Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

sweetcd86

Zamieszcza historie od: 3 czerwca 2011 - 13:23
Ostatnio: 17 października 2019 - 14:09
Gadu-gadu: 9009859
  • Historii na głównej: 9 z 12
  • Punktów za historie: 4878
  • Komentarzy: 84
  • Punktów za komentarze: 526
 
zarchiwizowany

#52269

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Cześć, jestem tu nowa. ;)

Chciałabym przedstawić wam historię mojej dobrej koleżanki, dajmy jej na imię X. X jest teraz-już studentką jednego z uniwerstytetów (a raczej będzie nią od października). X jest ładna, mądra, a co najważniejsze ma poukładane w głowie. Co będzie piekielnego w tej opowieści? Otóż matka X i jej niespełnione ambicje z czasów młodości.
X w podstawówce brała udział we wszelakich konkursach, które zazwyczaj wygrywała (zawsze była w pierwszej trójce). W gimnazjum było to samo. X nie należała do popularnych uczniów. Była dziewczyną "od ściągania".
W liceum X zmieniła nieco swój wygląd, schudła ok. 12 kg i zapuściła włosy. W związku z tym, że stała się osobą nieco bardziej towarzyską weszła w kontakty z rówieśnikami co odbiło się delikatnie na jej ocenach. Szkołę ukończyła z najniższą średnią w jej karierze: 4,90. Pomyślicie sobie, że pewnie jej rodzice byli z niej zadowoleni?
No właśnie... Mama X Z ŁASKĄ przyszła na zakończenie roku szkolnego swojej córki, a po zakończeniu uroczystości cały czas poganiała X. Tego samego wieczoru X zadzwoniła do mnie. Zapłakana.
[X]: Mama nie jest ze mnie zadowolona. Mówi, że jestem beznadziejna i nic nie umiem dobrze zrobić.
Po odebraniu wyników z matury sytuacja się powtórzyła (całą obowiązkową część zdała na ponad 80%, a z przedmiotów dodatkowych na ok. 70%).
X dostała się na filologię polską na studia dziennie. Była szczęśliwa gdyż spełniło się jej marzenie. Dzisiaj dzwoniła do mnie zapłakana.
[X]: Mama jest niezadowolona. Mówi, że mam iść na studia zaoczne i do pracy. Powiedziała, że jedyne co robię dobrze to płaczę i że odpadnę po miesiącu, że nie dam sobie rady. Dlaczego ona mi to robi?
Matka X przez całe życie nie powiedziała córce, że jest z niej zadowolona, ani razu jej nie pochwaliła. X teraz marzy o tym aby chłopak jak najszybciej się jej oświadczył i żeby mogła się do niego wyprowadzić i nigdy więcej nie widzieć kobiety dla której nigdy nie była wystarczająco dobra.

rodzina

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 57 (285)

#45433

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pierwsza z wielu piekielnych historii jakich byłem świadkiem w toku mojej pracy.

Jestem anglistą i kilka lat temu prowadziłem kurs języka angielskiego w ramach szkolenia organizowanego przez PUP. Idea była taka, że za fundusze unijne Urząd Pracy robi bezrobotnym szkolenie pod konkretny zawód, dokładając zdrowe 60 lub 120 godzin angielskiego (prawdopodobnie po to aby rzeczeni bezrobotni zabrali swoje bezrobotne tyłki z kraju i nie obciążali statystyk PUP;). Zarobek niezły, warunki pracy dobre - liczyłem na dość bezstresowy sposób dorobienia do pensji. Przeliczyłem się...

