Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

unana

Zamieszcza historie od: 5 lutego 2015 - 10:26
Ostatnio: 22 lipca 2022 - 11:27
  • Historii na głównej: 12 z 19
  • Punktów za historie: 2336
  • Komentarzy: 90
  • Punktów za komentarze: 450
 
[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
5 maja 2022 o 15:43

Odpowiem jako osoba, która przez kilka lat też pracowała na help desku. Obsługiwaliśmy pewną Amerykańską firmę na zasadzie outsorsingu. Ponieważ główna siedziba była w stanach, a my siedzieliśmy w Polsce to jak nie dało się zdalnie naprawić problemu, to potrzebny był ktoś na miejscu. No i byli technicy, którzy robili obchód po biurze naprawiając sprzęty osób, które wcześniej zgłosiły problem. Ponieważ wiele było osób, które preferowały żeby komputer naprawił im technik na miejscu, ale ich wynagrodzenie było o wiele większe niż nasze, więc był ogólny przykaz - wysłać technika można TYLKO jak nie ma innej możliwości. Oczywiscie to generowało mnóstwo piekielnosci i dla mnie i dla klienta. Bardzo szybko nauczylam się nie wysyłać sprawy do technika tylko słysząc "proszę przysłać mi tu kogoś, bo komputer nie działa", bo potem technicy odbijali te sprawy na nowo do mnie. Pewnie jestem leniwa, klient kłamie i da się to naprawić zdalnie. Trochę mi długi rant wychodzi, więc do brzegu - w przypadku jak dostałabym telefon z taką sprawą musiałabym mega szczegółowo opisać co jest problemem, powoływać się na fakt, że osoba która zgłasza problem zna się na rzeczy i chociaż wiem, że taka rozmowa dla klienta byłaby mega upierdliwa i czasochłonna to jednak pozwoliłoby mi to zniwelować prawie do zera ewentualność odbicia ticketa na nowo do mnie żebym jednak spróbowała do zdalnie zrobić. Tak, są osoby które oczywiście ślepo idą za procedurami i wystarczy trochę pomyśleć żeby dojść eo wniosku, że tym razem sprawa jest trochę inna ale to margines. Jak się raz za razem obrywa nie trzymania procedur to w końcu człowiek przestaje wychodzić przed szereg.

[historia]
Ocena: 13 (Głosów: 13) | raportuj
7 kwietnia 2022 o 18:25

U mnie w korpo słynna była historia jak to od poniedziałku do piątku, regularnie o tej samej godzinie (różnica kilku minut; tak około 18) u klienta w jednym budynku na jakieś kilka/kilkanaście minut padał jakiś serwer albo generalnie system. Już nie pamiętam co to było ale było to coś dosyć ważnego i nikt nie mógł zrozumieć co się dzieje. Dlaczego tak regularnie o tej samej godzinie od poniedziałku do piątku? Dlaczego w weekend nie? Ani w święta? Trwało to jakiś czas, serwer/system dokładnie sprawdzony od środka - zero błędów, żadnych powodów dla których miałby się wyłączać. W końcu ktoś stwierdził, że pojedzie do biura i wyjdzie to pokoju/sali gdzie jest sprzęt i będzie stamtąd obserwować co się dzieje o tej 18. Co się okazało: ponieważ o szóstej biuro już było puste, więc wjeżdżały sprzątaczki. Sprzątaczka nie miała gdzie podpiąć sobie odkurzacza to oczywiście wypinała właśnie ten serwer/urządzenie na czas odkurzania.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 5) | raportuj
30 grudnia 2021 o 17:29

Nic nowego. Ja kilka razy w tym roku zamawiałam z Ali. Do pewnego momentu wszystko było w porządku, żadnych piekielnosci. Aż coś jedna paczka nie może dojść. W tym czasie dwie inne doszły ale ta jedna nie. Status pokazuje, że niby jest w Polsce. W końcu jak już zapomniałam o wszystkim - przychodzi awizo. Zdziwiona idę na pocztę, bo nie czekalam6na żadna przesyłkę. Daję awizo, pani z okienka grzebie i wyciąga w końcu moja paczkę z przekąsem mówiąc, że ta paczka już miesiąc temu powinna była być odesłana do nadawcy, bo jej nie odbierałam ale dzisiaj robila porzadki i "znalazła jakieś stare paczki" i stwierdziła, że będzie taka miła i da ostatecznie ostatnie awizo. Ja karpik, bo bo od dwóch miesięcy nie miałam w skrzynce żadnego awizo, a te które miałam to to od razu odbierałam. Ciekawe ile listów i pączek tak nie dostałam, bo nikt mnie nie poinformował, że coś na mnie czeka (a kilka zaginęło i nigdy ich nie dostałam, a wiem że zostały wysłane ale bez żadnego potwierdzenia).

