Profil użytkownika

niepodam ♂
Zamieszcza historie od: | 19 września 2018 - 8:51 |
Ostatnio: | 12 marca 2025 - 12:15 |
- Historii na głównej: 54 z 55
- Punktów za historie: 6015
- Komentarzy: 410
- Punktów za komentarze: 2207
Żebyście nie myśleli, że przy COVIDzie tylko polska służba zdrowia wywala się na pysk - rzecz dzieje się w Londynie.
Znajomy kupił sobie na ebayu magiczny przyrząd do czyszczenia uszu. Magiczny przyrząd działał tak super, że woskowinę wepchnął głębiej czopując ucho dokumentnie. Po opierdzielu od żony i córki znajomy wyrzucił przyrząd do śmieci, a potem zadzwonił do przychodni w celu umówienia wizyty na odetkanie ucha. O dziwo wizyta umówiona na następny dzień na 8 rano.
Punkt ósma stawił się w przychodni. Rejestratorka wysłała go pod gabinet zabiegowy i kazała czekać.
O godzinie 10 rejestratorka przyszła i przeprosiła, że pielęgniarki jeszcze nie ma. Kazała czekać dalej.
O godzinie 12 okazało się, że pielęgniarki jednak dzisiaj nie będzie. Lekarz daje jedynie konsultacje telefoniczne. Proszę iść prywatnie.
Prywatnie za ładnych kilka funtów zarówno lekarz i pielęgniarka (już inni i gdzie indziej) byli i ucho odetkali.
Znajomy kupił sobie na ebayu magiczny przyrząd do czyszczenia uszu. Magiczny przyrząd działał tak super, że woskowinę wepchnął głębiej czopując ucho dokumentnie. Po opierdzielu od żony i córki znajomy wyrzucił przyrząd do śmieci, a potem zadzwonił do przychodni w celu umówienia wizyty na odetkanie ucha. O dziwo wizyta umówiona na następny dzień na 8 rano.
Punkt ósma stawił się w przychodni. Rejestratorka wysłała go pod gabinet zabiegowy i kazała czekać.
O godzinie 10 rejestratorka przyszła i przeprosiła, że pielęgniarki jeszcze nie ma. Kazała czekać dalej.
O godzinie 12 okazało się, że pielęgniarki jednak dzisiaj nie będzie. Lekarz daje jedynie konsultacje telefoniczne. Proszę iść prywatnie.
Prywatnie za ładnych kilka funtów zarówno lekarz i pielęgniarka (już inni i gdzie indziej) byli i ucho odetkali.
Ocena:
95
(97)
Dla historii ważne jest to, że moja żona została przy panieńskim nazwisku, a nazwiska mamy wizualnie podobne - zaczynające się od tej samej litery, podobnej długości i kończące się na ski/ska. Przyjmijmy, że ja jestem Iksiński a ona Igrekowska.
W nowej pracy żona dostała możliwość przystąpienia do grupowego ubezpieczenia na życie. Także ja dostałem taką możliwość jako współubezpieczony. Warunki - jak to przy ubezpieczeniu grupowym - lepsze, niż indywidualnie, decydujemy się. Wnioski wypełnione, zeskanowane, wysłane zarówno mailem jak i w formie papierowej, czekamy. Jako osoby uposażone podaliśmy siebie nawzajem.
Po jakichś 2 tygodniach przyszły pocztą papiery od ubezpieczenia, z potwierdzeniem i numerami polisy. Czytam - ja figuruję jako Igrekowski, na polisie żony upoważniony jest też Igrekowski. Sprawdzamy raz jeszcze wysłane papiery - no nie, jest jak byk Iksiński.
Żona zadzwoniła do kadr. Kadry przekierowały ją do ubezpieczyciela, oni tylko biorą przysłany papier, przystawiają pieczątkę, że taka osoba faktycznie w danej firmie pracuje i wysyłają dalej.
