Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

tatapsychopata

Zamieszcza historie od: 27 marca 2011 - 12:56
Ostatnio: 26 marca 2024 - 12:16
O sobie:

Dla wszystkich bezmózgich pedalarzy, żeby nie musieli szukać daleko:

Art. 33. Obowiązki i zakazy dotyczące kierującego rowerem lub motorowerem:

3. Kierującemu rowerem lub motorowerem zabrania się:

1) jazdy po jezdni obok innego uczestnika ruchu, z zastrzeżeniem ust. 3a;

2) jazdy bez trzymania co najmniej jednej ręki na kierownicy oraz nóg na pedałach lub podnóżkach;

3) czepiania się pojazdów.

3a. Dopuszcza się wyjątkowo jazdę po jezdni kierującego rowerem obok innego roweru lub motoroweru, jeżeli nie utrudnia to poruszania się innym uczestnikom ruchu albo w inny sposób nie zagraża bezpieczeństwu ruchu drogowego.

  • Historii na głównej: 18 z 48
  • Punktów za historie: 9070
  • Komentarzy: 1790
  • Punktów za komentarze: 16084
 

#89717

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna podwyżka mandatów za jakieś wydumane wykroczenia. Pięknie?

Ano jak to u nas zwykle, pięknie ale do dupy.

Z racji rodzinnych wydarzeń w tym roku kilkukrotnie pokonywałem trasę z okolic Warszawy trasą S7 do okolic Trójmiasta. Wcześniej jeździłem autostradami, ale to było raz czy góra dwa razy w roku, więc opłaty mogłem ścierpieć, ale w tym roku to było znacznie więcej, więc za każdy przejazd 60 zł nie uśmiechało mi się.

Więc S7.
Jak wiadomo spory, naprawdę spory kawał S7 jest jeszcze w jakiś sposób niedokończony czy coś tam, więc obowiązuje tam ograniczenie do 80 km/h. Ciągnie się to naprawdę kawał drogi. Za każdym razem jak tamtędy jechałem ustalałem sobie prędkość na około 85 km/h i spokojnie się toczyłem. Wyprzedzało mnie wszystko, osobówki to norma, na oko niektóre jadące grubo ponad 120. Kamper z przyczepą kempingową też dał radę. Dostawczaki, ciężarówki, wszystko.

A na tyle przejazdów policji nie widziałem ani razu. Nigdzie. Nie wiem, szczęście jakieś? A przecież wystarczyło co kawałek na tej osiemdziesiątce się ustawić i żniwa by były.

drogi ograniczenie

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 112 (156)

#90588

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kupiłem pralkę. W sklepie dużym, takim co usługę wniesienia proponuje, płatną całe 60 PLN. Pytam zapobiegawczo czy po schodach wniosą. Wniosą. Wniosą wszędzie gdzie trzeba bo pralka ma trafić tam gdzie ma być, żeby klientowi dobrze było. No to biorę, bo pralka skubana waży swoje, ja sam z małżonką nie damy rady, a schody wąskie i kręte.

No i przyjechał kurier. Sam. Z wózeczkiem na dwóch kółkach, takim co to kawałek podwieźć pralkę można, ale nic więcej. I on nie wniesie, bo jak, sam, wąsko, stromo, wysoko.

Robimy adnotację, "niedasię". Dzwonię na infolinię, zdziwienie, przyjedzie ekipa i wniesie. Dzień czekam, drugi, nic. W końcu biorę dwóch młodych silnych i sprawnych, wnoszą nie bez trudu, ale jest. Następnego dnia jadę po zwrot zapłaconej kwoty za wniesienie, ojojoj, jak to, musimy potwierdzić u kuriera, mówię sprawdźcie sobie w systemie bo kurier przy mnie zaznaczał że usługa niewykonana.

Będzie zwrot na konto.
Chyba.

Czyli nie warto chyba, lepiej załatwić samemu sobie takie rzeczy.

usługi

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 158 (168)

#87756

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Szczepienia Covid.
Temat sam w sobie piekielny, ale jeszcze za wcześnie dla mnie na jakieś podsumowania.
Tymczasem piekielność pacjenta.

