Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

pomidorek1410

Zamieszcza historie od: 22 listopada 2011 - 17:33
Ostatnio: 18 marca 2019 - 14:26
  • Historii na głównej: 20 z 29
  • Punktów za historie: 14597
  • Komentarzy: 27
  • Punktów za komentarze: 137
 

#54566

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak zdobywać klientów?
Moja mama cierpi z powodu żylaków na nogach. Żeby ocenić ich wielkość itd. potrzebne jest usg. Od lekarza rodzinnego dostała skierowanie do chirurga, który jest jedynym specjalistą od chorób żył w naszym miasteczku.

Wizyta w szpitalnej przychodni trwała jakieś 5 minut. Mama wyszła wściekła. Pan doktor wręczył jej wizytówkę do prywatnego gabinetu i zaprosił na zabieg do siebie. Usg może jej zrobić bez kolejki na szpitalnym sprzęcie za odpowiednią opłatą.
To stały proceder tego lekarza - kilka lat temu trafiłam do niego z naroślą do usunięcia. Dostałam plasterek i wizytówkę. A kaska z NFZ za wizytę w szpitalu poleciała swoją drogą.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 447 (497)
zarchiwizowany

#53901

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sytuacja sprzed chwili - ciśnienie mi wzrosło.
Mieszkam w okolicy, gdzie numery domów nadawał chyba ktoś pijany. Do tego granica pmiędzy miastem a przyległościami jest dość płynna - to tytułem wyjaśnienia.
Jestem na końcu ciąży, raczej kulam się niż chodzę. W związku z tym postanowiłam zamówić ostatnie brakujące elementy wyprawki przez internet. Oczywiście dostawa kurierem, bo nie będę na pocztę gnać. Miało być pod drzwi, wygodnie i szybko. Taaaa.
Przed chwilą telefon od kuriera - w mojej okolicy ma tylko jedną paczkę dla mnie i nie opłaca mu się jechać. Mam podjechać 10 km, bo jest akurat w centrum miasta. No już pędzę. Ale za pół godziny w centrum miasta miał być mój tata, miał załatwić sprawę w jednym biurze, zostawić pismo -minuta dziesięć. No to chcę kurierowi pójść na rękę. Za pół godziny w tym i w tym miejscu będzie ktoś na niego czekał. Ale kurierowi to nie pasuje - bo może będzie za 20 minut, a może za godzinę. Ale łaskawie może zostawić dla mnie paczkę w tym biurze, bo przecież ktoś tam jest cały czas. Nosz hmmmm! Albo konkretnie o tej godzinie pod tym biurem albo szukaj pan po adresie. No to usłyszałam, że robię problemy, on biedaczek ma dużo pracy, dużo paczek itd. Może mi dziś dostarczy a może nie.

kurierzy

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 153 (191)
zarchiwizowany

#50974

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O naszych piekielnych lekarzach - ostatnio mogłabym sagę napisać. Ta akurat przygoda mnie rozwaliła.
W grudniu sytuacja życiowa sprawiła, że musiałam zdobyć zwolnienie lekarskie. Zdrowa jak koń, musiałam zasymulować chorobę. Padło na laryngologa - prywatna praktyka, najlepszy lekarz w mieście. Dolega mi suchy kaszel. Lekarz zbadał opukał, stwierdził, że to przyczyna zbyt suchego pomieszczenia gdzie śpię i zaordynował leki. Zwolnienie też dostałam.
Tytułem wyjaśnienia - podczas badania siedzi się obok lekarza, tak że widać dokładnie jego zapiski w komputerze dotyczące danego pacjenta.
Tydzień temu - ból gardła nie daje mi spać, nos zawalony, głowa boli, kaszel jakby mi płuca na wolność chciały wylecieć, głos jak Himilsbacha. Nie nadaję się do niczego. No to w te pędy do tego samego laryngologa. Badanie, recepta, tylko jakoś nazwy leków wydały mi się znajome. Rzut oka w komputer na biurku lekarza - dostałam w 100% to samo, co zimą, gdy symulowałam.
Panaceum?

