Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

pomidorek1410

Zamieszcza historie od: 22 listopada 2011 - 17:33
Ostatnio: 18 marca 2019 - 14:26
  • Historii na głównej: 20 z 29
  • Punktów za historie: 14597
  • Komentarzy: 27
  • Punktów za komentarze: 137
 
zarchiwizowany

#63773

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przed świętami wpadłam odwiedzić rodziców. Zastałam zapłakaną mamę i wkurzonego tatę. Mama płacze, że świąt w tym roku nie będzie. Powód? 12 grudnia przyszło wyrównanie za energię elektryczną z terminem płatności do 17 grudnia. Kwota? 1300 zł. Moja mama jest na rencie, ojciec na emeryturze - wiadomo na pieniądzach nie śpią, ledwie im wystarcza od piętnastego do piętnastego. Zdobycie takiej kwoty (równowartość dwóch rent mojej mamy) w ciągu 5 dni, to tylko w providencie albo innym podobnym.
To jedna piekielność - bo zakład energetyczny mógł to rozłożyć na 3-4 raty.
Druga piekielność - rodzice mieszkają w tym domu od maja. Wcześniej dom zajmowała starsza pani, która mieszkała w nim tylko latem. Na zimę przenosiła się do córki. Miała tylko telewizor i lodówkę. Podczas przepisywania licznika w zakładzie energetycznym, ojciec wypełniał ankietę - jakie mają sprzęty w domu i jake może być przewidywane zużycie energii elektrycznej. Ojciec zaznaczył, że mają zamrażarkę, zmywarkę, pompę itp. sprzęty, które zużywają sporo prądu. Zaznaczył też, że do tej pory płacił rachunki po około 200zł/mc. Przedstawiciel zakładu energetycznego stwierdził, że to niedorzeczność, bo do tej pory rachunki pod tym adresem były średnio 30zł/mc. I po co rodzice mają mieć nadpłatę. Zamrażarka z pewnością tyle pradu nie zużywa, a pompa nie działa bez przerwy. Czyli - pan wie lepiej. No a teraz przyszło kosmiczne wyrównanie. A prognoza na następne miesiące? Po 40 zł/mc.
Piekielność nr 3 - w sierpniu, w mieście powiatowym zlikwidowali zakład energetyczny i teraz trzeba się pofatygować 70 km.

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -6 (42)
zarchiwizowany

#53901

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sytuacja sprzed chwili - ciśnienie mi wzrosło.
Mieszkam w okolicy, gdzie numery domów nadawał chyba ktoś pijany. Do tego granica pmiędzy miastem a przyległościami jest dość płynna - to tytułem wyjaśnienia.
Jestem na końcu ciąży, raczej kulam się niż chodzę. W związku z tym postanowiłam zamówić ostatnie brakujące elementy wyprawki przez internet. Oczywiście dostawa kurierem, bo nie będę na pocztę gnać. Miało być pod drzwi, wygodnie i szybko. Taaaa.
Przed chwilą telefon od kuriera - w mojej okolicy ma tylko jedną paczkę dla mnie i nie opłaca mu się jechać. Mam podjechać 10 km, bo jest akurat w centrum miasta. No już pędzę. Ale za pół godziny w centrum miasta miał być mój tata, miał załatwić sprawę w jednym biurze, zostawić pismo -minuta dziesięć. No to chcę kurierowi pójść na rękę. Za pół godziny w tym i w tym miejscu będzie ktoś na niego czekał. Ale kurierowi to nie pasuje - bo może będzie za 20 minut, a może za godzinę. Ale łaskawie może zostawić dla mnie paczkę w tym biurze, bo przecież ktoś tam jest cały czas. Nosz hmmmm! Albo konkretnie o tej godzinie pod tym biurem albo szukaj pan po adresie. No to usłyszałam, że robię problemy, on biedaczek ma dużo pracy, dużo paczek itd. Może mi dziś dostarczy a może nie.

