Profil użytkownika

singri ♀
Zamieszcza historie od: | 13 września 2011 - 4:02 |
Ostatnio: | 26 września 2023 - 8:53 |
- Historii na głównej: 107 z 138
- Punktów za historie: 17199
- Komentarzy: 1809
- Punktów za komentarze: 12141
Historia opowiedziana mi przez brata. Wyjechali gdzieś tam w dwie pary - brat z żoną i jakiś kumpel ze swoją drugą połówką. Jechali sobie spokojnie samochodem, gdy ujrzeli, według słów brata, że "jaka dziewczynka idzie jak zombie, o tak" - tutaj brat zademonstrował dziwny chód, charakteryzujący się jak największym oszczędzaniem jednej nogi. Zaparkowali w pierwszym nadającym się do tego miejscu i wydelegowali ładniejsze połowy do sprawdzenia, czy może dziecko nie potrzebuje pomocy.
Okazało się, że dziewczynka jeżdżąc na hulajnodze złamała nogę i teraz usiłuje wrócić do domu. Nie chciała wsiąść do samochodu, ale pozwoliła się odprowadzić do mieszkania.
Gdzie piekielność? Zanim towarzystwo przejechało i znalazło miejsce do zaparkowania, dziewczynkę minęło jakieś 30 osób. Nikt nawet nie spojrzał na zapłakane, kulejące dziecko...
Okazało się, że dziewczynka jeżdżąc na hulajnodze złamała nogę i teraz usiłuje wrócić do domu. Nie chciała wsiąść do samochodu, ale pozwoliła się odprowadzić do mieszkania.
Gdzie piekielność? Zanim towarzystwo przejechało i znalazło miejsce do zaparkowania, dziewczynkę minęło jakieś 30 osób. Nikt nawet nie spojrzał na zapłakane, kulejące dziecko...
Ocena:
90
(102)
O tym, że niektórzy nie myślą...
Traf chciał, że musiałam dziś pochować własną matkę. W poniedziałek zasłabła w sklepie i dostała drgawek, wieczorem zdiagnozowano ogromny wylew, we wtorek nad ranem odeszła. Dziś był pogrzeb.
Moja babcia za zasługi dla lokalnej parafii dostała w prezencie od proboszcza miejsce na cmentarzu, dwuosobowe. Tam chowaliśmy mamę i tam babcia do niej kiedyś dołączy. Tuż po opuszczeniu trumny, gdy ludzie podchodzili z kondolencjami, do brata podszedł jakiś facet i poprosił go na stronę. Usłyszałam tylko, jak brat powiedział, że moment niezbyt dobrze dobrany, jak na tego rodzaju prośbę.
Dopiero na stypie dowiedziałam się, jak ta prośba brzmiała.
"Mam nadzieję, że teraz zaczniecie wreszcie dbać o ten grób, a nie taki pozarastany. Mam kwaterę obok i aż się nieprzyjemnie patrzy na te wszystkie chwasty."
Traf chciał, że musiałam dziś pochować własną matkę. W poniedziałek zasłabła w sklepie i dostała drgawek, wieczorem zdiagnozowano ogromny wylew, we wtorek nad ranem odeszła. Dziś był pogrzeb.
Moja babcia za zasługi dla lokalnej parafii dostała w prezencie od proboszcza miejsce na cmentarzu, dwuosobowe. Tam chowaliśmy mamę i tam babcia do niej kiedyś dołączy. Tuż po opuszczeniu trumny, gdy ludzie podchodzili z kondolencjami, do brata podszedł jakiś facet i poprosił go na stronę. Usłyszałam tylko, jak brat powiedział, że moment niezbyt dobrze dobrany, jak na tego rodzaju prośbę.
Dopiero na stypie dowiedziałam się, jak ta prośba brzmiała.
