Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Satsu

Zamieszcza historie od: 11 września 2013 - 19:54
Ostatnio: 11 marca 2025 - 20:35
  • Historii na głównej: 109 z 116
  • Punktów za historie: 30756
  • Komentarzy: 318
  • Punktów za komentarze: 2694
 

#68867

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wybrałem się z dziewczyną na spacer do lasu, kiedy nagle z zarośli wybiegł owczarek niemiecki. Na nasz widok zjeżył się i zaczął szczekać. Zamarliśmy, kazałem dziewczynie schować się za mną i zachować spokój. Oczekiwałem ataku, jednak na szczęście z krzaków wyszedł właściciel psa i zwierze się uspokoiło. Był nim na oko jedenastoletni chłopak.

Na początku chciałem go skrzyczeć za bezmyślne zachowanie, jednak chłopak mnie uprzedził, przeprosił i wyjaśnił całą sytuacje. Otóż ojciec w ramach szkolenia kazał mu wyprowadzać psa bez smyczy. Zaproponowałem, że pójdziemy razem do jego taty i spróbuje mu wyjaśnić idiotyzm tego "szkolenia". Co prawda owczarek okazał się potulną, wytresowaną i skorą do głaskania bestią, ale sposób w jaki traktuje obcych wyklucza spacerki bez smyczy.

Na miejscu zostałem przez ojca chłopaka uświadomiony, że pies nic by mi nie zrobił (serio?) i opieprzony za przerwanie szkolenia syna w wyprowadzaniu psa (!?). Próbowałem tłumaczyć, straszyć konsekwencjami w razie pogryzienia, przypominać, że wyprowadzanie psów bez smyczy jest nielegalne. Nie dotarło, zadzwoniłem na policję.

las

Skomentuj (100) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 244 (386)

#68571

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam młodszą siostrę, która w tym roku poszła do drugiej klasy podstawówki. Ze względu na dużą ilość nowych uczniów, szkoła była zmuszona do wprowadzenie tzw. planu zmianowego. W większości jest on znośny, oprócz poniedziałku (kończy zajęcia o 18) i wtorku (lekcje zaczyna o 8). Na szczęście wychowawczyni była wyrozumiała i postanowiła, że w poniedziałek nie będzie zadań domowych.

Niestety pod koniec pierwszego tygodnia roku szkolnego nauczycielka siostry miała dość poważny wypadek samochodowy. Na zastępstwo została sprowadzona wiekowa pani z wieloletnim stażem pedagogicznym.
Po pierwszych poniedziałkowych zajęciach z tą panią siostra dostała następującą listę zadań domowych:

- narysować (z dopiskiem, że drukowanie jest zabronione) wybranego ssaka i opisać go na przynajmniej 100 słów
- przepisać wierszyk z książki i podkreślić wszystkie samogłoski
- obliczyć 6 prostych zadań matematycznych
- dokończyć rysunek domu rodzinnego (siostra zdążyła ledwie szkic zrobić)

Gdy to z mamą zobaczyliśmy, złapaliśmy się za głowy. Na szczęście z moją pomocą lekcje były odrobione już około 20. Przez resztę tygodnia ilość zadań domowych była podobna, ale siostra dawała radę, gdyż kończyła zajęcia wcześniej. Mama stwierdziła jednak, że jeśli w następny poniedziałek młoda również będzie miała tak dużo zadane, to pójdzie porozmawiać z wychowawczynią. Jak postanowiła tak zrobiła, gdyż zadaniem domowym siostry z tego poniedziałku było napisanie opowiadania na 400 słów (2 klasa podstawówki!).

Oto dialog między moją mamą [M] i wychowawczynią siostry [W]:

[M]: Dzień dobry chciałam porozmawiać o ilości zadań domowych jakie pani zadaje dzieciom w poniedziałek. Proszę zrozumieć, że kończą zajęcia późno, a następnego dnia rozpoczynają o 8 rano. Wątpię, że 8-letnie dziecko zdoła wykonać tyle zadań samo o tej godzinie. Na przykład gdyby syn nie pomógł siostrze z zadaniami ta skoń...