Szczepimy 80+. Starszy pan, jak na swój wiek bardzo zdrowy, żywotny, taki dziadek co na pole orać to spoko, drewno rąbać itd.
Zaszczepiony w obecności córki, wyjaśnione wszystko, może być gorsze samopoczucie, może coś boleć itd.
Kilka dni po, telefon do przychodni, córka dzwoni że coś jest nie tak, bo, uwaga, NIC nie boli. Nie było gorszego samopoczucia, ręka nie boli, głowa nic.
I awantura. Bo pewnie ukradliśmy szczepionkę, a podaliśmy wodę z kranu.
I ona tak nie zostawi, jej ludzie nam z dupy jesień średniowiecza uczynią...

Gdybym tego nie odsłuchał, bo centrala nagrywa wszystko, to bym nie uwierzył.
I nie wiem, zatrudniać prawnika? Nie do obrony przed idiotyzmami, ale żeby babie za zniesławienie dowalić?

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 162 (178)

#87185

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejny kamyczek do ogródka windykatorów.
Mamy w firmie kilka numerów służących tylko do internetu i transmisji danych. Mamy je od jakichś dwóch lat z hakiem. Jeden z nich mam w telefonie jako drugi i też tylko służy mi do transmisji danych.
Na wszystkie te numery od samego początku ich używania wydzwania jakaś hiena windykacyjna. Połączenia i SMS, że dług, że trzeba spłacać, że pilny kontakt. Ja wrzucam numery z których dzwonią na czarną listę, nigdy nie odpisywałem, nie odbierałem połączeń. A oni wciąż walczą. Nie wiem jak to jest tam zorganizowane, ale przecież mogliby jakoś sprawdzić czy mają właściwe kontakty. Ale nie, po co.
Rozumiem że zadłużenia trzeba spłacać, ale przecież właściwy dłużnik musiał te numery zlikwidować dawno temu, taki numer musi ileś tam odleżakować nieużywany zanim sprzedadzą go następnemu.
A potem czytamy historie że "klient" wyzywa i jest nieprzyjemny.
No a jak tu być miłym?

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 122 (130)

#83102

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia na gorąco, w nawiązaniu do niepełnosprawnych.
Salon sieci komórkowej, małe miasto.

Dwa stanowiska, oba zajęte, wchodzę, czekam. Trochę schodzi, ale przecież trzeba załatwić dokładnie, za mną dochodzą trzy osoby. Nic się nie dzieje, czekamy.
Przybywają następni klienci, małżeństwo z córką na wózku. Dziewczyna duża, na oko nastolatka, z porażeniem mózgowym lub czymś podobnym.
Za moment zwalnia się jedno stanowisko i co robią ci z wózkiem?
Grzecznie proszą o przepuszczenie?
NIE, ależ gdzie tam. Oznajmiają władczym tonem, że oni teraz bo.... fanfary....
MAJOM HOROM CURKE!!!

Żeby była jasność. Nie mówią czegoś w rodzaju: czy państwo nas przepuszczą? Czy możemy bez kolejki?
To jest władczy, oznajmiający ton: TERA MY!!! BO HOROM CURKE MAMY.
Na pytanie: z jakiej racji pan patolog (bo inaczej go nie nazwę) zapluł się i otoczenie. Mamusia też. I hora curka też.

Dlatego drodzy niepełnosprawni was nie lubię. Współczuję i rozumiem, ale nie lubię. Takie zachowania są normą, nie wrzucam do wora wszystkich, nie, są normalni i sympatyczni, ale w mniejszości.

I żeby nie było że nie wiem co i jak. Wiem. Moja dorosła już córka od 7 roku życia chodziła w gorsecie. W 15 roku życia miała operację na kręgosłup, do dziś ma dwa tytanowe pręty w plecach i orzeczenie o niepełnosprawności. Wózek minął nas o włos.
Ale nigdy w życiu nie przyszło mi do głowy wykorzystywać w tak obrzydliwy sposób tego faktu.

Wstyd.

Świat horych curek.

Skomentuj (67) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 226 (290)

#82730

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ciąg dalszy http://piekielni.pl/82031, czyli nadzór budowlany w akcji.

Dziś, czyli po trzech miesiącach od sławetnej "ujemnej rozbudowy", urząd nadzoru budowlanego zaatakował jeszcze raz. Urząd Gminy, posiłkując się moim oświadczeniem, wysłał do nadzoru żądanie wyjaśnienia, co poeta miał na myśli, pisząc takie bzdury.

I nadzór wydalił z siebie kolejne świństwo. Na moim zawiadomieniu o zakończeniu budowy ktoś zrobił dopisek: powierzchnia przed rozbudową - 110 m2, po rozbudowie - 120 m2.

