Profil użytkownika
wifi ♀
Zamieszcza historie od: | 11 czerwca 2014 - 11:05 |
Ostatnio: | 20 września 2021 - 10:37 |
- Historii na głównej: 29 z 30
- Punktów za historie: 4441
- Komentarzy: 139
- Punktów za komentarze: 970
Przeprowadziłam się i wynajmuję od niedawna mieszkanie w bloku. Dużo osób trzyma psy i większość te psy wyprowadza i po nich sprząta. Niestety są i wyjątki.
Wyjątkiem jest tu Pani mieszkająca w mojej klatce, prawdopodobnie kilka pięter wyżej. Pani ta ma psa. Zwierz jamnikopodobny, cichy (jeszcze nigdy nie słyszałam, żeby szczekał).
Wyjątkowość tej Pani polega na sposobie wyprowadzania swojego pupila na spacer. Pani ta zjeżdża winą z psem (co rozumiem) i siada na ławce, która jest kilka metrów od klatki schodowej. Psa trzyma na standardowej niewysuwanej smyczy, która ma około 1,5 m. Pies załatwia się albo jeszcze w windzie i na klatce (siku), albo robi dwójkę wokół tej ławki. Pani siedzi sobie wśród tych odchodów i trzyma pupila na smyczy. Nie robi z nim spaceru wokół bloku; od razu po wyjściu z klatki siada na ławkę. Moczu z windy nie sprząta. Kupy z chodnika tym bardziej nie rusza.
Rozumiem starsze schorowane osoby i to, że rasy 'jamnikowate' nie wymagają wielogodzinnych spacerów i biegania. Ale jeśli nie masz siły/zdrowia/ochoty sprzątać po swoim psie, to albo nie miej psa, albo zrób dobry uczynek i np. poproś. żeby psa wyprowadzało dziecko sąsiadów w zamian za 2 zł na loda. Bo moim zdaniem w domu pies niech się załatwia gdzie popadnie, ale winda, klatka schodowa czy ławeczka to teren wspólny i wypadałoby utrzymywać go w czystości.
Wyjątkiem jest tu Pani mieszkająca w mojej klatce, prawdopodobnie kilka pięter wyżej. Pani ta ma psa. Zwierz jamnikopodobny, cichy (jeszcze nigdy nie słyszałam, żeby szczekał).
Wyjątkowość tej Pani polega na sposobie wyprowadzania swojego pupila na spacer. Pani ta zjeżdża winą z psem (co rozumiem) i siada na ławce, która jest kilka metrów od klatki schodowej. Psa trzyma na standardowej niewysuwanej smyczy, która ma około 1,5 m. Pies załatwia się albo jeszcze w windzie i na klatce (siku), albo robi dwójkę wokół tej ławki. Pani siedzi sobie wśród tych odchodów i trzyma pupila na smyczy. Nie robi z nim spaceru wokół bloku; od razu po wyjściu z klatki siada na ławkę. Moczu z windy nie sprząta. Kupy z chodnika tym bardziej nie rusza.
Rozumiem starsze schorowane osoby i to, że rasy 'jamnikowate' nie wymagają wielogodzinnych spacerów i biegania. Ale jeśli nie masz siły/zdrowia/ochoty sprzątać po swoim psie, to albo nie miej psa, albo zrób dobry uczynek i np. poproś. żeby psa wyprowadzało dziecko sąsiadów w zamian za 2 zł na loda. Bo moim zdaniem w domu pies niech się załatwia gdzie popadnie, ale winda, klatka schodowa czy ławeczka to teren wspólny i wypadałoby utrzymywać go w czystości.
Sąsiedzi i ich pupile
Ocena:
205
(221)
Niejednokrotnie w rozmowach babci przewijało się słowo mżawka, jednak użyte jako osoba, a nie opad atmosferyczny. Przyszedł w końcu dzień, kiedy babcia opowiedziała mi historię "tego" mżawki.
Lata temu, w pewnej parafii na wschodzie kraju (skąd pochodzę) nastała susza. Mieszkańcy wsi bojąc się o swoje plony zwołali się w celu narady. Postanowili dać na mszę za rychłe opady. Taki zwyczaj, że robi się zbiórkę kasy dla księdza, żeby odprawił mszę w intencji deszczu. Poszli więc "na zaplecze" kościoła z gotówką w ręku, wyłuszczyli sprawę. Ksiądz pieniądze policzył i rzekł do swych wiernych:
- Za tą kwotę, to co najwyżej mżawka popada.