Pani na infolinii ubezpieczyciela najpierw zaczęła się tłumaczyć, że jest to, co we wniosku. No nie, wniosek mamy zeskanowany i jest co innego. Później inna gadka, że możemy przecież wysłać drugi wniosek - skończyło się na żądanie przysłania kuriera na koszt ubezpieczalni. W końcu jest, obietnica dosłania poprawionych papierów.
Kolejne 2 tygodnie, przychodzi... poprawiony certyfikat żony, mojego brak. Za to żony jest w 2 egzemplarzach.
Kolejny telefon na infolinię. Okazuje się, że moje nazwisko zostało poprawione w polisie żony, jako osoby uposażonej - na mojej nie.
Po kolejnych 2 tygodniach wyciągam ze skrzynki kopertę, robimy zakłady, czy tym razem ona nie będzie figurować jako Iksińska. Jest, w końcu poprawne dane.
Może to i pierdoła, pesele w końcu się zgadzają, ale czytając, jak ubezpieczyciele rękami i nogami bronią się przed wypłatami odszkodowania wolę dmuchać na zimne.
W nowej pracy żona dostała możliwość przystąpienia do grupowego ubezpieczenia na życie. Także ja dostałem taką możliwość jako współubezpieczony. Warunki - jak to przy ubezpieczeniu grupowym - lepsze, niż indywidualnie, decydujemy się. Wnioski wypełnione, zeskanowane, wysłane zarówno mailem jak i w formie papierowej, czekamy. Jako osoby uposażone podaliśmy siebie nawzajem.
Po jakichś 2 tygodniach przyszły pocztą papiery od ubezpieczenia, z potwierdzeniem i numerami polisy. Czytam - ja figuruję jako Igrekowski, na polisie żony upoważniony jest też Igrekowski. Sprawdzamy raz jeszcze wysłane papiery - no nie, jest jak byk Iksiński.
Żona zadzwoniła do kadr. Kadry przekierowały ją do ubezpieczyciela, oni tylko biorą przysłany papier, przystawiają pieczątkę, że taka osoba faktycznie w danej firmie pracuje i wysyłają dalej.
Pani na infolinii ubezpieczyciela najpierw zaczęła się tłumaczyć, że jest to, co we wniosku. No nie, wniosek mamy zeskanowany i jest co innego. Później inna gadka, że możemy przecież wysłać drugi wniosek - skończyło się na żądanie przysłania kuriera na koszt ubezpieczalni. W końcu jest, obietnica dosłania poprawionych papierów.
Kolejne 2 tygodnie, przychodzi... poprawiony certyfikat żony, mojego brak. Za to żony jest w 2 egzemplarzach.
Kolejny telefon na infolinię. Okazuje się, że moje nazwisko zostało poprawione w polisie żony, jako osoby uposażonej - na mojej nie.
Po kolejnych 2 tygodniach wyciągam ze skrzynki kopertę, robimy zakłady, czy tym razem ona nie będzie figurować jako Iksińska. Jest, w końcu poprawne dane.
Może to i pierdoła, pesele w końcu się zgadzają, ale czytając, jak ubezpieczyciele rękami i nogami bronią się przed wypłatami odszkodowania wolę dmuchać na zimne.
Ocena:
164
(172)
Wiadukt nad torami, na wiadukcie po dwóch stronach chodniki, potem wydzielone z jezdni ścieżki rowerowe, następnie dwa niezbyt szerokie pasy do ruchu samochodowego rozdzielone podwójną ciągłą.
Którędy jedzie pani rowerzystka z prędkością 15km/h?
Środkiem pasa ruchu. Od ścieżki rowerowej z identyczną nawierzchnią oddziela ją przecież przeszkoda nie do pokonania, pas białej farby. Na klakson nie reaguje, wszak słuchawki w uszach to wyposażenie obowiązkowe.
Którędy jedzie pani rowerzystka z prędkością 15km/h?
