Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

singri

Zamieszcza historie od: 13 września 2011 - 4:02
Ostatnio: 7 marca 2024 - 14:39
  • Historii na głównej: 109 z 140
  • Punktów za historie: 17417
  • Komentarzy: 1833
  • Punktów za komentarze: 12354
 

#35722

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sklep z owadem w nazwie, spora kolejka. Przede mną stoi babcia z wnuczką. Wnuczka może pięcioletnia, dopytuje się o wszystko, babcia cierpliwie wyjaśnia. Wnuczka pokazuje paluszkiem na gumy do żucia, również te bez cukru, a więc w teorii zalecane przez dentystów. Wywiązuje się dialog:

[Wnuczka]: Babcia, a co to?
[Babcia]: Oj, kochanie! Paskudztwo! Najgorsze paskudztwo jakie jest. To są gumy do żucia, to się do zębów przykleja, potem wpada do brzuszka i trzeba iść do lekarza, żeby otworzył brzuszek i wyjął...
[W]: Ojej, straszne! To mi nie kupisz?
[B]: Nie kupię, coś innego sobie wybierz.
[W]: A to? Mogę? (Pokazuje na batonik)
[B]: Tak, możesz, to smakołyk, czekoladka.
[W]: Łaaał!

Przy "łaaał" mała uśmiecha się i odsłania ząbki. Praktycznie każdy ząbek dotknięty w mniejszym lub większym stopniu próchnicą. Na taśmie ląduje rzeczony batonik. Dołącza do paki chipsów, wielkiej flaszki coli, torby mrożonych frytek i kilku tabliczek czekolady. No to się szykuje u Piekielnej Babci i jej wnuczki zdrowa impreza. Bez diabelskiego wynalazku w postaci gumy do żucia.

Stonka_w_pewnym_mieście_dawniej_wojewódzkim

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 557 (627)

#24627

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jadę sobie dziś tramwajem, obok mnie starszy pan, w okularach, ciepło ubrany, w rękawiczkach, wiadomo - zima.

W pewnym momencie widzę, jak ów jegomość postanowił wysmarkać nos w... rękawiczkę, którą miał założoną na ręce, po czym beztrosko chwycił się tą ręką uchwytu w wyżej wymienionym tramwaju. Nie podjął nawet jakiejkolwiek próby oczyszczenia rękawiczki z "zawartości" w związku z czym całość pewnie wylądowała na uchwycie. Ohyda.

Mnie w tym momencie aż skręciło. Pewnie za niedługo jakiś inny, nieświadomy pasażer się złapie. Sam też musiałem się w końcu trzymać podobnego uchwytu będącego odrobinę dalej. Mam nadzieję, że wcześniej nikt nie dostarczył na ów uchwyt innych "substancji pochodzenia organicznego". A po powrocie do domu umyłem ręce dokładnie, jak nigdy.

komunikacja_miejska

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 589 (653)

#18058

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia Lex30 przypomniała mi jak będąc nastolatką wybrałam się z koleżanką do cukierni. Przemiana materii pozwalała wtedy zaszaleć z kaloriami, więc wkroczyłyśmy ze ślinotokiem do tej świątyni cukru. Wtedy jednej z najlepszych w mieście.
Za ladą wypełnioną ciastami stała pani w nienagannie białym fartuchu i... obcinała sobie paznokcie wielkimi nożycami krawieckimi. A paznokcie jak pijane pchły, odskakiwały prosto w ciastka.

Si, odwróciłyśmy się i wyszłyśmy oczywiście. Niestety innej porażającej puenty tu nie mam :D Porażona tymi nożycami, puenta widocznie wyszła szybciej niż my ;)

mniam mniam

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 648 (746)

#14390

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w drukarni... ale tym razem będzie o mojej poprzedniej pracy.

Otóż kiedyś pracowałem jako... wróżka. Dokładniej nazywało się to chyba "asystent wróżki" ale nazewnictwo jest tutaj sprawą drugorzędną. Uprawiałem tak zwane wróżbiarstwo esemesowe.