kurierzy

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 153 (191)
zarchiwizowany

#50974

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O naszych piekielnych lekarzach - ostatnio mogłabym sagę napisać. Ta akurat przygoda mnie rozwaliła.
W grudniu sytuacja życiowa sprawiła, że musiałam zdobyć zwolnienie lekarskie. Zdrowa jak koń, musiałam zasymulować chorobę. Padło na laryngologa - prywatna praktyka, najlepszy lekarz w mieście. Dolega mi suchy kaszel. Lekarz zbadał opukał, stwierdził, że to przyczyna zbyt suchego pomieszczenia gdzie śpię i zaordynował leki. Zwolnienie też dostałam.
Tytułem wyjaśnienia - podczas badania siedzi się obok lekarza, tak że widać dokładnie jego zapiski w komputerze dotyczące danego pacjenta.
Tydzień temu - ból gardła nie daje mi spać, nos zawalony, głowa boli, kaszel jakby mi płuca na wolność chciały wylecieć, głos jak Himilsbacha. Nie nadaję się do niczego. No to w te pędy do tego samego laryngologa. Badanie, recepta, tylko jakoś nazwy leków wydały mi się znajome. Rzut oka w komputer na biurku lekarza - dostałam w 100% to samo, co zimą, gdy symulowałam.
Panaceum?

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 3 (37)
zarchiwizowany

#49500

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie o współpracownikach.
Kilka miesięcy temu zmieniłam pracę, wcześniej pracowałam z ludźmi w wieku zbliżonym do mojego. W pokoju siedziało nas 3-5 osób. W nowej pracy większością są panie w wieku przedemerytalnym, a pokoje są jednoosobowe. Każdy ma w pokoju kilka bibelotów, zdjęć bliskich itp. Ja też postanowiłam spersonalizować swoją kajutkę. Przywiozłam z domu dwa kwiaty doniczkowe i kilka zwierzątek zrobionych z gałązek, słomy, wikliny itp. Zwierzaki te zrobiły niepełnosprawne dzieci, dostałam je kiedyś za pomoc, w oganizacji konkursu. Ot takie bibeloty z wartością sentymentalną. Bardzo delikane i kruche w dotyku. Ustawiłam je na parapecie koło kwiatów. Do tego małe pudełeczko z cukierkami na biurku, żebym mogła poczęstować kogoś kto zajrzy do mojego pokoju. Nc strasznego. Zaczęło drugiego dnia. Odwiedziny współpracownicy:
- O! jakie piękne zwierzątka! Cudne wprost!
I od razu zwierzaki w ręce. Przestawianie ich i przekładanie. Potem kolej na kwiatki, macanie w doniczce i obracanie ich w dowolną stronę.
Myślę sobie - nic to - zwykła ciekawość. Wiadomo jestem nowa, każdy pretekst do rozmowy dobry. Ale nie. Pani obmacała kwiatki, zwierzaki, powtórzyła, że ładne i sobie poszła. Chciałam poczęstować cukierkiem - podziękowała. Nie minęło 5 minut - wizyta kolejnej pani. I znów zaczyna się :
O! Jakie piękne kwiaty i zwierzątka!
I od razu przechodzi do macania. Za chwilę kolejna wizyta wg tego samego scenariusza. Pomacają, zaspokoją ciekawość, przywykną, zwierzaki jakoś to przetrzymają. Nic bardziej mylnego! Minęły miesiące, a ja codziennie mam wizyty pań macaczek. Wciąż tych samych, bo firma nie taka wielka. Jednego dnia zostawiłam na parapecie pudełko z drugim śniadaniem. Zostało obmacane, wstrząśnięte, czekałam tylko kiedy zostanie nadgryzione.Raz jedna odwiedzająca zastała otwartą szafkę, gdzie trzymam cukier, herbatę itp. - oczywiście pełna inspekcja. Ze zwierzaków przez ten czas zostały już tylko strzępki.
Gdy częstowałam cukierkami - wszstkie panie zgodnie zasłaniły się dietą i dziękowały. Za to, gdy nie ma mnie w pokoju cukierki znikają w tajemniczych okolicznościach. Kilkakrotnie. W sumie, ta cała sytuacja mnie bawi. Zastanawiam się - czy może powinnam pójść do księgowej i obmacać jej kwiatki i zdjęcia wnucząt, bo moze to jakiś rytułał ;)

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 216 (284)
zarchiwizowany

#46354

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Co się dzieje z tym światem?
W piątek wracałam z pracy do domu. W środku lasu - jakieś 3 km od najbliższej wsi, na poboczu drogi siedział mały kotek. Mały, malutki, na oko około 3 miesięczny. Czyli sam tam nie zawędrował. Siedział na poboczu, bo już tyłkiem przymarzł do lodu. Chudy jak zakładka do książki, nie wiadomo ile czasu tam siedział. Musiał rozpaczliwie miauczeć, bo całkowicie stracił głos. A wiecie, co jest najgorsze? Że on jest bardzo ufny, uwielbia pieszczoty, nie boi się psa, lgnie do ludzi - czyli był gdzieś w domu, wśród ludzi. Widocznie się znudził tym ludzkim larwom i wyrzucili go z auta. Słów mi brak.