Od tamtej pory był to Ksiądz Mżawka (z dużej, bo to nazwa własna) i tak zostało do dziś, choć ksiądz już dawno nie żyje.
Lata temu, w pewnej parafii na wschodzie kraju (skąd pochodzę) nastała susza. Mieszkańcy wsi bojąc się o swoje plony zwołali się w celu narady. Postanowili dać na mszę za rychłe opady. Taki zwyczaj, że robi się zbiórkę kasy dla księdza, żeby odprawił mszę w intencji deszczu. Poszli więc "na zaplecze" kościoła z gotówką w ręku, wyłuszczyli sprawę. Ksiądz pieniądze policzył i rzekł do swych wiernych:
- Za tą kwotę, to co najwyżej mżawka popada.
Od tamtej pory był to Ksiądz Mżawka (z dużej, bo to nazwa własna) i tak zostało do dziś, choć ksiądz już dawno nie żyje.
historia prawdziwa
Ocena:
131
(141)
Po małych rewolucjach z akwariami w domu okazało się, że mam do sprzedania 3 baniaki. Jakbym wiedziała co mnie czeka, to bym je wyniosła na śmietnik. Niestety chciałam na nich choć troszkę zarobić, więc wystawiłam je na słynnym portalu, którego nazwa składa się z 3 liter oraz dodatkowo w zakładce na "M" na znanym portalu społecznościowym.
Akwarium 160 litrowe wystawiłam tylko 20 zł drożej niż malutkie 52 litry. Do akwarium średniego dorzucałam podłoże i kamienie ozdobne w cenie, ale to nie ma znaczenia w historii.
Oczywiście w głoszeniach pełne opisy i po kilka zdjęć.
Przez dwa tygodnie dostawałam wiadomości z pytaniami, na które odpowiedzi znajdowały się w ogłoszeniu. Na początku kulturalnie odpowiadałam. Po kilkudziesięciu takich klientach miałam dość. Odsyłałam do ponownej lektury ogłoszenia i nie odpowiadałam na pytania. Zwykle klient już się nie odezwał. Jeden wybitnie utkwił mi w pamięci, ponieważ zadzwonił. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że przez 20 minut trwania rozmowy słuchałam o remoncie piwnicy, latach młodości jegomościa a ostatecznie o motocyklach. Akwarium oczywiście nie kupił, a ja od razu usunęłam numer telefonu z ogłoszeń.
Kolejne kilkadziesiąt wiadomości później edytowałam ogłoszenie: "Proszę pisać priv, bo tego co w ogłoszeniu i tak nikt nie czyta." Przysięgam, że tak brzmiało moje ogłoszenie. I tym sposobem... w ciągu weekendu sprzedałam wszystkie 3 akwaria.
Dlaczego ludzie są tak trudni?
Akwarium 160 litrowe wystawiłam tylko 20 zł drożej niż malutkie 52 litry. Do akwarium średniego dorzucałam podłoże i kamienie ozdobne w cenie, ale to nie ma znaczenia w historii.
Oczywiście w głoszeniach pełne opisy i po kilka zdjęć.
Przez dwa tygodnie dostawałam wiadomości z pytaniami, na które odpowiedzi znajdowały się w ogłoszeniu. Na początku kulturalnie odpowiadałam. Po kilkudziesięciu takich klientach miałam dość. Odsyłałam do ponownej lektury ogłoszenia i nie odpowiadałam na pytania. Zwykle klient już się nie odezwał. Jeden wybitnie utkwił mi w pamięci, ponieważ zadzwonił. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że przez 20 minut trwania rozmowy słuchałam o remoncie piwnicy, latach młodości jegomościa a ostatecznie o motocyklach. Akwarium oczywiście nie kupił, a ja od razu usunęłam numer telefonu z ogłoszeń.
Kolejne kilkadziesiąt wiadomości później edytowałam ogłoszenie: "Proszę pisać priv, bo tego co w ogłoszeniu i tak nikt nie czyta." Przysięgam, że tak brzmiało moje ogłoszenie. I tym sposobem... w ciągu weekendu sprzedałam wszystkie 3 akwaria.
