Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

ooomatko

Zamieszcza historie od: 15 kwietnia 2016 - 22:13
Ostatnio: 7 lutego 2024 - 18:19
O sobie:

Marcin z Marcinów

  • Historii na głównej: 30 z 37
  • Punktów za historie: 5591
  • Komentarzy: 126
  • Punktów za komentarze: 677
 

#72915

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś komornik tu się żalił niedawno, jaki to biedny, poszkodowany, a jacy ludzie okropni, a nie odbierają listów, a dzwonią z ryjem, a to, a tamto. No generalnie się niesłusznie czepiają i tyle!

Ja się im naprawdę nie dziwię.

Mój pierwszy kontakt z komornikiem:
a) przychodzą listy polecone, adres niby się zgadza, ale nazwisko nie. Pomyłka nie rzędu Kowal/Kowalik, ale raczej Kowalski/Kawecki. Siłą rzeczy nie odbieram, bo mi żadna poczta nie wyda listu dla obcej osoby! Logiczne.
b) wchodzę po jakimś czasie na ROR, a tam blokada - bieżące i oszczędnościowe, na obu ta sama kwota ok. 750 zł. Czyli zajęcie niby na 750 zł, a zablokowane 2x tyle. Cudownie po prostu.

Podali numer sprawy, to dzwonię do komornika, jeszcze spokojnie. I co? No tak, tenże Kawecki, którym nie jestem, ma długi. I co dalej? SPYCHOLOGIA, ot co. A bo ona, pani komornik, niewinna. Kto winny? Bank. Ponieważ jak się nie zgadza nazwisko, to bank nie powinien dokonać zajęcia. Mówię ciumci, że jak świat światem, żaden bank jeszcze nic nie zrobił na ładne oczy, chcę zaświadczenie, cokolwiek, że nie jestem wielbłądem, bo nie mam dostępu do własnych pieniędzy. Ona nie wyda, ona nie to, ona nie tamto, do banku sobie dzwoń albo się wypchaj.

c) Dział windykacji Deutsche Banku - zlewka totalna. Jakby człowiek miał długi, a nie chciał odblokowania pieniędzy, toby dzwonili co 2 godziny, a tak mają cię w totalnym odwłoku. Kurczę blade w tenże odwłok szaleńczo kopane! 3 dni się usiłuję dodzwonić i zostawiam numer do siebie, ciągle nie ma nikogo, kto mógłby się moją sprawą zająć. A jak się znalazł, to oczywiście - proszę się kontaktować z komornikiem, gdyż oni nie weryfikują zajęć, tylko ich dokonują.

d) Wchodzę następnego dnia na oszczędnościowe w innym banku, bo mam osobno, żeby zbierać na wakacje i inne takie tam, a właśnie termin płatności za wakacje się zbliża i CO? Tak, słusznie się domyślacie - ta sama pani komornik, ten sam numer sprawy i... jakżeby inaczej, blokada na OBU kontach, bo mam 2 osobne, żeby na jednym zbierać na wakacje, na drugim na resztę. Czyli kolejne 1500 peelenów zablokowanych. Łącznie już 3000. Kurrrrrrrrrrrr zapiał!!!

Tym sposobem przez to, że pani Olga dwojga nazwisk, komornik dla miasta Warszawa dzielnica Mokotów, nie ma w zwyczaju przykładać się do pracy, tylko dla łatwych kilku stówek zarobku wysłała na pałę zawiadomienia do wszystkich banków, licząc, że może kogoś złowią, ja nie mogę korzystać ze swoich własnych, osobistych pieniędzy. Coś tam się im pewnie zgadza, może pesel, bo niedawno była historia w mediach, że zajęto lokatę mężczyźnie, a długi były kobiety. (Aha, w blogu "Subiektywnie o finansach", historia sprzed kilku dni). Szczęście w nieszczęściu, że druga połówka ma osobne konto, bo bylibyśmy kompletnie bez pieniędzy, a dziecko nie pyta, czy jakaś #$$%%$$#### jest kompetentna czy nie (a cisną mi się na klawiaturę epitety zdecydowanie mniej uprzejme), tylko chce jeść.


