Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

naturalnawodamineralna

Zamieszcza historie od: 7 marca 2011 - 21:52
Ostatnio: 28 maja 2021 - 7:56
  • Historii na głównej: 8 z 21
  • Punktów za historie: 5470
  • Komentarzy: 38
  • Punktów za komentarze: 98
 
zarchiwizowany
O tym, jak zamówiłam sobie bluzę (będzie w punktach, żeby się łatwiej czytało):

- w niedzielę rano, 26 stycznia, zamówiłam sobie w sklepie internetowym bluzę

- po południu dostałam maila ze sklepu z informacją, że dziękują za zamówienie, realizację (szycie, bo to towar na zamówienie i może to potrwać do 14 dni) zaczną, jak dostaną pieniądze na konto i z pytaniem, czy wysłać na adres, który podałam przy rejestracji, czy na inny

- wieczorem zrobiłam przelew, napisałam maila, że pieniążki poszły i proszę o wysyłkę na inny adres (do pracy, żeby kurier/listonosz na pewno mnie zastał)

- poniedziałek: telefon z tej firmy, kiedy wyślę pieniądze- odpowiedziałam, że przecież już wczoraj napisałam, że wysłałam i podałam inny adres wysyłki- pan przeprosił, widocznie nie zauważyli maila/pracownik mu nie powiedział, że pisałam i że w takim razie zaczynają realizację (co potwierdzili w wieczornym mailu do mnie)

.....

- dzisiaj (6 lutego) napisałam do nich maila, jak tam moja bluza, kiedy będzie gotowa itp. (mają jeszcze czas, ale już się nie mogę doczekać)

- dzwoni szef (S) i bardzo mnie przeprasza, bo przesyłka poszła już 29 lutego, ale pracownik się pomylił i wysłał ją na adres z rejestracji (domowy) a nie ten z maila (do pracy) i pyta, czy ja będę w stanie to odebrać? i na następne zakupy dostanę rabat 10% i oni baaaardzo przepraszają- w sumie nic się nie stało, powiedziałam, że jak wrócę z pracy sprawdzę awizo i odbiorę sobie z poczty (10 min spacerem)

- jak powiedziałam, tak zrobiłam, tylko że awiza w skrzynce brak... niezrażona (wzięłam pod uwagę nieogarnięcie moje lub listonosza, mogło się gdzieś zgubić) idę na pocztę- a tam przesyłki brak... no to dzwonię do S i mówię, że nie ma, a być powinno i pytam, na jaki adres to wysłali? S mówi, że sprawdzi i oddzwoni

- S oddzwania, sprawdził i wysłali na adres taki, jaki podałam przy rejestracji, ul. Piekielna 10... ja na to, że ja mieszkam na ul.Piekilnej 10C/ 17!!! i okazało się, że pomyliłam się przy rejestracji... (jestem zła sama na siebie, grrrr...) - mówię S, że w takim razie to wróci do nich i niech mi to wyślą jeszcze raz, on że OK

- dzwoni S i mówi, że w sumie to mu się przypomniało, że wczoraj przyszło do nich jakieś awizo na "zwrot niedostarczonej przesyłki", ale on był na poczcie i tam w ogóle nie mieli tej paczki! W tym momencie witki mi opadły... S obiecał, że jeszcze raz pojedzie dzisiaj na pocztę i sprawdzi, czy tego tam nie mają

- S dzwoni kolejny raz- po numerze przesyłki sprawdził to na stronie poczty, gdzie jest napisane, że dzisiaj "przesyłka została przekazana do dostarczenia" - czyli dzisiaj dostał ją mój listonosz! byłoby super, gdyby nie fakt, ze nie ma u mnie ulicy Piekielnej 10 (pod tym adresem jest wielki blok- bez nr mieszkania nic nie dostarczy)

I teraz liczę na to, że złapię tą przesyłkę na poczcie zanim ją odeślą...

Idę na pocztę...