Z racji charakteru szkolenia, grupa składała się wyłącznie z kobiet- wiek między 35 a 50+ lat. W sumie 14 sympatycznych pań, z którymi przez pierwszy tydzień sielankowo się wręcz pracowało, jak już przeszły przez etap "omajgad my za stare jesteśmy żeby się angielskiego uczyć". Po wspomnianym tygodniu dołączyła pani nr 15. Od razu miałem wrażenie że pani mnie nie lubi - zawsze siedziała z tyłu z kwaśnym wyrazem twarzy i całym językiem ciała demonstrowała niechęć do świata jako takiego. Pomyślałem "Ok, nie płacą mi za bycie lubianym, może pani (na oko ok 40 kilku lat) nie za bardzo podoba się, że uczy ją taki szczawik (ok 25 lat wtedy miałem). Niemniej - atmosfera na kursie bardzo miła, praca efektywna... do czasu aż pani Piekielna złożyła na mnie skargę (!!!).

Kierowniczka z ramienia organizatora kursu usłyszała, że "pan prowadzący zna fakty z jej przeszłości i rzuca aluzje do nich na zajęciach". Opadała mi szczęka i zacząłem zastanawiać się do jakich faktów z jej przeszłości mogłem się dokopać ucząc panie kolorów... Doszło do konfrontacji, podczas której najpierw starałem się dowiedzieć co takiego zrobiłem. Babka szła w zaparte - nie powie, "sam wiem najlepiej". No cóż - przeprosiłem, zaznaczając ze nie mam pojęcia za co przepraszam i w takim razie nie obiecuje że nie zrobię tego znowu. Podała mi w zamian jeden przykład mojego zaangażowania w spisek na nią - odpytując panie po kolei ze słówek, dwukrotnie zawahałem się przy niej (siedziała ostatnia) o jakie słówko spytać i powiedziałem z uśmiechem "znów przy Pani wątek straciłem" - zaiste, potworna zbrodnia.

W każdym razie moja szefowa nie wzięła zarzutów pani Piekielnej na poważnie. Reszta grupy, gdy dowiedziała się o skardze opierniczyła ja ponoć potwornie, bo same miały już baby dość. Okazało się, że podczas kursu notorycznie nie dotrzymywała różnych zobowiązań administracyjnych, a na uwagi odpowiadała że "ktoś w tym mieście chce jej zaszkodzić". No cóż - starałem się jej unikać i nadal robiłem swoje (tak jak wspomniałem, sam kurs był bardzo przyjemny).

Prawdziwa bomba wybuchła jednak w okolicach połowy kursu. Otóż pani Piekielna po przerwie na kawę, oskarżyła resztę grupy że (uwaga) "ktoś grzebał jej w torbie i podrzucił do niej skasowany bilet". Normalnie Matrix - po co? Kiedy? Kto? (ja cały czas bylem wtedy w sali) Sprawa otarła się o kolejnego, wyższego stopniem kierownika, do babki nie trafiało absolutnie nic: biletu nikomu nie pokaże, chyba że prokuratorowi, kiedy w końcu to zrobiła i ktoś zwrócił jej uwagę ze bilet był skasowany w czasie, kiedy kursantki miały zajęcia, odpowiedziała że "ktoś się dobrze zabezpieczył". Kilka kursantek na tym etapie nie zdzierżyło i byłem świadkiem epickiej wręcz pyskówki, podczas której kobiety w wieku mojej matki obrzuciły Piekielną dość soczystymi epitetami.

No cóż, sprawca się nie znalazł, kurs dobiegł końca (choć na ostatnie zajęcia, podczas których panie kursantki chciały urządzić pożegnanie z kawka i ciastem, panie Piekielna nie została wpuszczona - powiedziano mi żebym poszedł do toalety, jak wróciłem wychodziła z budynku;) Koniec? Skądże.

Dwa lata później dostałem wezwanie do sądu (!!!) w charakterze świadka. Okazało się że pani Piekielna pozwała hurtem wszystkich organizatorów kursu (łącznie z 5 osób), a mnie powołała NA ŚWIADKA, abym przed sądem potwierdził epitety którymi obrzuciły ją kursantki podczas "biletgate". Myślałem, że mnie rozerwie ze złości. Na szczęście sędzina w zasadzie szybko zbyła ten pozew i skończyło się na niczym (poza moim straconym czasem i wątpliwą przyjemnością oglądania Piekielnej po raz kolejny).