I co z tego, że podobno nie blokują jakiejś tam minimalnej kwoty, skoro zrobili mi zdecydowanie większą krzywdę, bo z powodu głupich 750 zeta, w dodatku cudzych, ja nie mogę korzystać z kwoty 4x wyższej! Nawet nie mogę sobie przelać tego wszystkiego na jedno konto, żeby mieć w cholerę blokadę w jednym miejscu, a resztę wydawać, bo i tak z każdego rachunku przeleją mi tylko to, co jest ponad blokadę. Czyli i tak mam zablokowane 3000!

Sprawa w toku, ale tempo odpowiedzi pani komornik jest takie, że chyba trzeba będzie wziąć urlop, żeby cokolwiek popchnąć.

komornik bank

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 344 (374)

#73328

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jadę autobusem, czytnik mi padł, to się patrzę na ludzi i własnym oczom i uszom nie wierzę.

Przede mną stoi kobietka z wózkiem na przeznaczonym do tego miejscu, tuż obok na siedzeniu usadowił się Piekielny Moher. Kobietka wciska niebieski guzik, sygnalizując, że wysiada i że prosi, żeby kierowca "klęknął".
PM: I po co wciska?
K: Nie rozumiem?
PM: I po co guzik wciska pytam? Tu wszystkie przystanki są normalne*, nie ma co wciskać.
K: Ale ja tylko...
PM: Co tylko?!Wciskają i wciskają nie wiadomo po co, jakby to zabawki były, a potem się autobusy psujo!
K: (chyba już nie wytrzymała) Proszę pani, ja daję znać kierowcy, że będę wysiadać z wózkiem i chcę, żeby mi obniżył autobus, a jak się pani nie zna, to niech się nie wypowiada. I co w ogóle to panią interesuje?!

Piekielnego Mohera chyba zatkało.
Pierwsza Obrończyni Przycisków się znalazła.

*normalne, czyli nie na żądanie, co sygnalizuje się czerwonym przyciskiem.

komunikacja_miejska

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 325 (339)
zarchiwizowany

#73257

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O banku będzie. Jakoś w grudniu założyłem konto w banku, bo oferowali dobre % na k. oszczędnościowym. Założyłem, co ważne dla historii, metodą autoryzowania przelewem z innego banku. Wydzwaniali potem namiętnie
- a jak się konto podoba?
- a może przenieść wynagrodzenie?
- a może pocałować w rzyć i uprać firanki?

Podczas jednej z rozmów wyszło, że... ponieważ konto nie zostało założone osobiście ani przez kuriera, to oni nie mają skanu mojego dowodu (ach, jak mi przykro), więc w ciągu 6 miesięcy należy je dostarczyć do oddziału. Snu z powiek mi to nie spędzało, po zakończeniu oszczędzania i tak konto miało być do zamknięcia.

Bank oferuje możliwość złożenia dyspozycji przez internet, z czego skwapliwie skorzystałem. Następnego dnia telefon z działu utrzymania klienta, więc mówię otwarcie, że interesowała mnie konkretna oferta, nie mam zamiaru pamiętać o zasilaniu konta i robieniu płatności kartą, żeby było bezpłatne, a poza tym nie chce mi się lecieć do oddziału, żeby dostarczać skan mojego dowodu, bez którego na pewno mogą żyć.

Pani z infolinii (PZI)się produkuje, że jakbym przeniósł wynagrodzenie, to nie trzeba o niczym pamiętać, bo jedną płatność to przecież każdy zrobi. Dialog o dupie Maryni toczy się czas jakiś, po czym przypominam, że nadal nie mam zamiaru donosić skanu dowodu, bo mi nie po drodze, nie mam żadnego oddziału w pobliżu, a weekendy wolę spędzać inaczej.

PZI - Ale na to przecież jest AŻ 6 miesięcy, na pewno znajdzie się jakaś wolna chwila!
Ja: Przpraszam bardzo, próbuję być uprzejmy, ale to chyba ja wiem lepiej, czy mam czas latać po bankach, prawda?

A teraz powiedzcie mi - po co dawać opcję weryfikacji konta przelewem, skoro potem i tak wymagana jest wizyta w oddziale?

bank

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 46 (88)

#72675

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia mojej ślubnej, dodana za zgodą zainteresowanej.

