Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

szembor

Zamieszcza historie od: 15 marca 2018 - 14:29
Ostatnio: 22 marca 2023 - 5:18
  • Historii na głównej: 145 z 178
  • Punktów za historie: 22216
  • Komentarzy: 386
  • Punktów za komentarze: 1933
 

#28123

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o sąsiedzkiej przyjaźni rodem z "Dnia Świra".

Kilka słów wstępu: Do mojej, jak i innych posesji przylega wąska, nieugruntowana droga dojazdowa. Moja posesja znajduje się jako ostatnia, na końcu drogi. Droga ta prawnie jest naszą własnością (wspólnota), jednakże w wyniku przyzwyczajeń i skrótów korzystali z niej również moi dalsi sąsiedzi, wtedy mi jeszcze nieznani. Mieli oni swój własny dojazd wzdłuż lasu, jednakże trzeba było jechać "dookoła", czyli nałożyć 300 metrów drogi. Dodam jeszcze, że jest to ślepa ulica, nie prowadzi donikąd, służy tylko jako dojazd do domów.
Każdej wiosny, w wyniku roztopów i opadów droga ta zamieniała się w nieprzejezdne bagno, w którym zakopywało się wszystko, co nie miało napędu na cztery koła i nie było wysoko zawieszone. By zapobiec takim sytuacjom w kolejnym sezonie wspólnie stwierdziliśmy, że trzeba temu zaradzić - tyle tytułem wstępu.

Zebranie zwołane, decyzja podjęta, utwardzamy drogę. Firma wybrana, kosztorys podzielony na wszystkich i wystąpiliśmy z propozycją do sąsiadów z poza wspólnoty, czy nie chcieli by partycypować w kosztach w zamian za prawo korzystania z drogi. Wielkie oburzenie, że oni nie mają zamiaru dorzucać się ani złotówki - jak najbardziej rozumiem, ich prawo. Droga wybudowana i na jej końcu, koło mojej posesji, wyrosła blokada - tzw. składany motylek. Awanturze ze strony owych sąsiadów nie było końca - jesteśmy chamy, prostaki i cwaniaki, bo zablokowaliśmy im drogę, którą jeździli wiele lat i którą nagle zamknęliśmy. Wezwana policja potwierdziła naszą rację, to samo urząd.

Wracam sobie pewnej soboty do domu, godziny nocne. Z oddali w blasku lamp widzę unoszący się dym z palonych opon i ruch przy mojej bramie. Co się okazało - synek sąsiadów urządził popijawę i po którejś flaszce chłopaki wymyślili sobie, że sami wymierzą sprawiedliwość. Wzięli więc czyjś samochód, wjechali dookoła na naszą drogę, podpięli linkę holowniczą do "motylka" i pałują samochód, by tą blokadę wyrwać. Ta jednak zatopiona w betonie puścić nie chciała. Akcja trwała w najlepsze, przy ogólnych wiwatach zataczającej się młodzieży aż do momentu, gdy któryś się nie zorientował, że stoję parę metrów przed nimi oświetlając ich światłem moich reflektorów. Telefon przy uchu, numer na policję wybrany, czekam na połączenie.

Wśród towarzystwa popłoch, panika, szybkie odwiązanie linki, zapakowanie się towarzystwa do małego kompaktowego samochodu i wio w długą. Wciąż nie udało mi się połączyć, więc zawróciłem i jazda za nimi, by podać policji lokalizację samochodu wraz z pijanym kierowcą za kółkiem. Jako, że miałem ok. trzykrotną przewagę mocy silnika, moja jazda za nimi wyglądała dosyć normalnie - co odchodzili na zakrętach, to doganiałem ich na prostej. Po trzech zakrętach stwierdziłem jednak, że ich zachowanie na drodze może się skończyć źle, gdyż ich jazda przypominała rajd po odcinku specjalnym, z dodatkiem slalomów w wykonaniu kierowcy na podwójnym gazie. Numery sobie spisałem i już odpuściłem by sobie krzywdy nie zrobili w tym natchnieniu ucieczki (wciąż brak połączenia z 112) gdy nagle widzę, że przy kolejnym zakręcie światła samochodu zniknęły w polu.