Wiecie co jest najgorsze? Ta ewidentnie chora psychicznie baba skończyła ten kurs, przez co dostała papiery... OPIEKUNA OSÓB STARSZYCH. Nazwisko zapamiętam do końca życia...

kurs językowy

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 842 (884)
zarchiwizowany

#43718

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jestem harcerką. W tym roku byłam na moim pierwszym obozie.Ogólnie wielkie wydarzenie. Wszystko super,fajnie. Aż do momentu.

Na koniec obozu jest całonocne ognisko.Umówiłyśmy się z koleżanką, że będziemy na całym.

Przedostatni dzień obozu. Nie możemy się doczekać.

następnego dnia zostałyśmy przydzielone do zakopywania dołów chłonnych( tam się wylewa wodę po umyciu się).Ciężka praca,ale trudno ktoś to musi zrobić. Wrzyscy sobie poszli zostało tylko 5 osób w tym ja. Czekamy 5,10,20 minut i nic. w końcu się zbuntowałyśmy i uznałyśmy,że o nas zapomnieli. Trochę przykro ognisko się już zaczęło. Smutni idziemy na miejsce ogniska. Reszta siadła ja poszłam płakać w krzaki. Po chwili do osób, które nie poszły płakać jak ja podchodzi nasza przyboczna ( druga najważniejsza osoba w dróżynie).

pozostała czwórka wstaje i gdzieś idzie. Nie wiem co się dzieje więc ruszam z nimi. Okazało się,że nasza,,cudowna " przyboczna nakrzyczała na nie ,że nie mają mundurów( sorry,ale powróciłyśmy z dołów chłonnych i nie było jak się przebrać).

Musiałyśmy się o przebrać i w rezultacie byłyśmy na zakończeniu ogniska.

Przykro mi z tego powodu.

obóz harcerski

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -17 (19)

#43626

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Moja szkoła co roku organizuje wyjazdy do teatru dla klas drugich. W tym roku również ja miałam możliwość obejrzenia spektaklu.
Co prawda fanką teatru nie jestem ale szanuję to co robią aktorzy. Przejdę do właściwej części:

1. Podczas spektaklu notorycznie śmiano się z pracy jaką wykonują osoby grające w teatrze. Zaczęto ich wyzywać od dziwaków, zaczęto się naśmiewać z tego co oni robią, że jak można robić z siebie takiego pajaca.

2. Rzucanie papierkami w aktorów.

3. Przekleństwa mówione dość głośno, gdzie nawet najlepszy aktor nie mógł się skupić na swojej roli.

4. W scenie gdy aktorzy przechodzą obok widowni, jeden z niej podkłada nogi grającemu.

Wszystko za sprawą gimnazjum. Wstyd mi za takich ludzi, bo zazwyczaj tak się nas kojarzy. Za niewychowanych gówniarzy bez kultury i poszanowania czyjeś pracy.

teatr

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 639 (735)
zarchiwizowany

#42393

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Po przeczytaniu historii o Jowitce, ktora notabene z poczekalni zniknela, az mna zatrzeslo. Nie udalo mi sie jej skomentowac, wiec moj komentarz zamieszczam jako odrebna historie i moze to ja bede w niej piekielna...
Szanowna autorko historii o Jowitce, to, ze ktos wyglada inaczej wcale nie znaczy, ze jest od ciebie i twojej paczki przyjaciol gorszy, zamiast zainteresowac sie dlaczego twoja kolezanka jest taka a nie inna, pokazalas swoja dziecieca plycizne piszac, ze nie jest godna miana kolezanki, bo nosi za duze ubrania i nie zawsze jest czysta. Uwazaj dziewczynko, bo los bywa przewrotny i kiedys za X lat ta wysmiewana i ponizana Jowitka moze byc twoja szefowa. Czego z calego serca jej i tobie zycze.

