Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

ooomatko

Zamieszcza historie od: 15 kwietnia 2016 - 22:13
Ostatnio: 7 lutego 2024 - 18:19
O sobie:

Marcin z Marcinów

  • Historii na głównej: 30 z 37
  • Punktów za historie: 5591
  • Komentarzy: 126
  • Punktów za komentarze: 677
 
zarchiwizowany

#84031

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
OLX...

Oprócz mebli kuchennych mamy też trochę AGD - zmywarka, lodówka. Przedział cen 350-500 zł. Własnie widzę wiadomość na OLX

"Paweł SKUP
Witam, zajmujemy się zawodowo skupem RTV AGD , dojeżdżamy do klienta , proponujemy 150 zł. Jeśli cena nie odpowiada proszę nie odpowiadać na wiadomość , dziękujemy i pozdrawiamy"

Może to piekielne, ale jednak nie mogłem się powstrzymać od odpowiedzi, cytuję:
- ha ha ha ha ha ha ha ha

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 0 (26)

#82346

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wszystko rozumiem, wiosna równa się rodziny, dzieci, rowerki, biegacze, wózki, hulajnogi, rolki itp.

Rowerzyści jadący po chodniku, chociaż obok mają ścieżkę, bo "MUSZĄ" obok siebie – normalka.
Dzieciaki zasuwające na hulajnogach, niepatrzące, czy w kogoś przypadkiem nie wjadą - instynktownie omijam.
Ludzie zatrzymujący się nagle, nie zadając sobie trudu, by spojrzeć, czy nikt za nimi nie idzie - pikuś. A nawet pan pikuś.
Ludzie, którzy nagle spotkali znajomych i konwersują z nimi, zastawiając całą szerokość chodnika, bo "oni tylko na chwilkę" - brak nawet słów.

Ale to, jak spacerujący sobie spokojnie po chodniku rodzice, wpadli na pomysł, by ich - na oko - 2-letnie dziecko jeździło na biegusie po przylegającej do tegoż chodnika mocno uczęszczanej ścieżce rowerowej (długiej i prostej, więc rowerzyści osiągają na nich prędkości rzędu 30 km/h i więcej), tego już kompletnie nie rozumiem. A słowo daję, że się wysilam jak tylko.
Ludzie, kurczaczki, trochę myślenia! Przecież to proszenie się o nieszczęście.

rodzice

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 122 (148)
zarchiwizowany

#77641

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tak refleksyjnie będzie dzisiaj.

Ludzie to jednak mają nasrane we łbie. Czy jak ktoś idzie kupić wannę, to mówi, że mu się należy rabacik, bo on zawsze tu kupuje i w 199... kupił 5 płytek i półkę? Albo w spożywczaku mówi, że weźmie 10 bułek, ale wówczas jedna gratis? Albo negocjuje cenę chianti w monopolowym? No zakładam, że jednak nie, po prostu kupuje to, na co go stać. To dlaczego, jak ktoś kupuje wakacje, to jeszcze dobrze nie zacznie rozmowy o tym, gdzie, co i za ile, to już pytanie o "rabacik", zniżeczkę, upuścik itd.

Czy to jakiś sport nowy albo inna frajda, żebrać o zniżkę?! Przecież to nie jest przejaw przedsiębiorczości, a u osoby wysłuchującej takich jojczeń wywołuje to wyłącznie:
-zażenowanie
- maksymalne zażenowanie
-niesmak
-obrzydzenie
-politowanie
-nerwicę
- dowolną kombinację powyższych.

Dzisiejszy przykład - człowiek, który ma rezerwację dla 4 osób, w tym jedno dziecko 2-letnie gratis, liczy jeszcze na rabat.
Kolejny - może rabacik na początek miłej współpracy? (pierwszy wyjazd)
Kolejny - bo ja jestem stałym klientem (drugi wyjazd albo historia zapytań i katalogów od lat 10, żadnego wyjazdu).

Weźcie ludzie nie róbcie z siebie dziadów-cebulaków.

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 14 (216)

#77563

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Deweloperzy...

Jak już człowiekowi udało się przebrnąć procedurę szukania, oglądania i umawiania się, co doprawdy nie jest takie proste, bo mam wrażenie, że sprzedawcy kartofli na bazarze lepiej by się nadali niż ludzie, których zadaniem jest sprzedaż mieszkań o wartości kilkuset tysięcy jednak, to na drodze są jeszcze deweloperzy...