Dlaczego ludzie są tak trudni?
O** i Mar*****ace
Ocena:
153
(167)
Corona Time daje się we znaki. Służba zdrowia od dawna leżała, ale teraz to już jest szczyt ich możliwości. Ale do sedna.
Przyszedł dzień, kiedy mój narzeczony zasłabł w pracy. Jedziemy na izbę przyjęć.
Szpital I (ogólny): Chłop siedzi na trawie oparty plecami o moje kolana, bo nie ma siły stać. Po odczekaniu swojego w kolejce wciągam go do namiotu, mierzą nam temperaturę, opisujemy problem. Co słyszymy? Że nie mają sprzętu żeby zrobić teraz EKG, żebyśmy pojechali do szpitala położniczego na ulicy Piekielnej X. No ok, pojechaliśmy. Tylko po drodze zastanawiałam się dlaczego chociaż cukru nie zmierzyli, albo ciśnienia.
Szpital II (położniczy): Tu nie ma kolejki, wychodzi do nas pielęgniarka pod drzwi. Opisujemy problem. Nie zmierzyła temperatury, kazała jechać do szpitala ogólnego czyli tam skąd nas dopiero odesłali. Mówimy jej, że byliśmy w ogólnym i właśnie z niego nas wysłali na położniczy. Pielęgniarka powtórzyła, że nas nie przyjmie. No ok, kłócić się nie mamy zamiaru i wychodzimy.
Co robić? Facet leje mi się przez ręce i nie wiem dlaczego. Zdecydowałam, że pojedziemy do jeszcze innego szpitala.
Szpital III (ogólny): Tu pustki, nikogo pod szpitalem, na korytarzach też głucho. W końcu znaleźliśmy pielęgniarkę. Kazała poczekać na zewnątrz, ubrała Covidową odzież i wyszła do nas, zmierzyła temperaturę, zrobiła wywiad i słucha opisu problemu. Już mieliśmy nadzieję... i słyszymy, że z takimi pierdołami to do rodzinnego, a jak jest źle to zaprasza po godzinie 18 na tzw opiekę nocną i świąteczną.
Ech... nie będę komentować.
Przyszedł dzień, kiedy mój narzeczony zasłabł w pracy. Jedziemy na izbę przyjęć.
Szpital I (ogólny): Chłop siedzi na trawie oparty plecami o moje kolana, bo nie ma siły stać. Po odczekaniu swojego w kolejce wciągam go do namiotu, mierzą nam temperaturę, opisujemy problem. Co słyszymy? Że nie mają sprzętu żeby zrobić teraz EKG, żebyśmy pojechali do szpitala położniczego na ulicy Piekielnej X. No ok, pojechaliśmy. Tylko po drodze zastanawiałam się dlaczego chociaż cukru nie zmierzyli, albo ciśnienia.
Szpital II (położniczy): Tu nie ma kolejki, wychodzi do nas pielęgniarka pod drzwi. Opisujemy problem. Nie zmierzyła temperatury, kazała jechać do szpitala ogólnego czyli tam skąd nas dopiero odesłali. Mówimy jej, że byliśmy w ogólnym i właśnie z niego nas wysłali na położniczy. Pielęgniarka powtórzyła, że nas nie przyjmie. No ok, kłócić się nie mamy zamiaru i wychodzimy.
Co robić? Facet leje mi się przez ręce i nie wiem dlaczego. Zdecydowałam, że pojedziemy do jeszcze innego szpitala.
Szpital III (ogólny): Tu pustki, nikogo pod szpitalem, na korytarzach też głucho. W końcu znaleźliśmy pielęgniarkę. Kazała poczekać na zewnątrz, ubrała Covidową odzież i wyszła do nas, zmierzyła temperaturę, zrobiła wywiad i słucha opisu problemu. Już mieliśmy nadzieję... i słyszymy, że z takimi pierdołami to do rodzinnego, a jak jest źle to zaprasza po godzinie 18 na tzw opiekę nocną i świąteczną.