[W]: Ale przepraszam bardzo, jak to syn pomógł w zadaniu!? Zadanie domowe to jest proszę pani praca SAMODZIELNA! Ja będę musiała zmienić pani córce ocenę i wspomnę o tym na zebraniu z rodzicami. Taka pomoc w odrabianiu pracy domowej to ograniczanie nauki dziecka. To niedopuszczalne!

Mama stwierdziła, że na tak "twarde argumenty" nic nie zdziała i poszła wyłożyć sprawę do dyrekcji. Już tego samego dnia zadanie domowe siostry było o wiele krótsze i prostsze :D

szkoła

Skomentuj (67) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 447 (569)

#68528

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Interesuję się komputerami od bardzo dawna, trochę się na tym znam i umiem co nieco zaradzić gdy sprzęt się zepsuje. Zwykle oferowałem swoje usługi znajomym oraz rodzinie i nie prosiłem o zapłatę za naprawę. Niestety po kilku sytuacjach, które miały niedawno miejsce, musiałem to zmienić i teraz w większości przypadków (dalsza rodzina i znajomi) domagam się zapłaty.

1. Koleżanka poprosiła mnie o sformatowanie komputera i wgranie systemu. Zadanie wykonałem, uraczyłem się piwem, które znajoma kupiła w ramach zapłaty i poszedłem do domu. Dwa dni później zauważyłem, że do znajomych na facebooku zaprosiła mnie nieznajoma dziewczyna. Zaproszenie z ciekawości przyjąłem, a między mną i nieznajomą wywiązał się następujący dialog:

[J]: Czy my się znamy?
[N]: Ej bo ty się na komputerach znasz, a mi komputer wolno chodzi. Zrób mi to. Mieszkam na <adres>. Przyjdź jutro o 18.
[J]: Mogę przyjść ale pojutrze o 16. I naprawa będzie kosztowała 60 zł.
[N]: <litania pełna wulgaryzmów według, której powinienem jej to zrobić za darmo i przyjść kiedy jej pasuje gdyż jestem nie ważny>

Następnego dnia zadzwoniła koleżanka, której reinstalowałem system. Przeprosiła mnie za zachowanie znajomej i upewniła, że dostała solidny opieprz. Tyle dobrego :)

2. Kuzyn chciał mieć laptopa do gry w CS:GO. Jako, że ani wuja ani ciocia nie znają się na komputerach, poprosili mnie o pomoc w wyborze. Wybraliśmy się na rajd po sklepach (nie chcieli kupować przez internet) i po kilku godzinach znaleźliśmy w miarę dobry sprzęt mieszczący się w limicie cenowym.

Niestety po jakimś miesiącu klawiatura odmówiła posłuszeństwa, złośliwość rzeczy martwych. Zostałem o tym fakcie powiadomiony telefonicznie. Oprócz tego dowiedziałem się, że poleciłem im tandetny szajs, jestem dupa a nie informatyk i już nigdy nie poproszą mnie o pomoc. Mi to w sumie na rękę, nie będę musiał co kilka tygodni latać konfigurować routera. Gdy pierwszy raz padł im internet, ciocia zadzwoniła na infolinię gdzie kazali zresetować router i skonfigurować go ponownie. Z pierwszą częścią sobie poradziła, jednak konfiguracja ją przerosła i ja musiałem zadziałać. Mimo to słowa pana z infolinii ciocia nadal traktuje jako remedium, za każdym razem gdy wystąpi jakiś problem z internetem. Niestety zdziwi się gdy za konfigurację będzie musiała zapłacić.

3. Podczas wizyty u dalszej rodziny wyszło, że znam się na komputerach. Wujek zapytał czy da się coś zrobić z reklamami w internecie. Jako, że to chwila roboty od razu zainstalowałem mu Adblocka. Od tego czasu minął miesiąc, a wuja zadzwonił do mnie około 10 razy z pretensjami, że coś mu nie działa i to pewnie moja wina. Trzeba zaznaczyć, że te błędy nie miały nic wspólnego z zainstalowanym addonem. Na początku próbowałem tłumaczyć, potem byłem chamski, na końcu zablokowałem wszystkie numery z jakich do mnie dzwonił. Czekam na niepochlebną opinię o mnie wśród rodziny :D

4. Dalszy znajomy chciał trochę przyspieszyć swój komputer. Jako, że nie wykorzystywał go do gier, zaproponowałem mu kupno lepszego procesora, dodatkowej kości ramu i dysku ssd. Ważne jest, że wytłumaczyłem mu dokładnie jak korzystać z dysku flashowego.