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 30 grudnia 2021 o 17:31

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
13 grudnia 2021 o 14:57

@Crannberry: jestem fotografem i obserwuję to od drugiej strony: dostaje zapytanie "ile". I to jest cała wiadomość czy mail. Odpisuje Dzień dobry, dziękuję za zainteresowanie ale jaka konkretnie sesja Pana/Panią interesuje? Reportaż z chrzcin? Sesja plenerowa? Sesja w domu? Jeszcze coś innego? Cisza. Albo odpisuje co go interesuje, jaki termin, ile zdjęć itp itd. Wszytsko idzie ku dobremu ale znowu następuje cisza. Po kilku dniach przypominam się - wieczorem da znać, bo musi pogadać z żoną/mężem/babcią/kotem. Oczywiście cisza. Znów się przypominam - kontakt urwany.

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 7) | raportuj
29 października 2021 o 17:52

@Ohboy: jedne kropelki pewnie ze 30 zl, syropek na gardlo 40, psikadlo do gardła 20, kolejny syropek na wzmocnienie 40 i gotowe. Nic niezwykłego.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 7) | raportuj
28 października 2021 o 9:38

@maat_: nam pasuje biedronka bo jest obok przedszkola. Więc często po odstawieniu dziecka wchodzę na podstawowe/codzienne zakupy i już po południu nie muszę nigdzie latać. No a jednak co jakiś czas wychodzi te ponad 50zl więc kilka naklejek wpada.

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 16) | raportuj
13 sierpnia 2021 o 19:40

Przytulam. Moja najstarsza córka przez pierwsze cztery doby leżała w dyżurce pielęgniarek pod kroplowką. Ja leżałam na pięcioosobowej sali. Kobieta bez dziecka w sali z czterema innymi matkami i czterema noworodkami. Płakałam kiedy wypisywali którąś z kobiet z dzieckiem do domu, a ja dalej siedziałam tam sama. Płakałam jak na jej miejsce przywozili świeżo z porodówki kobietę i po chwili dojeżdżało do niej dziecko, a ja dalej byłam sama. Pod prysznicem po prostu ryczałam. Drugi poród - kompletnie niespodziewanie wczesniak z hipoteofią. I powtórka z rozrywki - dokładnie ta sama pięcioosobowa sala, ja znowu sama jak palec i ciągle pytania lekarzy na obchodzie i rodzin, które odwiedzały pozostałe kobiety - a gdzie pani dziecko? Pani w ogóle rodziła (bo po czterech dniach miałam prawie płaski brzuch i śmiałam chodzić w leginsach i bluzce na ramiączkach, więc odstawałam od wszystkich obolałych i opuchniętych kobiet z babcinych koszulach nocnych). Myślałam, że za drugim razem będzie mi łatwiej, bo już raz przez to przeszłam, pamiętałam jak to było więc miałam szansę przygotować się psychicznie. Nie, nie było łatwiej. Znowu ryczałam, gdy wolno mi było tylko RAZ dziennie dotknąć syna na intensywne terapii i codziennie Obserwowalam kobiety z dziećmi przyjeżdżające na moją salę i po dwóch dniach wychodzące do domu, a ja dalej sama tam siedziałam.