"Mam nadzieję, że teraz zaczniecie wreszcie dbać o ten grób, a nie taki pozarastany. Mam kwaterę obok i aż się nieprzyjemnie patrzy na te wszystkie chwasty."
pogrzeb
Ocena:
149
(163)
Ciągną u nas w okolicy światłowód. Mój Partner rozważał podłączenie się do niego, ponieważ internet radiowy ma bardzo słaby zasięg. Przy okazji dowiedzieliśmy się zabawnej rzeczy:
Stan faktyczny jest taki, że posesja sąsiada, a jednocześnie stryja mojego Partnera ma numer 11. Posesja, na której stoi nasz dom - 11a, ponieważ kiedyś obie stanowiły całość.
Tymczasem operator dysponuje mapą, na której nasz dom ma numer 11, a 11a to domek w ogrodzie. Taka chatka 2x2 metry, którą teść zmajstrował ku uciesze swoich wnuczek. Dom stryja nie istnieje.
Czyli jeśli chcemy mieć internet pod adresem 11a, musimy się przeprowadzić do domku w ogrodzie XD
Stan faktyczny jest taki, że posesja sąsiada, a jednocześnie stryja mojego Partnera ma numer 11. Posesja, na której stoi nasz dom - 11a, ponieważ kiedyś obie stanowiły całość.
Tymczasem operator dysponuje mapą, na której nasz dom ma numer 11, a 11a to domek w ogrodzie. Taka chatka 2x2 metry, którą teść zmajstrował ku uciesze swoich wnuczek. Dom stryja nie istnieje.
Czyli jeśli chcemy mieć internet pod adresem 11a, musimy się przeprowadzić do domku w ogrodzie XD
internet
Ocena:
120
(134)
Żeby dobrze oddać piekielność sytuacji, muszę najpierw podać mały opis topograficzny:
Mamy szkolne podwórze łamane przez parking. Wygląda ono mniej więcej tak:
Brama.
Podjazd długości mniej więcej 5 samochodów osobowych (na metry nie umiem :D ) na tyle wąski, że dwa auta się nie miną.
Dalej podjazd się rozszerza, przechodząc w placyk, taki "akurat" do zawracania i parking na 4 samochody bezpośrednio pod ścianą szkoły.
Wjeżdżając ma się po lewej stronie chodnik, po prawej trawnik.
Mam nadzieję, że opis jest jasny. Przechodzę do rzeczy:
Odbieram córkę ze szkolnego festynu. Jestem na wąskim podjeździe. Po lewej mam wspomniany już chodnik, po prawej pickupa, zaparkowanego częściowo na trawniku, tak że da się przejechać. Przed sobą, na tym placyku do zawracania, mam stado dzieciarni na rowerach, wrotkach i deskorolkach. Znaczy trzeba cofać i wyjechać na ulicę tyłem.
Skontrolowałam sytuację ze wszystkich stron, m.in. stwierdziłam obecność dwóch kobiet z wózkiem wchodzących na teren szkoły. Założyłam, że będą szły chodnikiem i stwierdziłam, że nie będę się nimi przejmować.
Cofam powolutku, bo wkoło dzieciarnia, dość wąsko, nie chcę uszkodzić ani pickupa (nic mi nie zrobił) ani swojego auta, więc orientuję się głównie na krawężnik, żeby za daleko od niego nie odjechać, ale też rozglądam się na wszystkie strony. Nagle uświadomiłam sobie, że te kobiety z wózkiem zniknęły z chodnika. Zniknęły na chwilę, żeby zaraz potem pojawić się w prawym lusterku i bez namysłu wpakować się między cofającą mnie a zaparkowany samochód...
Na głośne CHODNIK JEST!!! zareagowały jedynie wzruszeniem ramion...
Mamy szkolne podwórze łamane przez parking. Wygląda ono mniej więcej tak:
Brama.
Podjazd długości mniej więcej 5 samochodów osobowych (na metry nie umiem :D ) na tyle wąski, że dwa auta się nie miną.
Dalej podjazd się rozszerza, przechodząc w placyk, taki "akurat" do zawracania i parking na 4 samochody bezpośrednio pod ścianą szkoły.
Wjeżdżając ma się po lewej stronie chodnik, po prawej trawnik.