Około miesiąca od złożenia komputera dostałem sms, że jakiś szajs mu kupiłem, bo już miejsca na kompie nie ma. Gdy do niego przyszedłem, dysk systemowy był całkowicie zawalony, a stary hdd ział pustkami. Gdy go spytałem czy słuchał mnie gdy mu tłumaczyłem jak używać dysku ssd, to stwierdził, cytuję: "Zawsze zapisywałem w moich dokumentach i było dobrze. A to gówno nie działa i się nie wypieraj.". Nie miałem siły się sprzeczać. Oddałem mu kasę za dysk i teraz używam go w swoim komputerze. O dziwo działa :D

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 390 (454)

#67997

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem studentem informatyki i wreszcie nadszedł czas gdy musiałem odbyć praktyki zawodowe. Przyjęto mnie do małego sklepu komputerowego, który oferuje również serwis. Oto historie o kilku piekielnych klientach, którzy przewinęli się przez sklep w ciągu 6 tygodni trwania moich praktyk.

1. Pewnego dnia do sklepu wkroczyła mama, z na oko dwunastoletnim synkiem i oświadczyła, że chcą kupić komputer do gier. Po poznaniu ceny maksymalnej i wymagań, mój przełożony zabrał się za dobieranie odpowiednich części. Gdy skończył, poinformował klientkę, że złożenie sprzętu, instalacja systemu i sterowników potrwa maksymalnie 3 dni. Wtedy wtrącił się syn klientki, że on sam wszystko zainstaluje bo umie. Klient prosi klient ma, więc poinstruowaliśmy tylko młodego, że wszystko co potrzebne będzie miał na płytach. Dwa dni później komputer był złożony i odebrany.

Dzień później, z samego rana do sklepu wkroczyła rodzinka od komputera do gier z ojcem na czele. Ten już od wejścia zaczął grzmieć jaki to szmelc im sprzedaliśmy. Ani to gry dobrze nie działają, ani do internetu się połączyć nie można. Mój pracodawca przyjął wszystko na klatę. Gdy głowa rodziny się wyszumiał, szef oświadczył chłodno, że gdybyśmy to my robili komputer do końca, to by nie było problemów.

Kiedy rodzinka sobie poszła, powiedział natomiast, że gdyby od samego wejścia nie było wrzasków to załatwiliby sprawę od ręki i za darmo (kwestia wgrania dwóch sterowników). A tak nie dość, że muszą płacić, to komputer poleży jakieś dwa dni na serwisie zanim się za niego weźmiemy.

2. Kilka minut przed zamknięciem do sklepu wszedł mężczyzna w garniturze z laptopem pod pachą. Okazało się, że komputer się nie włącza, a on potrzebuje działający już, teraz, natychmiast. Na początku nie dał sobie wytłumaczyć, że nie ma możliwości by dokonać napraw w 15 minut. W końcu zgodził się zostawić laptopa, ale z zastrzeżeniem, że mamy wymontować dysk bo on ma tam ważne dane. Wykręciłem więc hdd, natomiast szef w tym czasie sporządził protokół, w którym między innymi była informacja, że klient zabiera dysk twardy. Papier podpisany, można iść do domu.

Następnego dnia zlokalizowaliśmy winowajcę usterki (pamięć RAM). Po szybkiej wymianie komputer był już sprawny. Klient odebrał go jeszcze tego samego dnia. Po kilku godzinach do sklepu wbiega facet od laptopa i krzyczy, że ukradliśmy mu dysk, on ten sklep poda do sądu, że już możemy się pakować. Gdy szef pokazał mu protokół, ten wybiegł tak szybko jak wbiegł.

3. Kilka dni przed końcem praktyk do sklepu przyszedł młody chłopak w celu zakupu komputera do gier. Jako, że nie wyglądał na pełnoletniego i cena sprzętu grubo przekraczała 4000 zł, musieliśmy sprawdzić mu dowód osobisty (szef miał już problemy ze względu na ograniczoną zdolność do czynności prawnych przez nieletnich). Okazało się jednak, że klient ma 21 lat, więc po trzech dniach odebrał już gotowy sprzęt.

