Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

n527

Zamieszcza historie od: 26 sierpnia 2011 - 0:07
Ostatnio: 3 października 2015 - 22:33
O sobie:

Bydlak i upierdliwiec z talentem do przyciagania kłopotów.

  • Historii na głównej: 13 z 16
  • Punktów za historie: 11123
  • Komentarzy: 70
  • Punktów za komentarze: 591
 

#68781

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kiedy wydaje mi się, że widziałem szczyt debilizmu, to okazuje się, ze ponosi mnie zbytni optymizm.

Ulica Obornicka we Wrocławiu, pobocze tam ma ponad 3m szerokości wykonane z tłucznia, okazyjny parking dla autobusów, Tirow, czy osobówek, nikt nie ma pretensji.

Wyjazd z bloków ogólnie ma świetny widok w obie strony, a ludzie na tej ulicy lubią sobie depnąć w pedał, w końcu 4km prostej drogi.

Ostatnio najwidoczniej był jakiś wypadek. Na wyjeździe z posesji, stoi rozwalone auto, musiał być dosyć potężny dzwon, auto nie ma przodu od lewej strony, oraz jednego koła w tymże miejscu. Przednia szyba zbita, z brakującym dużym fragmentem, ale się trzyma, drzwi kierowcy otwarte i zmiętolone, szyba w nich stłuczona w drobny mak.

Auto stoi na poboczu, jednak całkowicie zasłania widok podczas wyjeżdżania, żeby zobaczyć czy coś jedzie trzeba się wypakować na jeden z pasów. Mało bezpieczne, trzeba coś z tym zrobić

O ja naiwny, więc... Dzwonię wiec na SM, zgłaszam sytuację, bo auto stoi od 6 dni - zaczyna działać mi i rodzicielce na nerwy podczas wyjeżdżania.

Dyspozytor potwierdza, mówi, że zaraz wyśle ekipę by uprzątnęła problem, w razie czego prosi by być w domu.

Brzmi super, nie?

Gorzej z tym co zastałem rano, ja wiem, że do SM przyjmują specjalnych inaczej, ale to kurna trzeba być już kompletnym debilem.

Wychodzę rano i auto jak stało tak stoi w plamie płynów.

SM po przyjeździe, założyła BLOKADĘ NA JEDYNE PRZEDNIE KOŁO JAKIE ZOSTAŁO, w totalnie niezdatnym do jazdy pojeździe, po czym wstawiła mandat za wycieraczkę w niewielki ocalały fragment szyby.

Nie wiem już nawet jak to dalej skomentować.

Dobrze, że policja po telefonie 2 godziny później odholowała auto jako, że bloki są prywatne.

Wrocław SM

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 579 (605)

#68076

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Siedzimy w aucie, jakoś tak, początek września, kilka lat wstecz. Słońce świeci, auto przyciemnione szyby, przerwa w rozwożeniu faktur po klientach. Drugi pracownik poszedł do Biedronki po śniadanie, bo już 13, zostałem sam ze szkoleniowcem, który mnie szkolił.

Naprzeciwko nas, jakieś 10m dalej, stoi czerwony cinkacz, koleś coś tam grzebie przy aucie, raz z przodu, raz z boku, kopie tam koła.

Idzie sobie chłopczyk, na moje oko jakieś 11-12 lat, bo ma plecak z Iron Manem, wiec chyba jeszcze ten wiek.

Pan grzebiący przy samochodzie, zagaduje do chłopca.
- Ej, mały panie, pomógłbyś? Bo ja sam nie dam rady.
Młody się nieco zainteresował, podszedł i pyta jak może pomoc.
- Bo auto nie chce zapalić, a chce do domu wrócić, a nie widzę czy eis lampki palą jak pcham. No weź pomóż jak dobry dzieciak.

W tym momencie i ja i szkoleniowiec podnieśliśmy wzrok, i popatrzyliśmy na sytuację przed naszą szybą, bo kto normalny prosi o pomoc 12-latka. Zwłaszcza, że ludzie już przechodzili tutaj tą stroną ulicy i nikogo o pomoc nie poprosił.

- Mama mówiła mi, żeby uważać na obcych.
- No ja jestem Antek, no ale zobacz, nikogo nie ma kto by miał mi pomóc? Wujkowi też byś odmówił jakby cie poprosił, a byłoby to bardzo ważne? A to tylko lampki, za kierownice ci nie dam usiąść, bo za mały jesteś, ale tylko podnieś rękę jak lampki zaczną się palić. Bo ja nawet z tyłu jak patrzę to nie widzę.