Mam nadzieję, że opis jest jasny. Przechodzę do rzeczy:
Odbieram córkę ze szkolnego festynu. Jestem na wąskim podjeździe. Po lewej mam wspomniany już chodnik, po prawej pickupa, zaparkowanego częściowo na trawniku, tak że da się przejechać. Przed sobą, na tym placyku do zawracania, mam stado dzieciarni na rowerach, wrotkach i deskorolkach. Znaczy trzeba cofać i wyjechać na ulicę tyłem.
Skontrolowałam sytuację ze wszystkich stron, m.in. stwierdziłam obecność dwóch kobiet z wózkiem wchodzących na teren szkoły. Założyłam, że będą szły chodnikiem i stwierdziłam, że nie będę się nimi przejmować.
Cofam powolutku, bo wkoło dzieciarnia, dość wąsko, nie chcę uszkodzić ani pickupa (nic mi nie zrobił) ani swojego auta, więc orientuję się głównie na krawężnik, żeby za daleko od niego nie odjechać, ale też rozglądam się na wszystkie strony. Nagle uświadomiłam sobie, że te kobiety z wózkiem zniknęły z chodnika. Zniknęły na chwilę, żeby zaraz potem pojawić się w prawym lusterku i bez namysłu wpakować się między cofającą mnie a zaparkowany samochód...
Na głośne CHODNIK JEST!!! zareagowały jedynie wzruszeniem ramion...
Ocena:
79
(87)
Prawdopodobnie dodaję tę historię za wcześnie, bo jeszcze nie mam oficjalnej diagnozy, ale od paru dni mnie nosi.
Moja córka, obecnie dwunastoletnia, wyraźnie przeżywa jakieś problemy. Odkąd poszła do szkoły z roku na rok jest coraz gorzej, coraz trudniej. Ma kłopoty, żeby w ogóle zmusić się do nauki. Odnoszę wrażenie, że ona samą siebie za uszy przeciąga z klasy do klasy, przy OGROMNYM wsparciu obecnych nauczycieli.
Byłam z nią w poradni PP, zrobili kilka testów i dali obowiązkowe skierowanie do psychiatry. Psychiatra pogadał, popatrzył, dał papierek, że wszystko ok. Psycholog z poradni pogadał, popatrzył, przeczytał papierek od psychiatry i wystawił opinię. Opinię na ludzki język można przetłumaczyć mniej więcej tak:
"Uczennica bystra, inteligentna, wygadana, ale leniwa i niedopilnowana. Pilnować, nie popuszczać, będzie lepiej."
Zaczęłam "pilnować, nie popuszczać". I ona i ja męczyłyśmy się tym strasznie, nie wiedziałam dlaczego. Histerie, wrzaski, były na porządku dziennym. W szkole nauczyciele raportowali to samo, a nawet gorzej, bo do mnie przynajmniej dzieciak nie mówi, że "lepiej żebym się już w ogóle nie odzywała".
Zaczęłam szukać rady na własną rękę. Zupełnie przypadkiem trafiłam na tiktoku na filmik pokazujący, jak wygląda ADHD u osób dorosłych. Zainteresowało mnie to, zaczęłam się zagłębiać w ten temat. Wyszło mi, że zarówno ja, jak i moja córka możemy mieć ADHD. Nie to najbardziej stereotypowe, bo stereotypowy dzieciak z ADHD to chłopiec rozwalający wszystko dookoła, tylko inną postać. Bo są trzy postacie ADHD, jak się dowiedziałam.
Postanowiłam iść do psychologa prywatnie. Znalazłam odpowiednie miejsce, zasiadłam w fotelu naprzeciwko prześlicznej kobiety, chwilę pogadałyśmy, a potem przeczytałam jej na głos opinię od wychowawcy. Sama nie chciała czytać, bo "zajmie się papierami, a powinna mną" a ja wiedziałam, że wychowawczyni ujęła wszystkie objawy zwięźle i konkretnie, czego ja nigdy nie umiałam.
