Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

z_lasu

Zamieszcza historie od: 2 października 2013 - 16:00
Ostatnio: 8 kwietnia 2024 - 9:09
  • Historii na głównej: 32 z 34
  • Punktów za historie: 10967
  • Komentarzy: 569
  • Punktów za komentarze: 4331
 
zarchiwizowany

#62180

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Lepsze jest wrogiem dobrego... Marzyła nam się zmiana to mamy.
Od jakiegoś czasu współpracujemy z polską firmą X. Ponieważ towar, który tam kupujemy, jedzie dalej za granicę obsługuje nas dział eksportu. Dotychczas obsługiwała nas pani Tamara, Rosjanka z pochodzenia. Łatwo nie było, ale jej polski + mój rosyjski z angielskimi wtrętami i dawało radę. Choć czasem mieliśmy ochotę poprosić o zmianę osoby obsługującej, bo uzgodnienia trochę trwały. Zwłaszcza gdy chodziło o sprawy czysto techniczne.
W ubiegłym tygodniu złożyliśmy kolejne zamówienie. Ale Tamary nie ma w pracy. Nie wiem kiedy wróci. Do obsługi dostaliśmy Kathrin. Nazwisko sugeruje wschodnie pochodzenie. Bardzo wschodnie - Wietnam? Chiny? Od kilku dni próbujemy potwierdzić dostępność towaru, uzgodnić termin dostawy, otrzymać fakturę pro forma i opłacić zamówienie. Na szczęście specyfikacja techniczna standardowa.
Polska jezyka, trudna jezyka... Po angielsku też nie bardzo idzie.
Dzisiaj 17 maili. Udało się potwierdzić dostępność towaru i nawet uzgodnić termin wysyłki. Pod warunkiem opłaty faktury. Ale nie dostaliśmy żadnej prawidłowo wystawionej. Ba, faktura poprawiona przez nas i wysłana do akceptacji wróciła znów źle... Smaczku dodaje fakt, że polska miejscowość w której znajduje się siedziba naszej firmy brzmi jak nazwa zagranicznego miasta. Pani z uporem maniaka poprawia nazwę na fakturze przykładowo zamiast Paryż pisze Paris :)
Jutro kolejna runda. Chyba poproszę o przekierowanie do sprzedaży krajowej. Tamaro wróć...

współpraca handlowa

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 194 (276)
zarchiwizowany

#55314

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Miał być komentarz do historii RedLabel, będzie moja pierwsza :).
Rzecz działa się 2 lata temu, w lutym. Dzieci na feriach. Jedziemy do pracy nieco później niż zazwyczaj. Za kierownicą moja "połówka". Śniegu nie ma, ale na drodze lodowisko - cieniutka, niewidoczna warstwa lodu.
Wyjeżdżamy z podporządkowanej - na drodze w obu kierunkach pusto. 300 metrów dalej już na zjeździe ze sporej górki jest zakręt. Wzdłuż zjazdu z górki pobocza brak, z naszej prawej są metalowe bariery oddzielające drogę od głębokiego jaru w lesie, z lewej chodnik z bardzo wysokim krawężnikiem.
Moje toczy się nie więcej niż 40km/h, przed zakrętem zdejmuje nogę z gazu (zaczyna mnie denerwować). Wchodzi w zakręt i oczom naszym ukazuje się obrazek: pod górkę wjeżdża piaskarka (powinna posypać to miejsce ze 3 godziny wcześniej, ale to szczegół), a w poprzek naszego pasa ruchu, na wysokości piaskarki stoi samochód, w samochodzie kobieta, która zupełnie nie wie co zrobić. Zero możliwości jakiegokolwiek manewru poza ostrym hamowaniem (na lodowisku). "Moje" zaczyna hamować, ale jest tak ślisko, że samochód sunie siłą tej niewielkiej prędkości, którą miał. Zabrakło nam 5-6 cm. Przydzwoniliśmy kobiecie w drzwi. W środku dwoje dzieci - bez fotelików, które ktoś znajomy zaraz zabrał "na wszelki wypadek".
Policja wezwana. My przekonani o własnej niewinności - wszak to kobieta zatarasowała drogę, stworzyła zagrożenie, nie zapanowała nad samochodem. Przyjechał patrol. Pan policjant wysiadając z radiowozu mało nie wywinął orła na oblodzonej jezdni. Po czym wypisał mandat. NAM.
W kodeksie jest zapis odnośnie dostosowania prędkości do warunków jazdy. I nie była ona stosowna, skoro nie mogliśmy ominąć albo zatrzyma się przed niespodziewaną przeszkodą. W rozmowie ze znajomym policjantem okazało się, że gdybyśmy jechali za nią, babka straciła panowanie nad samochodem i wówczas byśmy w nią uderzyli, to prawdopodobnie wina byłaby jej. Ale ona "tylko" stała. Mogło to być dziecko, zwierzę, gałąź z drzewa. Więc powinniśmy jechać z taką prędkością, żeby móc zatrzymać się przed przeszkodą lub ją ominąć.
Mam ciężką nogę, 40km/h to prędkość z którą (dobrowolnie) rzadko jeżdżę, zwłaszcza na trasie, którą znam jak własną kieszeń. Gdyby w naszym aucie konfiguracja kierowca - pasażer była inna boję się pomyśleć, jak by się to skończyło.

z trasy

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 5 (43)

1