I kto tu był bardziej piekielny?

gdzieś w odmętach poczty

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -24 (30)
zarchiwizowany
Akt I

Kupiłam buty na Allegro. Zapłaciłam, sprzedający otrzymał wpłatę. Czekam na mail (wysyłka kurierem), że nadano paczkę/jest w drodze/będzie jutro czy cokolwiek- mail miał być od firmy kurierskiej. 2 dni później: sprawdzam maila, żadnej informacji. Godzinę po tym kurier przywozi paczkę. 2 godziny po przyjeździe kuriera odbieram maila od firmy kurierskiej: "Informujemy, że została do Pani nadana przesyłka o numerze xxx" Szybcy są, nie ma co....

Akt II

Buty mi się na żywo nie spodobały, odsyłam je więc sprzedającemu, który zaznaczył, żeby wysłać je Pocztą Polską. Karton zapakowany, poszłam w sobotę na pocztę. W części (u mnie na poczcie to osobne pomieszczenie) zajmującej się wysyłką paczek 2 okienka. Identyczne- każde opisane "nadawanie i odbiór przesyłek listowych, nadawanie i odbiór paczek". Stanęłam w ogonku do pierwszego- wydawał mi się krótszy. Stoję, czekam, po 20 minutach dotarłam do okienka. Chcę podać pani w okienku paczkę i słyszę "ale to nie u mnie, paczki to u koleżanki obok..." Nosz kur**. Pytam dlaczego, skoro oba okienka są takie samo i u niej jest napisane "nadawanie paczek"? Odpowiedź: bo dzisiaj jest sobota a w soboty tylko u koleżanki. No tak, a ty żuczku mały, petencie marny stój, masz przecież czas...

Akt III

Muszę nadać paczkę. Co wybrać, kuriera czy pocztę...?

kurierzy/poczta

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -11 (33)
zarchiwizowany
Jak to miło być docenionym w pracy...

Pracuję w dużej spółce giełdowej. Dzwoni telefon.
Ja: Dzień Dobry, Krystyna Piekielna, biuro relacji inwestorskich KOGUCIK S.A.
Akcjonariusz: Bry, ja jestem waszym akcjonariuszem i mam rachunek maklerski (wow!) i bym chciał porozmawiać o waszych akcjach i sytuacji spółki, to mogę rozmawiać z Panią czy z kimś kompetentnym?

Kurtyna.

taka sobie firma

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2 (72)
zarchiwizowany
Kolejna opowieść z cyklu "białe szaleństwo" czyli trochę o państwowej służbie zdrowia

Znajomy znajomej, facet koło 50ego roku życia dowiedział się, że ma problemy z sercem i konieczna jest operacja. Poszedł do szpitala, nota bene znanego z tego typu operacji i uważanego za bardzo dobrą placówkę pod względem opieki kardiologicznej.

Operację miał, udała się, ale jak to po zabiegu na sercu trzeba bardzo na wszystko uważać. Razem z nim na sali było jeszcze dwóch panów, też po niedawnych operacjach na sercu. Parę dni temu powiedziano im, żeby zeszli na dół na rentgen, od razu wszyscy w trójkę. Jednak nikt nie nadmienił, że powinni się ubrać, bo gabinet RTG jest przy wejściu do szpitala, gdzie hula wiatr i wpada śnieg gdy ktoś tylko otworzy drzwi. Siedzieli tak sobie w piżamkach czekając godzinę na rentgen, a ciepło im nie było.

Teraz poza dochodzeniem do siebie po operacji leczą się dodatkowo na zapalenie płuc. Wszyscy trzej.

pewien szpital na Śląsku

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 121 (145)
zarchiwizowany
Historia metal_fish o rozmowach z jamniczką przypomniała mi inną zabawną sytuację opowiedzianą mi przez znajomych. Do rzeczy:

Znajomi, małżeństwo mieli jamnika koloru rudego (czy tam rudobrązowego, no klasyczny odcień jamniczy). Małżonka również była ruda i to dość ogniście. Mieszkali w bloku posiadając przy tym paru piekielnie zainteresowanych wszystkim wokół, w tym życiem współlokatorów, sąsiadów.

