tamtych czasach pampersy nie były aż tak ogólnodostępne a ceny kosmiczne). Pielęgniarka, kiedy ściągała mi z tyłka tą tetrę, nie przeprała jej, nic, strzepnęła powiesiła na ramie łóżeczka żeby wyschła. Ze strzykawkami i igłami też było ciężko, a że moja chrzestna była pielęgniarką w innym szpitalu, załatwiała i przynosiła mamie. Niestety te igły i strzykawki pielęgniarki zawijały, a mnie poczęstowały wirusem. Przez przedsiębiorczość pielęgniarek nabawiłam się WZW C, wątroba powiększona na 9 palców.

O chorobie przypominają mi jedynie dwie blizny pod kolanami. Łaskawie się ze mną obeszła. Ale gdyby nie upór wujka, gdyby mama posłuchała pierwszego lekarza i pojechała ze mną do domu i gdyby nie błyskawiczna reakcja lekarza z drugiego szpitala, nie byłoby mnie dzisiaj.

Medycyna poszła do przodu, ale mentalność niektórych lekarzy pozostała ta sama.

lekarze

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 64 (244)