Środkiem pasa ruchu. Od ścieżki rowerowej z identyczną nawierzchnią oddziela ją przecież przeszkoda nie do pokonania, pas białej farby. Na klakson nie reaguje, wszak słuchawki w uszach to wyposażenie obowiązkowe.
Ocena:
127
(137)
Poczta, kochana poczta...
W skrzynce znalazłem (szok i niedowierzanie!) awizo. Spojrzałem, że na mnie, wsadziłem w kieszeń i na drugi dzień podreptałem do oddziału pocztowego.
Kolejka na pół godziny stania, jedno okienko czynne a w nim ONA - mistrzyni powolnej obsługi klienta. Kusi mnie wrócić kiedy indziej, jak będzie kto inny - ale jak już jestem to postoję.
Po niecałej pół godzinie jestem pierwszy w kolejce, macam się po kieszeniach - awiza brak. Musiało gdzieś wylecieć. No ale mam dowód, mam adres, co za problem.
No i okazuje się, że jest problem, bo pani przesyłki ani na moje nazwisko ani na mój adres nie ma w systemie. A jak nie ma w systemie to znaczy, że nie ma. A jak nie ma to nie wyda.
Wkurzony idę do domu, patrzę - leży sobie na trawniku pod blokiem moje awizo. No to drepczę z powrotem.
Tym razem kolejka na jedyne 15 minut. Daję pani awizo.
"A, to trzeba było mówić że nierejestrowana" - oznajmia pani, po czym odwraca się i z szuflady za sobą wyciąga moją przesyłkę.
W skrzynce znalazłem (szok i niedowierzanie!) awizo. Spojrzałem, że na mnie, wsadziłem w kieszeń i na drugi dzień podreptałem do oddziału pocztowego.
Kolejka na pół godziny stania, jedno okienko czynne a w nim ONA - mistrzyni powolnej obsługi klienta. Kusi mnie wrócić kiedy indziej, jak będzie kto inny - ale jak już jestem to postoję.
Po niecałej pół godzinie jestem pierwszy w kolejce, macam się po kieszeniach - awiza brak. Musiało gdzieś wylecieć. No ale mam dowód, mam adres, co za problem.
No i okazuje się, że jest problem, bo pani przesyłki ani na moje nazwisko ani na mój adres nie ma w systemie. A jak nie ma w systemie to znaczy, że nie ma. A jak nie ma to nie wyda.
Wkurzony idę do domu, patrzę - leży sobie na trawniku pod blokiem moje awizo. No to drepczę z powrotem.
Tym razem kolejka na jedyne 15 minut. Daję pani awizo.
"A, to trzeba było mówić że nierejestrowana" - oznajmia pani, po czym odwraca się i z szuflady za sobą wyciąga moją przesyłkę.
Ocena:
100
(108)
Poczta w czasach zarazy...
Żona dostała awizo w piątek przed ogłoszeniem stanu zagrożenia. W poniedziałek więc pojechała na pocztę. Samochodem, żeby ograniczyć kontakt.
Poczta znajduje się w centrum handlowym. Kartka na drzwiach, że całość nieczynna do odwołania. Druga kartka, że poczta też. No cóż, odbierze się kiedy indziej, przesyłka spodziewana mało pilna, trudno.
Minęły 2 tygodnie, przy okazji zakupów w pobliskim markecie stwierdziła, że zobaczy, czy może poczta już jest czynna. Jest!
Ustawiła się więc w kolejce, odstała swoje. Przesyłka zwrócona do adresata, bo przecież minęły 2 tygodnie. Przez te 2 tygodnie ponoć czekała na poczcie na sąsiednim osiedlu. Trzeba było być wróżką i się domyślić, że akurat tam. Powtórnego awizo nie było.
No żesz poczta twoja mać.