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 3 (37)
zarchiwizowany

#49500

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie o współpracownikach.
Kilka miesięcy temu zmieniłam pracę, wcześniej pracowałam z ludźmi w wieku zbliżonym do mojego. W pokoju siedziało nas 3-5 osób. W nowej pracy większością są panie w wieku przedemerytalnym, a pokoje są jednoosobowe. Każdy ma w pokoju kilka bibelotów, zdjęć bliskich itp. Ja też postanowiłam spersonalizować swoją kajutkę. Przywiozłam z domu dwa kwiaty doniczkowe i kilka zwierzątek zrobionych z gałązek, słomy, wikliny itp. Zwierzaki te zrobiły niepełnosprawne dzieci, dostałam je kiedyś za pomoc, w oganizacji konkursu. Ot takie bibeloty z wartością sentymentalną. Bardzo delikane i kruche w dotyku. Ustawiłam je na parapecie koło kwiatów. Do tego małe pudełeczko z cukierkami na biurku, żebym mogła poczęstować kogoś kto zajrzy do mojego pokoju. Nc strasznego. Zaczęło drugiego dnia. Odwiedziny współpracownicy:
- O! jakie piękne zwierzątka! Cudne wprost!
I od razu zwierzaki w ręce. Przestawianie ich i przekładanie. Potem kolej na kwiatki, macanie w doniczce i obracanie ich w dowolną stronę.
Myślę sobie - nic to - zwykła ciekawość. Wiadomo jestem nowa, każdy pretekst do rozmowy dobry. Ale nie. Pani obmacała kwiatki, zwierzaki, powtórzyła, że ładne i sobie poszła. Chciałam poczęstować cukierkiem - podziękowała. Nie minęło 5 minut - wizyta kolejnej pani. I znów zaczyna się :
O! Jakie piękne kwiaty i zwierzątka!
I od razu przechodzi do macania. Za chwilę kolejna wizyta wg tego samego scenariusza. Pomacają, zaspokoją ciekawość, przywykną, zwierzaki jakoś to przetrzymają. Nic bardziej mylnego! Minęły miesiące, a ja codziennie mam wizyty pań macaczek. Wciąż tych samych, bo firma nie taka wielka. Jednego dnia zostawiłam na parapecie pudełko z drugim śniadaniem. Zostało obmacane, wstrząśnięte, czekałam tylko kiedy zostanie nadgryzione.Raz jedna odwiedzająca zastała otwartą szafkę, gdzie trzymam cukier, herbatę itp. - oczywiście pełna inspekcja. Ze zwierzaków przez ten czas zostały już tylko strzępki.
Gdy częstowałam cukierkami - wszstkie panie zgodnie zasłaniły się dietą i dziękowały. Za to, gdy nie ma mnie w pokoju cukierki znikają w tajemniczych okolicznościach. Kilkakrotnie. W sumie, ta cała sytuacja mnie bawi. Zastanawiam się - czy może powinnam pójść do księgowej i obmacać jej kwiatki i zdjęcia wnucząt, bo moze to jakiś rytułał ;)

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 216 (284)

#48498

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z racji wykonywanego zawodu często jeżdżę polnymi i leśnymi drogami. Niezależnie od pory roku i pogody - dlatego też na wyposażeniu auta mam różne fajne rzeczy - w tym łopatę do odśnieżania.

W piątek była okropna pogoda, silny wiatr, opady śniegu i tego typu atrakcje. Na drogach zaspy po pachy. Jadę do domu, przebijam się przez zaspę, a na przeciwnym pasie stoi astra, którą ściągnęło na pobocze. Przy samochodzie kręci się kobieta, która stara się udeptać śnieg. Przejechałam przez zaspę, wyciągnęłam magiczną łopatę i lecę kobiecie na pomoc. Wtedy z auta wysiadł "Gościu". Rozpoczęła się akcja ratownicza - kobieta zaczęła odkopywać auto, a on wydawał komendy. W końcu widocznie nie zdzierżył i wyrwał kobiecie łopatę z ręki, machnął kilka razy i je*budu z rozmachem łopatę przez zaspę za przydrożny rów. Ja zbaraniałam.

- Panie, kurka, to nie mógł mi pan oddać tej łopaty do ręki?
- Łopatę to se pani potem weźmie, a teraz to niech pani auto pcha, bo ja muszę wyjechać!

Z racji swojego stanu, nawet Bradowi Pittowi bym odmówiła, gdyby złożył taką propozycję. Gościu niepocieszony zasiadł za kierownicą i przez otwarte okno wrzasnął "Pchać!"

Na szczęście zatrzymał się jeszcze jeden kierowca, który pomógł kobiecie wypchać auto, a ja w tym czasie brnęłam przez rów i zaspę żeby odzyskać łopatę.
Najgorsze jest, to że to już kolejna sytuacja, gdy zatrzymuję się żeby pożyczyć łopatę, a ktoś oczekuje, że odkopię jego auto.