Szkoleniowiec na mnie, sprawdza czy kamera w aucie nagrywa, bo kluczyk w stacyjce, "pedofil chyba jakiś, tym bardziej, że ludzie po drugiej stronie ulicy chodzą, trójkąta też nie rozstawił", też jakiś nerwowy się wydawał.

Przekonuje po chwili młodego by wsiadł do auta, otwiera mu drzwi, przy czym rozgląda się nerwowo naokoło w dodatku się uśmiechając jak łysy do sera, w tym momencie szkoleniowiec nie wytrzymuje otwiera okno i krzyczy:

- LUDZIEEEE PEDOFIL!

I nagle cud, Antek biegiem w panice do drzwi kierowcy, nagle auto magicznie odpala za 1 razem i z piskiem opon odjeżdża, mało co nie wpadając pod inną osobówkę na skrzyżowaniu.

Wysiadamy i idziemy do młodego który najwidoczniej nie miał pojęcia co się dzieje, więc się rozpłakał. Nie pozwoliliśmy mu zwiać, bo jednak trzeba to zgłosić, dzisiaj mu się nie udało, a jutro jakiegoś gówniarza w stawie potem znajdą.

Policja wezwana, ludzie w międzyczasie zaczepiali co się stało.
Patrol przyjechał o dziwo aż po 8 minutach z hakiem, pojechaliśmy na komendę, młody też. Spisano nas, przekazaliśmy nagranie, minęliśmy się z ojcem młodego, który najpierw dzieciaczka ochrzanił, a potem cieszył się, że nic mu się nie stało.

Ludzie, wbijcie swoim dzieciakom do łba podstawowe zasady.

Wroclaw

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 679 (711)

#66304

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na co dzień nieskromnie myślę, że widziałem już każdy rodzaj debilizmu, braku wyobraźni, czy czegoś co po prostu jest tak abstrakcyjne, że nie mogę nawet temu znaleźć miejsca. Świeżak z ostatniej kategorii.

Przedwczoraj skończyliśmy instalację nowoczesnej (w porównaniu do poprzedniej z lat 90) instalacji P-poż (zraszacze, czujniki dymu/ognia, przyciski pożar, okablowanie i centralki kontrolne) w magazynie oraz punkcie przeładunkowym "SuperSzmatex9000" z odzieżą głównie używaną, ale też miały tam stanowiska inne firmy ze swoim towarem - ortaliony, kurtki przeciwdeszczowe, odzież sportowa, adidasy etc.

Czujniki temp/dymu z racji wysokości hali oraz tego, że miejscami liczba poziomów się waha, zostały umieszczone na wspornikach dachowych, sufitach poziomów, oraz na wysokości 4m na "regałach", na których stoją palety z zapakowanym towarem.

Jesteśmy debeściaki, po napełnieniu instalacji wodą nigdzie nawet najmniejszego przecieku, oddajemy do podpisu uprawnionym organom oraz właścicielowi i ja zaczynam weekend, reszta ferajny jedzie do Warszawy zakładać czujniki w nowo budowanym bloku mieszkaniowym - więc robota na tygodnie.

Śpię sobie snem sprawiedliwego, ale wybudza mnie marsz imperialny, szef dzwoni.

- Jest [długa cenzura], instalacja w XXXXXXX wystrzeliła w nocy, straty będą na pierdyliard pesos. Byłeś tam, to pomożesz mi to obejrzeć. Będę za 15 minut.

Co jak co, ale trochę mi się w kroku skurczyło na taką wiadomość, a że mam wyglądać w miarę wystawnie, to golę irokeza na zero i czekam na szefa, wskakując w wyjściowy kombinezon z logami firmy (na kontrolę etc musimy mieć wyjściowy kombinezon, polityka firmy - zwykle pracujemy w nocy, lub klienci nas nie widza wiec popylamy w roboczym).

Zbieram rykoszetem wkurzenie szefa przez półtorej godziny jazdy, na miejscu zbieramy mięso od kierownika obiektu na wejściu i obietnice pozwu na pierdyliard pesos. Ludzie ratujący swój przemoczony towar mordują nas wzrokiem i wyzwiskami pod nosem.

Bierzemy laptopa i idziemy do centralki. Mając kombinezon z logiem i nazwą firmy, czuję się gorzej niż Brytyjscy piloci podczas 1 wojny światowej jak godłem okazała się "tarcza strzelnicza". Szef ściąga loga i obserwujemy co się działo w systemie - pingi między czujnikami w porządku, żadnych metek "Awaria" = pytamy się kiedy odpalił alarm, przewijamy do odpowiedniego miejsca i widzimy.