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 6) | raportuj
8 sierpnia 2021 o 19:32

W tym roku pierwszy raz od dziewięciu lat znowu byliśmy nad morzem (z czego te 9 lat temu to byliśmy we wrześniu i nie mieliśmy jeszcze dzieci, więc głównie spacerowaliśmy i zwiedzaliśmy). Albo mieliśmy przez ten tydzień wielkie szczęście albo kwestia miejscowości (Niechorze) ale żadnego dnia nie mieliśmy problemów ze znalezieniem miejsca na plaży. Owszem, ludzie byli ale nie każdy miał parawan (powiedzialabym nawet, że ci w z parawanami byli w mniejszości) i tylko raz zdarzyło się, że chociaż wokół było mega dużo miejsca to jakaś rodzina zdecydowała rozbić się dosłownie centymetry od naszego koca. To było dziwne ale akurat nasze dzieci zdecydowały pomóc budować wielki zamek innym dzieciom kawałek od nas, więc po prostu przenieśliśmy się bliżej nich). Najwcześniej o której zdarzyło nam się przyjść na plażę to chyba o 10 a najpóźniej po obiedzie kolo 14-15 i luz - można się rozkładać w każdej odległości od morza od jakiej tylko chce chce i to jeszcze co chwilę zmieniać miejsce. Więc jeżeli ktoś woli spokój to polecam bardzo Niechorze a dokładniej schodzić na plażę dokładnie na granicy Rewala i Niechorza (bo schodząc głównym deptakiem w Rewalu faktycznie jest sporo ludzi i przy latarni w Niechorzu tak samo. Za to na granicy tych dwóch miejscowości luzik totalny.

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 8) | raportuj
29 czerwca 2021 o 11:43

Nic niezwykłego. Ja bardzo często zamykam otwarte na oścież drzwi lodówek i zasuwać zamrażarki gdy widzę, że ktoś po sobie nie zamknął a mijam je. W biedronce w której co jakiś czas robię zakupy jest kilka drzwi, które są wiecznie zepsute lub w ogóle urwane/wyciągnięte.

[historia]
Ocena: -3 (Głosów: 23) | raportuj
17 czerwca 2021 o 7:56

Szczerze polecam ci się przerzucić na kubeczek menstruacyjny. Ja od dziesięciu lat przymierzałam się do tego kroku, wreszcie rok temu poprosiłam o pomoc w doborze rozmiaru i jestem na siebie zła, że tak długo z tym zwlekałam!

[historia]
Ocena: -2 (Głosów: 2) | raportuj
8 marca 2021 o 17:19

Polecam zaglądnąć do aplikacji mobilnej czy przez nie można kupować biletów. Ja mam PKO (ten z kropeczką, nie żubrem) i od chyba dwóch lat w ten sposób kupuje bilety - nie mam potem miliona śmieci w torebce i po kieszeniach, nie przejmuje się czy jest biletomat, jaka jest kolejka, gdzie są kasowniki itp itd. Serio polecam całym sercem takie płacenie za bilety.

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 10) | raportuj
12 lutego 2021 o 14:20

Historia jak najbardziej realna ale nie miałam pojęcia, że w mniej jak 12h od zdarzenia już prokurator wjeżdża w takiej sprawie....

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 8) | raportuj
28 stycznia 2021 o 18:59

Na pewno możesz spisywać umowę zanim siądziesz do rozmów na temat szczegółów zlecenia i wziąć pieniądze tylko za tą część jak klient zrezygnuje. Ja siedzę w branży fotograficznej i znam jednego bardzo ceniącego się fotografa, który przed sesją najpierw przeprowadza rozmowę jak ta sesja ma wyglądać, jakie klient ma wymagania itp itd i ta konsultacja jest zawsze płatna chyba na 100zl bez względu na to czy ktoś potem przyjdzie na sesję czy nie.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
9 września 2020 o 14:45

Ta historia (prawdziwa czy nie) przypomniała mi moj epizod: prawie 10 lat temu wstając w środku nocy po coś do picia zemdlałam (omdlenie ortostatyczne, czy jakos tak to sie nazywa). Upadłam tak niefortunnie, że uderzyłam się w głowę. W skrócie karetka zabrała mnie do szpitala i tam zrobili mi ekg. Na sali procz mnie był jakiś starszy mężczyzna, który chyba spał albo generalnie slabo kontaktował z rzeczywistością i pan żul. Do badania podpinaja elektrody i jak to u kobiety: piersi muszą być przy tym na wierzchu. Ja jeszcze kiepsko kontaktowałam, więc generalnie robili ze mna co chcieli i nie zareagowałam, gdy do tego badania nikt nie pomyślała zeby mnie osłonić (jesli dobrze pamiętam to chyba nie bylo parawanów ani nic innego). Nie wiem kto przy mnie stał obserwując jak pisze się wynik ale po kilku minutach uslyszalam jak dosyć zdenerwowany zjechał z gory6na dół pana żula, że ma natychmiast obrócić się twarzą do ściany, a nie wykorzystywać sytuację i gapić się na gołe piersi.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
14 lipca 2020 o 23:11