Skomentuj (60) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 362 (446)
zarchiwizowany

#43226

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przypomniała mi się historia, o ropuchu, z bardzo dawnych czasów- jeszcze na początku studiów. Ja studiowałam, dorabiałam dorywczo, mieszkałam w akademiku i klepałam biedę. Mój "ukochany" pracował, mieszkał z rodziacami i siłą rzeczy finansowo stał o niebo lepiej ode mnie.
Zbliżała się rocznica naszej znajomości - ja spłukana na maksa. Jechałam do niego, miałam tylko na bilet. No ale było mi strasznie głupio, że nie mam nic dla niego. Chciałam mu dać jakiś prezent, chociaż symboliczny. Przypomniało mi się, że w Ikea są świeczniki w kształcie czerwonego serca - za jakąś niewielką kwotę. Miałam przesiadkę w Warszawie, wtedy jeszcze Ikea była w centrum, koło Placu Starynkiewicza. Ja dojeżdżałam na Stadion ( był kiedyś ;) taki dworzec autobusowy). No i wymyśliłam że pieszo dojdę ze Stadionu do Centrum, bo nie mam na bilet komunikacji miejskiej, kupię ten świecznik i dalej pojadę z Centralnego. No i poszłam. Z bagażem, w najładniejszych butach itd. Dorobiłam się olbrzymich bąbli na stopach. No ale czego nie robi się dla ukochanego. Zakupiłam ten świecznik, pojechałam do niego. Wieczorem wspominamy jak to się poznaliśmy itd. Opowiadam jak to przeszłam dla niego kawał Warszawy,daję mu to czerwone serce z miłością, płonącą świecą . A ten do mnie:
I co mam ci tez jakiś prezent kupić??

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 232 (304)
zarchiwizowany

#24087

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W zeszłym roku udało mi się wreszcie zajść w ciążę. Niestety radość była krótka, na początku trzeciego miesiąca ciąża obumarła. Bywa. Moja pani ginekolog skierowała mnie na zabieg do szpitala. Wiadomo, nie tryskałam radością ani optymizmem. W szpitalu wszyscy byli dla mnie przemili i wyrozumiali. No poza jednym bardzo młodym piekielnym lekarzem. Zbadał, przeprowadził wywiad, w tym czy długo staram się o dziecko - no długo, ponad 10 lat.
Na koniec - czy mam jakieś pytania?
Oczywiście, że mam - jakie mogą być powikłania i czy będę mogła jeszcze zajść w ciążę?
Piekielny lekarz- no jeżeli podczas zabiegu przebiję łyżką pani macicę, to spotkamy się na sali operacyjnej i na dzieci nie będzie miała pani szans.
Po tej wypowiedzi zaciskałam uda ;) tak długo aż piekielny skończył dyżur i zabieg wykonał zupełnie inny lekarz.

Dziękuję wszystkim pielęgniarkom i lekarzom za wspaniałą opiekę, zwłaszcza tej siostrze, która się do mnie uśmiechała i puściła oczko zanim odpłynełam w narkozę. Panu piekielnemu gratuluję wyrozumiałości i podejścia do pacjentek - może zmiana specjalizacji na weterynarię, gdzie pacjentki nie mają pytań.