Czujnik temperatury 4 = 21:37:23 - Alarm PPOŻ.
Czujnik dymu 4 = 21:37:25 - Alarm PPOŻ.

Czyli w sektorze z towarem na bank nie było awarii (gdyby było zwarcie, to nie byłoby podwójnego uruchomienia różnych czujników w różnym czasie).

Informujemy właściciela obiektu oraz kogoś z inspekcji kto się właśnie pojawił, że idziemy zobaczyć czujnik. Oczywiście nikt nam nie wierzy i wciąż słuchamy jak nas smarują, nie przejmując się, że idziemy 1 metr przed nimi. W międzyczasie magicznie pojawiać się zaczynają rzeczoznawcy od oceny szkód. Zaczynam się pocić mniej od szefa.

Drabiny nie ma w punkcie gdzie powinna być (na wysokość 4m drabiny są nieco długie, plus do niesienia takiej powinny być 2 osoby, BHP) Znajdujemy ją w 2 części hali, nikt nie pomaga mi jej nieść, szef w garniturze za 6kafli i z laptopem pod pachą. Na prośbę o pomoc kogoś z grupy wzajemnej adoracji, zostaję zlany, szef tylko spogląda na mnie przepraszająco.

Wspinam się po czujnik 4, zdejmuję go i oglądamy go już w biurze ochrony, gdzie szef rozmontowuje go na części.

W kratkach widać sadze, ktoś nieumiejętnie go też przetarł, widać też stopioną delikatną siateczkę z plastiku.

Robimy kolejne zdjęcia czujnika. Pokazujemy to na dowód, że nasza instalacja nie dostała jobla i nie wystrzeliła sama z siebie.

Właściciel obiektu mówi, ze chce zobaczyć monitoring w takim razie.

Nagrań magicznie brak tylko z 2 kamer. A raczej, "błąd odczytu", właściciel rycząc jak bizon wzywa Merlina z IT, który mówi, że da się odczytać, bo są kopie jeszcze na drugim serwerze, ale z racji tego że nie ma prądu w obiekcie głównym, to musi iść podłączyć dysk do swojego laptopa. Wraca z dyskiem po 5 minutach. Po chwili w pokoju nieźle wrze, lata takie mięso, że rude portowe pracownice by zbladły. Szef idzie zapalić z nerwów, jak wyjdą to dostanę pierwszy, pięknie...

Godzinę, którą wypełniały telefony, oraz zamieszanie - generalnie okazuje się, że (już ex) współwłaściciel obiektu... (nagroda Darwina dla niego), wieczorem po odbiorze chciał sprawdzić czy nasza instalacja działa, bo nic nie mrugało i nie świeciło... Wyszedł więc z genialną inicjatywą... No, przystawił do czujnika zapalniczkę benzynową.

Bijąc tym nowy rekord głupoty, z którą się prywatnie spotkałem.

Przeprosin żadnych oczywiście.

firmy

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 883 (937)

#66234

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W firmie robimy zabezpieczenia pożarowe, montujemy rury, zraszacze, paćkamy to wszystko w odpowiednie kolory, a potem jedziemy na drugi koniec Polski robić inne zlecenie.

Naszym krążownikiem szos jest stary, pożółkły kamper i przyczepka, ogólnie duże bydlę, bo musi pomieścić trzy osoby i sprzęt, a do tego jest antena od internetu na dachu. Standard lepszy niż w hotelu, ale palić nie wolno.

Jak każdy wie, takie duże maszyny mają całkiem potężny silnik, nie jest problemem rozpędzić campera do prędkości 150 na godzinę i dosyć łatwo jest ją utrzymać z jego masą.

Trasa z Warszawy do Sanoka, godziny dosyć popołudniowe, wręcz nocne, wyprzedzamy Toyotę Avensis, ogólnie nikt nie zwrócił na nią uwagi. Kierowca toyoty najwidoczniej nie mógł znieść ujmy na honorze i przy 110 zostać wyprzedzonym przez kampera na autostradzie, więc dał ile fabryka dała i wyprzedził nas, a potem zaczął chamować* przed naszym nosem (*zachowaniem jak i hamulcami).

Andrzej za kierownicą jest tolerancyjny chłop, ale mięso poleciało.

- Kamera włączona? - Ano.