Kilka dni później do sklepu weszła kobieta z komputerem (dość mocno przemoczonym, gdyż akurat strasznie lało) w/w chłopaka. Domagała się przyjęcia zwrotu towaru, gdyż nie pozwoliła swojemu synowi (przypominam lat 21) go kupić. Szef grzecznie oponował argumentując, że to nie ona dokonała zakupu i przyniosła zalany sprzęt. Po chwili do sklepu wbiegł chłopak, a jego matka zaczęła na niego wrzeszczeć. Wtedy szef nie wytrzymał i wyprowadził kobietę za drzwi, a chłopakowi obiecał, że postaramy się uratować sprzęt. Na szczęście udało nam się, gdyż budowa obudowy sprawiła, że stosunkowo mało wody dostało się do środka.

praktyki

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 421 (465)

#66253

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiaj rano postanowiłem wybrać się do sklepu. Niestety zapomniałem zabrać kluczy, a jako, że mam drzwi zatrzaskowe, byłem uziemiony i zmuszony czekać na współlokatora. Korzystając z ładnej pogody postanowiłem wybrać się do pobliskiego parku i tam poczekać.

Usiadłem się na ławce nieopodal małego placu zabaw i obserwowałem ludzi dookoła. Po kilku minutach rzucił mi się w oczy pan o aparycji żula. Przedzierał się przez krzaki, które znajdowały się zaraz obok placu zabaw. Gdy dotarł na miejsce zdjął spodnie i oddał się defekacji. Na szczęście przez park przechodziło akurat dwóch funkcjonariuszy straży miejskiej. Podszedłem do nich, wyłożyłem sprawę i wskazałem miejsce gdzie znajdował się Pan żul. Ich odpowiedź sprawiła, że krew się we mnie zagotowała:

"Przecież taki typ nie ma nawet z czego mandatu zapłacić."

Ruszyli się dopiero gdy wyjaśniłem im w kilku dosadnych słowach, że przyrodzenie żula, który oddaje stolec, nie jest właściwym widokiem dla dzieci na placu zabaw. Niestety nie pomogło to zbytnio dzieciakom uniknąć nieprzyjemnego widoku, gdyż Pan żul skończył się wypróżniać zanim dotarli do niego funkcjonariusze.

straż_miejska żul

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 347 (409)

#65942

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Gdy chodziłem do podstawówki, katechetą był kościelny z pobliskiej parafii. Miał naprawdę dobry kontakt z dzieciakami. Zajęcia prowadzone przez niego były dostosowane do wieku dzieci z podstawówki, ale nie pozbawione treści merytorycznych. Skupiały się one na różnych pracach plastycznych, śpiewaniu modlitw i zabawnych historyjkach, które przybliżały nam istotę religii. Wszyscy uwielbiali te zajęcia.

Niestety w czwartej klasie katecheta musiał zrezygnować z powodu problemów zdrowotnych. I tak przybyła do nas siostra zakonna, która już po pierwszym tygodniu dorobiła się pseudonimu "siostra zło".

Lekcje religii zmieniły się diametralnie. Na sali miała panować idealna cisza. Odezwanie się bez pozwolenia odnotowywane było kropką, gdzie uzbieranie ich pięciu równało się ocenie niedostatecznej. Przebieg lekcji był zawsze taki sam. Czytanie fragmentu biblii przez kolejną osobę według dziennika, kartkówka z właśnie przeczytanego fragmentu, odczytanie ocen z zeszłotygodniowej kartkówki, przepisanie najlepszej pracy do zeszytu, pytanie pięciu osób z losowej modlitwy z małego katechizmu i na koniec modlitwa aż do zakończenia lekcji.

Niestety każdy nauczyciel może mieć indywidualne podejście do nauki, więc chcąc nie chcąc musieliśmy zaakceptować nowe zasady. I pewnie męczylibyśmy się z siostrą zło do końca szkoły podstawowej gdyby nie jej uprzedzenia.

W tamtym okresie panowała moda na dość dziwną fryzurę. Chłopacy zapuszczali kitkę, a boki golili jak do irokeza (mam nadzieję, że wiecie o co chodzi :D). Katechetce nie spodobała się nowa moda i na każdych zajęciach komentowała: "Ta fryzura nie jest dziełem Boga i każdy kto ją nosi odwraca się plecami do Pana.", "Te małe szatany z kitami...", itp. Oczywiście "szatany z kitami" byli jej ulubionymi kandydatami do odpytywania.