Podjeżdżam, chłopaki w zarytym konkretnie samochodzie w zaoranym polu wysiadają przez okna, wprost na główkę w błoto. Wysiedli wszyscy, zaczęli szukać swojego utopionego obuwia przewracając się co chwilę wywołując fontanny błotnej wody. Po upewnieniu się, że każdy cały, pojechałem sobie rozbawiony do domu z zamiarem zgłoszenia sprawy na policję.

Następnego dnia z rana przyszedł syn marnotrawny w obstawie rodziców z błaganiem, bym nic nigdzie nie zgłaszał. Odpuściłem, synuś w końcu nauczkę dostał, a lądowanie w polu obojętne dla samochodu zapewne nie było. Od tamtej pory skończyły się wszystkie stresy z sąsiadami, grzecznie dzwonią po sołtysa z traktorem, jak się zakopią na swojej drodze.

P.S. do naszej wciąż się nie dorzucili.

wieś

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 668 (692)

#70811

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak już wspominałem, prowadzę działalność gospodarczą, produkuję i sprzedaję sprzęt zabezpieczający przed poślizgiem, zarysowaniem czy obiciem.

Mam kilka historii do opisania, więc łapcie jedną z nich.

Dzisiaj będzie o suwenirach.

Jak co roku, na koniec roku daję prezenty dla swoich klientów. O tak, żeby wiedzieli, że o nich pamiętam i dbam. Tak było także w poprzednim już roku 2015.

Co roku przygotowuję jakby dwa rodzaje paczek, paczki standard i paczki premium. Nie jest to sprawiedliwe, jednak muszę pokazać dyrektorom czy prezesom sieciówek, że o nich dba się lepiej niż o szarego kierownika sklepu. Cóż zrobić, już tak jest.

W tym roku paczki standard wyglądały tak: długopisy z logo firmy, kalendarz ścienny, kalendarz książkowy i notatnik. Natomiast paczki premium miały wyżej wymienione akcesoria plus wizytownik i butelkę alkoholu - zależnie, czy na stanowisku była kobieta (wino) czy mężczyzna (BimBer).

Ja i mój przedstawiciel w grudniu już rozwieźliśmy paczki do klientów. Nie ma pomijania, każdy dostał po paczce. Jednak już po świętach dostałem telefon, który mi zagotował krew. Właśnie wam go opiszę.

[K]lientka - To jawna niesprawiedliwość, dla tych wyzyskiwaczy dajesz takie prezenty, ja także chciałabym dostać wino! A oni co? Zabijają handel! To się nie godzi!
[J]a - O co chodzi? Bo nie rozumiem.
[K] - Jak to o co chodzi, chodzi o sprawiedliwość! Jak ty traktujesz klientów! Powinieneś wszystkich traktować równo! Każdemu tak samo się należy.
Tutaj mamy błąd w myśleniu pani. Pani uważa, że jej należy się tyle co dyrektorowi, który ma pod sobą 5 marketów i który co raz odrzuca zakusy konkurencji? A pani ma jeden mały sklepik, w którym robi o 15 razy mniej utargu niż te markety.
Na dodatek niezbyt lubię tę panią. Postawa roszczeniowa.
[J] - Tak samo? Proszę pani, to nie komunizm. Jeżeli zrobi pani obroty moim towarem na poziomie chociaż jednego z marketów, to chętnie pani także dam ten alkohol. Pani się kłóci o butelkę wina czy wódki. No bądźmy poważni.
[K] - Mi także się należy, ja tyle twojego towaru przewaliłam! Mi się należy.
[J] - Tak, pani roczny obrót to jest miesięczny, jak nie 3-tygodniowy obrót marketu w pani mieście. Dobrze, nie wojujmy przez telefon, przyjadę po nowym roku do pani i na spokojnie porozmawiamy o tej sprawie. Wybaczy pani, jestem jednak zajęty.
[K] - Mam nadzieję, że zrozumiesz swój błąd i naprawisz to! Zrobiłeś mi straszną przykrość! Do widzenia.

