Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

snb

Zamieszcza historie od: 8 września 2011 - 18:40
Ostatnio: 13 listopada 2013 - 14:33
  • Historii na głównej: 4 z 5
  • Punktów za historie: 3216
  • Komentarzy: 30
  • Punktów za komentarze: 142
 

#25941

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna historia o szpitalu.

Moja Babcia złamała szyjkę kości udowej. Sprawa dość poważna, szczególnie w wieku 86 lat. Przywieziono ja na oddział, przyjęto, porobiono badania, zakwalifikowano do zabiegu ze względu na bardzo dobry stan ogólny (pierwszy raz w życiu jest w szpitalu)... niby pięknie... 3 dzień czeka na operacje i dalej "nie wiadomo kiedy zabieg", "anestezjolog zdecyduje", "będziemy wiedzieć za kilka godzin". Na jakiekolwiek pytania otrzymujemy podobne ogólnikowe odpowiedzi. Ze znaczącymi półsłówkami.

Czarę goryczy przelał we mnie jeden z lekarz. W rozmowie użyłem zwrotu "służba zdrowia". Dowiedziałem się że bycie lekarzem to nie jest żadna służba, a wolny zawód którego wykonywanie należy wspierać materialnie...
Na mój argument o tym że babcia wspiera ów zawód wolny od co najmniej 60 lat, po drodze walcząc o ową wolność, pan doktor odpowiedział, że on nie czuje się wsparty bezpośrednio...

pewien oddział ortopedii w lublinie

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 633 (679)

#19877

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o zespole weselnym, przypomniała mi własne 4-letnie perypetie w tej branży.

Nadchodzi weekend. Jedziemy. Prawie 200 km. Na miejscu zapewniony nocleg i śniadanie dnia następnego. Wszystko zapisane w umowie.
Na miejscu pełen luksus. Obiekt zabytkowy - stary pałacyk. Piękna sala, pełen przepych. Nie powiem ucieszyło to nas, bo i akustyka dobra i wrażenia estetyczne spoko.

Akcja właściwa.
Sprzęt rozstawiony, do rozpoczęcia imprezy jeszcze ponad godzinę. Akurat tyle czasu by usiąść i zjeść obiad (na ogół zespoły weselne jedzą wcześniej - po to żeby goście nie czekali aż muzycy się posilą). Nie ma jednak stolika wydzielonego dla nas. Pytamy kelnerów - nic nie wiedzą, mamy pytać Młodej Pary. Pokój? Nic im nie wiadomo. No cóż, zdarza się, ludzie zestresowani, zapominają o takich rzeczach. Wyciągnęliśmy kanapki i inne buły, które zostały nam z drogi i jemy przed lokalem. Goście zaczynają się zjeżdżać. Sądząc po klasie aut należą do raczej "wyższych sfer".

Udaliśmy się zatem na salę przygrywać weselnie i gości witać, przekonani, ze Młodzi powiedzą nam gdzie mamy swoje miejsce. Wierzcie mi - to nie jest fanaberia. Kapela potrzebuje przerw. Grając 45 minut, ta 15 minutowa pauza jest optymalna by odpocząć (gitara waży około 4-5 kg, a trzymam ją na sobie około 10 godzin). Skończyliśmy pierwszy set. Nic. Nikogo. OK - zestresowani, zdarza się. Gramy dalej. W czasie drugiego setu już bardziej integracyjnie - oficjalne powitanie, pierwszy taniec... No nie sposób nie zauważyć 3 rosłych orkiestrantów robiących show;).
W międzyczasie kolega zwrócił mi uwagę, że na sali wszystkie miejsca są już zajęte. Następna przerwa- pytamy kelnerów gdzie siadać, nic nie wiedzą. Szef zespołu idzie do Młodych i przedstawia sprawę. Co usłyszał od Pana Młodego?
- Nie zawracaj mi głowy. W umowie nic nie ma o jedzeniu i stoliku. Radźcie sobie sami, a jeśli nie będzie mi się podobało to zobaczymy czy działacie legalnie. Jeśli nie, to się nie wypłacicie - i dalej gadka jaki to on wzięty prawnik, o noclegu mamy zapomnieć.

