Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

pomidorek1410

Zamieszcza historie od: 22 listopada 2011 - 17:33
Ostatnio: 18 marca 2019 - 14:26
  • Historii na głównej: 20 z 29
  • Punktów za historie: 14597
  • Komentarzy: 27
  • Punktów za komentarze: 137
 

#38799

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mieszkam kilometr od niewielkiego miasta, przy trasie wiodącej z Warszawy na Mazury. Co to ma do rzeczy? Ano że ludzie - nie, to nie ludzie - dwunożne kreatury, jadąc na wakacje lub wracając z nich, potrafią wyrzucić zwierzaki z samochodów.

Wczoraj znalazłam pod chatą małą czarną suczkę. Rocznie trafia do mnie w ten sposób kilka psów, kotów a w zeszłym roku nawet królik. Zwykle udaje mi się znaleźć dla nich dobre ręce. Cztery lata temu na drodze pod moim domem siedziała suka owczarka niemieckiego. Piękna, ułożona, najwyraźniej rasowa. Postanowiłam ja zatrzymać, bo jak się mieszka na kolonii, to duży pies na podwórku się przydaje. Była u mnie kilka miesięcy, do momentu aż mi ją ktoś ukradł. Ironia losu - ktoś mi ukradł psa znajdę.

Skąd wiem, że ukradł, a nie uciekła? Spotkałam ją w mieście prowadzoną na smyczy. Zapytałam jej "właściciela". Kupił ją za kilkaset złotych od syna sąsiadki, który słynie z lepkich rąk. Nie upominałam się o nią, bo widać było, że jest zadbana.
A ja kilka tygodni później znalazłam kolejnego psa porzuconego przy drodze.

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 589 (629)

#38632

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o oddawaniu ubrań w dobre ręce, przypomniała mi moje przeboje.

Suknię ślubną kupiłam po niesamowicie okazyjnej cenie - ktoś wygrał ją na targach ślubnych i postanowił sprzedać za grosze (ok 20% wartości). Po weselu suknię oddałam do czyszczenia, wyglądała jak nowa. Postanowiłam ją oddać za darmo potrzebującej dziewczynie. Dałam ogłoszenie, że oddam suknię w dobre ręce, model taki i taki, firma taka, odbiór osobisty, bo nie chcę żeby ktoś marudził, że sukienka "nie taka". No i się zaczęło.

1. Potrzebująca panna młoda - "nie mam kasy na przyjazd, przywieź mi suknię" - 300 km w jedną stronę.
2. Kolejna potrzebująca panna młoda - "chętnie wezmę sukienkę, nieważne jaki rozmiar, mama krawcowa dopasuje." Chyba cudotwórczyni, bo nie wiem jak z rozmiaru 38 robi się 44.
3. Tu już rozmowa konkretna - pytania o model, itd, gotowa przyjechać - sprawdziłam w google jej mail - z zawodu jest potrzebująca, chętnie bierze wszystko, co jest gratis, a potem opyla na allegro.
4. "Prześlij pocztą, bo ja nie mam na bilet do Ciebie" - akurat od niej do mnie bilet kosztował 9 zł - ciekawe, że na dj i weselicho miała, a 18 zł na sukienkę nie.
5. Stwierdziła, że gówno mnie obchodzi, co ona zrobi z sukienką, mam jej dać i już. Koszty przesyłki też mam pokryć, bo ona robi mi przysługę, że uwolni mnie od kłopotu.
6. Czy ja nie mam innego modelu? Ona by chciała w innym odcieniu, fasonie i długości. Może jednak mam inną sukienkę w szafie.

Sukienka wisi do dziś dnia na strychu u teściów.

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 892 (922)

#37943

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam ja piekielną ciotuchnę - mieszkanka Warszawy, sędzia sądu najwyższego na emeryturze.

Ciotuchna stwierdziła, że w stolicy nie ma odpowiedniego dentysty dla niej i postanowiła przyjechać do mojej pipidówki i tu leczyć zęby. Wypytała o moją panią stomatolog i postanowiła się u niej leczyć.

No ale żeby dentystka wiedziała z kim ma do czynienia, ciotuchna postanowiła się odpowiednio zaprezentować. Wkroczyła do gabinetu, nie zważając na to, że był inny pacjent na fotelu i przedstawiła się:
- Janina Piekielna sędzia sądu najwyższego z Warszawy.
Na to moja pani doktor, odpowiedziała niespeszona:
- Danuta Anielska dentysta z Pcimia Dolnego, a jak już się znamy, to proszę poczekać na swoją kolej.

No cóż, okazała się niegodna plombować zębów ciotuchnie, bo zachować się nie umiała.