Jowitka Jessie

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 277 (343)
zarchiwizowany

#42132

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zainspirowany tą historią http://piekielni.pl/41595 postanowiłem pochwalić się stwierdzeniami mojego księdza-katachety który usilnie próbuje naszą wiarę pogłębic na poziomie szkoły średniej. Otóż twierdzi on że, uwaga, uwaga:

-Nie powinno się pic PEPSI, bo właścicielami tej marki są świadkowie Jehowy i picie jej może prowadzić do grzechu

-Co jakiś czas najlepiej co dwa, trzy miesiące dobrze jest święcić łóżko i pokój aby jakieś siłe nieczyste go nie zaatakowały

-Wszyscy skończymy babrząc się w bagnie spermy za nasze grzechy nieczystości

-Halloween to święto ku czci nieczystym duchom i jeżeli jakieś dziecko będzie je obchodzić to może wpuścić szatana do swojego serca.

-Powinno się ignorować produkty firmy Agros Nova jak np.: keczup Kotlin lub sok TARCZYN ponieważ ta firma wypuściła na rynek napój Demon sponsorowany przez Nergala i picie go może sie skończyć opętaniem.

-Nie powinno się słuchać Lady Gagi, ACDC, Adam Lamberta i wielu innych bo jak byk to się skończy opętaniem.

-Joga to dzieło szatana, tak samo jak seria książek o Harrym Potterze...

Niestety nie pamiętam wszystkich epickich stwierdzeń tego goscia, ale jak sobie przypomnę to je tu wrzucę:D

księża

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -3 (169)
zarchiwizowany

#41838

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Była sobie S. Uczennica klasy pierwszej liceum. Gruba, bo 100 kg/170 cm, ale figurę jako taką miała. Niebrzydka, niegłupia, tylko nieśmiała trochę.
S poszła bez żadnych koleżanek do nowej szkoły. Ciężko jej było, bo samotnie trochę, ale wolała się skupić na nauce niż zawieraniu nowych znajomości.
Na którejś lekcji spojrzała podniosła wzrok znad zeszytu - zobaczyła, jak B pospiesznie odwraca głowę. Nie pierwszy raz się to zdarzyło, więc S zaczęła mieć różne podejrzenia. I te zaczepki na lekcjach i na przerwach... B to był fajny chłopak - zabawny, z pasją (kochał piłkę ponad życie), całkiem niegłupi. Tylko chudzina, co S trochę krępowało.
Ale wyszło jak wyszło, zaczęli ze sobą rozmawiać, pisać, razem się uczyć czy robić jakieś projekty. Ona czasem chodziła na jego mecze i kibicowała mu zawzięcie, on wspierał ją podczas występów muzycznych. I tak powoli zauroczenie powoli przeradzało się w zakochanie.
W dzieciństwie została bardzo skrzywdzona, w podstawówce i gimnazjum była wyśmiewana, co bardzo odbiło się na jej psychice. Nigdy nikomu nie ufała - a jak już zaufała, to wchodziła w to po całości. Tak było i tym razem.
Przyszedł maj, S i B oficjalnie ze sobą nie byli, ale wszyscy wiedzieli, że coś tam się między nimi kroi. Wtedy też miał być klasowy wyjazd, na który oboje mieli jechać. I pojechali.
Ognisko, przedostatni dzień świetnego wyjazdu. Nastolatkowie zostali w końcu parą. Wtedy B powiedział: "chodźmy do mojego pokoju, muszę z tobą porozmawiać". S wystraszyła się, no bo co mógłby chcieć? Czy to już koniec? Ale poszła z nim, bo wiedziała, że będą mogli u niego w pokoju pobyć sami - lokatorzy (koledzy z klasy) hałasowali przy ognisku.
Już w pokoju usiedli spokojnie na łóżku. B nalegał, żeby właśnie tam przeżyli swój pierwszy raz. Wtedy S wyjawiła mu prawdę: w wieku ośmiu lat została zgwałcona. B zrozumiał, przeprosił, ona zapłakana wtuliła się w niego i tak usnęła w jego ramionach.
Przebudziła się, gdy usłyszała huk otwieranych drzwi i śmiechy. Nadal jednak miała zamknięte oczy, ani drgnęła. Co powiedzą koledzy B? No powiedzieli coś. Trochę za dużo.
- "Hahaha, to co, B, przeleciałeś ją w końcu?"
- "Udało Ci się?"
- "Hehe, miałeś czas do końca roku, hehe"
- "Uwierzyła w twoją gadkę o miłości, akceptacji i wewnętrznym pięknie, hehehe?"
- "Świetnie to wymyśliłeś"
- "Dobrze się pieprzy?"
- "Wygrałeś zakład"
Bum, kurtyna.