Szpital O-ka

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 171 (231)
zarchiwizowany

#21217

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dziś będzie o piekielnych ginekologach z mojego małego miasteczka - jest ich kilku a każdy cechuje się specyficznym podejściem do pacjentki.
Dr nr 1. Jestem w trakcie leczenia, wizyty co dwa tygodnie. Każda wizyta zaczyna się identycznym wywiadem - pytanie o imię i nazwisko i dalej standard - czy rodziłam, roniłam i co mnie sprowadza. Za pierwszym razem taki wywiad ma sens, za drugim hmmm ale za trzecim czy czwartym? Nie wiem jak przez dwa tygodnie od ostatniej wizyty miałam zajść i urodzić? Pan dr chyba nie prowadził żadnej dokumentacji.
Dr nr 2 - przyjmuje w prywatnym gabinecie, ale nie ma usg. Na badanie odsyła do szpitala - robi po swoim dyżurze albo nawet i w jego trakcie, na szpitalnym sprzęcie a pieniądze bierze do kieszeni. Wywiad przed badaniem.
(L)ekarz - rodziła pani?
(J)a - nie
L - ale rodziła pani?
Myślę sobie moze nie dosyszał
J - nie!
L- pytam czy pani rodziła?
Ewidentnie głuchy chyba
J - NIE!
L - pani nie rozumie, pytam czy pani rodziła?
Ukryta kamera czy co?
J - NIE! NIE RODZIŁAM!
L- no to jak mam panią zbadać?
Dr nr 3 - w trakcie wywiadu pytanie o miejsce zamieszkania - mówię, że wieś Piekło. Dr -o! Piekło! Na dziki tam polowałem. Pani wie jakiego tam odyńca ustrzeliłem? A są tam jeszcze dziki? A moze jelenie pani widziała? No bo sarny tam są. A może zające? Nie zające nie - na dzika bym sobie zapolował znowu. Ja tak lubię pójść na polowanie... i w ten deseń 40 minut. Po tym czasie udało mi się w końcu dojść do głosu i wyłuszczyć problem - w ciążę nie zachodzę i się martwię.
Dr - a bociana pani widziała?
Ja - ???
Dr - no bociana, na bociana trzeba patrzeć, bo bocian dzieci nosi
Ja - chyba w bajkach
Dr - a męża pani ma?
Ja już wkurzona - a to musi być mąż? Obrączką się dzieci robi?
Dr - pani wraca do domu i męża ćwiczy i wystarczy.
No dziękuję za poradę.
Jest jeszcze kilku ale to już na kolejną opowieść.

ginekolodzy

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 177 (249)
zarchiwizowany

#19975

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Koniec z pasożytnictwem ;)

Zbliża się okres świątecznych zakupów w związku z tym przypomniała mi się historia jak kupowałam odbiornik gps. Wtedy był to bardzo drogi sprzęt - średnio około 1 tys. Dostałam premię i postanowiłam uszczęsliwić tatę takim udogodnieniem - sporo podrózuje więc jak znalazł taki prezent. Wyszukałam interesujący mnie sprzęt w sklepie internetowym, sprawdziłam opinie - same pozytywy, zachwyty nad fachowością obsługi itd. Płatne z góry przelewem. Złożyłam zamówienie, zadzwoniłam żeby sie upewnić czy mają ten cud na sklepie- sprzedawca potwierdził i kazał wpłacić pieniążki na konto a wyślą sprzęt. Okres przedświąteczny więc zależało mi na czasie. Wpłaciłam kaskę i czekam. Zero informacji przez tydzień. Do sklepu dodzwonic się nie można. Ja w panice- że premia poszła na grzyby i prezentu nie będzie. Na maile też nie odpisują. Poszperałam, znalazłam w necie telefon i mail do właściciela sklepu - wreszcie udało się nawiązać jakiś kontakt. Właściciel zaczął się wykręcać, że to moja wina, że wpłaciłam pieniądze. No niezła wina. W końcu obiecał, że pieniądze odeśle po trzech dniach. Wkurzona umieściłam negatywną opinię no i się zaczęło. Właściciel zaczał bombardować mnie mailami, że zniszczyłam jego reputację, że zapłacę za to, że chciał mi oddać pieniądze jak najszybciej a teraz "za karę" będę musiała poczekać 2 tygodnie. No cóż - poszłam do prawnika o poradę - zredagował mi takie pismo, z paragrafami i ustawami, że sprzedawca się uspokoił. Ale to nie koniec - przysłał mi dokument w wordzie będący jakoby potwierdzeniem przelewu. A pieniędzy jak nie było tak nie było. Kolejna porada prawnika. Kasa do mnie wróciła. Pan właściciel nie mógł jednak sobie odpuścić - pisałam do niego ze służbowego konta imie.nazwisko@nazwa firmy - więc zaczęły się wyzwiska pod adresem firmy "A wy tam w tej firmie, to nie macie co robić, tylko po internecie się szwendacie" Aha mój komentarz był pierwszym ale nie ostatnim negatywnym - lawina się posypała a sklep w końcu upadł.
Aha - u nas w firmie szef nie ma nic przeciwko używaniu konta słuzbowego do celów prywatnych.

sklep internetowy z 24 w nazwie

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 155 (207)

1