Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

zaganiacz1916

Zamieszcza historie od: 22 lipca 2014 - 14:36
Ostatnio: 1 marca 2019 - 13:31
O sobie:

żyję, co już jest niezłym osiągnięciem

  • Historii na głównej: 3 z 3
  • Punktów za historie: 632
  • Komentarzy: 19
  • Punktów za komentarze: 43
 

#84104

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dalsza część mojej historii https://piekielni.pl/81622 po prawie roku.

Praca, którą znalazłem, okazała się... dość nepotyczna. Połączenie korpo z Januszexem. Zwolniono mnie pod pretekstem przywłaszczenia sobie pewnej rzeczy, co oczywiście nie było prawdą, ale przez różne sytuacje, które tam zaistniały, sam miałem ochotę odejść i bez kłótni podpisałem wypowiedzenie bez okresu wypowiedzenia i pożegnałem się z tą firmą. Potem mieliśmy tylko "lekką" wymianę zdań na popularnym portalu z opiniami o pracodawcach, nie obyło się bez telefonu i straszenia prawnikami, bym usunął wystawioną opinię... :)

Po zwolnieniu musiałem brać cokolwiek, tak że odwiedziłem wszystkie okoliczne stacje benzynowe, sklepy... i trafiłem do sklepu meblowego. Na dwa dni. Po dwóch dniach ciężkiej pracy przy noszeniu i skręcaniu mebli (serio się umordowałem) usłyszałem, że jestem mało ambitny. Znowu! (odsyłam do poprzedniej części). Wywiązał się taki oto dialog:

[Kierownik] - To nie będzie miało sensu.
[Ja] - Dlaczego?
[K] - Jesteś mało ambitny.
[J] - W salonie z meblami?
[K] - No, bo jak wszystko zrobicie, to tak stoisz bez celu.
[J] - To mam udawać, że coś robię i kręcić się w kółko?
[K] - Byłoby lepiej.

Aha, podziękowałem.

Potem znalazłem się na budowie, jako pomocnik w wykończeniach. Trochę się na tym znam, z racji, że sam wykańczałem swój dom w dużej mierze i szło mi to całkiem dobrze. Jednak po dwóch dniach kierownik zarządził miesięczny urlop (niepłatny) dla wszystkich. Z racji, że pieniądze są mi tak jakby potrzebne do życia - szukałem nowej pracy. Tak trafiłem do... wylęgarni drobiu.

O wylęgarni można byłoby napisać oddzielną historię - pracowałem tam niecałe 3 miesiące - blisko domu i brak innych perspektyw mnie do tego skłoniły.

Oddzielałem małe kurczaki według płci, przygotowywałem szczepionki, szczepiłem je. Praca była dość ciężka wbrew pozorom, po 10-14 godzin dziennie. Nigdy nie wiedziałem, kiedy skończę, czasami trzeba było być w pracy na 3 w nocy, by pracować do 19. Jednak najgorsze było to, że pracownicy byli tam podzieleni na dwa obozy. Firma, która dysponowała całym budynkiem i miała swoich pracowników i my, firma zewnętrzna, która zajmowała się szczepieniami. Tamci robili wszystko, by podkładać nam kłody pod nogi.

Cokolwiek by się nie stało, np. z powodu braku odpowiedniego składnika przygotowanie szczepionki odbyło się 5 minut później - skarga do kierownika. Naszego. Oni mieli swojego, który za to był osobą takiego typu, że nie mając papieru toaletowego tylko ręcznik papierowy, nie użyłby go po wiadomej czynności, bo nie służy do tego. Straszny służbista.

Koniec końców, wszyscy bali się o wypłacalność, tak że zwolniłem się, mając w zanadrzu kolejną pracę...

Dla komentujących poprzednią historię - zrezygnowałem z domu na wsi - zostawiłem go, niech się z nim dzieje, co chce. Przeprowadziliśmy się do Większego Miasta Dalej - tego z poprzedniej historii. Jednak chyba jestem ambitny. Mam pracę w tym mieście, całkiem niezłą. Pracuję tu od około 4 miesięcy i na tę chwilę jest dobrze. Mam nadzieję, że nie będę musiał pisać o niej historii... :)

P.S. Po wypełnieniu obowiązków mam i chwilę na przejrzenie Piekielnych. :) Pozdrawiam serdecznie oraz życzę, byście znaleźli pracę, która spełni wasze oczekiwania. Zarówno finansowe, jak i życiowe. Niech mile połechta waszą ambicję, a co! :)

praca Większe Miasto Dalej szukanie pracy

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 57 (119)

#81622

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Do tej pory, prócz wstawionej dawnej historii, byłem raczej biernym użytkownikiem tej strony. Czytałem historie, ale nie komentowałem, nie oceniałem. Jednak od dłuższego czasu chodzi mi po głowie pomysł dodania opisu swoich niedawnych przeżyć. To zaczynajmy:

Opiszę wam moje przeboje z poszukiwaniem pracy.

Po trzech latach pracy w pewnej korporacji w stolicy pomyślałem, że pora to zmienić. Miałem dosyć dojeżdżania do pracy 2,5 godziny w jedną stronę, co niestety zabierało mi 5 godzin dziennie. Przeprowadzka do stolicy nie wchodziła w grę - świeżo zbudowany mały domek na wsi, nad rzeką.