Miałaś chociaż jedno okno w aucie minimalnie uchylone czy wszystkie szyby szczelnie w górę? Jesli okna były zamknięta, to raczej nie włączyli syreny zaraz za Tobą, tylko tak dobrze działało wygłuszenie kabiny (nie wiem jak to inaczej nazwać). Kiedyś zrobilam test - z daleka widziałam jak na sygnale jedzie karetka ale nie było jej słychać. Uchylilam okno - natychmiast w uszy uderzyła syrena. Zamknęłam - cisza dopóki barfzo blisko nas nie była (w zasadzie dopiero mijając można było ją usłyszeć).

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 5) | raportuj
1 marca 2020 o 22:39

Czy może mi ktoś przetłumaczyć na język Polski o co chodzi? I ile Ty masz lat, że musisz koniecznie chwalić się seksem, który jest kompletnie bez związku z historią?

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 5) | raportuj
1 marca 2020 o 22:22

Moja przyjaciółka podobnie. Wzięli sobie jakiegoś fotografa. Nie wiem czy podpisywali z nim umowę ale z tego co wiem to zawodowo zajmujący się zdjęciami ślubnymi. Czyli od lat fotografujący, specjalizujący się w tym itp itd. Do tego wzięli kamerzystę ale mówiła, ze "po znajomości". Na zdjęcia czekali prawie dwa lata. Cały czas coś - nie ma czasu, miał problemy, nie odpisywał, nie odbierał telefonów itp itd W końcu machnęli ręką, bo to takie trochę potulne baranki, a calej kwoty nie zapłacili tylko jakąś część - reszta miała być jak przywiezie zdjęcia i albumy. Ale wreszcie zdjęcia dostali. Dlaczego tak późno? Ponoć jakiś czas po tym ślubie ten fotograf dostał jakiś mega lukratywny kontrakt na conajmniej rok i nie miał czasu ani chęci zajmować się zalegającymi zdjęciami ze ślubów. Dopiero jak skończyła mu się umowa to zaczął nadganiać zaległości. Nie wiem ile w tym prawdy, przyjaciółka też nie ale przynajmniej zdjęcia i albumy dostali. Kiedy wreszcie pokazała mi zdjęcia to zapytałam co z filmem. Na wtedy (czyli prawie dwa lata po ślubie, a w tym roku stuknie im szósta rocznica) filmu nie mieli. Jak namawiałam żeby się upomnieli to usłyszałam: ale wiesz, to tak po znajomości było i tak głupio nam się przypominać i prosić.... dodam, że kamerzysta wyglądał mi full profesjonalnie (cały sprzęt filmowy, wyraźnie było widać, że ma doświadczenie, więc to nie był jakiś wujek Zdzisek kręcący maluśką kamerką). Może uda mi się niedługo spotkać z przyjaciółką to jak nie zapomnę to spytam czy mają nagrania.

[historia]
Ocena: -2 (Głosów: 4) | raportuj
12 lutego 2020 o 11:32

Moi rodzice od wielu lat mieli coraz większe problemy z kolanami i biodrami. Doszło do tego, że moja matka nie była w ogóle w stanie funkcjonować bez przeciwbólowy tabletek i zastrzykow. W końcu poszła załatwić sobie wymianę biodra. Jaka datę dostała? Luty 2021 bo ona jest jeszcze młoda (wtedy miała niecałe 70 lat) i są inni bardziej potrzebujący tej operacji... A to był wtedy poczatek 2018. roku... Mój ojciec równocześnie z nią sobie zaklepał termin i dostał jakoś chyba kwiecień 2021... Oczywiście mowy nie było żeby w takim bólu dotrwała do terminu operacji, więc trzeba było zrobić prywatnie - ona została zoperowana we wrześniu 2018 a ojciec rok później.