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 826 (876)

#33664

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Niedługo wakacje, więc pewnie pojawią się historie z piekielnymi biurami podróży. Tego też dotyczy moja opowieść - urlop w czerwcu.
Dotyczy to biura podróży z tęczą w nazwie.

Moja mama jest niepełnosprawna, może na pierwszy rzut oka tego nie widać, ale ma grupę inwalidzką. W tym roku obchodzi okrągłe urodziny i z tej okazji postanowiłam ufundować jej wycieczkę do ciepłych krajów. Znalazłam w necie interesująca mnie ofertę w cenie złożyłam zamówienie.

I pierwsza wtopa - telefon z biura podróży, że oferta w tej cenie to pomyłka, na stronie internetowej mają błąd i możemy jechać do tego hotelu za 30% drożej. Było to dla mnie zbyt drogo. Powiedziałam, że rezygnuję. O dziwo jednak oferta okazała się być aktualna i przysłano mi umowę.
Wszystkie formalności załatwione - pozostaje potwierdzić godzinę wylotu.

Druga wtopa - po mailu z biura potwierdzającym godzinę wylotu, mam już kupione bilety na bus, który dowiezie nas na lotnisko. Wszystko pięknie. W środę przed Bożym Ciałem o godz 16.30 telefon z biura że wylot w piątek zamiast o 9.00 będzie o 6.30. W mojej miejscowości wszystko już pozamykane, nie mam jak oddać biletu na bus, nie mam jak kupić nowego. Tłumaczenie biura - bo Euro się zaczyna - no dopiero się dowiedzieli. Na lotnisko jedziemy w czwartek i tam spędzamy noc - dla osoby niepełnosprawnej to żadna radość.

Trzecia wtopa - na miejscu pani rezydentka jest zainteresowana tylko tym żeby sprzedać jak najwięcej wycieczek - na prośbę jednej z osób o zmianę pokoju odpowiada, że nie pójdzie do dyrekcji hotelu, bo tylko z jej biura zmieniają.
17 km od hotelu jest delfinarium, wycieczka wykupiona u rezydentki kosztuje 30 euro od osoby. Na moje pytanie jak tam samemu dojechać i godziny pokazów, rezydentka podaje godziny od czapy i tłumaczy, że nie ma tam jak dojechać. Poszperałam w necie i znalazłam przystanek, autobus, itd. Samodzielnie zorganizowany wyjazd do delfinarium kosztował 20 euro za 2 osoby. ;)

Kolejny kwiatek tęczowego biura - zmieniono godzinę wylotu - zamiast w piątek rano wylecimy w sobotę w rano - super - jeden dzień dłużej - guzik prawda, o 12 w dzień musimy opuścić pokoje i czekać 14 godzin w hotelowym korytarzu. Proszę o możliwość przedłużenia pobytu w pokoju, za dopłatą, ze względu na mamę. Oczywiście tra la la pani załatwi, zapisała w papierach. Osób chętnych na przedłużenie za opłatą jest więcej. Pani obiecuje, że załatwi, a to potwierdzi we wtorek, a to w czwartek. W końcu obiecuje, że zadzwoni do nas z informacją w czwartek o godz. 15. Nie dzwoni tylko w piątek przysyła smsa, że nic się nie dało załatwić.

Wszyscy wściekli, bo inne biura podróży załatwiły swoim klientom pokoje, niektóre nawet za darmo.
Jedna para z półrocznym dzieckiem wyprosiła żeby zostać w swoim pokoju chociaż do północy. Rezydentka z wielką łaską załatwiła to. Zażądała za to równowartość 200 zł. Wg hotelowego cennika doba hotelowa wynosiła 160 zł. Po zwróceniu uwagi rezydentce zaczęła się głupio tłumaczyć, ze to cena za mały pokój, a jej się pomyliło. Okazało się, że ludzie mieszkali przez cały pobyt w małym pokoju płacąc jak za duży i jeszcze na koniec rezydentka próbowała ich naciągnąć.

Nigdy więcej wycieczki z tym biurem.

Biuro podróży z tęczą w nazwie

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 659 (695)

#29787

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak to trzeba wiedzieć komu się auto sprzedaje.

Kilka tygodni temu mój tata miał stłuczkę, w wyniku której zostało uszkodzona prawa strona auta. Na tyle mocno, że auto nie nadawało się do dalszej jazdy. Było to blisko domu znajomych, więc tam zostało wspólnymi siłami dopchane. Przednie koło "schowało" się pod spód samochodu. Po zastanowieniu się, tata postanowił sprzedać samochód na części. Znalazłam ogłoszenie w necie "kupię każde rozbite auto" No to kontakt z kupcem, weźmie, dogadaliśmy się co do ceny. Na podpisanie umowy umówiliśmy się następnego dnia rano na 9. Samochód nie nadający się do jazdy, zabierany z podwórka znajomych więc świadków transakcji kilkoro.