Kolejną modą, która nie przypadła do gustu katechetce były wszelkiego rodzaju fanty z czipsów. Pokemony, Beyblade'y, karty z Dragon Ball'a były przez nią konfiskowane. Pamiętam jak rozstawialiśmy czaty, a na hasło "zło idzie" chowaliśmy wszystkie skarby :D

Najgorzej miała jednak dwójka uczniów, którzy wyjątkowo nie spodobali się siostrze zło. Mam tu na myśli dziewczynę, której tata był Wietnamczykiem (rodzina chrześcijańska) oraz chłopaka z długimi czarnymi włosami. Opisze jednak tylko historię dziewczyny, gdyż chodziła ze mną do klasy i byłem świadkiem szykanowania jej przez katechetkę.

Zaczęło się już na pierwszej lekcji, na której mieliśmy się przedstawić. Gdy przyszła kolej Wietnamki katechetka stwierdziła, że jej obecność obraża Boga i kazała kontynuować następnej osobie. Na kolejnych zajęciach podobne docinki były normą. Poza tym dziewczyna była odpytywana praktycznie co drugie zajęcia i otrzymywała zdecydowanie niższe oceny niż powinna. Cała klasa starała się ją bronić, ale katechetka szybko nas utemperowała kropkami za odzywanie się bez pozwolenia. Radziliśmy dziewczynie żeby powiedziała to rodzicom albo dyrektorce, ale bała się to zrobić. Na szczęście katechetka sama strzeliła sobie w kolano.

Nasza klasa organizowała jasełka. Sami wykonywaliśmy dekoracje, stroje, rekwizyty, itp. Przeznaczone były na to lekcje plastyki, techniki i religii. Na zajęcia z siostrą zło mieliśmy przynieść farby i pędzle. Niestety Wietnamka całkowicie o tym zapomniała i dostała ocenę niedostateczną oraz uwagę o treści: "Wietnamka obraża Boga swoim nieprzygotowaniem do zajęć.". Gdy dziewczyna pokazała notkę od katechetki rodzicom, pękła i powiedziała im o wszystkim co działo się na religii (to wiem z relacji dziewczyny). Ci oczywiście natychmiast zareagowali.

Siostra zło została wyrzucona, gdyż wcześniej już dostała ostrzeżenie w sprawie w/w chłopaka z długimi włosami i było na nią wiele mniejszych skarg. A nas zaczął uczyć ksiądz z pobliskiej parafii i wszyscy żyli długo i szczęśliwie :D

Ps. Historia miała miejsce ponad 10 lat temu, więc cytaty to tylko parafrazy.

szkoła_podstawowa

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 299 (417)

#65337

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś czas temu w okolicach mojej uczelni powstała nowa budka z kebabem. Jej właścicielem i jedynym pracownikiem jest mężczyzna tureckiego pochodzenia. Interes dobrze prosperował, bo studenci głodni a jedzenie serwowane przez Kayihana (chyba tak się pisze jego imię :D) bardzo dobre i w miarę tanie. Nie spodobało się to jednak obrońcom honoru polskiego i cnót wszelakich.

Zaczęło się w miarę spokojnie. Kayihan znajdował pod swoją budką różne przedmioty, które miały obrazić jego religię. Między innymi kilka krzyży, obrazek papieża i białą kiełbasę. Wtedy śmiał się z tego (tym bardziej, że był chrześcijaninem), ale niedługo potem zaczęły się listy z pogróżkami i pierwsze akty wandalizmu.

Po tym jak w budce przebito opony i obrzucono ją błotem, Kayihan zaczął się denerwować. Natomiast gdy na budce pojawiło się obraźliwe graffiti ("Kupując kebaba osiedlasz araba.", "Oddawaj nasze zasiłki!" i "Okrada nasze państwo i śmieje nam się w twarz."), to postanowił zgłosić sprawę na policję. Ta na szczęście zadziała dość szybko. Sprawdzili monitoring z pobliskiego skrzyżowania i udało się namierzyć winnych.

