Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

sylister

Zamieszcza historie od: 21 kwietnia 2016 - 11:43
Ostatnio: 1 września 2016 - 10:08
  • Historii na głównej: 5 z 6
  • Punktów za historie: 1075
  • Komentarzy: 9
  • Punktów za komentarze: 38
 

#84559

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia zauważona w ostatni weekend w najpopularniejszej amerykańskiej fastfoodowej sieciówce.

Piekielną chciała być jedna z dziewczyn, ale chyba za bardzo jej nie wyszło.

Stoję w kolejce do kasy, przede mną dwie dziewczyny, przed nimi facet próbujący złożyć zamówienie po angielsku. Nie umiał się zbytnio porozumieć z kasjerką, ta zawołała kolejną i jakoś udało im się dobrnąć do szczęśliwego końca.

W międzyczasie jedna z dziewczyn (1) przede mną namawiała drugą (2), żeby zacząć składać zamówienie również po angielsku, ponieważ jej kolega kiedyś tak zrobił i totalnie rozłożył tym kasjerki. Dziewczyna 2 machnęła ręką i podeszła do drugiej kasy, z kolei dziewczyna 1 podchodzi do kasy i faktycznie zaczyna składać zamówienie po angielsku. W tym czasie do dziewczyny 2 podchodzi jakaś kobieta (chyba mama) i ze zdziwieniem, patrząc na dziewczynę 1, pyta dość głośno:

Mama: Ej, Monika, dlaczego Ania składa zamówienie po angielsku? Otworzyli stoisko z angielską obsługą?

Dziewczyna 1 momentalnie przybrała odcień pięknego buraka, ale dalej szła w zaparte po angielsku, kasjerka zrobiła bardzo dziwną minę, z kolei dziewczyna 2, płacząc ze śmiechu, nie była w stanie złożyć zamówienia.

Mama kontynuowała: No co ona robi? Czemu w polskiej restauracji gada po angielsku?

Dziewczyna 2 chyba wytłumaczyła kobiecie, o co chodzi, ponieważ podczas odbierania zamówienia przez 1, Mama grzecznie przypomniała jej, żeby nie zapomniała pani podziękować, ale koniecznie po angielsku.

Konsumowały osobno. 2 i mama w boksie, płacząc ze śmiechu, 1 dwa stoliki dalej, z ewidentnym fochem i burakiem na twarzy. :D Piekielną została najmniej podejrzewana przeze mnie osoba. :D

gastronomia

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 167 (255)

#74852

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pacjentka lat 80+. Miała iść na konsultację ginekologiczną. Nie wyraziła zgody. Dlaczego? "Ja nie mam już męża, nic złego nie robię, wiec do ginekologa iść nie muszę".

Pacjentka sprawna umysłowo, leżąca. Każdej nocy jakimś cudem ściągała sobie pampersa (co dziwne, bo po to, żeby wziąć kubek z szafki obok łóżka, wiecznie dzwoniła na dzwonek po pielęgniarki) i wyrzucała go w losowe miejsce na sali. Ot tak, na złość całemu światu. Bo jak stwierdziła "Byłam kierowniczką banku, nie jakąś pielęgniarką".
Więc wy wszyscy podludzie grzecznie mi usługujcie.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 143 (197)

#73989

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielni pacjenci, c.d.

Pan (P) przyszedł na diagnostykę na oddział. Przyjęcie, wywiad, badania. Po wszystkim dowiaduje się, że w dniu dzisiejszym ma nic nie jeść, ponieważ jutro będzie robiona kolonoskopia.

P: Jak to mam nic nie jeść?! Od trzech dni nic nie jem, piję tylko, bo dzisiaj miałem mieć to badanie robione! Czwarty dzień mam nic nie jeść?!
Ordynator: Nigdy nie robimy kolonoskopii w dniu przyjęcia, musimy odpowiednio do niej pacjenta przygotować. Kto zalecił panu, aby nic nie jeść przed przyjęciem?
P: No sam! Przecież nigdy się nie je przed kolonoskopią! Miała być dzisiaj zrobiona i jutro rano do domu!
Ordynator: Niestety, przed wykonaniem kolonoskopii pacjent musi zostać zbadany w szpitalu, a potem zapada 100% decyzja o jej wykonaniu.
P: To ja się wypisuję! Człowieka wykończyć chcecie! Cztery dni nic nie jeść!
Ordynator: to jest pana decyzja. Lekarz nie zalecał 3-dniowej głodówki przed przyjęciem.
P: Wszyscy jesteście niepoważni!
Ordynator: zostaje pan i się leczymy, czy wypisujemy?
P: Zostaję.