Groźbą się nie przejęliśmy bo działalność jak najbardziej legalna była, wszystko co trzeba opłacone. Powiecie, że faktycznie zespół jest w pracy i nie ma potrzeby żeby się "gościł", bo to i nie ich święto i dodatkowy wydatek. W umowie też nic faktycznie o jedzeniu nie było. To raczej swego rodzaju zwyczaj, by i tą orkiestrę weselną nakarmić. Powiem, że nie oczekiwaliśmy równego z gośćmi traktowania, ot obiad zjeść, kolację i trochę wody mineralnej na stoliku. No i miejsce żeby usiąść i dać odpocząć nogom i plecom oraz wypocząć przed powrotem - nie było kierowcy.

Postanowiliśmy sobie sami poradzić - wszak nasz klient nasz pan. Podczas kolejnej zabawy z młodymi, na parkiecie pośród rozbawionych gości znalazł się jeden całkiem nie z tej baśni.
Facet w czerwonym polarze, w czapce z daszkiem i termiczną torba z pizzą wyglądał komicznie pomiędzy surdutami frakami i pięknymi wszelkiej maści sukniami wieczorowymi. Tak - zadzwoniliśmy po pizzę. Widząc dezorientacje dostawcy kolega przywołał go do siebie przez mikrofon i zaczął płacić, po czym odłożyliśmy pizze i gramy jakby nigdy nic, bo nie czas na przerwę. Stolik znalazł się w tempie ekspresowym, jedzenie też. Wszystko za sprawą ojca Pana Młodego, który to nieźle syna obsztorcował. Pokój jak się domyślacie też się odnalazł.

Jaki z tego morał?
Kiedy wyprawiasz przyjęcie za ponad 100 tys zł nie próbuj zaoszczędzić kosztem obsługi, to kelnerzy, kucharze i zespół dba o klimat Twojego wesela.
Co zapamiętają goście z tego skądinąd udanego przyjęcia? - Faceta z pizzą.

wesele hej

Skomentuj (53) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1368 (1400)
zarchiwizowany

#19257

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jako, że dawno nie było napiszę o straży miejskiej, a w zasadzie o piekielności pewnego ukaranego Pana.
W mym mieście ciężko o miejsca parkingowe, więc wszyscy kombinują jak mogą,często jednak przyzwyczajenia biorą górę nad obserwacją znaków drogowych.
Na pewnej uliczce nieopodal centrum, gdzie można bezpłatnie zaparkować swoje auto ostatnimi czasy wydzielono postój taksówek. Jak wiadomo Straż Miejska solennie egzekwuje ten wydział i zwykłych śmiertelników za parkowanie w tym miejscu karała na początku pouczeniami. Po kilku miesiącach strażnicy uznali, że czas na mandaty i ulubione blokady na koła.
Wracam sobie wczoraj z pracy powłócząc nogami, wychodzę z za rogu, gdy moim oczom ukazuje się on - facet z kluczem do kół w ręku i wściekłą miną. Myślałem, że chce mnie napaść, jednak po chwili moim oczom ukazała się cała sytuacja i wszyscy jej aktorzy, a mianowicie żona, auto i żółta blokada straży miejskiej.
Zgadliście - zaparkował na postoju taksówek i stwierdził, że mandatu nie będzie płacił, więc kluczem do kół wymierzał sprawiedliwość okropnej blokadzie.
Gdzie tu piekielność? - Pan w swojej furii uszkodził sobie felgę i poważnie naruszył lakier na błotniku (na oko koszt napraw wyniesie jakieś 300zł - bo polakierować trzeba), a także powyginał blokadę. Byleby nie zapłacić 100zł tej okropnej straży miejskiej.