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 375 (449)
zarchiwizowany

#41798

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Choroby mojej " na szczęście" byłej teściowej.
O tym by można książkę napisać, a nawet epopeję narodową.
Kiedyś widzę, że połyka 2 tabletki od bólu głowy, więc pytam się jej, czy ją coś boli. A Ona mi na to że nie. Trochę zgłupiałam więc pytam się, po grzyba te tabletki wsuwa, a ona mi na to, że pewno zaraz ja zacznie głowa boleć, więc tak profilaktycznie połknie parę „drażetek”.
Oczywiście za niedługo jęczy, że umiera na raka, bo tak ją strasznie żołądek boli. Mówię jej, że to pewno przez nadmiar tabletek jakie niepotrzebnie zażywa. No cóż foch na kilka dni, bo jestem wredna i lekceważę jej dolegliwości.
Do lekarza biega regularnie raz w miesiącu. Jak nie przyjdzie od niego z jakąś receptą lub skierowaniem na badania to klnie na medyka przez następny tydzień.
Kiedyś przychodzi z płaczem, że jej czas dobiega końca. Pokazuje mi wyniki badań i dalej szlocha. Popatrzyłam na wynik i nawet niemowlę by się takich nie powstydziło. Pytam się więc, co jej się w tych wynikach nie podoba, bo wszystko ma w normie. Na co ona, że się nie znam, a ona ma tak gęstą krew, że przez żyły nie może się przecisnąć. Jeszcze raz spoglądam na te wyniki i mówię jej, że z boku ma podane normy i wszystkie parametry się w nich mieszczą. Wyrwała mi kartkę z rąk, patrzy na te wyniki, kręci głową, nagle podsuwa mi kartkę pod nos i z triumfem w głosie wrzeszczy „A TO”?. No faktycznie OB podwyższone z 15 (norma) na 17. Nie wytrzymałam i powiedziałam jej, żeby napiła się mleka to sobie tę krew rozrzedzi. Po godzinie wchodzę do kuchni, a teściowa już drugi karton mleka opróżniała. No i sraka murowana.

teściowa

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 305 (359)

#41658

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem facetem, który nie cierpi jak mu się mówi co ma robić. Jestem taki, wiem o tym i chyba każdy, kto mnie zna, również to zauważył. W związku z tym po pewnej dość burzliwej wymianie zdań, jednego dnia wracam z pracy do domu, a rzeczy mojej narzeczonej (no, byłej) nie ma. W krótkim śledztwie ustaliłem, że wyjechała do miasta, w którym studiuje (czyli w sumie na drugi koniec kraju).

Jako, że nie jestem typem, który rzuca wszystko i jedzie w ślepo za kobietą, po kilkudziesięciu próbach skontaktowania się i wysłuchiwania murowanej wersji, że żaden znajomy nie wie gdzie się ona znajduje, odpuściłem. Nie, nie będzie tu romantycznej historii o tym jak porzucam pracę, dom i udaję się w podróż po kraju żeby odnaleźć kobietę swojego życia, która mi nawiała. Skoro nawiała i się ze mną nie kontaktuje znaczy, że nie chce.
Z takiego właśnie założenia wyszedłem i przestałem jej szukać. Po prostu odpuściłem. Nawet nie myślałem o tym za bardzo, kiedy jednego dnia dobiegł moich uszu dzwonek do drzwi.