Pierwsza mała piekielnostka - zaliczka zapłacona, wkład własny uregulowany, czekamy na bank, odbiór za 2 tygodnie - nie, nie możemy zrobić NADAL żadnych zdjęć w mieszkaniu. Dlaczego? Bo nie! A dlaczego nie, bo nie? Nie wiadomo, zapewne mam ochotę wystawić znalezione z takim trudem mieszkanie na sprzedaż albo co.

Druga piekielność jest już większego kalibru. No cóż, należę do gatunku klientów dosyć dociekliwych i lubiących wiedzieć, na co się piszę. Tymczasem przy okazji zawiadomienia o odbiorze mieszkania wyszła na jaw sprawa jakiejś instrukcji użytkowania. Pierwsze słyszę - widać między prześwietlaniem banków, opinii o deweloperze, poprzednich etapach itd. gdzieś mi to uciekło. Proszę zatem o udostępnienie mi dokumentu do wglądu. Nie da się. Oczywiście z powodu nie bo nie, kolejna tajemnica państwowa. Dokument otrzymam w czasie odbioru, a jego akceptacja jest warunkiem przekazania kluczy. A odbiór odbywa się dopiero po otrzymaniu przez dewelopera pełnej wpłaty, czyli jak już będę z ręką w nocniku.

Czy to nie jest jakieś niedozwolone postępowanie? Przecież taki dokument powinno się otrzymać w momencie podpisywania umowy deweloperskiej/przedwstępnej czy jakiejkolwiek, a nie kiedy człowiek uiści już pełną kwotę. W końcu w dniu odbioru deweloper będzie miał już całą moją kasę, więc nawet jeśli mi napisze, że muszę w ogródku trzymać królika, wentylacja ma cały czas pracować na 2, a firanki nie mogą być zielone, to ja się z tym muszę zgodzić. Muszę?

deweloper kupno mieszkania

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 189 (209)

#76611

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Skoro już się rozkręciłem - będzie o sąsiadach.
Jak już mi się zdarzyło wspomnieć, mieszkam na osiedlu, gdzie średnia wieku wynosi milion lat, piętra mamy podzielone na miniklatki, a w dodatku jeszcze moje mieszkanie jest pierwsze na klatce i mam drzwi naprzeciwko drzwi do miniklatki. Okazuje się, że kupiwszy mieszkanie w takiej takiej lokalizacji, człowiek bierze na siebie niesamowite obowiązki - mianowicie strażnika drzwi do tejże klatki.

Wracamy z zakupów (z miesiąc temu to było), większych, bo i zgrzewka wody, objuczeni jak karawana wielbłądów, gdy spotykamy przy wyjściu z windy Dziadeczka Z Klatki Naprzeciwko.

Ja: Dzień dobry!
DzKN: Bo Państwo to tacy nieodpowiedzialni!
JA: ????
DzKN: Bo ja tu codziennie chodzę i widzę, że drzwi do klatki często nie są zamknięte. A tu i rower stoi i wózek. O, nawet teraz otwarte.
Dlaczego pan nie zamyka???!!!
JA: Panie, widzi Pan, że wracam z zakupów, nie było nas tu ze 2 godziny.
DzKN: Ale tu otwarte jest!!!!
JA: Widzę, ale przecież mnie tu nie było!!!
DzKN: I rano, jak wychodziłem z pieskiem, to też było otwarte! HA!
JA: I co? Mam wstawać o 6 rano, żeby sprawdzać czy drzwi są zamknięte?
DzKN: No bo przecież tu rower stoi i wózek, to jak nie???
Musi się pan lepiej przykładać do obowiązków!!! Drzwi nie mogą tak być otwarte!!

Pozostaje mi się zastanowić, dlaczego nikt mnie nie poinformował o zakresie obowiązków. A może jeszcze spółdzielnia mi czynsz podniesie? ;)

sąsiedzi

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 268 (286)

#76610

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Próbuję kupić mieszkanie. Poza metrażem itd. interesują mnie tylko te dostępne dość szybko, a nie za 2 lata, no i konkretna okolica. Portale z mieszkaniami z rynku pierwotnego, strony deweloperów itd. znam niemal na pamięć, ale szukam też ogólnie na pozostałych stronach, bo niekiedy się ktoś przekredytuje/zmieni zdanie/cokolwiek i wystawia jeszcze nieurządzone za niezłą cenę.