Trasa Siedlce-Ostrołęka

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 853 (893)
zarchiwizowany

#46354

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Co się dzieje z tym światem?
W piątek wracałam z pracy do domu. W środku lasu - jakieś 3 km od najbliższej wsi, na poboczu drogi siedział mały kotek. Mały, malutki, na oko około 3 miesięczny. Czyli sam tam nie zawędrował. Siedział na poboczu, bo już tyłkiem przymarzł do lodu. Chudy jak zakładka do książki, nie wiadomo ile czasu tam siedział. Musiał rozpaczliwie miauczeć, bo całkowicie stracił głos. A wiecie, co jest najgorsze? Że on jest bardzo ufny, uwielbia pieszczoty, nie boi się psa, lgnie do ludzi - czyli był gdzieś w domu, wśród ludzi. Widocznie się znudził tym ludzkim larwom i wyrzucili go z auta. Słów mi brak.

Skomentuj (60) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 362 (446)

#44728

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Gmina, na terenie której mieszkam, ma partnerską gminę w jednym z krajów nadbałtyckich. Śmietanka gminy postanowiła skorzystać z zaproszenia i pojechać w odwiedziny. Pojechali przedstawiciele urzędu gminy i najwięksi przedsiębiorcy z terenu gminy. W sumie siedem osób, w tym dwie kobiety (załapałam się, bo mój szef nie chciał jechać).
I jeszcze jedna uwaga - ten kraj był kiedyś jedną z republik ZSRR, a w związku z tym, większość jego mieszkańców dość dobrze mówi po rosyjsku, a nawet jeśli się do tego nie przyznają, to świetnie rozumieją ten język.

Wśród przedstawicieli naszych przedsiębiorców najbardziej piekielny okazał się pan dyrektor jednej w większych przetwórni spożywczych w Polsce. Kilka jego kwiatków:

- Gospodarze zaprosili nas do największej w regionie restauracji na kolację i tańce. Pojechał z nami jako opiekun, przedstawiciel tamtejszej gminy wraz żoną. Opiekun powiedział nam, że jego żona nie mówi po rosyjsku. No to nasz pan dyrektor, w restauracji usiadł na wprost niej i patrząc na nią zaczął na cały głos mówić po polsku "takiej jak ty, to ja bym z wyra nie wypuścił, o je***ł bym cię na wszystkie strony, wy***łbym cię koncertowo". Kobieta robiła się coraz bardziej czerwona, na co nasz pan dyrektor tylko powtarzał "chcesz tego s*ko nie?". Nie dało się, go uciszyć, bo uważał to za świetny dowcip.

- Jedną z atrakcji wyjazdu był pobyt w tamtejszym aquaparku, co było ogłoszone kilka dni przed wyjazdem. Na miejscu okazało się, że szanowny pan dyrektor nie ma kąpielówek. Nie ma problemu - poszedł w bawełnianych slipkach, takich z kieszonką. Ochrona go nie wygoniła. Pan dyrektor odkrył saunę - wparował do damskiej, a potem wszystkich starał się tam zaciągnąć, bo przecież tam nagie kobiety są. Jak wypatrzył zgrabną dziewczynę, to wytykał ją palcami, podbiegał do kogoś z nas i krzyczał "Widziałeś jakie ma bufory" i oczywiście odpowiednie gesty do tego.

- Jednemu z pracowników gminy, wypadła komórka. Na jego nieszczęście znalazł ją pan dyrektor - zamiast oddać, najpierw przeczytał wszystkie smsy, obejrzał zdjęcia, a potem dorobił kilka fotek swojego przyrodzenia, po czym poinformował resztę wycieczki, jaki to wspaniały żart zrobił, jak właściciel komórki zwraca się do żony, itp.

- Nocowaliśmy w małym hoteliku, gdzie byliśmy sami. Raz dziennie przychodziła sprzątaczka, która przy okazji uzupełniała zapasy w lodówce - ostatniej nocy, po pożegnalnej kolacji z % pan dyrektor zaszalał - przez kilka godzin dobijał się do pokoju, w którym spałyśmy we dwie. Gdy nie otworzyłyśmy, postanowił wejść do nas przez okno - pokój na piętrze.
Po pijaku wyłamał klamkę w drzwiach, wybił szybę na parterze i połamał krzesło. Rano stwierdził, że żeby za nic nie płacić najlepiej spie***lić, czyli szybka ewakuacja do busa i do domu. Nikt nic nie zauważy i będzie na sprzątaczkę.