Żona dostała awizo w piątek przed ogłoszeniem stanu zagrożenia. W poniedziałek więc pojechała na pocztę. Samochodem, żeby ograniczyć kontakt.
Poczta znajduje się w centrum handlowym. Kartka na drzwiach, że całość nieczynna do odwołania. Druga kartka, że poczta też. No cóż, odbierze się kiedy indziej, przesyłka spodziewana mało pilna, trudno.
Minęły 2 tygodnie, przy okazji zakupów w pobliskim markecie stwierdziła, że zobaczy, czy może poczta już jest czynna. Jest!
Ustawiła się więc w kolejce, odstała swoje. Przesyłka zwrócona do adresata, bo przecież minęły 2 tygodnie. Przez te 2 tygodnie ponoć czekała na poczcie na sąsiednim osiedlu. Trzeba było być wróżką i się domyślić, że akurat tam. Powtórnego awizo nie było.
No żesz poczta twoja mać.
Ocena:
128
(148)
Moja postpeerelowska spółdzielnia mieszkaniowa kupę lat temu uruchomiła system internetowy, w którym można podejrzeć między innymi saldo i wysokość czynszu. Z racji tego, że czynsz potrafi się zmieniać co 2 miesiące jest to wygodna sprawa. Dostęp aktywowałem więc najszybciej jak się dało.
Kilka lat później kupiłem garaż. Poszedłem więc do spółdzielni aktywować dostęp do konta garażu.
Odesłano mnie do pokoju zajmowanego przez "dział IT". W pokoju - kilka pań plus "naczelny informatyk", pan po 60-tce.
Powiedziałem, z czym przychodzę.
- A do mieszkania dawno pan konto zakładał? - spytał pan Naczelny.
- Dawno, najszybciej jak się dało.
- I hasła pan od tego czasu nie zmieniał?
- No nie.
- A to super. To w excelu będę miał.
Po czym pan otworzył arkusz excela, odszukał wpis z moim mieszkaniem.
- No bardzo ładne hasło pan ma, Piekielny1, to takie samo panu do garażu ustawię. Bo wie pan, jak ktoś teraz zmienia to ja nie mogę już mieć tutaj, a tak mi najwygodniej. A co to komu przeszkadza, nawet jak ktoś się włamie to co, zobaczy ile pan ma czynszu?
Zatkało mnie. Całe szczęście, że z racji mojej nieufności do systemów informatycznych postpeerelowych instytucji ustawiłem bzdurne hasło nieużyte gdzie indziej. Tak czy siak - zmiana hasła była pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem po powrocie do domu.
Kilka lat później kupiłem garaż. Poszedłem więc do spółdzielni aktywować dostęp do konta garażu.
Odesłano mnie do pokoju zajmowanego przez "dział IT". W pokoju - kilka pań plus "naczelny informatyk", pan po 60-tce.
Powiedziałem, z czym przychodzę.
- A do mieszkania dawno pan konto zakładał? - spytał pan Naczelny.
- Dawno, najszybciej jak się dało.
- I hasła pan od tego czasu nie zmieniał?
- No nie.
- A to super. To w excelu będę miał.
Po czym pan otworzył arkusz excela, odszukał wpis z moim mieszkaniem.
- No bardzo ładne hasło pan ma, Piekielny1, to takie samo panu do garażu ustawię. Bo wie pan, jak ktoś teraz zmienia to ja nie mogę już mieć tutaj, a tak mi najwygodniej. A co to komu przeszkadza, nawet jak ktoś się włamie to co, zobaczy ile pan ma czynszu?
Zatkało mnie. Całe szczęście, że z racji mojej nieufności do systemów informatycznych postpeerelowych instytucji ustawiłem bzdurne hasło nieużyte gdzie indziej. Tak czy siak - zmiana hasła była pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem po powrocie do domu.