Któregoś weekendowego wieczoru wrócili dość późno (2-3 w nocy) z jakiejś większej imprezy. Jako, że są to ludzie w zasadzie nie pijący, to musiała być naprawdę wyjątkowa okazja, gdyż Pan Mąż (M) troszkę sobie dogodził i widocznie naszedł go jakiś ckliwy nastrój. Żona poszła do łazienki a on czule wita się z jamnikiem po paru godzinach nieobecności tymi słowami:
M: Moja Ty królewno, księżniczko jedyna, nawet nie wiesz, jak mi jest źle bez Ciebie! Moje Ty rude słoneczko, ty piękności najmilsza, chodź zrobię Ci kolację i położymy się spać razem, co? Nawet Cię kołderką przykryję jak chcesz...
I poszli spać.

Następnego dnia żona spotyka sąsiadkę (S), która do niej wypala:
S: Pani, jak ja Pani zazdroszczę takiego chłopa, cud nie facet, żeby mój raz w życiu tak do mnie powiedział, ale on tak nie umie, a ten Pani mąż to jak poeta mówił!

Żona w szoku, podziękowała za komplementy, wróciła do domu. I tam dopiero mąż wyjaśnił, kto w tym domu jest prawdziwą "rudą księżniczką"...

blok z rudym jamnikiem

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 261 (283)
zarchiwizowany
Tym razem bardziej śmiesznie, niż piekielnie, ale może też wpisywać się w serię opowieści o postrzeganiu Polaków przez inne narody.

Do firmy, w której pracuję, przyjechali z pewnym biznesem panowie z Holandii. Gadka szmatka, rozmowy o biznesie, po czym panowie wraz z dwójką naszych pracowników poszli na teren hal produkcyjnych. Holendrów oprowadzali O. i M., przy czym M. nie mówi po niemiecku a po angielsku tylko trochę (zna parę słów, ale bardziej rozumie niż coś z sensem powie). Ale M. musiał się pojawić, bo jest kierownikiem działu, którego ów polsko-holenderski biznes dotyczył.

Rozmowy przebiegały w bardzo luźnej atmosferze, nagle ktoś z pracowników coś niósł czy coś w tym stylu i M, mu pomógł (coś podniósł ciężkiego czy przytrzymał). O. w żartach mówi do Holendrów po angielsku:
- Patrzcie, jaki silny, a jaki przystojny, no super chłopak! Może się podobać kobietom, może i nawet facetom...
Tu śmiech, taki tam żarcik, po czym M. wypala łamaną angielszczyzną:
- No, no, I like children!
Cisza... i te spojrzenia...
Po czym M.: Sory, sory girls! Not children, only girls!

Taki jeden zakład pracy

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 149 (219)
zarchiwizowany
Serdecznie pozdrawiam i gratuluję osobie, która w parę dni temu ukradła plastikową (!) klamkę od wewnętrznej strony drzwi do mojej klatki i na dość długi czas zamknęła sąsiadów w środku. Na jakimś skupie za tą plastikowa klamkę dostał pewnie z zyliard dolarów...

mój blok

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 135 (185)
zarchiwizowany
Z cyklu tym razem ojciec roku...

Pozdrawiam genialnego tatusia, który dzisiaj w Wiśle na stoku Soszów na samym środku niezbyt szerokiej trasy, w miejscu łączenia się jej z drugą, w "godzinach szczytu" i dużej ilości narciarzy i snowboardzistów oraz padającym śniegu dość konkretnie ograniczającym widoczność i zaraz za ponad 90cio stopniowym zakrętem uczył swojego na 4-5 letniego synka jeździć na snowboardzie... Bravo!

Wisła Soszów

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2 (38)
zarchiwizowany
Historia transportowa, posylwestrowa:

Niedziela, 1 stycznia, czas apokalipsy. Trzeba wracać do domu z wyjazdu, trasa Szczyrk-Sosnowiec. Najpierw PKS ze Szczyrku do Bielska, oczywiście puścili chyba najmniejszy jaki był, my wsiadaliśmy na samym początku trasy ale już w centrum Szczyrku ludzie wyczyniali cuda aby zmieścić się do tego (jednego z dwóch tego dnia) busa. Podróż- długa, ciasna, ale w końcu dotarliśmy do Bielska.