Kilka dni później do domu rodziców zapukała policja. Czy mamy takie i takie auto o nr rejestracyjnym XXX?
Koleś, który kupił od nas auto, kilka dni później odkręcił od niego blachy, przykręcił do innego samochodu, zatankował na stacji benzynowej do pełna i uciekł. No i myślał, że policja do niego nie trafi, a wina spadnie na mojego tatę.

Nic to, że umowa z jego danymi w ręce, nic że świadkowie, nic, że auto nie nadawało się do jazdy. Geniusz zbrodni normalnie.

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 671 (703)
zarchiwizowany

#24087

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W zeszłym roku udało mi się wreszcie zajść w ciążę. Niestety radość była krótka, na początku trzeciego miesiąca ciąża obumarła. Bywa. Moja pani ginekolog skierowała mnie na zabieg do szpitala. Wiadomo, nie tryskałam radością ani optymizmem. W szpitalu wszyscy byli dla mnie przemili i wyrozumiali. No poza jednym bardzo młodym piekielnym lekarzem. Zbadał, przeprowadził wywiad, w tym czy długo staram się o dziecko - no długo, ponad 10 lat.
Na koniec - czy mam jakieś pytania?
Oczywiście, że mam - jakie mogą być powikłania i czy będę mogła jeszcze zajść w ciążę?
Piekielny lekarz- no jeżeli podczas zabiegu przebiję łyżką pani macicę, to spotkamy się na sali operacyjnej i na dzieci nie będzie miała pani szans.
Po tej wypowiedzi zaciskałam uda ;) tak długo aż piekielny skończył dyżur i zabieg wykonał zupełnie inny lekarz.

Dziękuję wszystkim pielęgniarkom i lekarzom za wspaniałą opiekę, zwłaszcza tej siostrze, która się do mnie uśmiechała i puściła oczko zanim odpłynełam w narkozę. Panu piekielnemu gratuluję wyrozumiałości i podejścia do pacjentek - może zmiana specjalizacji na weterynarię, gdzie pacjentki nie mają pytań.

Szpital O-ka

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 171 (231)
zarchiwizowany

#21217

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dziś będzie o piekielnych ginekologach z mojego małego miasteczka - jest ich kilku a każdy cechuje się specyficznym podejściem do pacjentki.
Dr nr 1. Jestem w trakcie leczenia, wizyty co dwa tygodnie. Każda wizyta zaczyna się identycznym wywiadem - pytanie o imię i nazwisko i dalej standard - czy rodziłam, roniłam i co mnie sprowadza. Za pierwszym razem taki wywiad ma sens, za drugim hmmm ale za trzecim czy czwartym? Nie wiem jak przez dwa tygodnie od ostatniej wizyty miałam zajść i urodzić? Pan dr chyba nie prowadził żadnej dokumentacji.
Dr nr 2 - przyjmuje w prywatnym gabinecie, ale nie ma usg. Na badanie odsyła do szpitala - robi po swoim dyżurze albo nawet i w jego trakcie, na szpitalnym sprzęcie a pieniądze bierze do kieszeni. Wywiad przed badaniem.
(L)ekarz - rodziła pani?
(J)a - nie
L - ale rodziła pani?
Myślę sobie moze nie dosyszał
J - nie!
L- pytam czy pani rodziła?
Ewidentnie głuchy chyba
J - NIE!
L - pani nie rozumie, pytam czy pani rodziła?
Ukryta kamera czy co?
J - NIE! NIE RODZIŁAM!
L- no to jak mam panią zbadać?
Dr nr 3 - w trakcie wywiadu pytanie o miejsce zamieszkania - mówię, że wieś Piekło. Dr -o! Piekło! Na dziki tam polowałem. Pani wie jakiego tam odyńca ustrzeliłem? A są tam jeszcze dziki? A moze jelenie pani widziała? No bo sarny tam są. A może zające? Nie zające nie - na dzika bym sobie zapolował znowu. Ja tak lubię pójść na polowanie... i w ten deseń 40 minut. Po tym czasie udało mi się w końcu dojść do głosu i wyłuszczyć problem - w ciążę nie zachodzę i się martwię.
Dr - a bociana pani widziała?
Ja - ???
Dr - no bociana, na bociana trzeba patrzeć, bo bocian dzieci nosi
Ja - chyba w bajkach
Dr - a męża pani ma?
Ja już wkurzona - a to musi być mąż? Obrączką się dzieci robi?
Dr - pani wraca do domu i męża ćwiczy i wystarczy.
No dziękuję za poradę.
Jest jeszcze kilku ale to już na kolejną opowieść.