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 1) | raportuj
24 stycznia 2020 o 21:51

@Lobo86: u mnie (czyli Kraków) wielkogabarytowe są wywożone nieregularnie. Trzeba zgłosić do zarządu, że ma się coś dużego do wyrzucenia, zarząd pisze pismo do administracji i oni kontaktują się z MPO i po jakichś dwóch lub trzech tygodniach pojawiają się kartki na drzwiach kiedy będą jeździć i zbierać. Oczywiście jak ludzie remontują mieszkania w naszym bloku to tylko wynoszą wszystko pod śmietnik i to tak sobie stoi aż ktoś się zlituje i nie wiem co z tym robi... Obecnie stoją krzesła biorowe, fragmenty biurka i szafek już że 3 miesiące... Wcześniej też przez minimum dwa stały inne meble aż nagle zniknęły, a nie bylo informacji jakoby mieli jeździć i zbierać. Podejrzewam, że gdzieś na wiosnę będą jeździć i będzie jak zawsze: czyli na dwa dni przed ludzie wyniosą co mają dużego na śmieci i po trzech dniach jakiś zapominalski przyniesie pod kosze swoje rzeczy i tak to będzie stać nie wiadomo ile, bo przecież dopiero co był wywóz...

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 11) | raportuj
17 stycznia 2020 o 10:41

@poetka91: Ale mi przypomniałaś historię z liceum.... w pierwszej klasie moja przyjaciółka gdzieś chyba we wrześniu napomknęła mi, że idzie po papierek na dysortografię. Obserwując ją i generalnie znając sama stwierdzam, że na pewno jakieś lekkie "dys" miała (ba! podejrzewam, że ja też mam ale w niewielkim stopniu, wiec nikt nigdy mnie nie diagnozował) ale nie na tyle poważne aby dostać papierek. A wiedziała już, że przyda jej się orzeczenie na maturze, bo wtedy będzie mieć ileś więcej czasu na pisanie. Tak więc uczyła się bardzo dokładnie wszystkich regułek ortograficznych, żeby u psychologa wszystko dokładnie odwrotnie napisać. Generalnie pamiętam z czasów chyba szóstej klasy podstawówki/pierwszej gimnazjum, że w mojej klasie były dwie osoby ze stwierdzonymi "dys". Gdy tylko je przynieśli zaświadczenia polonistce (kobieta bardzo starej daty, ale wszyscy uczniowie ją uwielbiali i mieli ogromny szacunek) ta od razu powiedziała, że to nie oznacza, że dostają taryfę ulgową tylko wręcz przeciwnie - będą musieli pracować ciężej od innych i będą dostawać więcej zadań dostosowanych właśnie do ich dysfunkcii. I tak było - te dwie osoby miały dodatkowy zeszyt, ciągle dostawali swoje zadania, które regularnie były przez polonistkę sprawdzane. W liceum orzeczenia miała 1/3 klasy, tuż przed maturą ta liczba chyba dobiła do prawie połowy (albo była połowa), dodatkowych ćwiczeń nie mieli, jedynie więcej czasu na maturze dostali. Tyle.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 6) | raportuj
12 listopada 2019 o 16:58

@PooH77: trochę ciężko wtym przypadku nie zapraszać tak bliskiej rodziny. Nie chcę wydawać się w szczegóły, bo to byłaby bardzo długa historia i obawiam się, że nawet bezpodawania jakichkolwiek imion czy nazw miejscowości można y rozszyfrować o kim mówi gdyby ktoś z rodziny lub przyjaciół to przeczytał.

[historia]
Ocena: 18 (Głosów: 18) | raportuj
12 listopada 2019 o 14:26

Nie, nie wyciągną wniosków, albo dosłownie raz czy dwa będą w miarę punktualnie i wrócą do swojego przyzwyczajenia. Znam taką parę. Nie będę wdawać się w szczegóły, ale dokładnie tak samo to wygląda: pada pytanie: na którą będziecie/na którą zrobić obiad? Odpowiedź: będziemy o 13. Godzina 14:15 ich dalej nie ma. Wreszcie - 14:30 są! Ani słowa wyjaśnienia, bo po co - zawsze tak przychodzą, każdy przyzwyczaił się od tych prawie piętnastu lat. Prośby i groźby nie skutkują. Punktualnie (czyli w ich przypadku między 15 a 30 minut spóźnienia) są raz na rok albo rzadziej i wtedy bardzo się tym szczycą. A potem znowu godzina lub półtorej spóźnienia. Przez lata mówiłam żeby im podawać, że np wszystko będzie gotowe na 12, a tak naprawdę przygotować na przed 14, bo wtedy jest szansa, ze nie trzeba będzie na nich czekać. A gdzie tam - nikt mnie nigdy nie słucha, dostają informację, że mają być na 14 to są prawie przed 16.... Dorośli ludzie i niby odpowiedzialni ludzie....