Żona doczekała się w pracy dobrodziejstwa w postaci prywatnego grupowego ubezpieczenia na zdrowie (tj. my płacimy, pracodawca tylko "firmuje"). W ramach dobrodziejstwa postanowiła zrobić m.in. przegląd podwozia. Z dostępnych przychodni najbliżej był M...Med na Okopowej, ginekologów mieli, to poszła.

Pani ginekolog pomacała, pobrała cytologię i na tym wizyta mogłaby się skończyć, ale wtedy nie byłoby piekielnie. Małżonka postanowiła przy okazji poprosić o skierowanie na badanie hormonów tarczycy, ponieważ jak się okazało, bez tego nie może oddać krwi.
Reakcja lekarki??
- Krew oddawać? Zachciewa się! W tym wieku to dzieci trzeba rodzić, i to JUŻ, a nie krew oddawać. Potem przychodzą takie z płaczem, żeby je leczyć, in vitro robić i czort wie co jeszcze!

Tyrada trwała, połowica próbowała coś jeszcze tłumaczyć, że to dla mamy koleżanki, która ma raka itd., ale rezultatu nie odniosło to żadnego.
Tłumaczyła mi potem, że była tak zaskoczona, że zabrakło jej argumentów, bo w końcu co babę obchodzą jej dzieci i wiek (też nie jakiś matuzalemowy).

Jeśli takie rzeczy dzieją się w prywatnej przychodni, to...

słuzba_zdrowia

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 239 (287)

#72575

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Rower jeszcze stoi (http://piekielni.pl/72497), ale im dalej w osiedle, tym więcej drzew.

Segregowanie śmieci na przykład jest ciekawe. Przy każdej klatce jest taka resztka po zsypie na niesegregowane, a osobno zamykana na klucz altanka na plastiki, szkło itd.

Śmieci produkujemy sporo, więc oooomatko codziennie niemal popyla do altanki a to z siateczką plastików, a to opakowań szklanych, co tam się akurat zbierze.

Widoki śmieci średnio przyjemne, ale czasem się w oczy coś rzuci. A to, co się rzuca, woła o pomstę do nieba. Na przykład deski w pojemniku na szkło. Różne szmaty wszędzie (50m dalej jest pojemnik PCK). Stare kwietniki, suszarka na pranie, a ostatnio nawet... suszone kwiaty. Żeby nie było - w pojemniku segregowane suche. Suche były, fakt.

No i ja się pytam - nie chcesz segregować? To nie segreguj, ale po jaką jasną anielkę się tarabanić z niesegregowanymi śmieciami do altanki, skoro tuż przy drzwiach jest zsyp, gdzie można się ich bezproblemowo pozbyć, bez konieczności manipulacji z kluczykami itd.

Małpia złośliwość? Debilizm?

sąsiedzi

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 147 (165)

#72497

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Popełniłem ostatnio poważny błąd, bo wprowadziłem się na osiedle, gdzie średnia wieku wynosi lat z 80, a i to tylko dlatego, że pojawiają się gdzieniegdzie niemowlaki.

Następnie zrobiłem rzecz jeszcze bardziej haniebną - remont.

Ale ostatnio to dopiero dałem do pieca. Mój blok charakteryzuje się tym, że w obrębie klatki ma wydzielone takie jakby miniklatki, oddzielone dodatkowymi drzwiami, do których klucze ma tylko kilka rodzin. Traf chciał, że moje mieszkanie jest w rogu, a za moimi drzwiami jest kawałek nieprzechodniego korytarza, może 2 m x 3 m, zakończony oknem.
Ponieważ wiek sąsiadów oscyluje w ww. granicach, ekhem "dekoracja" korytarza jest w stylu lat 60.: coś jakby landszaft na ścianie, kwiatuszki, serwetki, te sprawy. Jest też rura, którą postanowiłem wykorzystać i - skoro korytarz już i tak zagracony stojakami z chabaziami - przypiąć do niej rower - zawsze to bezpieczniej, bo dostęp do klatki jest ograniczony.