Sytuacja powtarzała się kilka razy ile razy go wyprzedziliśmy, próbował nas zmusić do uderzenia go, i w końcu koleś ewidentnie zdenerwował Andrzeja tym, że próbował wymusić kolizję. Andrzej to chłop z anielską cierpliwością, ale krótką.

Przy następnym wyprzedzaniu Pana od Toyoty, Andrzej wiedząc co się święci, dodał zwyczajnie gazu i z uśmiechem maniaka pokazał zęby.

Kamper ma dwa zderzaki, jeden plastikowy zewnętrzny i drugi grubości szyny kolejowej, który jest częścią podwozia, schowany pod tym plastikowym, nikt nie wie kto go tam dospawał, ale jest i sprawdził się świetnie.

Toyota skończyła w większości bez bagażnika i w barierkach, przód i tył dosyć skasowane, pan kierowca nie był zbyt zadowolony i ochoczo zgodził się na wezwanie policji, gdy tylko odmówiliśmy zapłacenia mu łapówki oraz spisania, że to nasza wina, i zgodzimy się pokryć wszystkie koszty.

Przyjechała najpierw laweta (no bardzo zabawne), piętnaście minut później patrol Policji.

Cóż, pan Toyka był bardzo wyszczekany, do czasu aż Andrzej przyniósł laptopa i panom policjantom zaprezentował całe 15 minut wymuszania z premedytacją, raz za razem.

Pan Toyka stracił prawo jazdy bo okazało się, że ma 8 punktów i z podobnych zachowań jest drogówce znany.

Andrzej pakując plastikowy zderzak do kampera mruknął tylko "warto było".

polskie_drogi

Skomentuj (47) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 678 (742)

#44744

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Podziwiam dwie rzeczy, ludzka pomysłowość i towarzyszącą jej często głupotę.

I cytując tutaj jedno zdanie z filmu "Niektórzy ludzie chcą patrzeć jak świat płonie."

Ktoś, nie wiem kto, ale w pewien sposób szacunek dla was, za tak wymyślny i banalnie prosty dowcip.

Na szybach i wspornikach przed popularnym marketem z pożytecznym owadem w szyldzie grupa żartownisiów nakleiła kartkę, z takim oto tekstem.

"Drodzy klienci!

W związku ze zwiększonym ruchem spowodowanym zbliżającym się okresem świątecznym sieć robaczek postanowiła uruchomić terminale płatnicze obsługujące transakcję kartą.

O szczegóły proszę pytać przy kasie płatniczej, sprzedawcy udzielą państwu wszystkich informacji.

Wesołych świąt i udanych zakupów życzy państwu J.M i sklep robaczek.

Podpis."

Efekty prawdopodobnie przerosły wszelkie oczekiwania.

sklepy

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 459 (551)

#35876

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zajmuje się malowaniem powierzchni stalowych farbami ognioodpornymi, praca ma to do siebie, że jest brudna. Wracam z ciekawymi białymi zaciekami po łokcie, na twarzy i w zaroście.

Temat przewodni: Stary człowiek i może...

Jadę sobie, śmierdzący benzyną, uwalony farbami po łokcie, słucham muzyki.
Widzę, że babka na mnie patrzy i coś mówi, szybki stop mp3.
-... I jak nie będziesz się gnojku jeden uczyć, to skończysz jak ten chłopak. (bla bla bla)
Nachyliłem się do przodu i spojrzałem na kobietę.
- Pani, ja dzisiaj 300zł dniówki dostałem. Studiuję i mam maturę. A pani ile dzisiaj zarobiła? - piękny uśmiech.

Tutaj miejsce na epitety, ludzie są bardzo przewrażliwieni jak podchodzi się do nich kulturą i zwróceniem uwagi. Ogólnie, że takie gnoje to za byle gówno 300zł dostaną, a ona biedna musi tydzień pracować na taką kwotę.

Na to wychyla mi się pan dziadek o aparycji podstarzałego amanta, poprawia sobie wąsa i rzecze zalotnie.
- A chce pani szybko trzysta złotych zarobić?

I biadolenie się szybko skończyło, kobieta uciekła czerwona z autobusu na najbliższym przystanku.

Uwaga na starego świntucha.

Autobusik

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1256 (1292)
zarchiwizowany

#32937

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia sprzed kilku miesięcy.

Motyw przewodni "Idź być grubym gdzie indziej!"

Jestem tolerancyjną osobą, ale dosłownie tolerancyjną, nie tępię czegoś, jeżeli nie wchodzi mi na głowę, potem ostrzeżenie, a następnie gryzę.