Ocena:
156
(156)
Od czasów, kiedy Jan Kobuszewski mówił Wiesławowi Michnikowskiemu, że ma drobnomieszczańskie nawyki, bo chce mieć "szczelne rurki, kafelki, duperelki, kraniki dywaniki" minęło 50 lat, a niektórzy fachmani wciąż temu hołdują.
W moim starym mieszkaniu 30-letnie rurki przestawały już być szczelne, więc prosiło się o nowe, szczelne. No i do tego kafelki, duperelki, kraniki. Bez dywaników.
Jako, że sprawdzone ekipy miały terminy na za pół roku albo dalej - znalazłem kogoś na Fixly. Przyjechał szef ekipy, facet konkretny, termin mu się zwolnił więc może zacząć od zaraz. Przedstawił ofertę - ani podejrzanie tanio, ani mega drogo - standard rynkowy. OK, jedziemy z koksem.
Rurki wymienione, kafelki położone, do tego duperelki - czyli szafki - powieszone. Jakość wykonania na moje oko na 3+, czyli bez szału ale nie ma tragedii - kafelki położone całkiem prosto, aczkolwiek wycięcie pod gniazdko wygląda jak wygryzane zębami, kratka wentylacyjna uwalona silikonem, tego typu detale, do których można się czepić.
Czas na sprzątanie. Chcę wycierać przy szafce - jakiś uskok i silikon na kaflu. Co jest?
Ściągam szafkę, a tam...
Kafelek przy wierceniu się roztrzaskał. Po czym został lekko zaciapany silikonem i zasłonięty szafką.
Zrobiłem foty i wysłałem szefowi ekipy. Ten dzwoni z pytaniem co to jest? Toteż mówię. Umówiliśmy się na oględziny tragedii.
Facet przyjechał, obejrzał i zaczął pomstować na pracownika. Ponoć tamten to wieszał i nic mu nie powiedział, a po telefonie od niego się rozchorował.
Oczywiście kafel mi wymieni na swój koszt, zobaczymy co z tego wyjdzie. Pracownik ponoć już w jego ekipie nie ma czego szukać.
Jak naiwnym trzeba być, żeby myśleć że nikt nigdy nie ściągnie tej szafki? A jak ściągnie to machnie ręką? Ja rozumiem, że się różne rzeczy mogą stać, ale to się mówi że sorry, będzie poślizg, bo trzeba poprawić.
W moim starym mieszkaniu 30-letnie rurki przestawały już być szczelne, więc prosiło się o nowe, szczelne. No i do tego kafelki, duperelki, kraniki. Bez dywaników.
Jako, że sprawdzone ekipy miały terminy na za pół roku albo dalej - znalazłem kogoś na Fixly. Przyjechał szef ekipy, facet konkretny, termin mu się zwolnił więc może zacząć od zaraz. Przedstawił ofertę - ani podejrzanie tanio, ani mega drogo - standard rynkowy. OK, jedziemy z koksem.
Rurki wymienione, kafelki położone, do tego duperelki - czyli szafki - powieszone. Jakość wykonania na moje oko na 3+, czyli bez szału ale nie ma tragedii - kafelki położone całkiem prosto, aczkolwiek wycięcie pod gniazdko wygląda jak wygryzane zębami, kratka wentylacyjna uwalona silikonem, tego typu detale, do których można się czepić.
Czas na sprzątanie. Chcę wycierać przy szafce - jakiś uskok i silikon na kaflu. Co jest?
Ściągam szafkę, a tam...
Kafelek przy wierceniu się roztrzaskał. Po czym został lekko zaciapany silikonem i zasłonięty szafką.
Zrobiłem foty i wysłałem szefowi ekipy. Ten dzwoni z pytaniem co to jest? Toteż mówię. Umówiliśmy się na oględziny tragedii.
Facet przyjechał, obejrzał i zaczął pomstować na pracownika. Ponoć tamten to wieszał i nic mu nie powiedział, a po telefonie od niego się rozchorował.