- I teraz wisienka na torcie - podczas pożegnalnej kolacji, gdy wszyscy byli już pod dobrą datą, pan dyrektor postanowił udowodnić, że nie jest żydem. Jak? Najprościej na świecie - ściągając gacie i pokazując wszystkim swój interes. W obecności około 30 osób.

Pan dyrektor ma ponad 60 lat, dzieci, wnuki. Zarządza jednym z większych zakładów w Polsce.

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 934 (990)

#44841

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zakupy w markecie zwanym krainą kupujących. Kolejki na pół sklepu, a tylko połowa kas czynna.
Paleta gwiazd betlejemskich w wielgachną ceną 1.99zł. No to się połaszczyłam.

Przy kasie niemiłe rozczarowanie - cena nabita na paragonie 4,50zł. Zakup przestał być okazyjny, więc drepczę do informacji, żeby coś z tym zrobić. Przy okazji wnikliwie studiuję paragon - i kilka niespodzianek - podwójnie nabite produkty na kasie - niby drobiazgi, ale tam złotówka, tu dwa złote. Ciśnienie mi podskoczyło - nie dość że swoje odstałam, to jeszcze mnie perfidnie orżnęli. Pani w informacji ze zbolałą miną, zwraca mi pieniądze. Coś mnie podkusiło i pytam, o bon na 5 zł, za to że stałam ponad 5 minut (taaa) w kolejce do kasy. Na to pani z informacji zaserwowała mi mowę, że serca nie mam, bo święta, bo ludzie na zakupy przyszli, bo oni pracowników nie mają, bo robią, co mogą. Byłam nieugięta.

Moja znajoma pracowała w tym markecie i kilka tygodni przed świętami została zwolniona praktycznie z dnia na dzień, w ramach oszczędności. Lepiej dać klientowi 5 zł i niech godzinami stoi w kolejce, niż zatrudnić dodatkowe osoby.

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 665 (741)

#43726

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie myślałam, że coś takiego mnie w życiu spotka ;)

Byłam z tatą na otwarciu wystawy fotograficznej, no to wiadomo - z takiej okazji się delikatnie odstroiliśmy - tata w mundur, ja w kieckę i żakiet. Żadne tam halo. W drodze powrotnej zajechaliśmy do Maca na herbatę i coś słodkiego. Ja stanęłam w kolejce, tata miał zająć miejsce. Zanim usiadł - podszedł do mnie, uśmiechnął się i dał mi 40 zł drobniakami i powiedział, że dziś on stawia. W równoległej kolejce stały dwie dziewuszki, takie na oko dwudziestoletnie. Otaksowały mnie wnikliwie, a w moją stronę poleciał komentarz:
- Ty patrz jak się odstawiła, dziwka jedna, galerianka puszcza się, za żarcie z Maca!

Widzę, że i galeriankom podnieśli wiek emerytalny - mam 36 lat :D

Skomentuj (44) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1000 (1080)
zarchiwizowany

#43226

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przypomniała mi się historia, o ropuchu, z bardzo dawnych czasów- jeszcze na początku studiów. Ja studiowałam, dorabiałam dorywczo, mieszkałam w akademiku i klepałam biedę. Mój "ukochany" pracował, mieszkał z rodziacami i siłą rzeczy finansowo stał o niebo lepiej ode mnie.
Zbliżała się rocznica naszej znajomości - ja spłukana na maksa. Jechałam do niego, miałam tylko na bilet. No ale było mi strasznie głupio, że nie mam nic dla niego. Chciałam mu dać jakiś prezent, chociaż symboliczny. Przypomniało mi się, że w Ikea są świeczniki w kształcie czerwonego serca - za jakąś niewielką kwotę. Miałam przesiadkę w Warszawie, wtedy jeszcze Ikea była w centrum, koło Placu Starynkiewicza. Ja dojeżdżałam na Stadion ( był kiedyś ;) taki dworzec autobusowy). No i wymyśliłam że pieszo dojdę ze Stadionu do Centrum, bo nie mam na bilet komunikacji miejskiej, kupię ten świecznik i dalej pojadę z Centralnego. No i poszłam. Z bagażem, w najładniejszych butach itd. Dorobiłam się olbrzymich bąbli na stopach. No ale czego nie robi się dla ukochanego. Zakupiłam ten świecznik, pojechałam do niego. Wieczorem wspominamy jak to się poznaliśmy itd. Opowiadam jak to przeszłam dla niego kawał Warszawy,daję mu to czerwone serce z miłością, płonącą świecą . A ten do mnie:
I co mam ci tez jakiś prezent kupić??

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 232 (304)