Finału historii nie znam, obrzucony złym spojrzeniem poszedłem dalej, musiało być wesoło bo we wlot wspomnianej uliczki wjechał radiowóz straży miejskiej...

ulica

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 142 (164)

#18687

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia użytkownika Szarniwirk skłoniła mnie do opowiedzenia dalszego ciągu moich przygód z Netią, o których mogliście już przeczytać ( http://piekielni.pl/17181 ) Rzecz posunęła się naprzód m.in. dzięki społeczności tej strony, w której są i ex konsultanci wspomnianej firmy. Skorzystałem z rad i postanowiłem zaatakować Netię raz jeszcze. Będzie bez dialogów, bo są przydługie i nie idzie ich spamiętać.

Minął kolejny miesiąc, ja już w promocji, która zapewnia mi w 100% najszybszą możliwą przepustowość (jako ulotka i konsultanci twierdzą), a u mnie mimo max rate 20 MB, dalej te smętne 8.

Gdzie tu piekielność? Ano Netia każdego miesiąca przyznaje się do swojego błędu/niedopatrzenia (do czego przyznali się w oficjalnych pismach), solennie przeprasza i z uporem maniaka nie włącza mi maksymalnej dostępnej przepustowości.

Skutek - reklamacja. Dziś zamierzam napisać kolejną i liczę na to, że wspaniała firma Netia uzna ją i w wyniku za zaistniałą sytuację po raz kolejny, 4 z rzędu obniży mi opłatę abonamentową do 1 zł.
Tak, mam od 3 miesięcy internet za złotówkę, a wszystko dlatego, że komuś nie chce się włączyć tej maksymalnej przepustowości łącza. Zamiast strusia mam zatem zajączka, a Netia zamiast 220 zł - 4 zł. Tym razem piekielność firmy mści się na niej.
A to, że włączają mi dodatkowe usługi, których nigdy nie zamawiałem i z uporem maniaka od samego początku umowy, mimo innych ustaleń przesyłają faktury papierowe to już nie pomnę.
Cóż, w wyniku swojej piekielności Netia na umowie ze mną straciła już ok. 1000zł. A może to ja jestem piekielny]:->

EDIT 25.10.2011

Korzystając z dalszych podpowiedzi i wytrwałości mojej udało się osiągnąć sukces. W kolejnych korespondencjach zaczęto grozić mi Złym Regulaminem i wmawiać, że wszystko jest zgodnie z nim świadczone.
Konsultanci nie okazali się jednak biegli w znajomości regulaminowych praw klienta i okazało się, że przysługuje mi dodatkowo rekompensata w wysokości ok 250 zł. Wizja wypłaty tej kwoty tak przeraziła Netię, że dostałem kolejne 2 miesiące po 1 zł. I co najważniejsze, udało się wszystko włączyć i wyprostować w ciągu 3 dni. Mam swój strusioszybki internet :)

Netia a jakże

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 422 (462)

#17181

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia nie tyle piekielna co absurdalna.
Ze względu na swoją pracę potrzebuję szybkiego łącza internetowego, korzystam zatem z najszybszej dostępnej oferty. W moim miejscu zamieszkania najlepszym providerem spełniającym moje potrzeby jest pierwsza konkurencja rodzimego monopolisty.
Przez 2 lata problemów z internetem nie było, wszystko stabilnie, połączenie bardzo stabilne - miód, malina!
Do czasu jednak...Polityka firmy pozwala na zawieranie umowy na podstawie rozmowy telefonicznej, która jest nagrywana i przechowywana w firmie - ot znak czasów.
Nadszedł czerwiec, ja zadowolony, że będzie nowa oferta - korzystniejsze warunki itd, itp.
Telefon od operatora:
[Konsultant]
[Ja]
[K]- Witam, dzwonię z firmy...blablabla. Mam dla Pana nową ofertę, maksymalna przepustowość łącza - w Pana przypadku 20 mb/s, cena taka jak dawniej, umowa na rok, proponuję e-fakturę, żeby zmniejszyć koszty.
[J] - super, zgadzam się proszę włączać
[K] - będę zmuszony prosić Pana o cierpliwość, muszę przeczytać oświadczenie, które będzie podstawą zawieranej umowy potem zadam Panu kilka pytań i umowę traktujemy jako zawartą. Czy ma Pan jeszcze pytania?
[J] - Chwileczkę, czyli zawieramy umowę na rok, płacę tyle samo co do tej pory, mam maksymalną przepustowość łącza, 20 Mb/s
[K] - Dokładnie tak, czytać oświadczenie
[J] - Tak.