Otworzyłem. I poczułem się mokry... Bo za drzwiami stała niedoszła teściowa z wiadrem z bliżej niekreśloną zawartością, która wylądowała na mnie.

- A masz!!!! - krzyknęła.

Chyba z jakiegoś źródła wie, że jej córka ode mnie odeszła... Smrodu chyba nie pozbędę się przez najbliższe pół roku...

Teściowa ;)

Skomentuj (132) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 920 (1098)

#40355

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie o serwisach z punktu widzenia klienta.

Gdzieś w połowie lipca mój telefon zaczął odmawiać współpracy. Przy użytkowaniu jakichkolwiek aplikacji następował samoczynny restart, natomiast połączeń przychodzących nie dało odebrać się w ogóle, gdyż wszystko się zawieszało. Jako że gwarancja jeszcze całkiem spora, prosta decyzja, oddajemy do serwisu.

Po dwóch tygodniach telefon wrócił, odebrałam zadowolona, a z adnotacji wynikało, że "zmieniono oprogramowanie". Tak więc wracam do domu, odpalam internet, żeby pobrać brakujące aplikacje i pierwszy zgrzyt. Podczas ściągania następuje restart telefonu, a co za tym idzie przerwanie pobierania. Po uruchomieniu sprawdzam dalej. Połączenie przychodzące nadal zawieszają sprzęt. Szybka decyzja, wracamy do salonu ponownie oddać na gwarancję.

W salonie Miła Pani sugeruje, że sprzęt ma wady z powodu starej baterii. Mimo to udaje mi się oddać telefon ponownie. W adnotacji Pani pisze "usterka nie została usunięta". Po dwóch tygodniach telefon wraca do salonu z adnotacją serwisu "brak opisu usterki".

Miła Pani przeprasza, za niedokładne opisanie wady telefonu, poprawia formularz i wysyła go po raz trzeci do serwisu.

Kolejne dwa tygodnie oczekiwania, telefon wraca z adnotacją serwisu "usterki nie znaleziono". Sprawdzamy telefon na miejscu w salonie przy Miłej Pani, nadal bez zmian. Nic nie zrobiono, telefon nadal ma swoje humory. Następuje wysyłka po raz czwarty oraz szybki powrót telefonu do salonu. Nadal bez jakiejkolwiek naprawy.

Poziom mojej irytacji zaczyna osiągać niebezpiecznie wysokie granice. Miła Pani w salonie próbuje przekonać mnie, że może jednak odbiorę od nich telefon skoro serwis go oddaje, bo może się naprawił (jak? samoczynnie?).

Odmawiam przyjęcia telefonu. Czekam dalej. Po tygodniu zaczynają się telefony od pracowników salonu. Pierwszego dnia dzwoni Inna Miła Pani pytając "Jaki aplikacje nie działają w telefonie?". Tłumacze IMP, że opis usterki jest na formularzu i nie chodzi o nie działające aplikacje. Drugiego dnia w tej samej sprawie dzwoni Miły Pan. Rozmowa taka sama. Trzeciego dnia sytuacja się powtarza, na dodatek zostaję poinformowana, że salon sprawdzi telefon i się ze mną skontaktuje.

Kolejny telefon, Miły Pan zaprasza mnie do salonu w celu sprawdzenia telefonu. Jadę. Okazuje się, że Miłego Pana nie ma w pracy, a Panie nie wiedzą dlaczego chciał, żebym przyjechała.

I tak od dwóch miesięcy sprawa stoi w miejscu. Telefon leży nie naprawiony w salonie, a ja czekam, chyba na zlitowanie niebios.

Kolejna próba załatwienia sprawy w środę.

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 483 (537)