Ech... nie będę komentować.
słuzba_zdrowia Śląsk
Ocena:
179
(191)
Mam ja od wielu lat modem USB, w który wkłada się kartę SIM. W ten sposób mam mobilny internet LTE z zielonej sieci. Oczywiście umowa i inne dokumenty są w teczce, co by mnie nikt nie zaskoczył. No ale jak to karta SIM, ma ona jakiś numer przypisany. I tak to na ten numer przychodzą mi wiadomości sms odnośnie nowych faktur, promocji itp. (mogę to odczytać w aplikacji mobilnej na komputerze, jednak nie mogę zadzwonić ani napisać wiadomości).
Niestety oprócz tych podstawowych wiadomości, mam mnóstwo innych. Wczoraj na przykład przyszło mi 8 (osiem) wiadomości sms z powiadomieniem, że mam nagrania na poczcie głosowej z numeru, którego kierunkowy wskazuje na Słowenię.
Szczytem były wiadomości sms z firmy windykacyjnej. Domagali się ode mnie spłaty długu, twierdząc, że jestem Dariusz z Wrocławia, choć w rzeczywistości jestem kobietą z województwa lubelskiego. Oczywiście sprawę udało się wyjaśnić.
Do tego mnóstwo pojedynczych ''nieodebranych połączeń''. Zastanawia mnie, skąd inni mają numer, który jest od 2012 roku wsadzony w modem.
Niestety oprócz tych podstawowych wiadomości, mam mnóstwo innych. Wczoraj na przykład przyszło mi 8 (osiem) wiadomości sms z powiadomieniem, że mam nagrania na poczcie głosowej z numeru, którego kierunkowy wskazuje na Słowenię.
Szczytem były wiadomości sms z firmy windykacyjnej. Domagali się ode mnie spłaty długu, twierdząc, że jestem Dariusz z Wrocławia, choć w rzeczywistości jestem kobietą z województwa lubelskiego. Oczywiście sprawę udało się wyjaśnić.
Do tego mnóstwo pojedynczych ''nieodebranych połączeń''. Zastanawia mnie, skąd inni mają numer, który jest od 2012 roku wsadzony w modem.
internet
Ocena:
57
(87)
Za mną już prawie 10 miesięcy mieszkania w bloku. Już nie mogę się doczekać, aż mój dom się postawi, bo sąsiedzi tu to zło. Abo to ja jestem przewrażliwiona.
Po przeprowadzce z drugiego końca kraju nie przerejestrowałam samochodu. Według prawa nie mam takiego obowiązku, jeśli mam czasowy wynajem, a nie pobyt stały.
Tak więc moje auto jako jedynie na parkingu ma tablice spoza miasta. I baaaardzo to przeszkadza jednej sąsiadce. Tak bardzo, że wzywa policję, straż miejską, obkleja auto naklejkami, nawet wysmarowała mi szybę pomidorem. Do tego krzyczy do nas z balkonu, że nie mamy prawa tu parkować, a tym bardziej wyrzucać śmieci. Policja stwierdziła, że nie będą brali na poważnie zgłoszeń od tej pani na nas, straż miejska powiedziała to samo. Ja jednak mam strach, że moje auto w końcu zostanie zniszczone.
A moje auto to 30-letni klasyk w kolorze strażackiej czerwieni,do tego na obcych blachach, więc dość charakterystyczny. Dla zabezpieczenia mam więc w aucie dwie kamerki, które nagrywają 24h. Sąsiadka jest o tyle cwana, że jeśli robi coś przy moim aucie to tylko wtedy, gdy jest mróz i szyba jest zamarznięta, więc kamery nie widzą dokładnie sprawcy.
I tu najbardziej piekielna część tej historii. Policja nie zrobi NIC, dopóki nie złapiemy pani na gorącym uczynku. Pani może więc porysować auto, przebić opony i zrobić co jej się tylko podoba. I dopóki jej nie złapiemy za rękę lub nie nagramy, to jest bezkarna.
Drugim problemem jest palenie papierosów na klatce schodowej. W mieszkaniu czuję dym, bo ktoś metr od moich drzwi pali, przyniósł sobie nawet swoją popielniczkę, którą chowa za rurami. (Każde mieszkanie ma balkon, w łazienkach każdy ma wentylacje).
Wywieszałam kartki na tablicy ogłoszeń z kulturalną prośbą o zaprzestanie. Kartki tego samego dnia znikały. Po kilkunastu kartkach zadzwoniłam do spółdzielni, niech oni dadzą kartkę z pieczątką, skoro moja nie działa. Miła pani ze spółdzielni już na drugi dzień rozkleiła kartki na klatce schodowej w wielu miejscach. One również zniknęły tego samego dnia, a ja nadal czuję dym w mieszkaniu. My z narzeczonym też palimy, ale tylko na balkonie lub poza domem.