ginekolodzy

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 177 (249)

#20096

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia sprzed kilku ładnych lat - okres przed komórkami i mailami - czyli czas kiedy ludzie komunikowali się za pomoca zapomnianych dziś listów i kartek pocztowych.
Mieszkam na kolonii wsi - 3 km do najbliższego sąsiada. Listonoszowi nie uśmiechało się wędrować tych 3 km z każdym listem czy kartką. Zaproponował, że będzie przynosił przesyłki do biura, w którym pracował mój tata. Ok.
I tu zaczyna się piekielność pewnej pani(M), która w firmie odbierała pocztę - kontrolowała każdą przesyłkę. Zaczęły się komentarze typu: dostają państwo dużo listów z X - pewnie od rodziny? O widzę, że rodzinie dobrze się powodzi, bo przysyłają widokówki z wczasów itp.
Któregoś dnia zażądała wyjaśnienia, co to są walory. Mój ojciec zdębiał. Okazało się, że przyszło powiadomienie o zaabonowanych znaczkach z poczty, zawierające magiczne słowo "walory".
Pewnego wakacyjnego dnia zbudził mnie telefon od owej pani.
M. Pomidorek musisz jechać do Warszawy
Ja eeee? Jak to? Po co? dlaczego?
M. no bo Jarek napisał, że będzie na ciebie czekał!
Ja jaki Jarek, gdzie napisał...?
M. no kartkę do ciebie przysłał, ze bedzie czekał a to juz dzis. Jedź! Nie może chłopak na darmo czekać. Autobus masz za godzinę!
Kolega ze studiów przysłał kartkę, że będzie w Warszawie i gdybym chciała się spotkać to będzie czekał w okreslonym miejscu.
Piekielność owej pani ponad czytanie i komentowanie naszej poczty? Zadzwoniła do mnie o 7 rano, a listonosz pocztę przynosił do firmy regularnie w południe. Wiadomośc była zapewne kilka dni analizowana:)

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 516 (550)
zarchiwizowany

#19975

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Koniec z pasożytnictwem ;)

Zbliża się okres świątecznych zakupów w związku z tym przypomniała mi się historia jak kupowałam odbiornik gps. Wtedy był to bardzo drogi sprzęt - średnio około 1 tys. Dostałam premię i postanowiłam uszczęsliwić tatę takim udogodnieniem - sporo podrózuje więc jak znalazł taki prezent. Wyszukałam interesujący mnie sprzęt w sklepie internetowym, sprawdziłam opinie - same pozytywy, zachwyty nad fachowością obsługi itd. Płatne z góry przelewem. Złożyłam zamówienie, zadzwoniłam żeby sie upewnić czy mają ten cud na sklepie- sprzedawca potwierdził i kazał wpłacić pieniążki na konto a wyślą sprzęt. Okres przedświąteczny więc zależało mi na czasie. Wpłaciłam kaskę i czekam. Zero informacji przez tydzień. Do sklepu dodzwonic się nie można. Ja w panice- że premia poszła na grzyby i prezentu nie będzie. Na maile też nie odpisują. Poszperałam, znalazłam w necie telefon i mail do właściciela sklepu - wreszcie udało się nawiązać jakiś kontakt. Właściciel zaczął się wykręcać, że to moja wina, że wpłaciłam pieniądze. No niezła wina. W końcu obiecał, że pieniądze odeśle po trzech dniach. Wkurzona umieściłam negatywną opinię no i się zaczęło. Właściciel zaczał bombardować mnie mailami, że zniszczyłam jego reputację, że zapłacę za to, że chciał mi oddać pieniądze jak najszybciej a teraz "za karę" będę musiała poczekać 2 tygodnie. No cóż - poszłam do prawnika o poradę - zredagował mi takie pismo, z paragrafami i ustawami, że sprzedawca się uspokoił. Ale to nie koniec - przysłał mi dokument w wordzie będący jakoby potwierdzeniem przelewu. A pieniędzy jak nie było tak nie było. Kolejna porada prawnika. Kasa do mnie wróciła. Pan właściciel nie mógł jednak sobie odpuścić - pisałam do niego ze służbowego konta imie.nazwisko@nazwa firmy - więc zaczęły się wyzwiska pod adresem firmy "A wy tam w tej firmie, to nie macie co robić, tylko po internecie się szwendacie" Aha mój komentarz był pierwszym ale nie ostatnim negatywnym - lawina się posypała a sklep w końcu upadł.
Aha - u nas w firmie szef nie ma nic przeciwko używaniu konta słuzbowego do celów prywatnych.

sklep internetowy z 24 w nazwie

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 155 (207)