Przy każdym zdaniu pani psycholog kiwała głową i powtarzała "klasyczne ADHD. Książkowe objawy. No tak. Książkowe". Rozmowę zakończyłyśmy konkluzją, że potrzebna terapia i najprawdopodobniej leki. Najlepiej nam obydwóm. A w ogóle to dziwne, że w poradni PP nie rozpoznali ADHD po tak OCZYWISTYCH I KSIĄŻKOWYCH objawach. Następna wizyta już z dzieckiem, zaczniemy się zastanawiać nad terapią.
I wyjaśnijcie mi proszę, jak to jest: Płaci człowiek podatki, płaci składki. A jak chce, żeby go zdiagnozowali i zaczęli leczyć, to i tak musi iść prywatnie...
Moja córka, obecnie dwunastoletnia, wyraźnie przeżywa jakieś problemy. Odkąd poszła do szkoły z roku na rok jest coraz gorzej, coraz trudniej. Ma kłopoty, żeby w ogóle zmusić się do nauki. Odnoszę wrażenie, że ona samą siebie za uszy przeciąga z klasy do klasy, przy OGROMNYM wsparciu obecnych nauczycieli.
Byłam z nią w poradni PP, zrobili kilka testów i dali obowiązkowe skierowanie do psychiatry. Psychiatra pogadał, popatrzył, dał papierek, że wszystko ok. Psycholog z poradni pogadał, popatrzył, przeczytał papierek od psychiatry i wystawił opinię. Opinię na ludzki język można przetłumaczyć mniej więcej tak:
"Uczennica bystra, inteligentna, wygadana, ale leniwa i niedopilnowana. Pilnować, nie popuszczać, będzie lepiej."
Zaczęłam "pilnować, nie popuszczać". I ona i ja męczyłyśmy się tym strasznie, nie wiedziałam dlaczego. Histerie, wrzaski, były na porządku dziennym. W szkole nauczyciele raportowali to samo, a nawet gorzej, bo do mnie przynajmniej dzieciak nie mówi, że "lepiej żebym się już w ogóle nie odzywała".
Zaczęłam szukać rady na własną rękę. Zupełnie przypadkiem trafiłam na tiktoku na filmik pokazujący, jak wygląda ADHD u osób dorosłych. Zainteresowało mnie to, zaczęłam się zagłębiać w ten temat. Wyszło mi, że zarówno ja, jak i moja córka możemy mieć ADHD. Nie to najbardziej stereotypowe, bo stereotypowy dzieciak z ADHD to chłopiec rozwalający wszystko dookoła, tylko inną postać. Bo są trzy postacie ADHD, jak się dowiedziałam.
Postanowiłam iść do psychologa prywatnie. Znalazłam odpowiednie miejsce, zasiadłam w fotelu naprzeciwko prześlicznej kobiety, chwilę pogadałyśmy, a potem przeczytałam jej na głos opinię od wychowawcy. Sama nie chciała czytać, bo "zajmie się papierami, a powinna mną" a ja wiedziałam, że wychowawczyni ujęła wszystkie objawy zwięźle i konkretnie, czego ja nigdy nie umiałam.
Przy każdym zdaniu pani psycholog kiwała głową i powtarzała "klasyczne ADHD. Książkowe objawy. No tak. Książkowe". Rozmowę zakończyłyśmy konkluzją, że potrzebna terapia i najprawdopodobniej leki. Najlepiej nam obydwóm. A w ogóle to dziwne, że w poradni PP nie rozpoznali ADHD po tak OCZYWISTYCH I KSIĄŻKOWYCH objawach. Następna wizyta już z dzieckiem, zaczniemy się zastanawiać nad terapią.
I wyjaśnijcie mi proszę, jak to jest: Płaci człowiek podatki, płaci składki. A jak chce, żeby go zdiagnozowali i zaczęli leczyć, to i tak musi iść prywatnie...
poradnia adhd
Ocena:
133
(153)
Komentarz pod moją ostatnią historią przypomniał mi inne szkolne zdarzenie.