Jest jakiś sposób na takie sąsiedzkie mendy? Muszę wytrzymać na wynajmie jeszcze jakiś czas.
Po przeprowadzce z drugiego końca kraju nie przerejestrowałam samochodu. Według prawa nie mam takiego obowiązku, jeśli mam czasowy wynajem, a nie pobyt stały.
Tak więc moje auto jako jedynie na parkingu ma tablice spoza miasta. I baaaardzo to przeszkadza jednej sąsiadce. Tak bardzo, że wzywa policję, straż miejską, obkleja auto naklejkami, nawet wysmarowała mi szybę pomidorem. Do tego krzyczy do nas z balkonu, że nie mamy prawa tu parkować, a tym bardziej wyrzucać śmieci. Policja stwierdziła, że nie będą brali na poważnie zgłoszeń od tej pani na nas, straż miejska powiedziała to samo. Ja jednak mam strach, że moje auto w końcu zostanie zniszczone.
A moje auto to 30-letni klasyk w kolorze strażackiej czerwieni,do tego na obcych blachach, więc dość charakterystyczny. Dla zabezpieczenia mam więc w aucie dwie kamerki, które nagrywają 24h. Sąsiadka jest o tyle cwana, że jeśli robi coś przy moim aucie to tylko wtedy, gdy jest mróz i szyba jest zamarznięta, więc kamery nie widzą dokładnie sprawcy.
I tu najbardziej piekielna część tej historii. Policja nie zrobi NIC, dopóki nie złapiemy pani na gorącym uczynku. Pani może więc porysować auto, przebić opony i zrobić co jej się tylko podoba. I dopóki jej nie złapiemy za rękę lub nie nagramy, to jest bezkarna.
Drugim problemem jest palenie papierosów na klatce schodowej. W mieszkaniu czuję dym, bo ktoś metr od moich drzwi pali, przyniósł sobie nawet swoją popielniczkę, którą chowa za rurami. (Każde mieszkanie ma balkon, w łazienkach każdy ma wentylacje).
Wywieszałam kartki na tablicy ogłoszeń z kulturalną prośbą o zaprzestanie. Kartki tego samego dnia znikały. Po kilkunastu kartkach zadzwoniłam do spółdzielni, niech oni dadzą kartkę z pieczątką, skoro moja nie działa. Miła pani ze spółdzielni już na drugi dzień rozkleiła kartki na klatce schodowej w wielu miejscach. One również zniknęły tego samego dnia, a ja nadal czuję dym w mieszkaniu. My z narzeczonym też palimy, ale tylko na balkonie lub poza domem.
Jest jakiś sposób na takie sąsiedzkie mendy? Muszę wytrzymać na wynajmie jeszcze jakiś czas.
wynajem sąsiedzi
Ocena:
132
(146)
Czytając w wylosowanych https://piekielni.pl/54379 przypomniała mi się moja historia.
Na pierwszym roku studiów miałam operację kolana (4 więzadła). Gdy mogłam już chodzić o kulach dalej niż do WC to wróciłam na uczelnię, dostałam jednak zwolnienie z WF-u do końca roku. Tak, na niektórych kierunkach jest WF. Po co? Nie wiem. Facet od tego przedmiotu stwierdził, że nie przyjmuje zwolnienia, bo "patrz, ja jestem starszy o 30 lat i chodzę, skaczę, mogę zrobić przewroty i inne ruchy, a ty taka młoda i mi mówisz, że nie możesz chodzić". Nie przeszkadzało mu, że przyszłam o 2 kulach, torbę niosła koleżanka, w zębach miałam zwolnienie, a na nodze stabilizator od pachwiny po kostkę.
Oczywiście sprawa zgłoszona do dziekanatu, koleżanka nosząca mi torbę była jako świadek. Facet dostał chyba jakieś porządne upomnienie, bo nie odpowiadał mi na dzień dobry, ale pracy nie stracił.
PWSTE w podkarpackim.