Krótki pogląd jak ta praca wyglądała - jednocześnie proszę potraktować to jako przestrogę jeżeli kiedykolwiek zdarzyło się wam skorzystać z pomocy takowej "wróżki". Otóż zasiadało się przed komputerem, w salce gdzie stało takich stanowisk 40. Tam to, dzień i noc, na 3 zmiany, siedzieli mnie podobni desperaci (desperacko potrzebujący kasy, znaczy się) i stukali w klawiatury przepowiadając ludziom przyszłość. Całość była obsługiwana przez specjalny system, zbierający dane o użytkownikach z możliwoscią uzupełniania ich przez pracowników. Tak więc, jeżeli pisaliście kiedyś do wróżki informując że macie problem z dziewczyną, to bądźcie pewni że gdzieś tam w systemie macie swoją zakładkę z tekstem "frajer któremu nie staje" czy innym podobnie celnym opisem. Innymi też słowy: te wszystkie głębokie porady to wymysły gostka siedzącego przed kompem z kawą w ręce i opędzającego cię jak najszybciej i najbardziej "ezoterycznie" aby szybko przejść do nastepnego łosia.

Po takim wyjaśnieniu niektórym może zakiełkować myśl że praca ta jest wysoce niemoralna. W sensie - przecież siedzisz i robisz ludzi w wała. Miałem takie myśli przez mniej więcej pierwsze dwa dni, a potem moi klienci sami mnie z tego wyleczyli.

Praca ta nauczyła mnie mianowicie jednego: ludzie to debile. Straszni debile. Niektórzy - to wręcz debilistyczni recydywiści; mam tu na myśli takich którym 15 porad wróżki nic nie pomogło ale uparcie piszą po raz 16-ty. Moje sumienie zaspokoiłem prostym wywodem logicznym: jeżeli ktoś jest na tyle głupi, że wierzy że po przysłaniu sms-em swojej daty urodzenia jakaś wrożka powie mu jaka przyszłość go czeka - to jest po prostu debilem proszącym się żeby wywałować go z kasy. Kropka.

Po tym przydługim wstępie - kilka przykładów bezdenności ludzkiej głupoty, z podziałem na "kategorie". [J] = Ja, [K] = Klient(ka)

1. "Poszukiwaczka"
[K] Kochana wrózko, zgubiłam kluczyki do samochodu, gdzie one są??
[J] Droga Pani X, moim wewnętrznym okiem dostrzegam że znajdują się one w miejscu gdzie je ostatnio widziałaś. Poszukaj tam gdzie je odkładałaś po ostanim użyciu.

2. "Wszyscy spiskują"
[K] Kochana wróżko, ostatnio zaczynają mi ginąć łyżeczki do herbaty, co się z nimi dzieje?
[J] Moja droga, wyczuwam że co jakiś czas ktoś przychodzi do ciebie z wizytą, czy mam rację?
[K] Tak, moja sąsiadka często wpada do mnie na herbatę.
[J] Droga Pani X, teraz wszystko jest jasne, wyraźne i oczywiste - kiedy Pani nie patrzy, sąsiadka podkrada pani łyżeczki.

3. "Kiedy kogoś poznam" (tu drobne wyjaśnienie - ogólnie 90% klienteli to kobiety, z nich zaś około 50% to klientki po 40-ce które zadawały w kółko jedno, znane mi już do zerzygania, pytanie - "kiedy w moim zyciu pojawi się jakiś mężczyzna". Statystyka wykazała że musi to byc wysoki brunet z własną firmą.)
[K] Moja kochana wrózko, kiedy w moim życiu pojawi się jakiś mężczyzna?
[J] Moja droga, moje wewnętrzne oko aż świerzbi, widzę zamglony obraz... czy możesz mi wysłać sms-em swoją datę urodzenia?
[K] xx-yy-zzzz
[J] Wizja staje się coraz wyraźniejsza, ostrzejsza - do pełnego obrazu muszę znać twoje imię aby wyliczyć twoją liczbę astrologiczną
[K] Nazywam się Q
[J] Moja droga, możesz się cieszyć, wyraźnie widzę że niedługo poznasz wysokiego bruneta z własną firmą.
[K] Dziękuję ci z całego serca kochana przecudowna wróżko! Mam jeszcze jedno pytanie - jaki ma samochód???

Wszelkie odstępstwa od formuły były niechętnie widziane:

[J] ...i widzę że poznasz wysokiego blondyna z własną firmą. Dużo zarabia, ma 2 samochody, widzę że się pobierzecie i na miesiąc miodowy wyjedziecie na Karaiby. Będziecie mieli dwójkę dzieci i dożyjecie szczęśliwej starości.
[K] Blondyn? Na pewno nie brunet..?:(

4. "Magik" (w tej kategorii przeważali faceci)
[K] Jest taka dziewczyna, w której się kocham, co mogę zrobić aby ze mną była.
[J] Widzę że jesteś w porządku facetem, i że ona cię lubi. Wystarczy odrobina wysiłku. Zaproś ją gdzieś, porozmawiajcie, sprobuj pokazać jej swoje zainteresowania. Zabłyśnij poczuciem humoru.
[K] To brzmi skomplikowanie... Myślalem o przepisie na jakiś eliksir miłosny...
[J] Oczywiście. Weź azbestową miskę i ołowiany moździerz, wrzuć do niego kępkę szałwii i główki makowe...