Również zebranie, wrzesień. Sala gimnastyczna, pani dyrektor staje na środku z karteczką i po zwyczajowym powitaniu zaczyna:
W zeszłym roku szkolnym na Radę Rodziców zebrano tyle i tyle zł. Z tychże pieniędzy na organizację ogniska z okazji pierwszego dnia wiosny poszło tyle, na zakup czegoś tam tyle, na coś innego tyle, a na coś jeszcze innego...
W tym momencie odezwał się ktoś z zapytaniem:
- Ale po co pani to czyta, to jest na stronie( internetowej stronie szkoły), będziemy chcieli, to poczytamy.
- Niestety, proszę pana, nie wszyscy czytają naszą stronę, a w zeszłym roku się nasłuchałam, że Rada Rodziców nic nie organizuje i nie wiadomo gdzie te pieniądze idą. Więc: Na organizację zabawy z okazji Dnia Dziecka...
Droga leniwa buło, której nie chciało się sprawdzić strony przed zrobieniem afery: mam nadzieję, że następnym razem trzy razy się zastanowisz.
Również zebranie, wrzesień. Sala gimnastyczna, pani dyrektor staje na środku z karteczką i po zwyczajowym powitaniu zaczyna:
W zeszłym roku szkolnym na Radę Rodziców zebrano tyle i tyle zł. Z tychże pieniędzy na organizację ogniska z okazji pierwszego dnia wiosny poszło tyle, na zakup czegoś tam tyle, na coś innego tyle, a na coś jeszcze innego...
W tym momencie odezwał się ktoś z zapytaniem:
- Ale po co pani to czyta, to jest na stronie( internetowej stronie szkoły), będziemy chcieli, to poczytamy.
- Niestety, proszę pana, nie wszyscy czytają naszą stronę, a w zeszłym roku się nasłuchałam, że Rada Rodziców nic nie organizuje i nie wiadomo gdzie te pieniądze idą. Więc: Na organizację zabawy z okazji Dnia Dziecka...
Droga leniwa buło, której nie chciało się sprawdzić strony przed zrobieniem afery: mam nadzieję, że następnym razem trzy razy się zastanowisz.
szkoła
Ocena:
135
(163)
Miałam niedawno zebranie w szkole córki. Pojawić się oczywiście trzeba, zwłaszcza że gdy było poprzednie kiblowałam na porodówce :D
Zaczęło się o 16:00. Najpierw tradycyjne parę minut dla dyrekcji. Siedzimy na sali gimnastycznej i Pani Dyrektor informuje nas, że trwa procedura przyznawania szkole imienia i są cztery kandydatury:
Tadeusz Kościuszko
Witold Pilecki
Polscy nobliści
Kawalerowie i Damy Orderu Uśmiechu
Po czym nastąpiła ponad półgodzinna(!) prezentacja, z której "dowiedziałam się":
Kim był naczelnik Tadeusz Kościuszko i czym się wsławił.
Kim był Witold Pilecki.
Kim był Alfred Nobel.
Co wynalazł i dlaczego ustanowił nagrodę.
Kto z Polaków dostał nagrodę Nobla i za co.
Co to jest Order Uśmiechu.
Kiedy go wymyślono i dlaczego.
Na jakich zasadach się go przyznaje.
Kto jest laureatem tejże nagrody.
Tak, prezentacja była równie ciekawa, co ta historia. Prawie wszystko było w szkole, jedynie Order Uśmiechu może nie każdy zna.
A potem rozeszliśmy się do klas, gdzie wychowawczyni przywitała nas słowami "Dzisiaj króciutko, bo o 17:00 mam zwolnić salę".
Oczywiście omówiliśmy najpilniejsze sprawy, ale nie wystarczyło czasu na dłuższą dyskusję, a byłoby o czym dyskutować.
Gdyby dano mi wybór wolałabym porozmawiać o problemach córki, albo spędzić te pół godziny z młodszą, zamiast słuchać informacji, które każdy ogarnięty dorosły albo zna, albo jest w stanie poznać w pięć minut.