Ręce opadają.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 200 (222)

#73819

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia szpitalna. Piekielna pacjentka, która całemu oddziałowi dawała w kość przez 2 tygodnie. Kobieta, która myślała, że jest najważniejszą osobą na oddziale, a opiekunki i pielęgniarki mają służyć tylko i wyłącznie jej.

Siedzę sobie jak zawsze przed komputerem i robię to co do mnie należy. W pewnym momencie zza ściany widzę wyłaniający się balkonik z przyczepioną do niego naszą wspaniałą pacjentką (P). Rozwija w moją stronę prędkość światła, a w międzyczasie zaczyna:

P: Syn wykupił mi tydzień temu receptę w aptece, zajdzie mi pani tam i fakturę odbierze!
Ja: (WTF?! Mam jej biegać po fakturę?) Podczas hospitalizacji nie można wykupywać recept pacjenta hospitalizowanego.
P: Nie obchodzi mnie to, pani zajdzie po tę fakturę.
Ja: Nie, nie zajdę po fakturę, ponieważ to nie należy do moich obowiązków. Proszę poprosić rodzinę.
P: Ale nikt do mnie nie przychodzi.
Ja: (serio? nie dziwię się) No to wykupi pani po wyjściu ze szpitala.
P: Ale ja muszę mieć fakturę do końca miesiąca! Pracujesz tutaj, więc masz mi pomóc! (przeszła ze mną na "ty").
Ja: Owszem, pracuję, ale zajmuję się innymi rzeczami, a nie załatwianiem prywatnych spraw pacjentów.
P: Takie młode, a takie bezczelne, ja tego tak nie zostawię!

Wybalkonikowała ode mnie, po drodze spotykając ordynatora (O):

P: Proszę coś zrobić ze swoimi pracownikami! Mam fakturę do odebrania, a ona nie chce zajść mi do apteki!
O: To nie leży w obowiązkach tej pani. Proszę poprosić rodzinę.
P: Nikt do mnie nie przychodzi! Opiekunkę proszę wysłać!
O: Nikogo nie będę wysyłał. A teraz przepraszam, spieszy mi się.

Pielęgniarki mówiły, że pani czerwona ze złości ruszyła w stronę swojej sali, do końca dnia konsekwentnie dobijając personel za swoje niepowodzenie.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 239 (259)
zarchiwizowany

#73022

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia zauważona w ostatni weekend w najpopularniejszej amerykańskiej fastfoodowej sieciówce.
Piekielną chciała być jedna z dziewczyn, ale chyba za bardzo jej nie wyszło.

Stoję w kolejce do kasy, przede mną dwie dziewczyny, przed nimi facet próbujący złożyć zamówienie po angielsku. Nie umiał się zbytnio porozumieć z kasjerką, ta zawołała kolejną i jakoś udało im się dobrnąć do szczęśliwego końca.
W międzyczasie jedna z dziewczyn (1) przede mną namawiała drugą (2), żeby zacząć składać zamówienie również po angielsku, ponieważ jej kolega kiedyś tak zrobił i totalnie rozłożył tym kasjerki. Dziewczyna 2 machnęła ręką i podeszła do drugiej kasy, z kolei dziewczyna 1 podchodzi do kasy i faktycznie zaczyna składać zamówienie po angielsku. W tym czasie do dziewczyny 2 podchodzi jakaś kobieta (chyba mama) i ze zdziwieniem patrząc na dziewczynę 1 pyta dość głośno:

Mama: Ej, Monika, dlaczego Ania składa zamówienie po angielsku? Otworzyli stoisko z angielską obsługą?

