Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

slu

Zamieszcza historie od: 17 maja 2019 - 21:45
Ostatnio: 18 października 2019 - 9:06
  • Historii na głównej: 2 z 2
  • Punktów za historie: 340
  • Komentarzy: 7
  • Punktów za komentarze: 55
 
[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 8) | raportuj
21 września 2019 o 18:18

@SirCastic: I ich rodzinom. Moja znajoma dlugo szukala pracy w 2001 roku - bezrobocie bylo wtedy w PL dosc wysokie i nawet ludzie z wyksztalceniem i doswiadczeniem mieli problemy ze znalezieniem czegokolwiek. W koncu znajoma zarejestrowala sie w PUPie zeby miec chociaz ubezpieczenie. Jako zarejestrowana bezrobotna musiala stawiac sie na obowiazkowych szkoleniach organizowanych przez PUP i opowiadala mi, jak to na jednym ze szkolen “Jak szukac pracy?” mlodziutka prowadzaca z rozbrajajaca szczeroscia wyznala, ze ona wie, jak to jest byc bezrobotna, bo sama po skonczeniu liceum tez dlugo i bez skutku poszukiwala pracy, dopoki ciocia jej nie zalatwila pracy w PUP - teraz ma zatrudnienie i uczy ludzi, jak znalezc prace... Obstawiam, ze do dzis tam pracuje i pewnie nadal najlepsza rada, jaka moze dac to “miej ciocie w PUPie”.

[historia]
Ocena: 9 (Głosów: 11) | raportuj
5 września 2019 o 15:21

Moj kolega ukonczyl medycyne, z wyroznieniem i fajerwerkami. Niestety, byl pierwszym medykiem w rodzinie (w ogole pierwszy w rodzinie ukonczyl studia) - nie mial "plecow", nie mial pieniedzy. Jeszcze na stazu podyplomowym rozsylal po calym kraju listy z pytaniem o mozliwosc rozpoczecia specjalizacji badz rezydentury -albo brak odpowiedzi, albo odmowna. W koncu zatrudnil sie jako przedstawiciel handlowy w firmie farmaceutyczniej, skad po roku rekrutowala go firma werbujaca polskich lekarzy do pracy w Szwecji. Zalatwili mu kurs jezykowy, oplacili koszta relokacji i polrocznego zakwaterowania i, co najwazniejsze, mozliwosc rozpoczenia specjalizacji i kontynuacji praktyki lekarskiej. A w PL placz i zgrzytanie zebami, ze nie ma dosc lekarzy...

[historia]
Ocena: 10 (Głosów: 12) | raportuj
8 sierpnia 2019 o 10:43

@digi51: W 2005 kupilam w PL mieszkanie z lat 80. Wymagalo generalnego remontu, ale to mi bylo nawet na reke, bo mialo byc wlasne, wiec wszystko moglam sobie po swojemu urzadzic. Lazienka odremontowana, wykafelkowana, nowe okna, kuchnia na wymiar, sprzet AGD z wyzszej polki. Nie jestem krezuska, ale to bylo moje pierwsze wlasne mieszkanie, mialo byc na lata, wiec jesli mialam tu dolozyc stowke, a tam piec za wyzszy standard -- no to przeciez dla siebie kupowalam, wiec niech bedzie. Traf chcial, ze pol roku pozniej musialam sie wyprowadzic zagranice, wiec podjelam decyzje o wynajeciu mojego ukochanego, wychuchanego i wypucowanego mieszkanka. Dwa lata pozniej lokatorzy wymowili najem, bo szli na wlasne. Spoko. Weszlam do mieszkania i malo sie nie rozryczalam. Najpierw w nos uderzyl mnie smrod kociego moczu (w umowie - zakaz zwierzat, ale panstwo i tak sobie kotka sprawili). Nowa sofa czarna od brudu, wszystko podrapane pazurami. W kuchni drzwi szafek trzymajace sie na slowo honoru, jakby ktos celowo z rozmachem otwieral. W lodowce guma na drzwiach czarna od grzyba. Zlewozmywak caly zakamieniony, obok wszystko rozszczelnione -- ja wiem, ze przy zmywaniu naczyn czasem sie rozleje, ale to wygladalo, jakby rozlewali non stop i nigdy nie wycierali... Sciany brudne, wlaczniki swiatla lepkie od brudu... Wisienka na torcie -- panstwo uznali, ze skoro kaucja to miesieczny czynsz, to oni nie zaplaca czynszu za ostatni miesiac i bedziemy kwita. Nawet nie probowalam sie procesowac (mimo, ze mialam oczywiscie umowe najmu i odprowadzalam podatki), bo nie wierzylam, ze to cos da - pewnie na prawnikow wydalabym wiecej, niz na przywrocenie mieszkania do poprzedniego stanu, a musialam wracac "do siebie", wiec nie byloby mnie na miejscu zeby sprawy pilnowac. Mieszkanie posprzatalam (tydzien mi to niemal zajelo, a co chwila odkrywalam nowe "kwiatki"), ale poza tym juz grosza nie wlozylam w poprawienie standardu. Nastepnym lokatorom wynajelam czyste, ale juz z podrapanymi meblami i nadzuzytym sprzetem. Za to podnioslam kaucje i wymoglam orzeczenie o dobrowolnym poddaniu sie egzekucji.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 8 sierpnia 2019 o 10:48