Do dziś się zastanawiam czy ktoś skorzystał z moich przepisów i czy przeżył.

5. "Przyszłość ogólna"
[K] Chciałabym wiedzieć co się stanie w najbliższej przyszłości.
[J] Podaj mi swoje
- imię (= 1 sms za 7 zł)
- datę urodzenia (= 1 sms za 7 zł)
- imię kota (= 1 sms za 7 zł)
- plus co mi tam przyszło do głowy żeby wyciągnąc kasę
[K] Więc?
[J] Widzę pożar, płomienie, dym... Doradzam ubezpieczenie mieszkania ponieważ może to nastąpić już w ciągu najbliższych 10 lat.

Było tego mnóstwo. Szczerze, po trzech miesiącach zrezygnowalem z tej roboty bo moja wiara w ludzkość została porządnie podkopana. A to tylko wyrywki z działu wróżbiarskiego. Żebyście wiedzieli co się działo na "rozrywkowym"...

Skomentuj (94) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1008 (1148)
zarchiwizowany

#80341

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Co do http://piekielni.pl/80299 - jakim upodlonym człowiekiem trzeba być, by ukraść z korytarza WÓZEK INWALIDZKI?

kradzież złodziej bezczelność inwalidzi

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -14 (24)

#78867

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kiedyś studiowałem. Przerwało mi się po drugim roku - wyprowadziłem się z Lubą za granicę. Co pomogło w decyzji o wyprowadzce?

Zbliżał się termin zaliczenia trudnego przedmiotu - 15 godzin laborek, 30 godzin wykładów, żeby móc podejść do zaliczenia wykładu trzeba oczywiście najpierw zdać laborki.

Test miał się odbyć w czwartek, o godzinie 9.45 w sali 310 w budynku D. No to idę. I się od drzwi odbiłem. Zonk, o co chodzi. Biegnę szybko do domu, bo komputery informacyjne na uczelni odmówiły posłuszeństwa, sprawdzam USOS - no jak byk, miejsce i godzina się zgadzają, data też.

Co się okazało? Pani wykładowczyni zmieniła sobie termin i miejsce - dzień bez zmian, z tym że na 8.00 w sali 210 budynku C. Tylko jej się nie chciało wprowadzić zmiany do systemu. Ok, trudno, w poniedziałek jest termin poprawkowy, pójdę i odklepię (byłem w miarę solidnie przygotowany).

Poniedziałek, wchodzę na salę, razem ze mną niemała grupa mi podobnych.

Wykładowczyni: Ale pana to ja nie dopuszczę.
Ja: Dlaczego?
W: Regulamin studiów podpisał? To wie, że miał 3 dni, na usprawiedliwienie u mnie swojej nieobecności w pierwszym terminie.
Ja: (lekki zonk, podobnie jak pozostali, skinienie na innych, którzy już siedzą z testami na ławach) Przecież oni też nic nie usprawiedliwiali.
W: Ale brakło mi już testów, bo odbiłam określoną ilość.
Ja: (spoglądam wymownie na ostatni pusty test, który leży na jej biurku)
W: To jest kopia do archiwum uczelni.

Odwróciłem się na pięcie i wyszedłem.

Przez cały semestr byłem JEDYNĄ osobą w grupie, która była obligatoryjnie, z samego rana wywoływana "do tablicy" celem omówienia zadanej pracy. Jeżeli już szedł ktoś inny - to po mnie i "na ochotnika". A przedmiot niełatwy - to był pierwszy raz w życiu, kiedy regularnie musiałem zarywać nocki przed laborkami, żeby ogarnąć te zadania.

Nadal nic wielkiego? Zaniosłem wniosek o urlop dziekański (ot, rok do namysłu, czy warto to ciągnąć - po roku już złożyłem rezygnację) do BOS-u. Miła pani w BOS-ie (serio, one nie gryzą) pyta co się stało. Wyłuszczam sytuację, miłej pani szczęka spada pod biurko. Cóż... Regulamin studiów podpisał, ale nie ma tam nic na temat "usprawiedliwień". Jak się okazało, nie tylko moim prawem, ale wręcz obowiązkiem było po prostu stawić się w drugim terminie. Podobnie jak obowiązkiem wykładowcy było wprowadzić informację o zmianie terminu egzaminu do systemu.

studia

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 294 (330)

#78545

przez (PW) ·
| Do ulubionych
"Obrońcy" cudzych dzieci.

