Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

steell02

Zamieszcza historie od: 17 października 2018 - 20:48
Ostatnio: 10 listopada 2018 - 17:23
  • Historii na głównej: 9 z 12
  • Punktów za historie: 1121
  • Komentarzy: 5
  • Punktów za komentarze: 7
 
zarchiwizowany

#83480

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Rekrutacja - część 2

Kandydaci z ogłoszenia tym razem w zderzeniu z naszym "rekruterem"

Pierwszy CV idealne na to stanowisko - telefon 2 godziny po jego wysłanym e-mailu - już nie jest zainteresowany. Dobra zdarza się.
Kolejny "zbyt duży", na zdjęciu wydawał się mniejszy, następny ma zbyt drogie auto (nie wiem co to ma do kompetencji, ale to nie ja wybieram), jeszcze jeden jakąś narośl na ręku - też się nie nada. Kilku następnym - jakoś krzywo z oczu patrzyło... mnie już nosi, bo nikt się nie nadaje, a wymagania jakoś mało wygórowane... miały być.

Jest jeden, który jakoś umknął "dokładnej uwadze rekrutera". Dzień pierwszy (podobnie jak w poprzedniej historii), wdrożenie, wszystko łagodnie wyjaśniamy, żegnamy się. Dzień drugi - Pana nie ma, nawet nie dzwoni, więc trochę inaczej.

Mamy następnego, doświadczony już, sporo wie. Procedura jw. 2 dni pracy i wolne bierze, ok. Później dzień jest, dwa nie, aż w końcu oświadcza, że wcale nie przyjdzie.

Szukamy dalej.

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 0 (26)
zarchiwizowany

#83392

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Miał być komentarz do #83375, ale będzie inna historia.

Często spotykam prostych ludzi, którzy pomimo braku wiedzy i doświadczenia jakoś sobie radzą na tym świecie i organizują sobie sprawy, z którymi "cywilizowany" człowiek jak ja, miałby problem (albo zajęłoby mi to znacznie więcej czasu działając z zasadami)- dlatego właśnie ich podziwiam. Wiem, że to niezbyt przyjemne stanąć takiemu na drodze, ale samo to że osiągnie swój cel (i nikt nie ginie) - jest godne podziwu. Moralności tego nie poruszam.

Miałem kiedyś klienta, dość zamożnego, prowadził wiele różnych interesów, w tym jeden, w którym mogłem mu pomóc. Przez dłuższy czas przygotowywałem mu dokumenty. Miał też Matkę, która nie jedno przeżyła w życiu, a która więcej uczestniczyła w tych naszych pracach niż sam zainteresowany. Gdy nastał wielki dzień zakończenia mojej pracy, parafowanie wszystkiego na czym tylko było miejsce do podpisu i poinstruowanie go o ewentualnych błędach (moich, urzędników doszukujących się brakujących kropek itp) i możliwych opóźnieniach w związku z tym (nastawiałem klienta na żmudny proces rozpatrywania i możliwych przesunięciach terminów, żeby nie był zły ani na mnie, ani na urzędników - standardowa procedura ochronna ;-) ). Wtedy wtrąciła się jego Matka, że ona to zawsze jak ma problem w urzędzie, to idzie i częstuje urzędniczkę świeżą drożdżówką i zawsze to pomaga. Pomyślałem może stare dobre czasy, taki miły gest, dziś już nie przejdzie. Pośmieliśmy się i pożegnaliśmy.

Gdy nadszedł już dzień dostarczenia dokumentów, po południu dzwoni do mnie Klient z informacją, że wszystko załatwione, dziś otrzymał decyzję i podpisał umowę. Chwilę zajęło mi dojście do siebie i poprosiłem o powtórzenie. Otóż to co zwykle zajmowało mi 1-3 miesiące w przypadku poprzednich klientów, on załatwił w jeden dzień! Nie wiem jakiej drożdżówki użył i czy w ogóle jakaś była. Może trafił na porządnego urzędnika lub miał szczęście, ale dlatego właśnie podziwiam takich ludzi, za ich sposób działania. Za każdym razem indywidualny, ale też skuteczny.

urzędy

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 33 (91)
zarchiwizowany

#83374

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracowałem kiedyś w firmie doradczej, znajdowała się ona nieopodal Dużego Urzędu w którym nasi petenci ostatecznie załatwiali swoje sprawy. Moja firma była firmą prywatną, urząd – państwowym oczywiście (co ważne pracownicy Urzędu nie pałali do nas sympatią, sądząc że na podobnej pracy jak oni, my zarabiamy wielokrotność ich pensji, zawsze się odnosili do nas bardzo chłodno).

Pracę, którą wykonywaliśmy zaczynała się u klienta w terenie, czasami kilka różnych osób robiło pewne etapy zlecenia – jeśli klient miał wszystkie dokumenty w domu, tam kończyliśmy pracę i klient otrzymywał komplet potrzebnych dokumentów, które mógł zanieść lub wysłać do Dużego Urzędu. Czasem jednak klient musiał się pofatygować do nas, żeby uzupełnić dokumenty i wtedy dopiero pojawiał się w Urzędzie dosłownie 10m od naszych drzwi.

Pewnego pięknego dnia w drzwiach naszego biura pojawia się młody chłopak (z mocnymi wypiekami na twarzy) i mówi że przyprowadził nam Klientkę i szybko zniknął. Zaprosiliśmy Panią do środka i szybko się okazało, że przyjechała ona do nas uzupełnić dokumenty (coś dopisać – dosłownie). Zapytaliśmy oczywiście o chłopaka, który ją prowadził. Pani opowiedziała nam ciekawą historię.

Pani przyjechała PKS-em, co ważne Duży Urząd jest przed nami, więc Pani tam zaszła (mąż jej nie wytłumaczył dokładnie, prawie to ten sam budynek, ich bardziej reprezentacyjny front) i powiedziała że ona chce coś dopisać do dokumentów męża Jana Piekielnego z Piekieliska. Okazało się, że oni mają już taką teczkę (zbieżność nazwisk i miejscowości) i z dziką rozkoszą Pani pomogli dopisać to co chciała. Pani bardzo zadowolona z szybkości obsługi podreptała z powrotem na dworzec (10min). Usiadła i czeka na transport, wtedy chyba ktoś w Dużym Urzędzie chyba „wykrył” błąd i posłał gońca po Panią i wyprostowali naniesione poprawki a Panią przyprowadzili już prosto do nas (po drodze było jeszcze kilka innych urzędów, bo od nich wynajmowaliśmy biuro), żeby Pani chyba już nigdzie nie zachodziła...

urząd

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -4 (24)

1