Jechałem tramwajem, pora w granicach około 17, tramwaj przelotowy przez całe miasto właściwie, na długość.
Ludzi tak całkiem całkiem sporo, bilet kupiony, skasowany. Odłożony na gumę uszczelniającą przy oknie.

Wchodzi kobieta, nie, drednot, nie, czołg, tłusty czołg, landcruiser szerokości drzwi niemalże. Sunie, dosłownie drapiąc szpilkami (zbrodnia przy takiej tuszy nosić szpilki) o schodki, w dłoni kula. Wstaję więc i odstępuję miejsca, dupa i tak bolała od siedzenia cały dzień na uczelni, więc co mi tam.

Ani dziękuję, ani nic. No dobra, niech jej będzie. Nagle puknięcie w ramię, z uprzejmym "przepraszam". Odwracam się, kontrola. Spoko, każdy pracuje uczciwie, obracam się by sięgnąć po bilet.

- To mój bilet! Gówniarze złodzieje erdoleni, urwy i uje niewychowane... - i leci, no przyznam, wryło mnie.
- To mój bilet, zostawiłem go ustępując pani miejsca, pamięć zawodzi? - w głowie mieszanki, które sprawiają, że pracownicy portowi się czerwienią.

No cóż, kobieta upiera się, że to jej bilet, chociaż prawda do zniżki nie posiadała, mimo, że stwierdziła, że jest niepełnosprawna. Na głowę, na pewno.
Kanar patrzy na mnie, na kobietę, widać, że wie co się świeci, ale mandat trzeba wypisać. Raszpla nabiera czerwieni i zaraz wybuchnie. Wybiera mnie. Cóż, mój błąd. Zdarza się.

- Ej, synu! - tutaj czuję jak ktoś chwycił mnie za rękę i wcisnął mi papier w dłoń.

Obracam się, siwa głowa, koloratka, strój Neo. Patrzę w dłoń, bilet, cena 2.40, czyli pełny. WTF?

- No bilet ci z kieszeni właśnie wypadł, młoda głowa, sianem napchana, toś się zamotał. - Poklepanie mnie po ramieniu, pełne niezrozumienie tematu z mojej strony. - Bo przecież twój?

Kanar na mnie, na księdza. Ja w tym momencie odpaliłem mózg w końcu, łapiąc co się dzieje.
- Proszę księdza, ale przepisy...

Śmiech księżulka.
- Panie, mnie tam tylko Bóg osądzi! - I wyciągnął dokumenty, by wziąć za mnie karę.

I cały mój pięlegnowany latami antyklerykalizm diabli wzięli.

Wrocław

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 408 (426)
zarchiwizowany

#31784

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ostatnie dni miałem ciężkie, więc mój organizm jest rozstrojony bardzo. Po sytym obiedzie (czyli takim, po którym człowiek pochylony idzie się położyć z książką) wymknąłem się z domu do sklepu, do marketu, pogoda śliczna, a mi ostatnio powietrze zaczęło służyć. Ludzie mili, dzieciaki mnie zaczepiły i nawet obyło się bez odganiania ich kijem.

W markecie bardzo zawiedziony, nie ma mountain dew, jakiś dzień bez mountain dew, nigdzie nie ma dużej butelki. No zmowa jakaś.

Stoję w kolejce do kasy, w jelitach i żołądku zaczyna mnie kręcić, nawet nie zdążyłem wyskoczyć przed kasy, ostatnim odruchem pochyliłem łeb i zwymiotowałem pod siebie.
Zrobiło mi się słabo i oparłem się o ladę, widząc mroczki.
- Przepraszam... - wydukałem, widząc jak jakaś matka z dzieckiem z przerażoną miną podaje mi chusteczkę bym otarł twarz. Byłoby fajnie, niestety ludzie w dalszej kolejce woleli się zająć wyzywaniem mnie od świń, ćpunów i innych miłych. Gratulacje ludzie.

Popatrzyłem na ludzi, widząc jak biegnie już ktoś z obsługi z mopem. - Jak chcecie to sam to posprzątam. (tutaj nastąpiła obronna tyrada pani z mopem, że klient nie może i zdarza się czasami) - ale nie, kto inny zrobi. Obróciłem się do "urażonych ludzi i wypaliłem tekstem, który mi przyszedł do głowy" - A może ja na chemioterapii jestem co?

Ochroniarz pomógł mi usiąść na ławce i zapytał czy wszystko w porządku, czy karetka i czy coś, ktoś nawet podał mi wodę w kubku plastikowym.