Zaczęło się o 16:00. Najpierw tradycyjne parę minut dla dyrekcji. Siedzimy na sali gimnastycznej i Pani Dyrektor informuje nas, że trwa procedura przyznawania szkole imienia i są cztery kandydatury:
Tadeusz Kościuszko
Witold Pilecki
Polscy nobliści
Kawalerowie i Damy Orderu Uśmiechu
Po czym nastąpiła ponad półgodzinna(!) prezentacja, z której "dowiedziałam się":
Kim był naczelnik Tadeusz Kościuszko i czym się wsławił.
Kim był Witold Pilecki.
Kim był Alfred Nobel.
Co wynalazł i dlaczego ustanowił nagrodę.
Kto z Polaków dostał nagrodę Nobla i za co.
Co to jest Order Uśmiechu.
Kiedy go wymyślono i dlaczego.
Na jakich zasadach się go przyznaje.
Kto jest laureatem tejże nagrody.
Tak, prezentacja była równie ciekawa, co ta historia. Prawie wszystko było w szkole, jedynie Order Uśmiechu może nie każdy zna.
A potem rozeszliśmy się do klas, gdzie wychowawczyni przywitała nas słowami "Dzisiaj króciutko, bo o 17:00 mam zwolnić salę".
Oczywiście omówiliśmy najpilniejsze sprawy, ale nie wystarczyło czasu na dłuższą dyskusję, a byłoby o czym dyskutować.
Gdyby dano mi wybór wolałabym porozmawiać o problemach córki, albo spędzić te pół godziny z młodszą, zamiast słuchać informacji, które każdy ogarnięty dorosły albo zna, albo jest w stanie poznać w pięć minut.
szkoła wywiadówka
Ocena:
147
(163)
Drogi dostawco drobiu do marketu Dino!*
Kupując ćwiartki kurczaka po 9,99 za kilogram, co jest ceną prawie dwa razy wyższą niż rok temu, spodziewam się, że będą chociaż OSKUBANE. A nie że spędzę pół soboty na opalaniu ich i usuwaniu resztek piór, czego nawet nie umiem dobrze zrobić.
Dziękuję za uwagę.
Nie pozdrawiam.
*Wiem, że on tego zapewne nie przeczyta. Ale muszę się wyładować :D
Kupując ćwiartki kurczaka po 9,99 za kilogram, co jest ceną prawie dwa razy wyższą niż rok temu, spodziewam się, że będą chociaż OSKUBANE. A nie że spędzę pół soboty na opalaniu ich i usuwaniu resztek piór, czego nawet nie umiem dobrze zrobić.
Dziękuję za uwagę.
Nie pozdrawiam.
*Wiem, że on tego zapewne nie przeczyta. Ale muszę się wyładować :D
Ocena:
119
(137)
Niecałe trzy miesiące temu urodziłam dziecko. Ogólnie cała rodzina zachwycona, chociaż moi krewni jeszcze nowego eksponatu nie oglądali, mają wpaść na początku kwietnia.
Moja matka, o której trochę już tu było, chyba zrozumiała że nie pałam zbytnim entuzjazmem do rozmów z nią, więc ogranicza się do wypytania mnie o zdrowie, a swoje zapędy oratorskie wyładowuje na mojej "teściowej". Próby pouczania również.
Ostatnio zapytała "teściowej" czy moja młodsza córeczka często płacze. No nie, nie płacze. Jeśli nie jest głodna, nie ma mokro, nic jej nie boli, to nie płacze.
Zdaniem mojej matki to źle. Dziecko powinno płakać, bo WTEDY SIĘ DOBRZE DOTLENIA. I powinniśmy celowo zostawiać ją, żeby sobie popłakała.
Po odpowiedzi "teściowej" mama chyba się obraziła :D :D :D
Moja matka, o której trochę już tu było, chyba zrozumiała że nie pałam zbytnim entuzjazmem do rozmów z nią, więc ogranicza się do wypytania mnie o zdrowie, a swoje zapędy oratorskie wyładowuje na mojej "teściowej". Próby pouczania również.