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 4) | raportuj
4 lipca 2019 o 12:52

@singri: Nie ja, tylko mąż. :) Tak mu zostało z czasów kawalerskich: nie lubi sprzątać, ale lubi mieć czysto, więc nie ma wyjścia, musi płacić. :D Ale faktycznie to bez sensu było, bo ja nie umiałam się przemóc, żeby nie sprzątać przed przyjściem pani (jeśli nie mam czasu sprzątnąć albo zwyczajnie mi się nie chce, to sama u siebie mogę w nieposprzątanym posiedzieć, spoko, ale obcego człowieka do bałaganu nie wpuszczę i już, mowy nie ma). W końcu umowiliśmy się, że teraz sprzątam ja, a mąż mi płaci, bo on z kolei nie umiał oczekiwać, że ktoś go za darmo będzie obsługiwał. Może to i dziwne, ale u nas się sprawdza. :)

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 5) | raportuj
4 lipca 2019 o 9:39

@LadyDevil69: Nie, w Londynie to standard, firm oferujących sprzątanie mieszkań jest bardzo dużo i ceny są na tyle przystępne, że nawet studenci się rzucają na cotygodniową usługę. Bardzo mnie natomiast Twój komentarz rozbawił w zestawieniu z Twoim własnym narzekaniem na komentowanie tylko po to, żeby "komuś dowalić" -- może zastosuj się do własnej rady i wyluzuj? :)

[historia]
Ocena: -4 (Głosów: 14) | raportuj
3 lipca 2019 o 17:12

@singri: Haha, możemy sobie rękę podać! Ja z tych, co potrafią wstać bladym świtem i przed pracą chałupę pucować, bo w ciągu dnia pani sprzątająca przychodzi. Mąż pyta, czy mnie pogieło, a ja na to, że przecież obcego człowieka wstyd do nieposprzątanej chałupy wpuścić...

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 5) | raportuj
27 czerwca 2019 o 16:20

@Saszka999: Nie mogę już wyedytować historii, ale co racja, to racja: outsourcing nie jest prywatyzacją sensu stricte (nie jestem prawnikiem, szybki googiel mówi, że trochę jest, ale nie do końca - więc oddaję Ci honor). Ad 3 - Piekielność tej odnogi historii polega na tym, że w UK raz za razem na pierwsze strony gazet trafiają właśnie takie przykłady zlecania realizacji zadań państwa podmiotom niepublicznym z gatunku "Gorzej i Drożej, spółka bez żadnej odpowiedzialności", a mimo to ciągle te spółki (i ciągle te same...) dostają tłuściutkie kontrakty. Po czym gdzieś w praniu wychodzi, że minister X chodził do szkoły z prezesem Y, i wszystko jasne.

« poprzednia 1 następna »