Tak, byłem u tej pani. Nie, nie dostała alkoholu. Wytłumaczyłem w czym rzecz. Chyba zrozumiała.

Ja tych prezentów nie muszę robić. Naprawdę. Mogłem zrobić jak każda inna firma, dla małych klientów po długopisie i kalendarzu ściennym, i to jak się upomną, a dla dyrektorów zajebistą paczkę. Ja jednak daję dla każdego bez wyjątku, a i tak jest źle.

Wiecie co mnie zastanawia? Skąd ona się dowiedziała, co dostał ten dyrektor.

Może wam to wydać się praktycznie nie piekielne, jednak odbiera wiarę w ludzi, bo jednak to zrobiłeś dla nich. Dla nich wydałeś sporo pieniędzy, żeby poczuli się docenieni. Ale oczywiście wychodzisz na najgorszego.

A teraz do następnego razu! Hej!

PS Ta sieć wymieniona w historii jest siecią polską, nie to, co sugerowała ww. pani.

Klienci

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 337 (353)

#64882

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kerownik w wojsku c.d.

Drugi miesiąc służby. Zdarzyło się, że dwóch moich niepozornych kolegów (Filut i Minetu) podpadło dla majora Kanibala. Kanibal był niesamowitą szychą w jednostce z racji dużej charyzmy i niepospolicie honorowej postawy godnej Piłsudskiego. Oba orły dostały rozkaz stawienia się w rynsztunku bojowym (plecak, szelki, saperka – bez broni) przy dyżurce oficera dyżurnego. Tam Kanibal ich zbeształ od góry do dołu i zaczął przepytywać z regulaminu wojskowego. Jak jeden z nich czegoś nie wiedział dostawali obaj „karną rundę” biegiem dookoła placu apelowego (jakieś 500 metrów) ze dwa razy. Po powrocie pod dyżurkę mieli się „naumieć” i poprosić Kanibala o ponowne odpytanie.

Po trzeciej, czy czwartej turze Minetu oddychał już rękawami i łapał powietrze jak ryba wyjęta z wody. Filut sprawiał wrażenie zadowolonego z rozwoju wypadków.
Kolejne odpytanie. Minetu z przerażeniem w oczach recytuje piękne formułki wykute przed chwilą na blachę. Filut coś tam niedbale poopowiadał, a pod koniec zdania zająknął się i pokićkał sens całej wypowiedzi. Z wnętrza Minetu wydobył się jęk rozpaczy.

Kanibal zwrócił uwagę na różnicę w podejściu i wytrzymałości jego „Etiopczyków”. Złagodził ton i z ojcowską niemalże troską zapytał:
- Szeregowy Filut. Widzę, że Ty znasz regulamin. Tak czy nie? Tylko mi tu nie ściemniaj!
- Tak jest panie majorze. Znam regulamin.
- To dlaczego uprawiasz mi tu dywersję i nastajesz na życie kolegi? Gadaj mi tu serdeńko jak księdzu na spowiedzi.
- Bo widzi pan major ja w cywilu uprawiałem biegi długodystansowe, przełaje, maratony. A tu nie mam możliwości pobiegać, a nie ukrywam, że bardzo mi tego brakuje. Szkoda mi kolegi, nie pomyślałem o tym.

Kanibal zastanowił się chwilę i wydał werdykt:
- Szeregowy Filut. Od dziś do odwołania otrzymujesz ode mnie przywilej uprawiania biegów w czasie wolnym od zajęć. Jeżeli ktokolwiek w tej jednostce będzie miał zastrzeżenia powołaj się na mnie. Życzę owocnej służby, żołnierzu. Odmaszerować.

Po dwóch miesiącach Filuta oddelegowano do innej jednostki. W cotygodniowej gazetce widziałem fotoreportaż z wojskowych zawodów Układu Warszawskiego. Dał tam chłopak czadu!