Tym sposobem udało mi się wpaść na ofertę, która jakiś czas temu mi "uciekła", zanim udało mi się zgrać oglądanie, ktoś już je wziął.
Dzwonię do człowieka, okazało się, że pośrednik, pytam, czy aktualne. Ależ oczywiście, można oglądać. Upewniam się jeszcze, czy na 100%, bo deweloper mnie z miesiąc temu informował, że sprzedane. Umawiam się na następny dzień. Pośrednik potwierdza, dodając, że gdyby coś się zmieniło, to zadzwoni.

Następnego dnia, jak się już pewnie domyślacie:

10:00 - pośrednika niet
10:15 - nadal
10:30 - po serii chyba 10 telefonów do człowieka udaję się do pracy
11:00 - pośrednik przysyła smsa, że był na spotkaniu z klientem i dlatego nie oddzwaniał.
????
11:01 kolejny sms z dokończeniem wiadomości - mieszkanie jednak faktycznie było sprzedane, a że trafił mu się inny klient, to się umówił.

NO PRZECIEŻ MÓWIŁEM, PYTAŁEM, PROSIŁEM...

pośrednicy nieruchomości

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 223 (231)

#76251

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Canarinios się ostatnio skarżył na to, jakie skargi piszą klienci.

Nie zliczę, ile razy nie udało mi się się przesiąść z autobusu, który jechał tuż za moim docelowym. Ile może trwać wyjście z jednego autobusu pierwszymi drzwiami i wejście do drugiego ostatnimi? Dla młodego, wysportowanego człowieka 10-15 sekund? Plus kilka dodatkowych na to, że jednak stajemy na przystanku jako drudzy. To powiedzcie, jakim wrednym trzeba być, żeby za każdym razem zamykać drzwi i nie reagować na przyciskanie guzika z prośbą o otwarcie? A zaznaczę, że stał jeszcze na przystanku i spokojnie mógł otworzyć.


Rekordzista zrobił mi tak dwa razy na dwóch kolejnych przystankach, nim udało mi się dodzwonić do koleżanki i dopiero ona stanęła w drzwiach, gwarantując mi możliwość wejścia do autobusu. W zasadzie powinna pójść kilometrowa skarga na złośliwość kierowcy.

komunikacja_miejska

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 160 (212)

#75971

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nasza kochana Poczta Polska, a dokładniej listonosze.

Mamy na osiedlu młodocianego listonosza. Żona się z nim głównie męczyła, bo mimo że była na "urlopie" macierzyńskim, to nigdy się jej nie udało żadnego poleconego odebrać. Pan sobie sam podpisywał albo "odhaczał", że wrzucone do skrzynki i olewał. Poszła skarga, bo listy bywały i z pracy, i z innych instytucji. Niekiedy zawierały PIT-y, innym razem zaświadczenia o zarobkach czy aneksy do umowy, a zresztą nieważne - może kochamy zapach poczty i chcemy tam wystawać w ogonkach? W odpowiedzi usłyszeliśmy, że listonosz zostanie pouczony. Suuuper.

Coś chyba kiepsko uczyli i wkrótce poszła kolejna skarga, bo pierwsza nie pomogła, a ten sam los zaczął spotykać listy z banków, a to już grubszy kaliber, bo niekiedy są to ważne zaświadczenia. Odpowiedź z poczty - taka sama, a jakże.

Ale ostatnio to pan listonosz dopiero się popisał, bo oczywiście "dostarczył" list polecony sobie właściwą metodą, czyli wrzucenia do skrzynki, tyle tylko, że list był:
a) do poprzedniego właściciela, który się wyprowadził ze 2 lata temu
b) od firmy windykacyjnej.

Z furią w oczach i pianą na pysku odniosłem list na pocztę.
I się zaczęło...

a) a skąd ja właściwie mam cudze listy polecone? (no przecież kradnę ze skrzynek, bo takie mam hobby)
b) a bo może były właściciel wyrażał zgodę na takie dostarczanie (taaa.., jak mnie kaktus)... nie wyrażał, czego sprawdzenie zajęło z 10 minut
b) skoro nie, to oni nie wiedzą co z tym zrobić, a dlaczego właściwie ja to odnoszę. Uprzejme wyjaśnienie, że mam małe dziecko i nie potrzebuję się użerać z windykacją za cudze długi, jakoś do nich dotarło. Panienka z okienka po dobrych 20 minutach coś tam skleciła, że reklamacja dostarczenia (ki czort?), pani kierownik podpisała, a mnie się udało nie nocować na poczcie.