Pociąg mieliśmy o 17.02, bilety kupione, na peronie byliśmy jakieś 20 minut przed przyjazdem składu. I tu już zaczęliśmy się mocno niepokoić, bo na peronie robiło się coraz tłoczniej i tłoczniej, miałam wrażenie jakby ci ludzie się mnożyli jak jakieś komórki przez podział w przyśpieszeniu. Pociąg oczywiście lekko opóźniony, jechał ze Zwardonia m.in. przez Żywiec. Podjechał. TRZY wagony. Nawet nie wiedziałam, że ludzie są tak giętcy i potrafią się tak skompresować, a to byli dopiero ci, którzy w pociągu przyjechali. Z około 100 osób na peronie dobiło się do tej puszki w ludzkimi śledziami zwanej pociągiem około 20.

I tu znaleźlibyśmy się się w przysłowiowej d***, ale na szczęście za chwilę odjeżdżało TLK do Gdyni. Bilety mieliśmy co prawda na osobówkę, ale trudno, jakoś trzeba wrócić do domu. Wsiedliśmy, kupiliśmy bilety, na tamtych niewykorzystanych konduktor przybił pieczątkę o ich niewkorzystaniu i musiał na KAŻDYM (a było nas 10 osób) bilecie opisać, gdzie kiedy skąd i dokąd pociągiem jakiej relacji, o jakim numerze, o jakiej godzinie nie pojechaliśmy (i sto innych durnych rzeczy). Ledwie to zmieścił drobnym maczkiem na tych biletach, które nie są największego formatu, no współczuję mu generalnie. I powiedział, że w sytuacji, gdy nie zmieściliśmy się do pociągu, mamy prawo jechać innym przewoźnikiem na tej samej trasie a PKP ma obowiązek oddać nam 100% kwoty za bilet. I do tego dodał: ale i tak na pewno będziecie musieli się kłócić w kasie...

I oczywiście się nie pomylił, Pani w kasie stwierdziła, że na bilecie powinna być też informacja, że się nie zmieściliśmy, bo pociąg był przepełniony. Po pierwsze- ciekawe gdzie ten konduktor miał to wpisać, na bilecie nie zostało już ani cm kwadratowego miejsca, po drugie- skąd my mieliśmy o tym wiedzieć? 40 minut negocjacji nic nie dało, napisaliśmy reklamację, ale chcieliśmy kopię tego pisma i ksero biletów, ale Pani nie miała ksera. Chcieliśmy więcej druków reklamacji, ale Pani się skończyły- na cały dworzec w Sosnowcu Pani miała 2 (słownie: dwa) druki reklamacji. Po prostu genialne!

A do tego wisienka na torcie:
Wysiadamy w Sosnowcu, pociąg do Gdyni, więc długodystansowy, już też mocno załadowany. Do wagonu podchodzi mama (M) z malutkim dzieciaczkiem na ręce i mężem, który starał się załadować wózek do pociągu (z przedziałami). Podchodzą do Pani konduktor (K) i wywiązuje się taki dialog:
M: Czy my się tu jeszcze zmieścimy?
K: No jest tu gdzieś jeden (ten pociąg dla odmiany był dosyć długi) przedział dla matki z dzieckiem, ale może być zajęty...
M: No i co?
K: No i co!

Szczyrk-Bielsko-Katowice-Sosnowiec

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 95 (139)
zarchiwizowany
Krotka anegdotka, jak jeden człek z rana innych ludzi spotka...

Rano, bieg na pociąg do pracy, wpadam na dworzec spóźniona, na peron gazu...! Wejście na perony po schodach, już zaraz za zakrętem, zakręt wzięty iiii... Schodami szerokości ok. 3-4 m schodzą w dół pasażerowie, którzy właśnie z pociągu wysiedli. Spokojnie, leniwie... Ja słyszę już charakterystyczny odgłos zamykanych w moim pociągu drzwi, próbuję przejść bokiem, środkiem, przepraszam, kombinuję, ale gdzie tam. Musiałam czekać aż cała rzesza ospałych pasażerów zejdzie i lecę na górę.

Całe szczęście pociąg jeszcze stał, bo był minutę przed (!!!) czasem i czekał.


P.S. Pozdrawiam Koleje Śląskie- czym gorsza pogoda tym bardziej punktualnie jeżdżą, niesamowite! :)

Sosnowiec PKP

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1 (33)