Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

osiou3k

Zamieszcza historie od: 28 czerwca 2019 - 9:16
Ostatnio: 2 czerwca 2023 - 13:04
  • Historii na głównej: 3 z 3
  • Punktów za historie: 562
  • Komentarzy: 0
  • Punktów za komentarze: 0
 

#88498

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kojarzycie te zabawki dla maluchów, w których klocki o różnych przekrojach należy wepchnąć w otwory o odpowiadających im kształtach? Jasne! Każdy się taką bawił za gówniaka, prawda? Otóż najwyraźniej nieprawda...

Lat temu kilka, za czasów studenckich, latem pracowałem na magazynie sklepu z materiałami budowlanymi – deski, kamienie, narzędzia, inne tałatajstwo podobnego sortu. Z klientami miałem do czynienia rzadko, ale pracując na magazynie zewnętrznym, widziałem i słyszałem wielu.

Pewnego popołudnia przyjechały do sklepu dwie kobiety w wieku przeciętnie średnim zwinnym fordzikiem fiestą. Wśród ich zakupów znalazło się kilka desek długości coś-koło 3 metrów. Mieliśmy na składzie pierdyliard rodzajów i było to zbyt dawno, żebym pamiętał dokładnie. Otworzyły klapę bagażnika, deski wsadziły przez całą długość pojazdu, między siedzeniami kierowcy i pasażera i oparły aż na desce rozdzielczej pod samą przednią szybą i na szczycie oparcia tylnej kanapy. Ergonomia rozwiązania zostawiała odrobinę do życzenia, ale na krótki odcinek jazdy dałoby się takie uniedogodnienie znieść.

Na moje oko deski trochę wystawały z tyłu. Na ich oko chyba nie, bo energicznym ruchem jedna zatrzasnęła klapę bagażnika. Coś huknęło i chrupnęło. Ku zaskoczeniu samej trzaskającej klapą bagażnik pozostał niedomknięty, za to na tylnej szybie wykwitła pajęczyna pęknięć.

Ręce same składały się do aplauzu.

Zamiast odjechać z opuszczoną głową i gorzkim smakiem porażki w ustach, kobiety podumały nad popękaną szybą, po czym wróciły do sklepu, z którego przyprowadziły właściciela przybytku na okazanie swego świeżego dzieła sztuki. Stali na tyle daleko, że przebiegu rozmowy nie słyszałem. Pukanie się w głowę mojego zwierzchnika i wyraźna złość kobiet sprawiły, że podszedłem na miejsce zdarzenia, którego ostatecznie byłem świadkiem chwilę temu.

Okazuje się, że owszem, sprzedawca dał im deski dokładnie tej długości, o którą poprosiły, jednak jakimś cudem wybita szyba była winą sklepu i żądały finansowej rekompensaty od firmy za zniszczenia.

Tego dnia straciliśmy na zawsze dwie klientki, które obiecały już do nas nigdy nie wrócić. Żałoba trwa do dziś.

sklep reklamacja

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 172 (180)

#85038

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pomimo mieszkania za granicą, ślub organizowaliśmy w Polsce ze względów rodzinnych. Kościół zarezerwowany na konkretną sobotę na 16:00. Numer kontaktowy podany u Proboszcza należący do Teściowej.

Jednego dnia, bardzo niewiele już miesięcy przed ślubem, telefon od tejże do ówczesnej narzeczonej. Dowiadujemy się, że do Teściowej zadzwoniła Baba. Nie, nie kobieta, a właśnie Baba. Owa Baba zażądała... nie, nie poprosiła, zapytała albo zasugerowała, a właśnie zażądała, żeby przełożyć nasz ślub na inną godzinę, bo o 16:00 ślub w tym kościele będzie brać jej córcia! Teściowa, myśląc, że w biurze parafialnym nastąpiła jakaś pomyłka, zasugerowała Babie, żeby skontaktować się z Proboszczem celem wyjaśnienia tej podwójnej rezerwacji.

Jednak nie o błąd w papierach jaśnie Plebana tutaj chodziło. Rezerwacja czasu rzeczywiście była na nas, jednak Baba domagała się, żeby okienko o 16:00 jej odstąpić i zarezerwować sobie inne, ponieważ... tutaj fanfary... córcia przyjeżdża brać ślub aż z Londynu! I to tego w samej Anglii. Nie chodziło jej bynajmniej o Lądek. Lądek-Zdrój...

Bez wdawania się w szczegóły, Teściowa ucięła rozmowę, że my też z zagranicy. Dalej niż z byle Londynu, więc jednak mamy pierwszeństwo pod tym względem, skoro sam fakt, że rezerwację na tę konkretną godzinę mieliśmy już wtedy od jakichś 8 miesięcy, nie był dla Baby istotny.