A listonosz pewnie pracuje dalej...

poczta

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 217 (243)

#75050

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak myślicie, ile razy można zadzwonić do mieszkania kompletnie obcej osoby, jeśli się nie pali i nikt nie umiera, aby okazać jakiekolwiek przejawy dobrego wychowania? IMO 2 razy, niech będzie, że trzy, jak coś ważnego.

Ale nie...

Sytuacja 1)
Przewijam latorośl po grubszej sprawie - dzwonek. Trudno, przesyłek się nie spodziewam, dziecka na przewijaku nie zostawię, a jak coś, to polecę na pocztę. Drugi dzwonek - nadal walczę z wiadomo czym, więc ignor. Trzeci dzwonek - ki czort, administracja? Moje mieszkanie jest pierwsze w klatce, więc czy do bezpieczników, czy do wodomierzy, wszyscy do mnie. Czwarty dzwonek - owijam młode pieluchą, wkładam do łóżeczka, otwieram z mordem w oczach.

[F]acet: Bo ja w sprawie ogłoszenia!!
JA: CO?! Ja żadnego ogłoszenia...
F: (Przerywając mi) Nie, naszego ogłoszenia o kiermaszu dywanów.
JA: W tył zwrot na pięcie i powrót do latorośli, nawet mi nie przyszło na myśl, żeby typa zwymyślać, że jak chcesz komuś coś sprzedać, to nie napierrr... dzwonkiem do uśmiechniętej śmierci.

Sytuacja 2) Po około tygodniu.
Mniej więcej podobna, tylko młode spało, a i ja korzystając z okazji drzemię. Dzwonek. Dzwonek. Dzwonek. Dzwonek. DZWONEK! DZWONEK!!!

Nim mi się udało oprzytomnieć i dolecieć do drzwi, zastawiając się, co się dzieje i co mam pakować, bo się ktoś dobijał, jakby gaz wybuchł, to już ich było ze sześć jak nie więcej. Dzwonków oczywiście. Młode ryczy. Ja w nerwach. Za drzwiami jakaś stara wiedźma, z całą pewnością mi nie znana, nie sąsiadka, bo czasem dzwonią, żeby im otworzyć, jak zapomną kluczy. I tu już piekielność była po mojej stronie, bo babę opier... tego no... jak święty Michał diabła, że co to ma być, żeby się dobijać, do obcych ludzi, jakby się paliło co najmniej i o co w ogóle chodzi????

Odpowiedzi nie udało mi się uzyskać, bo baba uciekła w tempie przyśpieszonym i nadal nie wiem, o co chodziło - o porozmawianie o przyjściu pana czy wsparcie dla osoby/instytucji/pieska. I wiem, że moje zachowanie było nieodpowiednie, wręcz mi się zrobiło głupio po fakcie, bo babka wyglądała na nieszkodliwą, ale doprawdy - ile razy można dzwonić do kompletnie obcych osób, jeśli nie dzieje się nic, co by wymagało takiego zachowania?

ludzie nachalni

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 210 (290)

#74263

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Właściciele psów, temat rzeka.

Pojechaliśmy z wizytą do rodziny, a że w pobliżu mamy krewnych więcej, to w niedzielne przedpołudnie idziemy sobie z dzieckiem w wózku do rodziny z sąsiedniego "miasteczka". Przechodzimy niedużą uliczką koło wytwornej willi typu rezydencja, gdzie poprzedniego dnia musiała być gruba impreza, czego dowodem są STERTY jednorazowych naczyń i flaszek przed OTWARTĄ NA OŚCIEŻ BRAMĄ. Z tejże bramy wypada spory doberman, który rzuca się na żonę i dziecko. Udało mi się je zasłonić, stajemy, żeby psa nie prowokować, krzyczę, bo co mam robić, coś w stylu "Niech ktoś zabierze to bydlę". Na balkonie pojawia się zaspana niedojda w samej bieliźnie, anemicznie wołając "pieseczka" - Dzidek, do domu. "Piesek" wrócił.

Uspokojeni, idziemy dalej, a dosłownie po chwili ten cholernik pędzi za nami. Wkurrrr już na maksa wołam do tego debila, żeby zabrał zwierza, bo zaraz będzie grana policja. Bo skoro "pieseczek" wrócił, to koleś też, najwidoczniej do odsypiania kaca. A brama niech sobie stoi rozwalona, a co. Komu to szkodzi?

I pomyśleć tylko, że uliczką mogła żona iść sama. Albo jakieś dzieciaki, nie daj Potworze Spaghetti, biec. Albo jechać na rowerach.

właściciele psów

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 172 (234)