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 384 (534)

#77949

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Do firmy przyszedł facet ze skargą. Wpadł na jeździe bez biletu 3 razy w 2015r i od tamtego czasu widać kasuje bilety. W każdym razie tamtych mandatów nie zapłacił, więc sprawa trafiła do komornika. Ponaglenia owszem były wysyłane.

Tok myślenia faceta - olewa pisma, bo "po roku się anulują".
Do zapłaty ma 630zł mandaty plus koszta komornicze - około 900zł.

komunikacja_miejska

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 141 (207)

#37184

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Znowu oberwanie chmury w mojej miejscowości (wiem, wiem, trochę niewiarygodne, że tak rok po roku, ale tak było) i znowu przez przepusty nie chce iść woda. Tym razem zablokowane były przepusty ok. 300m od remizy.

Zaczęliśmy pompować o 17. Nasz prezes widząc, że zanosi się na dłuższe pompowanie, pojechał do sklepu i kupił 30kg kiełbasy, po 5 musztard i keczupów i paręnaście chlebów (było ponad 60 strażaków). Potem rozpalił rożen i zaczął piec kiełbaski. Po pewnym czasie przyszedł i zawołał:
- Tych, co są na razie niepotrzebni zapraszam do remizy na ciepły posiłek.
W międzyczasie pojawił się wójt i sołtys.

Dziś dowiedziałem się, że nasz "kochany" sołtys próbował wyłudzić z gminy pieniądze za te kiełbaski, mówiąc że to on płacił za wszystko, nawet przedstawił jakiś lipny rachunek. Niestety trafił na strażaka pracującego w gminie. Ten zadzwonił do naszego prezesa i okazało się, że sołtys kłamie, bo prezes ma rachunek i zamierza go dołączyć do sprawozdania finansowego naszej OSP.

Sołtysa nie da się oskarżyć, bo jego słowo przeciw słowu strażaka (menda zdążyła zabrać ten lipny rachunek).

PS. Akcja pompowania trwała do 23, dopiero potem zaczęło widocznie ubywać wody bez współudziału pomp.

Oberwanie chmury.

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 547 (613)

#58903

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Brudna historia z cyklu „szambo sąsiada”.

Kto mieszka na wsi i ma szambo ten wie, że jeśli nie chce się chodzić po kostki we własnych fekaliach, to trzeba je opróżniać regularnie.

Wiedział też i nasz sąsiad, więc dumnie zamówił z kółka rolniczego traktor z beczką, do wykonania „brudnej roboty”. Pan traktorzysta do najbliższej oczyszczalni miał 10 kilometrów, podróż w obie strony powinna mu zająć około godziny wraz z wypompowaniem.

Podejrzanie nam to wyglądało, bo w ciągu pół godziny był już z powrotem u sąsiada napełniając kolejną beczkę. Pompowanie aż huczało, silnik warczał i w ciągu niecałych dwóch godzin robota była zrobiona.

Szybki traktor miał, ktoś może powiedzieć, niestety nie!

Po dwóch dniach jadąc motorem koło naszego pola widzę jakieś białe śmieci i ogólnie jakby ktoś wywalił szlam. Po krótkich oględzinach sprawa wydawała się oczywista, to było szambo sąsiada, które zamiast trafić na oczyszczalnię pan traktorzysta wywalił 100 metrów dalej na cudze pole. Nasze pole.

Mama od razu za telefon i dzwoni do sąsiada, ten mówi że traktorzysta miał wywozić na oczyszczalnię, a gdzie wywoził to go to nie interesuje. No to dzwonimy do kółka rolniczego, niech pan traktorzysta przyjeżdża to sprzątać, bo my sobie nie życzymy żeby z naszego pola robić gnojowisko. Przeprosili i powiedzieli, że to załatwią.

Na następny dzień widzieliśmy gościa brodzącego w tym szlamie z łopatą do śniegu, zbierającego to co się dało na przyczepkę. Minę miał nietęgą.

szambonurek

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 870 (906)

#86216

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jeszcze jeden przykład janusza, a wręcz oszusta.

Farba farbie nierówna i cena tak samo, 10 l białej może być za 50 zł, jak i za 300 zł. Ale do rzeczy.