Gdzie piekielność?

Ktoś ukradł moje zakupy i resztę, a przecież sami "porządni" ludzie tam stali.

Market.

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 217 (271)

#30601

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak człowiek uczy się na pamięć numerów czterocyfrowych do bramek w pracy, to mu się czasem miesza. Czyli zapomniałem pinu do komórki, raz na rok wyłączałem i jakoś wyszło.

Idę do punktu, biorę numerek i siedzę. Moja kolej, okej, podchodzę do kobiety, prezentuje sprawę, dowód. Sprawdzamy i... Zonk.

K: Nie, nie mogę pomóc, telefon jest na matkę, ale mimo, że pan jest upoważniony do zmian, jest w systemie, oraz przyniósł dowód, to jednak nie mogę pomóc.

J: Dlaczego nie? Przecież wszystko jest w systemie, to chyba nie problem?

K: No bo nie, po prostu nic nie mogę zrobić. To wszystko?

J: Nie rozumie pani, że potrzebuje tego telefonu? Zaraz wyjeżdżam, a bez telefonu nigdzie nie dam rady na miejscu dotrzeć. Nawet jak mi go odblokujecie, to mogę go zostawić tutaj, na dowód, że go nie ukradłem. Numery sobie spiszę tylko.

K: Nie rozumiem i nie mogę panu pomóc, bardzo mi przykro, ale za to zaproponuję panu pakiet 500 minut do wykorzystania od zaraz. To naprawdę świetna oferta!

A w myślach, stary spot internetowy o Orange - Zostałeś wyruchany w sposób Orange: OR-alnie AN-alnie GE-neralnie.

Pomarańcza

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 698 (758)

#28947

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Święta, więc jak święta to i historie rodzinne się słyszy.

Wuja mieszka na Podkarpaciu, w czymś, co można uznać już za miasteczko. Dwa kościoły aż są. W jednym młody ksiądz, do którego młodzi chodzą w drugim starszy, do którego starzy.

Historia tyczy się osławionego już in-vitro. Brat wuja wraz z żoną przez 8 (!) last starali się o jakiegokolwiek potomka, bezskutecznie, a jak desperacja, to i człowiek wierzący brzytwy się chwyci. Udało im się jakoś po ciężkich bojach dojść do etapu, gdzie wszczepiono już maluszka jego mamie... I nagle Cud, udało się, czwarty miesiąc, dziecko rośnie poprawnie, rodzice szczęśliwi, znajomi się dowiedzieli, że się udało i ogólnie cud, ale jakimś pechem, wiadomość jak, wyszła poza grono osób wtajemniczonych i dotarła pocztą pantoflową do księdza B. Ten z ambony urządził kazanie w stylu "Nagasaki bukkake style" dużo śliny, krzyków i potępienia.

No więc zaczęło się, wuj nasłuchał się tu i ówdzie na wsi, co to za jego syn będzie, a że to człowiek starej daty. To wsiadł w samochód i pojechał z bratem do księdza, coby mu wytłumaczyć, że to dziecko wymodlone i że wstyd mu zrobił.

Wynik rozmowy wiadomy, ksiądz naubliżał wujowi porządnie, bratu wuja też, ale rzucił słowo za dużo i w papę dostał aż się nogami i sutanną nakrył. Zamknął się na zakrystii i zadzwonił po policje. Policja przyjechała, księdza wysłuchała stron też, po czym w protokole pojawiło się, że od księdza czuć było alkohol, ten jak wiadomo odmówił badania, wyzywając też policjantów. I rzucając na koniec w nich papierami, jak Ci stwierdzili, że sam sobie winien jest. Porządnemu człowiekowi reputacje szargać.

Zapomniałem dodać, wuj to człowiek co za swoje pieniądze przedszkole wybudował, gdzie po kosztach małżonka pracuje i 7 miejsc pracy zapewnił, firmę też ma, pracy daje ludziom co lato sporo, pieniądze pożycza bez procentu i zawsze pomoże jak się coś złego dzieje (wożenie kobiet do szpitala czy coś).

Solidarność sąsiedzka zadziałała. Księdza przenieśli, po tym jak rozeszła się druga plota, że ksiądz kochankę ma, oraz że alkoholu nadużywa, a że i pieniędzy kościelnych uszczknąć lubił.

"Kto mieczem wojuje od miecza ginie", a plotka to potężna rzecz.

Podkarpacie

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 628 (750)