Sklep, kolejka do kasy. Dziecko (4 lata) znajomej koniecznie chce dostać jakąś słodycz. Bierze towar z półki i biegnie do matki z krzykiem, że to chce i ona ma mu to kupić. Znajoma dziecku tłumaczy, że nie kupi mu tej słodyczy, bo w koszyku znajdują się 2 inne i że nie należy jeść tyle słodyczy i przecież ustalili, że kupują 2 opakowania słodyczy.

Dziecko oczywiście dalej swoje, że chce to, że tamtych już nie chce, tylko to i zaczyna ryczeć. Matka ze stoickim spokojem tłumaczy, że zgodnie z ustaleniami dziecko może sobie wybrać 2 rzeczy. Dzieciak wybiera wszystkie trzy. I ryczy.

Z boku przygląda się sytuacji obca kobieta i mówi do znajomej:
- Proszę kupić dziecku wszystkie trzy słodycze, przecież widzi pani, że on chce.
Znajoma ze spokojem (takim jak do dziecka, widać, że cierpliwość ma przeogromną).
- Proszę pani, przed wyjściem do sklepu ustaliłam z dzieckiem, że kupujemy 2 opakowania słodyczy. Nie mogę teraz zmienić zdania.

Kobieta nalega żeby dziecku kupić wszystkie 3. Głośno lamentuje jakie to matki są w tych czasach wyrodne, dziecku żałują cukierków, co to za dzieciństwo bez słodyczy itp. Zwraca się do dziecka:
- A ty chciałbyś te wszystkie 3 słodycze?
- Tak!
- To powiedz mamie, że chcesz.

I dziecko (które bardzo uważnie przyglądało się dyskusji) znów zaczyna histeryzować, że chce i mama ma natychmiast kupować. Znajoma zignorowała kobietę i ryki swojego dziecka, akurat była jej kolej w kasie i kupiła dziecku tylko 2 opakowania, a trzecie odłożyła. Kobieta dalej nie przestała lamentować.

I tu finał historii, który (jak dla mnie) jest bardzo dziwny - kobieta tak się uparła, że sama kupiła trzecie opakowanie, dogoniła moją znajomą przed sklepem i wręczyła dziecku słodycze.

Znajomej opadła szczęka. Kazała dziecku oddać pani słodycze (bo jest uczone, żeby od obcych ludzi nie brać żadnych prezentów). Kobieta się zbulwersowała, zaczęła krzyczeć na pół ulicy, wygrażała, że zadzwoni do MOPSu i innych instytucji. Dziecko rzecz jasna ponownie wpadło w histerię.

Powiedzcie mi proszę - czy ta kobieta postradała zmysły?

sklepy

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 364 (378)

#77748

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pogoda sprzyja, to z młodym moim chodzimy co dzień na plac zabaw. Uzbrojeni w wiaderko, łopatki i co tam dziecku do zabawy w piasku potrzeba. Ale jesteśmy w mniejszości, jeśli chodzi o przynoszenie swoich zabawek do piaskownicy. Większość rodziców zabiera dziecko do piaskownicy bez niczego. Dosłownie. Mój młody ma fioła na punkcie swojego wiaderka i łopatki.

Można mu było zabrać wszystko, byle nie te dwie rzeczy. Do czasu, aż zobaczył, że kiedy jakieś dziecko zabiera jego zabawkę, to później nie chce oddać. Więc on już automatycznie reaguje zabieraniem co swoje, jak widzi że ktoś się bawi jego rzeczą. Ale tu piekielność rodziców się pokazuje. Taki zestaw do piaskownicy na allegro to koszt 10-16 zł. Serio, ciężko odżałować i kupić żeby dziecko nie musiało się prosić? Ewentualnie zabrać z domu ciężko?

Większość rodziców przywozi dzieci w wózkach, co to za problem wrzucić to do koszyka i po sprawie. Ale nie, a potem głupie tłumaczenie "zostaw to jest chłopczyka/dziewczynki, nie nasze nie możesz się bawić", taki szkrab 1-1,5 roku nie rozumie i jest histeria. A wystarczyłoby po prostu zabrać te nieszczęsne gadżety i nie było by problemu.
Nie, bo po co.

plac zabaw

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 214 (258)

1