Na pierwszym roku studiów miałam operację kolana (4 więzadła). Gdy mogłam już chodzić o kulach dalej niż do WC to wróciłam na uczelnię, dostałam jednak zwolnienie z WF-u do końca roku. Tak, na niektórych kierunkach jest WF. Po co? Nie wiem. Facet od tego przedmiotu stwierdził, że nie przyjmuje zwolnienia, bo "patrz, ja jestem starszy o 30 lat i chodzę, skaczę, mogę zrobić przewroty i inne ruchy, a ty taka młoda i mi mówisz, że nie możesz chodzić". Nie przeszkadzało mu, że przyszłam o 2 kulach, torbę niosła koleżanka, w zębach miałam zwolnienie, a na nodze stabilizator od pachwiny po kostkę.
Oczywiście sprawa zgłoszona do dziekanatu, koleżanka nosząca mi torbę była jako świadek. Facet dostał chyba jakieś porządne upomnienie, bo nie odpowiadał mi na dzień dobry, ale pracy nie stracił.
PWSTE w podkarpackim.
nauczyciel z powołania
Ocena:
102
(118)
Od pół roku pracuję wożąc ludzi busem, coś jak taxi. Dziennie robię średnio 200 km. Sytuacje, jakie widzę na drogach to koszmar...
Stoję w korku przed czerwonym światłem, przede mną ze 4 auta (przejście dla pieszych z sygnalizacją jest 20 m dalej). Nagle pomiędzy moim busem a autem przede mną przeciska się matka, ciągnąc dziecko za rękę. Odruchowo nacisnęłam klakson, pani z dzieckiem aż podskoczyła, przyspieszyła i, będąc już na drugim pasie, zaczęła coś mówić i gestykulować w moim kierunku. I teraz niech zapali się zielone, kolumna samochodów rusza, a pani z dzieckiem pomiędzy autami. Tak ciężko podejść te 20 metrów i poczekać pół minuty na zmianę świateł?
Na przejście dla pieszych (bez sygnalizacji) wchodzą piesi. Ok, normalna rzecz. Fajnie by jednak było, gdyby wchodząc na przejście, rozejrzeli się, czy są bezpieczni. Niestety większość osób wbija na pasy w słuchawkach lub z telefonem w ręku. Auto nie zatrzyma się ot tak, nawet jeśli jedzie przepisowo, gdy nagle zza zaparkowanego auta wejdzie na jezdnię człowiek ze wzrokiem w telefonie.
Rowerzyści? Pikuś! Moda na hulajnogi to zło. Te gadżety traktowane są jak piesi, a jeżdżą z prędkością nawet 40 km/h. Mają pierwszeństwo na pasach. Taki dzieciak wbija pełną prędkością na pasy, jednocześnie trzymając smartfona w ręku.
Opisy takich sytuacji mogłabym mnożyć w nieskończoność, bo codziennie widzę kilka lub kilkanaście takich akcji.
Wiem, że to Piekielni, a nie portal do żalenia się, ale tu apel do Was. LUDZIE!!! Ogarnijcie się! Trochę wyobraźni, myślenia. Uczcie dzieci, jak się zachować na ulicy. Szanujcie swoje życie i nerwy kierowców.
Stoję w korku przed czerwonym światłem, przede mną ze 4 auta (przejście dla pieszych z sygnalizacją jest 20 m dalej). Nagle pomiędzy moim busem a autem przede mną przeciska się matka, ciągnąc dziecko za rękę. Odruchowo nacisnęłam klakson, pani z dzieckiem aż podskoczyła, przyspieszyła i, będąc już na drugim pasie, zaczęła coś mówić i gestykulować w moim kierunku. I teraz niech zapali się zielone, kolumna samochodów rusza, a pani z dzieckiem pomiędzy autami. Tak ciężko podejść te 20 metrów i poczekać pół minuty na zmianę świateł?
Na przejście dla pieszych (bez sygnalizacji) wchodzą piesi. Ok, normalna rzecz. Fajnie by jednak było, gdyby wchodząc na przejście, rozejrzeli się, czy są bezpieczni. Niestety większość osób wbija na pasy w słuchawkach lub z telefonem w ręku. Auto nie zatrzyma się ot tak, nawet jeśli jedzie przepisowo, gdy nagle zza zaparkowanego auta wejdzie na jezdnię człowiek ze wzrokiem w telefonie.