Oczywiście kafel mi wymieni na swój koszt, zobaczymy co z tego wyjdzie. Pracownik ponoć już w jego ekipie nie ma czego szukać.
Jak naiwnym trzeba być, żeby myśleć że nikt nigdy nie ściągnie tej szafki? A jak ściągnie to machnie ręką? Ja rozumiem, że się różne rzeczy mogą stać, ale to się mówi że sorry, będzie poślizg, bo trzeba poprawić.
fachowcy
Ocena:
136
(158)
Pracowałem swego czasu w pokaźnym korpo. Choć nie pracuję tam już z 5 lat, czasem wciąż pocztą pantoflową docierają do mnie wieści...
Za moich czasów co roku dla wszystkich była premia świąteczna rzędu 100-300zł w bonach, w zależności od stanowiska i stażu.
W zeszłym roku przed świętami przyszedł mail, że zamiast premii będzie prezent. Z prezentu można zrezygnować, w zamian za to kwota będąca równowartością tegoż, będzie przekazana na cel charytatywny.
Prezentem tym jest...
KUBEK TERMICZNY!!!
Śmiejemy się, że ci, którzy z niego nie zrezygnowali powinni dostać kubek z nadrukiem "NIECZUŁY SKUR***".
Za moich czasów co roku dla wszystkich była premia świąteczna rzędu 100-300zł w bonach, w zależności od stanowiska i stażu.
W zeszłym roku przed świętami przyszedł mail, że zamiast premii będzie prezent. Z prezentu można zrezygnować, w zamian za to kwota będąca równowartością tegoż, będzie przekazana na cel charytatywny.
Prezentem tym jest...
KUBEK TERMICZNY!!!
Śmiejemy się, że ci, którzy z niego nie zrezygnowali powinni dostać kubek z nadrukiem "NIECZUŁY SKUR***".
Ocena:
132
(154)
Wylosowana historia https://piekielni.pl/38466 przypomniała mi zdarzenie z lata.
Stoję w kolejce w markecie budowlanym, przede mną dwóch gości lat na oko 30-parę z dużym wózkiem załadowanym (chyba) kafelkami. Kafle skasowane, jeden wypchał wózek ze sklepu, drugi ma płacić. Kartą. Rachunek - ponad 1000zł.
- Poproszę PIN - pada standardowe pytanie ekspedientki.
- Eeeee... Dziewięć... - zaczyna facet
- PAN MI TEGO NIE MÓWI! Tu trzeba wpisać.
Facet wklepuje, odmowa.
- A to moment, bo to nie moja karta... - mówi robiąc krok w stronę drzwi.
- Nie no, pan mi stąd nigdzie nie idzie. Towar wyjechał, pan mi pójdzie i co, ja mam za to płacić? - zauważa przytomnie kasjerka. Ochroniarz w milczeniu przesuwa się w kierunku pana.
Pan wyciąga więc komórkę i dzwoni.
- Cześć. Pin do karty potrzebuję. Dzięki. Jeden, trzy...
- PAN TEGO NIE MÓWI! TU WPISAĆ! - przerywa kasjerka.
Stoję w kolejce w markecie budowlanym, przede mną dwóch gości lat na oko 30-parę z dużym wózkiem załadowanym (chyba) kafelkami. Kafle skasowane, jeden wypchał wózek ze sklepu, drugi ma płacić. Kartą. Rachunek - ponad 1000zł.
- Poproszę PIN - pada standardowe pytanie ekspedientki.
- Eeeee... Dziewięć... - zaczyna facet
- PAN MI TEGO NIE MÓWI! Tu trzeba wpisać.
Facet wklepuje, odmowa.
- A to moment, bo to nie moja karta... - mówi robiąc krok w stronę drzwi.
- Nie no, pan mi stąd nigdzie nie idzie. Towar wyjechał, pan mi pójdzie i co, ja mam za to płacić? - zauważa przytomnie kasjerka. Ochroniarz w milczeniu przesuwa się w kierunku pana.
