Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

nuthred

Zamieszcza historie od: 29 marca 2020 - 21:55
Ostatnio: 12 listopada 2024 - 17:54
  • Historii na głównej: 3 z 3
  • Punktów za historie: 339
  • Komentarzy: 61
  • Punktów za komentarze: 214
 
[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
15 marca 2023 o 18:02

@GrubyTomek: Rozumiem, doradź mi zatem - następnym razem opluć matkę czy dziecko, żeby zaznaczyć, że nie można mi podskakiwać? Próbowałam być miła, próbowałam nawet sobie pójść, ale najwidoczniej to zły kierunek i trzeba być chamem bez zbędnych ceregieli ;)

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 5) | raportuj
28 lutego 2023 o 9:30

@Nerwowa22: Prawie dobrze, ale trochę Ci się pomyliło. Dostosować ma się nie ta osoba, której coś przeszkadza tylko ta, która ten hałas i niedogodności generuje. Bo to ona się narzuca innym. I wtedy ta niedostosowana niech podróżuje autem i niech się wszyscy pasażerowie tego auta wydzierają, śmieją, puszczają bajki, robią co chcą.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 4) | raportuj
31 stycznia 2023 o 20:44

Czyli czekaj. Nie podpisałaś w pośpiechu wszystkiego co trzeba, w kolejnej próbie znów podpisałaś ze złą datą, a do tego chcesz uprzejmie donieść, że czekasz na dokumenty, które dostałaś do podpisu dwa razy i dwa razy wypełniłaś błędnie? Ale sto procent piekielności dla tamtej kobiety? Nie bronię wyskakiwania "z mordą", bo to niedopuszczalne, ale jakoś gdzieś coś było o niedostrzeganiu belki we własnym oku i myślę, że chyba przypadkiem napisałaś wyznanie o swojej piekielności.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 6) | raportuj
1 grudnia 2022 o 17:40

Jestem rękodzielniczką. Zupełnie nie w klimacie reko, robię totalnie inne rzeczy, ale trochę się ustosunkuję do tego wpisu, bo pewne problemy i schody po drodze są mi znane od tej drugiej strony. Głównym problemem w całym tym kramie są finanse. Ludzie w zdecydowanej większości nie ogarniają, że jak zamawiają coś robionego ręcznie to cena jest adekwatnie wysoka. Materiały plus czas poświęcony na wykonanie danej rzeczy już od projektu po wykonanie i zapakowanie, nie wspominając o nierzadko latach uczenia się - to kosztuje. Jednak dzień bez nieśmiertelnego "czemu tak drogo" to dzień stracony. Nierzadko tacy twórcy, szczególnie produktów niszowych robią to po godzinach swojej zarobkowej, codziennej pracy, bo z samego wytwarzania takich dóbr wyżyć się nie da. Ile zostaje dnia na działanie, gdy człowiek wraca po ośmiu jak nie więcej godzinach, musi iść na zakupy, czasem ogarnąć dziecko po szkole jeśli takowe ma, ugotować, posprzątać? Niewiele. Stąd biorą się odległe terminy, ale znów - dzień bez "czemu tak długo" to dzień stracony. Podobnie kwestia paragonów. Zakładanie działalności gospodarczej w tym kraju to strzał w kolano, stąd większość rękodzielników działa w tej szarej strefie chcąc jakoś sobie podreperować budżet. Robienie rzeczy na zamówienie zamiast po prostu wystawiania gotowych produktów na sprzedaż to znów przeprawa przez niezdecydowanie klienta. Chcesz rzecz x w kolorze y? Ok. W połowie robienia dostaję pytanie, czy można w kolorze y ale też trochę z, żeby było ładniej. Wysyłam zdjęcie do zatwierdzenia etapu pracy - no tak, ale może jednak zupełnie inaczej? Może dodać to? Zmniejszyć tamto? W większości przypadków przy takich kombinujących i niezdecydowanych przy wysyłce zamówienia ja już sama nie wiem, czy to faktycznie rzecz, którą zamawiał klient. Absolutnie nie bronię tutaj zawalania terminów o którym wspomina Autor/ka, niekompletnych zamówień czy innych przykrych dla klienta sytuacji. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że nie wszystko jest czarno-białe, czasem klient zawala po całości, a w takich specyficznych działaniach zmiennych jest o wiele więcej niż w tym wspomnianym, przykładowym sklepie AGD, gdzie wchodzi się i bierze z półki.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
5 września 2021 o 22:15

Covid tak na dobrą sprawę pokazał, co w kim siedzi. Dobrzy szefowie wspierali i wspierają, Ci gorsi tylko szukają okazji, jak tu przy okazji pandemii sobie włożyć więcej pieniędzy do kieszeni i poukładać wszystko jeszcze bardziej po swojemu.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
27 stycznia 2021 o 21:47

@Pauldora: I tak, i nie. Często leczenie onkologiczne wiąże się z leczeniem także w innych poradniach, gdzie dobrze byłoby wyniki na wizycie pokazać. Przy obecnym burdelu i niewydolności służby zdrowia takie czekanie na wyniki, na lekarza, na termin u drugiego lekarza itp leczenie wydłużyłoby się jeszcze bardziej (tak, to możliwe ;))