[historia]
Ocena: -4 (Głosów: 8) | raportuj
11 listopada 2019 o 22:30

Napisze z perspektywy matki dzieci, które albo reagują histeria albo strachem na psy. Najstarsza córka została przez psa ugryziona gdy miała jakoś chyba 4 lata. Chciała pogłaskać, zapytała czy może na co uslyszalysmy, że oczywiście bo pies kocha dzieci, w domu są dzieci itp itd. Córka barfzo ostro nie i powoli zbliżała rękę i piec chwycił jej dłoń w pysk, na szczęście ostrzegawczo, więc skończyło się tylko na jej wielkim Strachu.po tym incydencie długo reagował historia na każdego psa. Teraz ma 6 lat i już jest lepiej, o ile pięć nie szarzuje w jej kierunki i/lub szczęka zajadle. Syn 4 lata - absolutnie histeria na widok najmniejszego psa. Żaden pies nigdy nic mu nie zrobił, po prostu z czasem coraz większym strachem zaczął tak reagować. Co jeśli pięć jest mały i nie szczęka, znajduje się w bezpiecznej odległości (około 4 metry) to jest ok. Jeśli pies szczeka, znajduje się bliżej i jeszcze jest luzem to jest straszliwy krzyk, wrzask i panika. Najmlodsza moja córka ma 2 lata i tak jak syn nigdy nie została ugryziona i powoli zaczyna wchodzić w etap coraz większego strachu przed psami, więc obstawiam, że za niedługo osiągnie ten sam etap co syn. Nie, nie mamy psów, nasi dziadkowie też ich nie mają. Dzieci raz w miesiącu w przedszkolu maja dogoterapie (obecnie najmłodsza i syn, bo nakstrasza zmieniła przedszkole i tam takiego cudu nie ma) i uwielbiają te zajęcia. Syn na początku oczywiście nie chciał wchodzić w interakcje z psem ale teraz nie ma problemu i glaska go, podaję piłkę do zabawy itp. Ale jak jesteśmy w wakacje u moich rodziców i sąsiedzi maja yorka to mowy nie ma aby syn chociaż podszedł do suczki. Najstarsza już nie ma problemów, bawi się znia, glaska itp ale syn i najmłodsza albo uciekają albo obserwują z bezpiecznej odległości.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 3) | raportuj
5 listopada 2019 o 22:57

W drugiej ciąży miałam cukrzycę ciążową. Diabetolog powiedziała, że po porodzie mam jeść to co inni (czyli nie zgłaszać diety cukrzycowej) bo to i tak pić na wodę i wszyscy dostają dokładnie to samo. Kobieta z łóżka obok miała celiakie. Rzadko kiedy dostawała cokolwiek że szpitalnego cateringu, bo była jedyna z taką dieta na cały oddział, więc po prostu ją olewali. Na szczęście idąc do szpitala nie ufala, że potraktuja ją należycie (czyli, że będą przestrzegać reguł przygotowywania posiłków dla osób dotkniętych ta choroba) i rodzina codziennie przywozila jej wszystkie posiłki i przekąski, których była w 100% pewna.

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 3) | raportuj
15 października 2019 o 20:40

@Iras: Niekoniecznie gapil się w telefon. Nie wiem czy jesteś kierowca ale sama wiem po sobie (i napewno nie ja jedna tak mam), że czasami włączając się do ruchu wypatruje innych samochodów - czyli dwóch świateł. Zeby to zobrazować historia mojego brata: wyjeżdżał z parkingu hipermarketu i włącza się do ruchu. Dużo aut, maksymalnie skupiony żeby wstrzelic się w lukę. W końcu jest! No to ostro rusza i BACH! Zderzenie z motocyklem. Ale jak?! On go nie widział! Otóż nie widział dwóch świateł charakteryzujących samochody, do świadomości nie przebił się informacja, że na jedno światło motocykla też trzeba uważać no i ruszył...

« poprzednia 1 2 3 4 następna »