Rower nie postał nawet 2 dni, jak przyszła do mnie, jak się przedstawili, "delegacja" - 2 starsze obywatelki i jeden jakby facet. A zarzuty były jak następuje:
- bo oni tu dbają, żeby było ładnie
- bo się boją o kwiatuszki, że je staranuję rowerem
- bo jeszcze ktoś zobaczy przez okno w drzwiach, że tu rower stoi i się włamie, to niebezpieczne!
- bo to niezgodne z uchwałą spółdzielni (nie dane mi było się dowiedzieć z którą)
- jak se chcę, to mam trzymać na balkonie

i... najlepsze ze wszystkiego

- bo tu jest wyjście ewakuacyjne (rzeczone okno, rozmiar może 80 cm x 150, umieszczone na wysokości ok. 1,5 m. Gdyby nawet owe niewiasty się na nie wspięły, to zady by im nie przeszły, gwarantowane). Jakie wyjście ewakuacyjne, skok na beton?? [edytuję, bo widzę niedomówienia - to okienko NIE JEST oznaczone jako wyjście ewakuacyjne! Piętro 3, więc... A fragment korytarza jest nieprzechodni, ślepy, żadnej drogi ewakuacyjnej nie zastawiam!]


Stosunkowo uprzejmie, ale stanowczo zapowiedziałem pozostanie roweru na swoim miejscu, na co wszelkie pozory dobrego zachowania starszych państwa niknęły, bo zaczęli mi grozić wszystkim, od spółdzielni po synów/wnuki, którzy mi ten rower wywloką, a pan starszy próbował go nawet zabrać/zniszczyć (?), nie wiem, bo nie sforsował solidnego zapięcia typu U-lock i się poddał, zanim minęło mi zaskoczenie i zdążyłem zareagować. Tego już było za wiele i powiedziałem, że w razie najmniejszego uszkodzenia roweru od razu zawiadamiam policję, na co delegacja oddaliła się świńskim truchtem, grożąc mi strasznymi konsekwencjami.

Do zdarzenia doszło wczoraj. Nie wiem, czy mam się już bać i czego właściwie, przecież stojaki i kwiatki były tam pierwsze, więc w razie czego, to oni pierwsi złamali przepisy ppoż.

I naprawdę? taka awantura o rower?

sąsiedzi

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 271 (315)

#72451

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia śmieszna, a piekielne jest co najwyżej to, że trzeba było się na serio do sprawy odnieść, bo komuś się nie chciało ruszyć głową.

Pracuję w szeroko pojętej turystyce. Ponieważ naszą ofertę sprzedają też agenci, staramy się dawać jak najdokładniejsze opisy oferowanych atrakcji. Niewiele to jednak pomaga, bo pytań z gatunku debilnych nie ubywa.

Agent: "Potencjalni klienci pytają, czy schody wspomniane w opisie są uciążliwe (jest ich 80 [schodów, nie klientów], więc martwią się, że to będzie za dużo)"

???

Wśród propozycji odpowiedzi, jakie podsunęły mi koleżanki było:
1. Nie ma problemu, na czas pobytu klientów liczbę schodów zmniejszymy o połowę.
2. Skąd! Jest to specjalna oferta wczasów odchudzających, obecnie w promocji, od przyszłego roku płatna dodatkowo.
3. Możemy wybudować windę, ale na koszt klientów. Zapraszamy w 2021 roku.

Niestety, biznes is biznes. Z bólem serca i języka żądnego ciętej riposty musiałem wysłać pisemko treści mniej więcej "Ponieważ nie podali Państwo wieku klientów, nie jesteśmy w stanie udzielić wyczerpującej odpowiedzi. Podana liczba schodów odpowiada mniej więcej wejściu na 4 piętro przeciętnego bloku, zatem osoby o przeciętnej kondycji nie powinny mieć problemów, natomiast w przypadku osób starszych lub w gorszej kondycji, sugerujemy wybranie innej oferty. Prosimy o przekazanie niniejszej informacji klientom, aby mogli podjąć decyzję w oparciu o własny stan zdrowia i szacowane możliwości".

Sam już nie wiem, czy głupsi byli klienci, czy agentka, która mogła sama wymyślić uprzejmą wersję odpowiedzi: "A skąd ja mam to wiedzieć? To chyba Państwo powinni wiedzieć, czy będzie dla nich męczące!".

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 157 (189)