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
27 stycznia 2021 o 21:44

@Puszczyk: W miejscu, w którym pracuję swoją kartotekę można dostać na maila. Trzeba tylko wypełnić odpowiedni wniosek. A jak to wygląda od środka, czyli co robię ja, chcąc taką kartotekę wysłać na maila? Ksero, następnie czekam aż lekarz będzie - a nie każdy jest codziennie, lekarz podbija pieczątką "za zgodność z oryginałem", następnie to podbite ksero ląduje w kuwetce sekretarki, ona to sobie skanuje, dzwoni po informatyka, który koduje tego maila... I tak się czeka na te kartoteki i inne rzeczy czasem i po dwa tygodnie. Bo biurokracja, bo RODO, bo taki mamy regulamin wymyślony przez mądre głowy.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 4) | raportuj
16 czerwca 2020 o 22:22

"Cieszę się, że dostajemy trochę dodatkowej kasy na dzieci" - no i widzisz, mnie już mniej cieszy, że moje podatki idą na cudze dzieci. Ja bym się cieszyła, gdyby mnie z mojej wypracowanej pensji było stać na cokolwiek więcej niż przeżycie od wypłaty do wypłaty, co jest niemożliwe, bo ceny pną się w górę jak szalone. Niebawem będę się cieszyła, że pracuję też na wakacje dla tych wszystkich dzieci - mnie się nie będzie należał ten dodatek, dla mnie wakacji nie ma, bo ktoś musi tyrać.

[historia]
Ocena: -2 (Głosów: 2) | raportuj
30 kwietnia 2020 o 20:23

Jestem rejestratorką medyczną. Pozwól, że wytłumaczę. Personelu - brak. Kto może, ciągnie wolne na dziecko, zaległe urlopy, L4 i co tylko się da. Nieraz zostaję sama z telefonem, pacjentami którzy przyszli na wizytę, lekarzami, którym trzeba przygotować kartoteki. Mam limit osób, które mogą siedzieć w poczekalni. Część osób musi zapłacić, część potrzebuje podbicia recepty, umówienia nowego terminu. Trafisz po drodze na trzech staruszków, którzy muszą, ale to koniecznie MUSZĄ zapytać, czy za pięć miesięcy lekarz x będzie przyjmował, kiedy skończy się wirus, dlaczego mam maseczkę i w ogóle w tej telewizji to straszą i straszą. Jak już pomiędzy tymi pacjentami uda mi się znaleźć chwilę na odebranie telefonu to w 3/4 przypadków to ktoś z pretensjami o bóg wie co albo hasłem "dzwoniłam na poradnię obok ale nikt nie odbiera to pani mi pomoże". Z powodu braku personelu czasem nieliczne rejestratorki są rzucane w inne miejsca całego kompleksu szpitalnego. Pracujesz na urologii? Super, przyjmuj pacjentów na ortopedii. To nic, że nie wiesz na ten temat zupełnie nic. Jestem tylko człowiekiem, muszę też coś zjeść, napić się, odpocząć chociaż pięć minut. W międzyczasie umieram ze stresu, bo ktoś mi kaszle, ktoś ma gorączkę, w budynku obok zamknęli personel bo jest podejrzenie. No i widzisz, w takiej wirusowej rzeczywistości naprawdę nie ma czasu na drobne pomoce medyczne, bo wyciągnięcie szwów maruderowi, który musi zapytać o wszystko dookoła zabiera miejsce komuś, dla kogo liczy się każda sekunda, żeby przeżyć.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
24 kwietnia 2020 o 22:30

Co do godziny dla seniorów - powiedz mi proszę, czy powinnam wychodzić do pracy godzinę wcześniej, żeby zdążyć kupić sobie świeżą bułkę do pracy? Myślisz, że pracując w służbie zdrowia mam czas i możliwości, żeby sobie w trakcie pracy wyskoczyć do sklepu po cokolwiek? Albo może w całym tym uroczym wdzianku ochronnym posiedzę sobie kilka godzin na głodniaka i wszystko będzie ok? Jak dla mnie godziny dla seniorów są nieporozumieniem, bo trochę jakby ktoś zapomniał, że niektórzy ludzie wciąż jeszcze chodzą do pracy i mają obowiązki, które nie poczekają.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
29 marca 2020 o 22:00

Cholerka, jak to jest, dzieciaki wpatrzone w ekrany od najmłodszych lat, co drugie jeszcze na etapie siedzenia w wózku i gaworzenia dostaje telefon lub tablet, żeby mogło popatrzeć na bajki, a tu nagle nie ma sprzętu, dziecko nie ma jak się uczyć... W normalnej sytuacji na lekcjach ciągłe wojny o korzystanie z telefonów - no a teraz jak to, skąd dziecko ma wziąć jakiś sprzęt. Nie mówię tutaj o sytuacjach skrajnych, ale najgłośniej o konieczność nauki w domu krzyczą ci, którzy chwilę wcześniej uspokajali dzieciaka bajką na tablecie i przychodzili do szkoły z awanturą o to, że nauczyciel zabrał dziecku telefon.

« poprzednia 1 2 3 następna »