Facet kupił 40 l farby do pomalowania dachu. Firma mu wykonała, zostało tego jakoś połowa i chciał oddać. Tylko zanim to zrobił, z dachu farba odpada. To zgłasza reklamację (mój wyrób).

I co się okazuje, 4 puszki kupione, wykorzystał 2 całe i z 60% trzeciej. Czwarta nieruszona. Na szczęście wszystkie z jednej partii produkcyjnej. Ok, badanie i parametry inne niż próbki archiwalnej czy tej, co jest na magazynie. Tzn. inna gęstość, lepkość, rozdrobnienie, kolor.

Powód? Janusz wykonujący malowanie podmienił farbę na budżetową. Ale, jak mawiają, maluch i mercedes to i to są samochodami, a różnice wychodzą potem.

Janusz

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 86 (108)

#55233

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od kilku lat jestem serwisantem klimatyzacji. Pracę swoją lubię i pomimo spotykających mnie piekielności, wykonuję z niegasnącym zapałem. O jednej z takich piekielności będzie dzisiaj mowa.

Rozporządzenie. Słowo, które ostatnimi czasy stanowczo za często widuję w nagłówkach e-maili. Nie zrozumcie mnie źle, nie mam nic do przemyślanych dokumentów, które ułatwiają pracę. Jeżeli jednak kilka razy w tygodniu dostaje się wymysł urzędniczej fantazji, który nijak ma się do rzeczywistości, obowiązujących przepisów, norm, czy nawet wcześniejszych rozporządzeń, a do którego stosować się trzeba, to irytacja to najłagodniejsze z uczuć jakie się wtedy odczuwa. Żeby nie być gołosłownym przytoczę kilka przykładów:

Musimy prowadzić książkę eksploatacji elektronarzędzi, w której będziemy opisywać stan narzędzia przed i po użyciu, minimum jeden wpis dziennie (do elektronarzędzi zaliczono nawet latarkę bateryjną).

Wyznaczono nam czas reakcji na zgłoszenie nie większy niż dwie godziny (przy rejonie obejmującym całe województwo małopolskie), przy czym inne rozporządzenie wyznacza kary za przekroczenie tego czasu, a jeszcze kolejne kary za udokumentowane naruszenie przepisów ruchu drogowego.

Jedno z otrzymanych rozporządzeń mówi, że nie wolno mi wykonywać prac przy urządzeniu klimatyzacyjnym w trakcie pracy tegoż urządzenia (jak u diabła wykonać wtedy przegląd), kolejne otrzymane dwa dni później wymusza na mnie w pewnych okolicznościach wykonywanie prac pod napięciem na wysokości w pojedynkę w nocy (nie wiem czy można bardziej złamać przepisy BHP).

Oczywiście większości z tych idiotyzmów nie mam zamiaru podpisywać (życie mi jeszcze miłe) i w miarę możliwości staram się wykazywać ich niezgodność z przepisami, ale szefowa nie chce odpuścić (niestety sporo osób zobowiązało się do ich przestrzegania).

serwis klimatyzacja biuro

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 469 (515)

#65243

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie śmiesznie/obrzydliwie - zależy od wrażliwości czytającego.
Sobota, godzina 22. Pusta dwupasmówka, prowadząca w stronę jednego z większych miejskich osiedli. Jedziemy powolutku, z prędkością patrolową. Z drugiej strony nadjeżdża czerwone audi starego typu, prędkość niewielka ale tor jazdy z prostym ma niewiele wspólnego. Nietrzeźwy na bank.

Szybka decyzja, robimy nawrotkę i zatrzymujemy.
Kolega podchodzi do audicy od strony kierowcy, tamten opuszcza szybę, standardowa formuła (prawo jazdy i dowód rejestracyjny samochodu poproszę). Facet mocno zmieszany, coś tam się rozgląda, kombinuje jak koń pod górkę, ale w końcu podaje stosowne dokumenty... Kumpel bierze i... dokumenciki coś się lepią, a kierowca zmieszany wyciera rękę w tapicerkę siedzenia... Kolega zagląda głębiej przez szybę i zaczyna rozumieć...