Dziewczyna 1 momentalnie przybrała odcień pięknego buraka, ale dalej szła w zaparte po angielsku, kasjerka zrobiła bardzo dziwną minę, z kolei dziewczyna 2 płacząc ze śmiechu nie była w stanie złożyć zamówienia.

Mama kontynuowała: No co ona robi? Czemu w polskiej restauracji gada po angielsku?

Dziewczyna 2 chyba wytłumaczyła kobiecie o co chodzi, ponieważ podczas odbierania zamówienia przez 1 Mama grzecznie przypomniała jej, żeby nie zapomniała pani podziękować, ale koniecznie po angielsku.

Konsumowały osobno. 2 i mama w boksie płacząc ze śmiechu, 1 dwa stoliki dalej z ewidentnym fochem i burakiem na twarzy :D Piekielną została najmniej podejrzewana przeze mnie osoba :D

gastronomia

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 105 (173)

#72576

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Poznałam przez internet chłopaka z sąsiedniego miasta. Po miesiącu korespondencji on-line, telefonicznej itd, itp., jako, że dogadywaliśmy się rewelacyjnie, spotkaliśmy się w końcu twarzą w twarz. No i scenariusz się powtarza - świetnie nam się rozmawiało, A. okazał się naprawdę fajnym facetem. Spotykaliśmy się przez ponad 3 miesiące, później miarka się przebrała.

Wiedziałam, że A. jest wierzącym i praktykującym katolikiem i co niedziela chodzi do kościoła. Ja jestem ewangeliczką, ale kościół omijam szerokim łukiem - A. bardzo dobrze od początku o tym wiedział. Tutaj gdzie mieszkam, na porządku dziennym są pary mieszane katolicko/ewangelickie.
Nie przeszkadzało mi ani trochę to, że A. co niedziela był w kościele oraz że jest katolikiem. Wiara jest dla mnie kompletnie nieistotna, ważne, żeby ta druga osoba była po prostu dobrym człowiekiem, a zawsze idzie się dogadać.

Jak się później okazało, powtarzanie mi wiele razy, że dla niego to, że jestem ewangeliczką jest kompletnie nieistotne, było lekkim kłamstwem.

Po jakiś dwóch miesiącach znajomości zaczął namawiać mnie do chodzenia z nim w niedziele na msze. Powiedziałam mu, że nie czuję potrzeby biegania do kościoła co niedziela, tym bardziej, że w swoim bywam tylko na ślubach i pogrzebach. Po 2-óch tygodniach spokoju prośby powróciły, ale tym razem, z doczepionym "muszę sprowadzić cię na dobrą drogę". Wyjaśniłam mu kolejny raz moje stanowisko w tej sprawie i sprawa ucichła, ale mi zapaliła się lampka.

Między nami wszystko było super, A. chodził do kościoła, ja nie robiłam mu o to problemów, on jakby zapomniał o sprawie. O ja naiwnaaaaa.

Następna jego próba spowodowała, że nie umiałam pozbierać szczęki z podłogi.

Wróciliśmy z całodniowego wyjazdu, odprowadził mnie pod dom, rozmawialiśmy jeszcze chwilę po czym usłyszałam:
- Zmień wiarę i wyjdź za mnie. Naprawdę tego nie pożałujesz. Będziemy razem szczęśliwi. Ale nie pozwolę, żeby moje dzieci były ewangelikami.

Powiedziałam mu parę słów o tym co myślę o jego średniowiecznym podejściu do wiary w XXIw. i paru innych sprawach, odwróciłam się na pięcie i poszłam. Z szoku wychodziłam ładnych kilkanaście minut.

Najlepsze jest to, że znał moje podejście do spraw wiary i kościoła. Jestem naprawdę tolerancyjną i elastyczną osobą, ale jeżeli ktoś na siłę próbuje mnie do czegoś zmusić, uzyskuje całkiem odwrotny skutek. Gdybyśmy spotykali się o wiele dłużej i gdyby porozmawiał ze mną w normalny sposób, wiedziałabym jak mu zależy, nie byłoby dla mnie większym problemem zmienienie wiary. No ale cóż...

Skomentuj (61) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 252 (394)

1