Z ciekawości zadzwoniliśmy do Proboszcza. Chcieliśmy zapytać, co tam się właściwie wydarzyło i dać znać, że na żadne zmiany terminu ani godziny się nie zgadzamy. Takie zabezpieczenie, jeśli Babie, pomimo naszej odmowy, przyszłoby do głowy poinformować go, że się zgodziliśmy na oddanie terminu. Spotkaliśmy się z rzeką przeprosin, że nas postawił w ogóle w takiej sytuacji.

Okazało się, że Baba niemal zabarykadowała się w biurze parafialnym żądając oddania okupowanego terminu córci i siłą wyciągnęła od niego numer telefonu, żeby „załatwić” osobiście. Dał... Złamał się i dał. Błądzić jest rzeczą ludzką, wybaczać boską... i naszą, więc odpuściliśmy mu jego winy za pokutę zadając, żeby przekazał Babie numer bezpośrednio do nas, jeśli będzie go jeszcze nachodzić.

Z przykrością zawiadamiam, że nie zadzwoniła.

biuro_parafialne Londyn

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 152 (164)

#84843

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zdarzyło się, że na co dzień mieszkam za granicą. Nieistotne, gdzie. Istotne, że polskiego numeru telefonu nie posiadam. Posiadam (a raczej posiadałem) natomiast polskie konto bankowe – głównie do okazjonalnych zakupów online w Polsce i wypłacania gotówki podczas wizyt w ojczyźnie.

Logowanie do konta internetowego trzystopniowe – 1. numer użytkownika, 2. ustalone hasło, 3. jednorazowy kod SMS. Przez półtora roku posiadania owego konta wszystko śmigało, aż pewnego dnia, przy próbie zapłacenia online za jakąś duperelę, oczekiwanego SMS-a z kodem niet. Zakup pilny nie był. Stwierdziłem, że to pewnie chwilowa awaria i zignorowałem sprawę. Kolejnego dnia „awaria” nadal trwała. Następnego także. I tak przez kolejny tydzień albo podobnie.

Telefon na infolinię banku. Samo słuchanie w słuchawce Ivana i Delfina, Beaty Kozidrak oraz podobnej klasyki granej najpewniej na kasetowym magnetofonie przez trzeszczący mikrofon ma chyba sprawić, że zdenerwowani klienci skruszeją i złagodzą obyczaje. Żeby podziękować za to, że wszystko pięknie działa, raczej się na infolinię nie dzwoni. Zaparłem się zadnimi łapami i doczekałem połączenia z konsultantem [K].

Hasła dostępowego do obsługi banku przez infolinię naturalnie nie pamiętałem, ale mile mnie zaskoczono, że wystarczy przejść ochnastostopniową weryfikację odpowiadając na pytania między innymi o własny numer telefonu, adres e-mail, numer buta, nazwisko panieńskie sąsiadki i ulubioną postać z „Seksu w Wielkim Mieście” oraz adres korespondencyjny, żeby potwierdzić swoją tożsamość.

K: U nas wszystko gra. SMS-y wysyłane są normalnie. To musi być u pana coś.
Ja: Wcześniej działało. Teraz nie działa. Na przełomie sytuacji niczego nie zmieniałem.
K: U nas wszystko gra. SMS-y wysyłane są normalnie. To musi być u pana coś.
Ja (dla uspokojenia nucąc w myślach „Jej czarne oczy”): Tak, już pan raczył wspomnieć. Jednak SMS-y nie przychodzą.
K: U nas wszystko gra. SMS-y wysyłane są normalnie. To musi być u pana coś. Operator panu pewnie zmienił usługę z odbieraniem SMS-ów specjalnych.
Ja (na to nie wpadłem): Dobra... Czy moglibyśmy zmienić zatem numer telefonu, na który są wysyłane SMS-y? Mam drugi numer telefonu u innego operatora.
K (aż we własnej słuchawce słyszałem gwałtowne klikanie myszką): Się nie da się. Przy zakładaniu konta posługiwał się pan dowodem osobistym, który jest już nieaktualny. Będzie pan musiał osobiście pojawić się w oddziale banku z nowym dowodem osobistym. Tam będziemy mogli zmienić numer telefonu.
Ja: Do najbliższego oddziału banku mam jakieś 1000 km, z czego ze 300 przez morze. Wizyty w Polsce w najbliższym czasie też nie planuję. Już mnie pan przecież zweryfikował, dlaczego nie możemy zmienić numeru telefonu tutaj?
K: Się nie da się. U nas wszystko gra. SMS-y wysyłane są normalnie. To musi być u pana coś.
Ja: Jej piękne czarne oczy, śnią się czarne oczy, ich nie przeoczysz, wiem, że nie...
K: Słucham?
Ja: Nie, nic... Nie mam dostępu do własnego konta, a wasze procedury uniemożliwiają mi odzyskanie go. To tak trochę, jakbyście moje pieniądze trzymali jako zakładnika. Przychodzi panu do głowy jakieś inne rozwiązanie? WIEM, ŻE U WAS WSZYSTKO GRA I SMS-Y SĄ WYSYŁANE NORMALNIE I TO MUSI BYĆ U MNIE COŚ!
K: Może pan zamknąć konto i przelać pieniądze na inne konto przez infolinię.
Ja: Kuszące, ale wolałbym po prostu odzyskać dostęp do swojego konta.
K: Musi pan sprawdzić u swojego operatora usługę SMS-ów specjalnych. U nas wszystko gra. SMS-y wysyłane...
Ja: WIEM! Dobra. Rozumiem. Sprawdzę, a kiedy już będę miał potwierdzenie, że u mnie wszystko gra, SMS-y odbierane są normalnie i to musi być u was coś, wtedy się odezwę. Do usłyszenia.