Ostatnio zapytała "teściowej" czy moja młodsza córeczka często płacze. No nie, nie płacze. Jeśli nie jest głodna, nie ma mokro, nic jej nie boli, to nie płacze.
Zdaniem mojej matki to źle. Dziecko powinno płakać, bo WTEDY SIĘ DOBRZE DOTLENIA. I powinniśmy celowo zostawiać ją, żeby sobie popłakała.
Po odpowiedzi "teściowej" mama chyba się obraziła :D :D :D
Ocena:
114
(130)
O tym, dlaczego moja mama się na mnie obraziła i chwilowo nie dzwoni (uff):
Moja mama dorabia sobie do emerytury sprzątając ludziom domy. Ma "szefową", panią M., która w tym całym układzie robi za organizatora, kierowcę i trochę za sprzątaczkę, więc całe zadanie mamy polega na tym, że sprząta tam, gdzie jej każą. Nie wiem natomiast, czy obowiązuje ją jakaś tajemnica zawodowa, bo o jej klientach wiem więcej, niż bym chciała. A wierzcie mi, ta kobieta po prostu nie daje sobie przerwać.
No i parę dni temu odebrałam telefon. Dowiedziałam się, że mama dostała nowy dom do sprzątania. W domu mieszka rodzina - ojciec, matka i bliźnięta w wieku żłobkowym. Ojciec pracuje, matka na razie nie, bo pociechy nie dostały się do żłobka. Mama opowiada:
- I wyobraź sobie, jaki oni mają syf! Podłogi czarne, chyba cały tydzień nie myte! A sedes jaki brudny! Zakurzony z zewnątrz! Na dwa razy muszę go zawsze myć!
- Mamo, ja też zawsze myję sedes na dwa razy. Pierwszy raz z grubego, drugi raz do połysku. I podłogi też myję raz na tydzień..
- Ale żeby w takim syfie żyć?! Ja aż poprosiłam panią M. żeby im powiedziała, żeby zaczęli sobie sprzątać!
Na chwilę mnie zatkało.
- Ale mamo, jak ludzie sobie sprzątają, to nie potrzebują usług firmy sprzątającej. Po to was wynajmują, żeby nie musieć sprzątać.
I w tym momencie mama się obraziła. Ciekawe, czemu?
Moja mama dorabia sobie do emerytury sprzątając ludziom domy. Ma "szefową", panią M., która w tym całym układzie robi za organizatora, kierowcę i trochę za sprzątaczkę, więc całe zadanie mamy polega na tym, że sprząta tam, gdzie jej każą. Nie wiem natomiast, czy obowiązuje ją jakaś tajemnica zawodowa, bo o jej klientach wiem więcej, niż bym chciała. A wierzcie mi, ta kobieta po prostu nie daje sobie przerwać.
No i parę dni temu odebrałam telefon. Dowiedziałam się, że mama dostała nowy dom do sprzątania. W domu mieszka rodzina - ojciec, matka i bliźnięta w wieku żłobkowym. Ojciec pracuje, matka na razie nie, bo pociechy nie dostały się do żłobka. Mama opowiada:
- I wyobraź sobie, jaki oni mają syf! Podłogi czarne, chyba cały tydzień nie myte! A sedes jaki brudny! Zakurzony z zewnątrz! Na dwa razy muszę go zawsze myć!
- Mamo, ja też zawsze myję sedes na dwa razy. Pierwszy raz z grubego, drugi raz do połysku. I podłogi też myję raz na tydzień..
- Ale żeby w takim syfie żyć?! Ja aż poprosiłam panią M. żeby im powiedziała, żeby zaczęli sobie sprzątać!
Na chwilę mnie zatkało.
- Ale mamo, jak ludzie sobie sprzątają, to nie potrzebują usług firmy sprzątającej. Po to was wynajmują, żeby nie musieć sprzątać.
I w tym momencie mama się obraziła. Ciekawe, czemu?
sprzątanie
Ocena:
161
(169)