Niby dobrze. Tylko skąd te wartości? Podobno z przeliczenia, bo jak pomieszczenie jest za niskie, to liczy się inaczej, jak już jest wysokie przepisowo, to inaczej. No dobra, niech będzie, dziesięć metrów może i tak.

Ale czemu to na zawiadomieniu ktoś dopisał? Bo ewidentnie nie mój charakter pisma. Ktoś ot tak sobie napisał. Urząd czy burdel? Archeo wymięka.

Zastanawiam się, czy sprawy nie pociągnąć jakoś, bo to dopisek na urzędowym dokumencie, bez parafki, bez pieczątki. Równie dobrze można było gołą dupę tam narysować.

Obrońcy urzędasów może mi to objaśnią?

Urzędasy

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 82 (132)

#82031

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Miałem skomentować historię #81886, komentującą mój wpis o urzędasach, ale lepiej tak, bo warto.

Historia z nadzorem ma swój finał, ów jakże potrzebny nadzór budowlany wysłał do urzędu gminy pismo, że była u mnie jakaś rozbudowa i trzeba chyba wysokość podatku od nieruchomości zmienić.

I w tym temacie dostałem wezwanie do odpowiedniego działu w gminie. Papiery w łapę i naprzód.
Bardzo miła pani pokazała mi owe pismo z nadzoru, gdzie było tak:

- powierzchnia użytkowa przed rozbudową - 100 m2
- powierzchnia użytkowa po rozbudowie - 84 m2.

To cóż my tu mamy za rozbudowę? Ujemną? Stąd wezwanie. Miałem plany, wyciągam, oglądamy, wyjaśniam. Powierzchnia użytkowa się nie zmieniła. Bo ściana, owszem, nieco podniesiona, ale nie na tyle, żeby to na coś miało wpływ.

I co, pośmialiśmy się, ja napisałem oświadczenie, dziękuję, do widzenia.

I teraz ponowię pytanie. Na co komu taki "nadzór budowlany”, jak oni w tak prostej sprawie dają ciała? Bo niby ja mogę sąsiadowi wejść na działkę? Mogę. A sąsiad co? Do sądu mnie nie może podać? Przecież i tak większość takich spraw kończy się w sądzie.

A to silne przekonanie, że urzędas chce naszego dobra? Ja w takiej sytuacji bardzo porządnie chowam swoje dobra. Czego i Państwu życzę.

Urzędasy

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 114 (176)

#81652

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Urząd nadzoru budowlanego.
Historia o tym, że urzędas nigdy i nigdzie nie będzie przyjazny i pożyteczny.

Wymyśliłem sobie wymianę dachu. Mam dość wiekowy dom, był od zawsze pokryty eternitem. Wiadomo, czas to zmienić. Tak więc dwa lata temu poszukałem wykonawcy i uzgadniamy co i jak. I wymyśliłem, że przy tej okazji warto jedną ścianę podnieść o jakieś półtora metra. Bo dach był niesymetryczny, jedna część bardziej spadzista, przez to wewnątrz sporo strat na powierzchni. A jak podniesiemy, zyskamy dwa całkiem przyzwoite pomieszczenia.

No ale oczywiście nie ma tak łatwo, wykonawca bez planów i pozwolenia palcem nie ruszy. Sam dach owszem, jutro robimy, ze ścianą nie da rady. No to poszukałem architekta, są plany, postarałem się o pozwolenie na rozbudowę, wszystko cacy.

Tu zwracam uwagę na pierwszą piekielność i idiotyzm. Moja ziemia, mój własny dom, a jakiś popaprany urzędniczyna daje mi pozwolenie.

Roboty skończone, wszystko ładnie jest, o dziwo piekielności w trakcie jakby nie było. Ekipa sprawna, naprawdę nie było się do czego czepić.

No to teraz kończymy formalności. W nadzorze mówią, że potrzeba kwitu od kominiarza i od geodety. Po co? Kominów akurat tam nie ma, w ogóle mam tylko jeden wentylacyjny, nie mam pieca węglowego, więc i komina też. Ale nie, musi być. No to kiedy przyślecie, pytam? Tu wielkie oczy biurwy, MYYYY??? No chcecie kominiarza to przyślijcie jakiegoś, niech zobaczy co i jak. Nieeee, to ja sam muszę, znaleźć i zapłacić za kwit. Z geodetą to samo. Ich nie obchodzi że płacić muszę, oni chcą żebym wydał pieniądze, na ich fanaberie, bo tak.