Usługę SMS-ów specjalnych u operatora sprawdziłem. Była! Szokujące? Niespecjalnie! Wszystkie usługi były włączone. Dostępu do banku nadal nie ma. Kolejny telefon do operatora dla pewności. Reset mojego konta u nich, czy inne abrakadabra tego rodzaju, ostatecznie ich przeprosiny, że więcej nic nie zrobią, bo naprawdę wszystko wygląda w porządku. Najwyraźniej z moim telefonem wszystko gra. SMS-y odbierane są normalnie. To musi być w banku coś.

Uzbrojony w tę wiedzę, telefon na infolinię banku. Ivan i Delfin, Beata Kozidrak, Konsultantka [K2], numer telefonu, adres e-mail, numer buta, nazwisko panieńskie sąsiadki i ulubiona postać z „Seksu w Wielkim Mieście” oraz adres korespondencyjny. Rozmawiamy. Sprawa wyłuszczona.

Ja: …tak że u mnie wszystko gra. SMS-y odbierane są normalnie. To musi być u was coś.
K2: Naprawdę bardzo mi przykro, ale w tej sytuacji nie mogę nic zrobić. Żeby zmienić numer telefonu, musiałby się pan osobiście pojawić w oddziale.
Ja: 1000 km, 300 wpław.
K2: Przykro mi.
Ja: Ok, rozumiem, nie pani wina. W takim razie chciałbym zamknąć konto i przelać pieniądze na inne konto.
K2: Może pan zgłosić dyspozycję zamknięcia konta bezpośrednio z panelu sterowania na koncie internetowym.
Ja: Przeanalizuje pani sobie, co mi właśnie zaproponowała i dlaczego w ogóle rozmawiamy?
K2: Aha... Naturalnie, możemy niezwłocznie przejść do procedury zamknięcia konta.

W ciągu kolejnych kilku minut odczytane mi zostały kolejne warunki zamknięcia konta, na które automatycznie miałem powtarzać „potwierdzam”.

K2: Czy potwierdza pan, że wszystkie środki, w wysokości XXXX złoty i XX groszy przelać na wskazane konto bankowe?
Ja: Potwierdzam, żeby przelać WSZYSTKIE środki. W jakiej wysokości, nie wiem, bo od miesięcy nie jestem w stanie się zalogować na własne konto. Muszę pani zaufać, jako przedstawicielce banku.

Dyspozycja o zamknięciu konta poszła. Po odczekaniu wymaganych tygodni pieniądze pojawiły się na wskazanym koncie.

Kurtyna? Prawie, bo jeszcze taka zagwozdka. Nie da się w wielce szanownym banku zmienić (przypomnijmy, że po szczegółowej weryfikacji) zapisanego numeru telefonu do przysyłania kodu SMS, będącego tylko jednym z trzech etapów potwierdzenia tożsamości. Da się natomiast przelać wszystkie środki na wskazane w rozmowie telefonicznej konto. W okresie od wydania dyspozycji zamknięcia konta do momentu przelania środków na wskazane konto i likwidacji nieszczęsnego konta ani nigdy potem nie dostałem nawet maila informującego, że rachunek jest zamykany, przestaję być ich klientem, a pieniądze wypływają w nieznane. Jeśli zatem nie byłoby to moje konto, to co?

Ano nic, przecież u nich wszystko gra.

Santander Bank Polska

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 217 (239)

1