Na szybie uchwyt na telefon, telefon włączony, a na ekranie pani z dużymi hmm... argumentami, oddaje się "ćwiczeniom" na gibkość z dwoma wąsatymi grubasami. Kierowca ma spodnie do połowy półdupków zsunięte, a kolor jego twarzy z sekundy na sekundę bardziej przypomina przecier pomidorowy.

Tak.. pan postanowił umilić sobie podróż z pracy oddając się "innym czynnościom seksualnym" za kierownicą.
500zł i 6 punktów karnych bez żadnej dyskusji.

Kolega z patrolu 30 minut spędził na stacji przy umywalce. Praca w policji to nie taka bułka z masłem :)

Pan kierowca był trzeźwy.

policja

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 867 (901)

#69115

przez ~Jezza ·
| Do ulubionych
Pracuję w pewnym pomarańczowym banku. Nie w żadnym oddziale, a w centrali tegoż banku. Przez kilka lat zebrało się parę historii. Jedna z nich dotyczy kolegi z biurka obok.

[K]olega jako jeden z całej ekipy jakoś nie przypadł do gustu naszej [M]enager. Przez cały czas miała do niego jakiś ewidentny problem. K pracuj więcej, K pracuj wydajniej. Przy możliwości oceny oczywiście poleciała K po premii i zaniżyła ocenę. K przez wiele lat robił dla szanownej pani M prezentacje na spotkania. Czy to departamentowe, czy kwartalne, generalnie prezentacje robił on, według "wytycznych" M. Specjalnie dałem tutaj cudzysłów, gdyż wytyczne M sprowadzały się do "to jest źle, zrób jakoś inaczej", "nie podoba mi się, zmień to" i tak w kółko.

Po pewnym czasie zaczęło dochodzić do absurdów, np. M oglądała prezentację, opier*alała K za 2/30 slajdów i kazała zmienić. K nie zmieniał tych slajdów, ale za drugim razem M się podobały o.O
Na podsumowaniu roku, M podczas prezentacji przekazała pałeczkę K i poprosiła aby omówił prezentację, bo "pomagał" w jej przygotowaniu (tak, zgadliście zrobił ją i każdą inną w 100% sam). Po prezentacji gratulacje na forum dla M, super prezentacja (już kolejna bezkonkurencyjna) itd itp. 3 dni później K dostaje maila od M, że prezentacja słaba, że coś nie tak, że dyrektorzy zawiedzeni (sic!) i że ma się bardziej postarać bo będzie lipa.

Ostatnio jednak M przeszła samą siebie. Wyznaczyła "zespół" do uzupełniania danych miesięcznych na białej tablicy. Do zespołu wyznaczone dwie dziewczyny i K. Oczywiście jak łatwo się domyślić, 90% rzeczy robi K, a dziewczęta coś tam uzupełniają. On musi wyszukać dane w systemach, bo M nie ma czasu żeby mu je wysłać (ale ma czas napisać maila na 2str ze zjebką). Jak wszystko jest dobrze, to gratulują zespołowi. Ale jak nie idzie, to kto zbiera winę? Oczywiście K.

I za którymś razem, mając nawał pracy, siedząc od 7 do 19, K dostał uwagę, że tablica nie gotowa. Odpowiedział spokojnie, że dopiero początek miesiąca, dużo czasu, on ma dużo pracy, ale jakoś to ogarnie. A tak w ogóle to przecież mamy zespół od robienia tych zestawień. No i tutaj pojawia się magiczne zdanie: "Ja się nie pytałam od czego mamy zespół, tylko dlaczego TY jeszcze nie przygotowałeś danych. Dziewczyny przecież pracują!"

Przyznam się, gdybym ja coś takiego usłyszał, odparowałbym M bardzo szybko i bardzo celnie. Ale że K jest kulturalny i szanuje pracę, przyjął na klatę i robi dalej. Zobaczymy co życie przyniesie, ale jak widać tutaj króluje styl życia (anegdota z działu obok) - "Ja zj*bałam, ale kto jest winny?!"

Bank openspace

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 253 (353)