Sprawcami okazali się studenci zaoczni z mojej uczelni. Jak na ironię oboje bezrobotni i pobierający stypendium socjalne oraz zasiłek dla bezrobotnych*. Hipokryzja i rasizm pełną gębą, gdy Polak pasożyt gnębi uczciwie pracującego obcokrajowca.

*Moja uczelnia jest bardzo mała i większość studentów, tym bardziej zaocznych, zna się przynajmniej z widzenia.

budka z kebabami

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 542 (688)

#65004

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś miesiąc temu mój dobry znajomy otworzył mały bar w piwnicy własnego domu. Oprócz alkoholu można tam zamówić coś do jedzenia, lub pograć w bilard i rzutki. Klientela to głównie znajome osoby z osiedla, ale zdarzają się też obcy i to właśnie oni sprawiają najwięcej kłopotów.

Od otwarcia zginęło lub uległo zniszczeniu siedem rzutek i tylko w jednym przypadku winny przyznał się i dobrowolnie zapłacił za szkodę. Nie możemy się doszukać również czterech kred do kijów bilardowych (nie pomogło nawet to, że były one przywiązane do stołu). Dwa razy stół został pomazany w/w kredą i raz ktoś wylał na nie piwo. Cztery razy mechanizm wewnątrz stołu został zablokowany podstawką od piwa. Od kiedy znajomy nakazał zostawiać dowód osobisty w ramach zastawu, akty wandalizmu i kradzieże sprzętu nagle ustały.

Bałagan w toaletach po każdym wieczorze to norma, jednak czasami ludzie przekraczają wszelkie granice. Dwa razy musieliśmy sprzątać fekalia rozsmarowane po podłodze i ścianach. Dość często zdarza się mokry papier toaletowy przyklejony do sufitu i luster. W toaletach znaleźliśmy kilka ciekawych rzeczy, ale moimi faworytami są niedojedzona pizza i skarpeta wypełniona ziemią z doniczki. W lokalu nie można palić (sala dla palących jest nadal w trakcie budowy), więc co poniektórzy wychodzą na dymka do toalety. Nie byłoby to aż tak piekielne gdyby nie strzepywali popiołu i nie rzucali petów na podłogę.

Znajomy pozwala niepełnoletnim przebywać w barze jeśli chcą sobie pograć w bilard lub rzutki, ale gdy ktoś wygląda młodo i chce zamówić alkohol to zawsze sprawdza dowód. Doprowadza to nieraz do ciekawych sytuacji.
Pewien chłopak wyglądający na maks piętnaście lat przyszedł z dowodem czterdziestoletniego mężczyzny i chciał kupić piwo. Wykłócał się dość długo, ale gdy rzuciłem, że policja pewnie się zainteresuje kradzieżą dowodu osobistego, uciekł aż się za nim kurzyło.
Drugi chłopak mógł mieć osiemnaście lat, ale zapytany o dowód wyszedł ze spuszczoną głową. Myśleliśmy, że to koniec, ale po jakiejś godzinie wrócił z jakimś żulem. Gdy poprosili o dwa piwa znajomy wyprosił ich nie przebierając w słowach.

Przypominam, że opisane sytuacje miały miejsce w ciągu tylko jednego miesiąca. Ze znajomym boimy się co będzie dalej :)

bar

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 282 (404)

#63561

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moi rodzice byli posiadaczami internetu stacjonarnego od Orange. Router stał na przedpokoju i rozsyłał sygnał WiFi na całe mieszkanie. Ostatnio kończyła im się umowa, więc postanowili ją przedłużyć, plus wziąć dodatkowo pakiet telewizyjny. Pojawił się jednak problem. Dekoder i router muszą być do siebie podłączone. Ciągnięcie kabla przez całe mieszkanie nie wchodziło w grę, jednak niedaleko telewizora znajdowało się drugie gniazdko telefoniczne. Wystarczyło jedynie przełączyć sygnał z jednego gniazda na drugie, czym musiał zająć się Orange.

