Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

sinalco

Zamieszcza historie od: 20 lutego 2013 - 13:54
Ostatnio: 28 grudnia 2023 - 22:16
  • Historii na głównej: 2 z 2
  • Punktów za historie: 765
  • Komentarzy: 2
  • Punktów za komentarze: 12
 

#90405

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zdecydowałam się dodać tę historię, żeby zostać ocenioną w komentarzach.

Mam, a właściwie miałam znajomą - "Stefanię". Tak się złożyło, że musiała ona uporządkować mieszkanie po zmarłym członku rodziny i chciała wynająć do tego firmę. Zaproponowałam jej, żeby zarezerwowała stoisko na pchlim targu - dzięki temu rzeczy ponownie trafiłyby do obiegu i ktoś by się z nich cieszył, a ona sama miałaby zysk ze sprzedaży. Stefania nie jest w pełni sprawna ruchowo i stwierdziła, że nie poradzi sobie z tym wyzwaniem, więc zaproponowałam, że jej pomogę. W projekt zaangażował się też jej chłopak

Dzień przed pchlim targiem spotkaliśmy się w mieszkaniu do sprzątnięcia, żeby wybrać rzeczy na handel. Mieszkanie było PEŁNE bibelotów, w tym produktów markowych. Spakowaliśmy tylko tyle rzeczy, ile zmieściłoby się na stoisku i ile byliśmy w stanie przetransportować, nie był to nawet 1% wyposażenia. Ponieważ wiedziałam, że Stefania i jej chłopak zaczęli przygotowania kilka godzin wcześniej, przywiozłam ze sobą produkty spożywcze i ugotowałam nam kolację w mieszkaniu Stefanii.

Ok. 5:00 rano wraz z chłopakiem Stefanii przygotowaliśmy stoisko i przenieśliśmy na nie rzeczy. Gdy wszystko było już rozstawione, Stefania dołączyła do nas z kasą.
Ponieważ ten pchli targ jest popularny i produkty na naszym stanowisku były bardzo atrakcyjne, cały czas się wokół nas kotłowało, więc pracowaliśmy bez przerwy (np. na śniadanie) do 15:00.

Według mnie, głównym celem handlarzy na takim targu jest wrócić bez towaru, co oznacza, że w późniejszych godzinach sprzedaje się rzeczy za symboliczne kwoty, żeby nie musieć taszczyć ich z powrotem. Jest to bardzo przyjemne dla obu stron, sprzedającego i kupującego, jeśli ktoś cieszy się z jakiejś drobnostki kupionej za bezcen. Dla mnie było to przyjemne tylko do czasu, bo w pewnym momencie Stefania zaczęła robić mi aluzje, np. "Wiesz, taki nowy lampion jest bardzo drogi." Albo po tym, jak dałam jednej kupującej szóstą rzecz gratis: "No, naprawdę miała szczęście, że udało jej się dostać tyle rzeczy tak tanio." Lub gdy kolejny raz sprzedałam coś niedrogo: "Nie rozumiem twojej strategii sprzedaży."

W pewnym momencie Stefania zniknęła ze stoiska wraz kasą, a ja i jej chłopak zaczęliśmy sprzątać, co zajęło nam jeszcze jakąś godzinę i było dość męczącą pracą, bo sporo rzeczy jednak zostało, a my byliśmy wciąż bez posiłku, co dopiero teraz dało o sobie znać. Jak wszystko ogarnęliśmy, spotkaliśmy się ponownie w mieszkaniu Stefanii. Nie ukrywam, że liczyłam na to, że odłączyła się od nas wcześniej, żeby np. zamówić nam wszystkim pizzę. Zamiast poczęstunku na stole w kuchni zobaczyłam równiutko rozłożone banknoty i posortowane monety, a Stefania zapytała nas, jak myślimy, ile udało jej się zarobić. Ponieważ byłam zmęczona i głodna i nie zanosiło się na żaden "ciąg dalszy", powiedziałam, że będę się zbierać, na co Stefania odpowiedziała coś w stylu "Ok, to cześć."

Jakiś czas później Stefania napisała mi, że dziękuje mi za pomysł oraz pomoc i że akcja była takim sukcesem finansowym, że musimy ją powtórzyć i kiedy miałabym czas. Odpisałam jej najdyplomatyczniej jak mogłam, że nie piszę się na powtórkę, ponieważ to wydarzenie miało być dla mnie rozrywką, ale zamiast tego czułam presję, żeby jak najwięcej zarobić i nie było to dla mnie przyjemne. Na to odpowiedziała mi, że przecież sama stwierdziłam, że te przedmioty są wartościowe, więc była zdziwiona, że sprzedaję je tak tanio.

Po tej sytuacji zerwałam kontakt ze Stefanią, przez co ona jest na mnie obrażona. Zastanawiam się, czy jestem małostkowa i roszczeniowa, jeśli oczekuję jakiegoś gestu "zaopiekowania" ze strony osoby, której postanowiłam pomóc? I czy ma ona rację, że działałam na jej szkodę, sprzedając tanio rzeczy, za których utylizację w pierwotnym scenariuszu musiałaby zapłacić?

(bez)interesowność

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 126 (148)

#47642

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mieszkam za granicą. Wbrew przekonaniu niektórych polskich sprzedawców i usługodawców, fakt ten nie czyni mnie burżujem.
Po kilku sytuacjach, w których próbowano rozliczyć się ze mną z pominięciem oficjalnego cennika, jestem bardzo - być może nawet przesadnie - wyczulona na przejawy pazerności, dlatego "przyznaję się" do mojego miejsca zamieszkania w ostateczności. Nie da się tego uniknąć np. podczas umawiania się na wizyty lekarskie lub zakupów przez internet.

Znalazłam interesujący mnie artykuł. Cena wraz z wysyłką: 20 złotych.
Piszę maila z zapytaniem, czy list mógłby zostać dostarczony za granicę. Zapewniam, że pokryję różnicę w kosztach przesyłki i proszę o podanie ostatecznej kwoty do przelewu.
Odpowiedź (nie cytat, ale teść zachowana): "Nie ma problemu, muszę tylko sprawdzić, ile będzie kosztować list."
Po jakimś czasie: "Kwota do przelewu to 30 złotych."
Ja: "Dziękuję, jednak nie jestem zainteresowana. Skoro w kwocie 20 złotych zawarta była cena towaru oraz przesyłki, nie rozumiem, skąd wzięło się 30 złotych, jeżeli różnica w opłacie za przesyłkę wynosi 3 złote." (sprawdziłam na stronie poczty, było to kilka lat temu, więc teraz te dane już się nie pokrywają).

Odpowiedź: "Pierwszy raz spotykam się z taką reakcją. Żeby sprawdzić cenę przesyłki musiałam iść na pocztę 3 kilometry w jedną stronę, a było strasznie gorąco, więc chyba mogłam doliczyć sobie te kilka złotych."

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 612 (756)

1