Pan wyciąga więc komórkę i dzwoni.
- Cześć. Pin do karty potrzebuję. Dzięki. Jeden, trzy...
- PAN TEGO NIE MÓWI! TU WPISAĆ! - przerywa kasjerka.
Ocena:
154
(164)
Zasłyszane, ale z dość pewnego źródła.
W pewnym dużym mieście, w ekskluzywnej dzielnicy, pewna pani X, od lat miała poniemiecką willę odziedziczoną po matce.
Pani X wynajęła w tej willi mieszkanie pani Y dobre 30 lat temu. Oczywiście wszystko na gębę, bo kto by tam jakieś podatki płacił.
W międzyczasie pani X podnajmowała w willi pokoje studentom, ale z racji, że nie bardzo było ją stać na ogrzanie tej chałupy, a co dopiero doraźne remonty - studenci szybko uciekali. Jedynie pani Y przynosiła co miesiąc opłatę za czynsz. Znacznie zaniżoną w stosunku do obecnych wartości rynkowych, bo "przecież na tyle się umawialiśmy". Gdy pani X po latach poszła po rozum do głowy i chciała zalegalizować wynajem - pani Y odmówiła, strasząc skarbówką. Podobnie reagowała na próby zakończenia najmu.
No i trwało to status quo do momentu, gdy pani X w końcu zdecydowała się willę spieniężyć. Mimo opłakanego stanu - kupiec znalazł się szybko.
Ale co z panią Y?
Według polskiego prawa, skoro pani Y mieszkała tam ponad 20 lat i ma na to świadków, nastąpiło nabycie praw do mieszkania przez zasiedzenie. Teraz pani X musi jej zapewnić mieszkanie zastępcze na swój koszt.
I teraz sam nie wiem, kto jest bardziej piekielny: pani X z januszowaniem na wynajmie i trzymaniem domu, na utrzymanie którego jej nie stać? Pani Y z odmową wyprowadzki, która teraz dostanie mieszkanie za darmo? Czy prawo pozwalające na takie akcje?
W pewnym dużym mieście, w ekskluzywnej dzielnicy, pewna pani X, od lat miała poniemiecką willę odziedziczoną po matce.
Pani X wynajęła w tej willi mieszkanie pani Y dobre 30 lat temu. Oczywiście wszystko na gębę, bo kto by tam jakieś podatki płacił.
W międzyczasie pani X podnajmowała w willi pokoje studentom, ale z racji, że nie bardzo było ją stać na ogrzanie tej chałupy, a co dopiero doraźne remonty - studenci szybko uciekali. Jedynie pani Y przynosiła co miesiąc opłatę za czynsz. Znacznie zaniżoną w stosunku do obecnych wartości rynkowych, bo "przecież na tyle się umawialiśmy". Gdy pani X po latach poszła po rozum do głowy i chciała zalegalizować wynajem - pani Y odmówiła, strasząc skarbówką. Podobnie reagowała na próby zakończenia najmu.
No i trwało to status quo do momentu, gdy pani X w końcu zdecydowała się willę spieniężyć. Mimo opłakanego stanu - kupiec znalazł się szybko.
Ale co z panią Y?
Według polskiego prawa, skoro pani Y mieszkała tam ponad 20 lat i ma na to świadków, nastąpiło nabycie praw do mieszkania przez zasiedzenie. Teraz pani X musi jej zapewnić mieszkanie zastępcze na swój koszt.
I teraz sam nie wiem, kto jest bardziej piekielny: pani X z januszowaniem na wynajmie i trzymaniem domu, na utrzymanie którego jej nie stać? Pani Y z odmową wyprowadzki, która teraz dostanie mieszkanie za darmo? Czy prawo pozwalające na takie akcje?
Ocena:
152
(182)
‹ pierwsza < 1 2 3 4 5 6 > ostatnia ›