Udałem się z rodzicami do jedynego w moim mieście salonu tej sieci. Gdy nadeszła nasza kolej zacząłem tłumaczyć o co chodzi. Gdy skończyłem, pani spojrzała na mnie i rzekła:

[P]: Ale o jakie gniazdo panu chodzi, bo nie rozumiem?
[J]: Zwykłe, telefoniczne.
[P]: Ale działa państwu internet, więc w czym problem?
[J]: Internet działa, ale tylko gdy router jest podłączony do gniazdka w przedpokoju. Jednak teraz musi być podłączony w dużym pokoju. Dlatego trzeba przełączyć sygnał między gniazdkami.
[P]: Ale jaki sygnał?
[J]: Internetowy...
[P]: No, ale internet działa.

W tej chwili nie wytrzymałem i poprosiłem, żeby obsłużył nas ktoś inny. Przyszła druga pani, której po raz kolejny wytłumaczyłem w czym rzecz. Ta poprosiła nas o dane i stwierdziła, że monter przyjedzie do nas do końca tygodnia w godzinach popołudniowych oraz, że usługa będzie bezpłatna. Podziękowaliśmy i poszliśmy do domu.

Gdy po tygodniu nikt się u nas nie zjawił, postanowiłem zadzwonić do BOK Orange. Okazało się, że nikt nie zgłaszał tego, że chcemy przełączyć sygnał oraz że taka usługa kosztuje 35 złotych. Wychodzi na to, że panie z salonu nawet nie próbowały zrozumieć o co mi chodzi i w elegancki sposób mnie zbyły.

Salon Orange

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 519 (569)

#62437

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W zeszłym semestrze mieliśmy laboratoria z systemów operacyjnych. Zajęcia polegały na tym, że instalowaliśmy system, sterowniki i wykonywaliśmy kilka prostych zadań. Na koniec musieliśmy wykonać sprawozdanie, które składało się ze screenów i opisów kolejnych kroków. Na pozytywną ocenę wystarczyło oddać tylko 6 na 10 sprawozdań. Jednak dla niektórych to i tak było za dużo.

Najbardziej olewczy stosunek do tych laboratoriów miał jednak Marcin. Przez cały semestr na zajęciach pojawił się tylko dwa, trzy razy i nie oddał żadnego sprawozdania. Obudził się dopiero pod koniec semestru, przyszedł na zajęcia i postanowił wybłagać prostszą formę zaliczenia. Udało mu się, musiał dostarczyć tylko dwa sprawozdania, przyjść w dodatkowym terminie, zainstalować jeden system i wykonać kilka zadań.

Tydzień później wszyscy, którzy musieli coś poprawić (w tym ja i Marcin) pojawili się w pracowni. Zająłem się sprawozdaniem i nie zwracałem większej uwagi na to co się dzieje dookoła. Jednak po około trzydziestu minutach zainteresował mnie dialog między [P] Profesorem a [M] Marcinem:

[P]: Panie Marcinie i co ja mam z panem zrobić? Pół godziny minęło, a Pan nawet instalacji nie zaczął.
[M]: Bo ta płyta nie działa. Wkładam ją do napędu, resetuje komputer i nic.
[P]: A bootowanie z płyty Pan ustawił?
[M]: Słucham?
[P]: Niestety w takim razie będę musiał wystawić Panu dwa i mam nadzieję, że w sesji poprawkowej dostarczy Pan wszystkie sprawozdania.
[M]: Ale jakie dwa?! Przecież doniosłem sprawozdania, a o tym bootowaniu nas Pan nie uczył, więc skąd miałem wiedzieć?!
[P]: O bootowaniu mówiłem na pierwszych zajęciach, na których Pana nie było. Poza tym w każdej instrukcji (spis zadań i informacji na temat danego systemu) była o tym wzmianka. Jeśli chodzi o Pana sprawozdania, to są identyczne jak sprawozdania Pana X. Nawet opisów Pan nie zmienił. Jak Pan to wytłumaczy?
[M]: A walić to!

Podobno studenci to dorośli ludzie, jednak Marcin zachował się jak dzieciak. Dostał szansę na poprawę od Profesora i nie zrobił nic. Był nawet na tyle bezczelny, żeby oddać czyjeś sprawozdanie (tak swoją drogą do dziś nie wiemy jak je zdobył, gdyż X twierdzi, że mu ich nie dawał). Poza tym jak osoba po drugim roku informatyki może nie wiedzieć co to jest bootowanie?

studia

Skomentuj (52) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 375 (461)