Rowerzyści? Pikuś! Moda na hulajnogi to zło. Te gadżety traktowane są jak piesi, a jeżdżą z prędkością nawet 40 km/h. Mają pierwszeństwo na pasach. Taki dzieciak wbija pełną prędkością na pasy, jednocześnie trzymając smartfona w ręku.
Opisy takich sytuacji mogłabym mnożyć w nieskończoność, bo codziennie widzę kilka lub kilkanaście takich akcji.
Wiem, że to Piekielni, a nie portal do żalenia się, ale tu apel do Was. LUDZIE!!! Ogarnijcie się! Trochę wyobraźni, myślenia. Uczcie dzieci, jak się zachować na ulicy. Szanujcie swoje życie i nerwy kierowców.
Bezmyślność
Ocena:
136
(150)
zarchiwizowany
Skomentuj
(12)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Siedzę na L4, wszystkie okna w domu uchylone. Na wprost okien plac zabaw i ''siłownia''. Słyszę cienkie głosiki drących się dzieci. Norma. Tyle że po wsłuchaniu się w te głosiki słyszę nagle ''POJE*AŁO CIĘ?!?!?!'' Wyjrzałam zaciekawiona, a tam na siłowni 3 chłopaków lat maksymalnie 10 buja się na sprzętach na zasadzie ''kto mocniej/wyżej''. Dzieci z plecakami, w wieku wczesnoszkolnym drą się na środku osiedla używając wulgaryzmów.
Moja wiara w dzisiejsze pokolenie spada, tyle że to nie wina samych dzieci, a wychowania. Rodzice, litości!
Moja wiara w dzisiejsze pokolenie spada, tyle że to nie wina samych dzieci, a wychowania. Rodzice, litości!
wychowanie
Ocena:
16
(72)
Dwa tygodnie temu przeprowadziłam się za pracą do jednego z większych miast w kraju.
Zamówiłam z allegro suszarkę do włosów. Paczki do rąk nie dostałam - za to dostała ją moja sąsiadka. Listonosz wsadził mi w drzwi niewypełnione awizo z napisem ''mieszkanie 8''.
Skarga poszła, ale widziałam, że nikt się nią nie przejął.
Dla mnie nie jest ważne, czy to suszarka za 100 zł, czy biżuteria za 10000 czy cokolwiek innego. Po to jest adres, żeby dostarczyć paczkę. A jak listonosz minął się z powołaniem, to niech zmieni zawód.
Spodziewam się poleconego listu z sądu. Ciekawe, czy ten też zostanie wciśnięty sąsiadom. Nie mam jak być w domu i czekać na listonosza/kuriera, ponieważ wraz z ukochanym pracujemy. Zadaniem przesyłkonosza jest więc zostawić mi awizo z adresem poczty, na której mogę odebrać list czy paczkę osobiście.
Czy to normalne, że w większych miastach listonosze idą tak na łatwiznę? Na wiosce nie miałam tego problemu. Listonosz zawsze podjechał pod bramę, mimo że mieszkaliśmy na odludziu na końcu wsi.
Zamówiłam z allegro suszarkę do włosów. Paczki do rąk nie dostałam - za to dostała ją moja sąsiadka. Listonosz wsadził mi w drzwi niewypełnione awizo z napisem ''mieszkanie 8''.
Skarga poszła, ale widziałam, że nikt się nią nie przejął.
Dla mnie nie jest ważne, czy to suszarka za 100 zł, czy biżuteria za 10000 czy cokolwiek innego. Po to jest adres, żeby dostarczyć paczkę. A jak listonosz minął się z powołaniem, to niech zmieni zawód.
Spodziewam się poleconego listu z sądu. Ciekawe, czy ten też zostanie wciśnięty sąsiadom. Nie mam jak być w domu i czekać na listonosza/kuriera, ponieważ wraz z ukochanym pracujemy. Zadaniem przesyłkonosza jest więc zostawić mi awizo z adresem poczty, na której mogę odebrać list czy paczkę osobiście.
Czy to normalne, że w większych miastach listonosze idą tak na łatwiznę? Na wiosce nie miałam tego problemu. Listonosz zawsze podjechał pod bramę, mimo że mieszkaliśmy na odludziu na końcu wsi.
poczta
Ocena:
88
(152)
1 2 3 > ostatnia ›
« poprzednia 1 2 3 następna »