No i wszystko byłoby pięknie, tyle, że prędkość cały czas ta sama. Piszę reklamację. Odpowiedź firmy:
Widocznie nie ma możliwości żeby świadczyć usługe o wyższych parametrach technicznych.
Ki czort - myślę. Sprawdzam, parametry linii jak byk pokazują, że są większe możliwości.
Kolejny mail do firmy, że jednak te możliwości są i je widzę.
Odpowiedź - nie zna się Pan.
Zagotowało się we mnie - wiem jakie mam parametry i znam się na na sprawach związanych z internetem - siedzę w tym już od ponad 15 lat.
Do firmy poszedł mail reklamacja o dosyć stanowczym tonie.
Po kilku dniach w mej skrzynce pocztowej (tej realnej pisemko od mojego dostawcy internetu.
Treść mnie rozwaliła:

Reklamacja jest bezpodstawna bo dotyczy promocji w której prędkość 20 Mb/s nie występuje.

No szlag mnie wtedy jasny trafił, żebym się nie upewniał, nie pytał tego konsultanta czy na pewno będzie to 20 Mb/s.

Do firmy poszedł kolejny mail z reklamacją i żądaniem odsłuchania rozmowy na podstawie, której zawarto rozmowę, bo mam podstawę sądzić, że konsultant mnie oszukał.

Minął tydzień, kolejny list (sic!) od ukochanej firmy o treści mniej więcej:
Nie mamy możliwości technicznych aby odsłuchać rozmowę na podstawie której została zawarta umowa.

Zamurowało mnie - sytuacja rodem z Misia i innych filmów Barei.

Piszę kolejnego maila, że w takim razie ja nie mam zamiaru im płacić za internet bo przecież nie mamy umowy.
W tym czasie wyjechałem na wakacje, podczas których moja ukochana forma w postaci miłej konsultantki oznajmiła, że już wszystko działa i mam te megabity. Po powrocie z Bieszczadzkich ostępów włączam komputer, a megabity jakoś mi nie wzrosły, w przeciwieństwie do ciśnienia.

Kolejny mail do firmy (ze wzmianką o piekielnych) spowodował reakcję już bardziej zdecydowaną i konkretną. Reklamację po 3 miesiącach uznano i zaproponowano mi nowe warunki, bardzo zresztą atrakcyjne, z czasowo obniżonym abonamentem.
Umowa na podstawie nagrania rozmowy, tym razem jednak poprosiłem o przesłanie mi papierowego potwierdzenia zawarcia umowy. Na koniec standardowe pytanie:
[K] - To ja może jeszcze zaproponuje panu internet bezprzewodowy?
[J] - Dziękuję, korzystam z tej usługi u innego operatora i jestem zadowolony.

Uradowany myślę, czas na piwo po zakończonych bojach, poszedłem po ów napój do sklepu. Nim zdążyłem wyjść z domu, telefon.
[K] - Dzień dobry dzwonię z pana firmy, ma pan u nas internet stacjonarny, chciałabym zaproponować ofertę internetu mobilnego...

netia

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 534 (624)

1