I dopiero teraz zaczyna się najciekawsze.
Do wydawania 800zł na geodetę jakoś mi się nie śpieszyło, więc odczekałem do następnej wiosny. W końcu mam pięć lat na tę papierologię. W lato zleciłem inwentaryzację, dalej bez pośpiechu, potem geodeta nieco zwłóczył, bo jak się okazało w wydziale geodezji w starostwie mieli kłopot z przejściem z systemu na inny system i z pół roku nic nie wydawali.
Ale ja dalej się nie śpieszę.

W końcu jest. Wybuliłem osiem stów, dostałem jeden papierek i dwie mapki. Że mnie szlag nie trafił wtedy... osiem stów za trzy świstki.

Idę do nadzoru. I co słyszę? No panie, ale panu opinia kominiarza się przeterminowała. Bo jego załatwiłem od razu przy okazji jakiejś, był w okolicy to podjechał, popatrzył kwit dał. I ten kwit według biurwy rok jest ważny. Jakby w międzyczasie kominy nie wiadomo co robiły.
Oczywiście nie potrafiły wskazać przepisu gdzie to jest napisane, że rok ważna opinia, w prawie budowlanym sobie pan sprawdzi.

I dlatego podtrzymuję swoje twierdzenie, urzędnik jest pasożytem, wrzodem na dupie. Piekielnością największą jest zmuszanie do wydawania pieniędzy na rzeczy, które człowiekowi nie są potrzebne. Uważam, że skoro urząd, jakikolwiek by nie był, chce czegoś, to powinien za to sam płacić. Szczególnie jeśli to dotyczy własności prywatnej.

Urzędy i darmozjady.

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 188 (258)

#75457

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pojawiło się tu ostatnio kilka historii na temat tajemnicy lekarskiej, dokumentacji tejże, zwykłej i elektronicznej.
Jest mi temat bliski z racji wykonywanych obowiązków służbowych. Dokumentację elektroniczną mam w przychodni wprowadzoną, ale z racji, że jest nieobowiązkowa, to nie działa. Lekarze piszą na papierze. Zresztą i tak to pisane w komputerze trzeba by drukować, więc na jedno wychodzi.

Jest jednak jedna kwestia związana z elektroniczną dokumentacją, którą mało kto zauważa. A na pewno nie widzi tego ustawodawca.
Chodzi o tę drobną sprawę, która tę całą elektronikę napędza.
O prąd.
Ten w gniazdku.
Bo czasem go nie ma.
W miastach może jest to zjawisko rzadkie, prąd wyłączają od wielkiej awarii, ale w małych wiejskich przychodniach bywa różnie. Tu bez UPS-a do każdego komputera się nie obejdzie, serwer ma czasem UPS większy niż on sam, switch, router mają też. I dobrze. Tylko takie zabezpieczenie wystarcza na godzinę. Rzadko więcej. A bywa, że prądu nie ma pół dnia. I to to ważniejsze pół, bo np. od 8 do 14.
I co wtedy? Teraz radzimy sobie bez kłopotu, każdy lekarz ma nadrukowany zapas pustych recept, skierowań, resztę pisze w karcie.
A jak ma to wyglądać przy EDM? Nie ma prądu, nie ma dostępu do historii choroby, zbadać można, ale już leki niekoniecznie, bo lekarz może nie pamiętać co pacjent bierze.

Ciekawe, czy ktokolwiek pomyślał, że wprowadzając EDM taka mała przychodnia będzie musiała kupić generator prądu. I z jakimi kosztami to się wiąże.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 114 (176)

#67224

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przebojów z Orange ciąg dalszy.

Zaproponowano nam jako firmie zwiększenie prędkości Internetu przy nieznacznym obniżeniu kosztów. Reszta warunków bez zmian. To znaczy DSL zostaje jak jest, stałe IP to co jest zostaje, zmieniony miał być modem, tylko modem. Dopytywałem się kilka razy czy wszystko zostanie jak jest, tak zostanie.

Przychodzi majster do montażu i co? IP inne, to jeszcze bym przeżył ale miałem 8 adresów, teraz dali cztery, i nie gwarantują działanie faksu. Nie bo to VOIP. Aha... szkoda, że to magiczne słówko nie padło wcześniej. I czy tak trudno się domyślić, że ośrodek zdrowia potrzebuje faksu? Dzwonimy, wyjaśniamy, jednak nie, wszystko się zgadza tak ma być.
No nie, tak nie będzie, odmawiam instalacji.
Majster mówi że to nie pierwszy taki przypadek. No debile...

orange

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 376 (418)