Na popularnym portalu z ogłoszeniami znalazłem ofertę pracy. Odpowiedziałem, zaproszono mnie na rozmowę, praca ok. 35 km ode mnie, prawko mam - czemu nie! Pieniądze trochę mniejsze, ale firma mała, rodzinna - to coś, czego chciałem - nie ma wyścigu korposzczurów tylko każdy odpowiada za swoje zadania, jest ceniony i szanowany.

Złożyłem wypowiedzenie i po kilku nieprzyjemnych spięć z byłym kierownikiem - uwolniłem się. W nowej pracy miałem być zatrudniony jako jedyny na dane stanowisko. Jednak zatrudniono drugą osobę - studenta mieszkającego z rodzicami, który był szczęśliwy z wypłaty, mimo, że dostawał 2 razy mniej niż ja.
Umowę o pracę podpisaliśmy na okres próbny - dwa miesiące. Jak możecie zgadnąć, nie przedłużyli mi jej - nie trudno się było domyśleć, że lepiej było zostawić tańszego, który odwali moją część roboty, a i tak będzie zadowolony.

No cóż... ich dobrą wolą było to, że mogę u nich pracować, póki czegoś nie znajdę. Ewentualnie u ich znajomych potrzebują kogoś do pracy. Nie cierpię litości, więc czym prędzej po zakończeniu okresu umowy pojechałem do owych znajomych szefa. Plusem było to, że tylko 10 km od mojego domu. I tu się zaczyna karuzela. Wytrzymałem tam dwa dni.

Obiecane warunki: praca 7-21, co drugi dzień, 3000 na rękę, umowa o pracę.
Realne warunki: praca 7-23/24, co drugi dzień, chyba, że zmiennik zachoruje lub weźmie urlop, wtedy codziennie, 100 zł/dzień, brak jakiejkolwiek umowy.
Minęły 3 miesiące, nadal ciągle odświeżają ogłoszenie na stronie z ofertami pracy :)

Podziękowałem i cóż, wyruszyłem szukać szczęścia w stolicy, zrezygnowany - nie łudząc się już, że mogę mieć dobrą pracę niedaleko domu.

I tak trafiłem do jednej firmy, gdzie miałem być pracownikiem biurowym co następnego dnia przekształciło się w agresywnego sprzedawcę inwestycji. Podziękowałem.

Później trafiłem do firmy w ścisłym centrum Warszawy, na ulicy Emilii Plater.
- Będzie pan pracownikiem biurowym.
- Hm, super. Co będę miał robić?
- Zobaczy pan w następnych dniach szkolenia.

OK, nie mam wyjścia, może rzeczywiście to będzie coś dobrego... Kupiłem miesięczny na pociąg, kartę miejską i jeździłem tam 10 dni. Podpisałem umowę zlecenie, nie czytając jej. Uprzedzając wasze komentarze - wiem, to najgorsze co mogłem zrobić, ale uwierzcie, w mojej sytuacji gdzie mam na utrzymaniu dwie osoby i siebie, byłem bardzo zdesperowany. Oczywiście nie chcieli mi powiedzieć ile będę zarabiał. Ok, mówili żebym się nie martwił, że firma nie pozwoli bym zginął z głodu. O, ja naiwny!

Byłem w potrzasku, zostać czy uciekać? Wtem zadzwonił do mnie telefon. Z zaproszeniem na rozmowę o pracę. W miasteczku niedaleko mojego domu. Pojechałem, super, kasa w porządku, wiem co mam robić. Ok, zaczynamy od poniedziałku. Pojechałem więc na Emilii Plater by się pożegnać, zdezaktywować kartę miejską i oddać bilet na pociąg. Tak wywiązała się rozmowa(?):
[J] - Ja, [K] - Kierowniczka.

[J] - Rezygnuję, jednak nie będę u was pracować.
[K] - Nie no co ty, co ty gadasz tu jest fajnie. Choć pokaże ci fajny filmik z naszego wyjazdu na narty.
[J] - Eee, po co?

Włączyła. 10 minut patrzenia na ujęcia sklepów typu Gucci, Versace itp.

Po projekcji:
[J] - Ile właściwie osób będzie pracować na moim miejscu?
[K] - Yyy... 50? (tutaj przynajmniej nie kłamała).
[J] - No właśnie, a na filmiku widzę tylko 4 osoby, całe szefostwo. Właśnie pokazałaś mi na co będę pracował?
[K] - Hahahaha (miała bardzo charakterystyczny śmiech) - Nie, hahaha, poczekaj.

Przyniosła mi drogie perfumy, zegarki itp.

[K] - Zobacz, ładne co nie?
[J] - Yyy, no tak, ale jaki to ma związek ze mną?
[K] - Jeśli będziesz u nas pracować, będziesz mógł sobie takie kupić.

Myślałem, że buchnę śmiechem. Poczułem się jak Jezus na pustyni.
Powiedziałem tylko, że muszę wyjść i bez czekania na odpowiedź wyszedłem.

Po kilku dniach dostałem wypowiedzenie umowy i umowę pocztą. A w umowie zapis:

"Wynagrodzenie tylko i wyłącznie prowizyjne..." - Aha, takie buty. Dalej było lepiej. "Jeśli klient zrezygnuje ze sprzedanego mu ubezpieczenia w ciągu 62 dni, pracownik jest zobowiązany do zwrotu otrzymanej prowizji..." - Czyli musiałbym oddać część wypłaty sprzed dwóch miesięcy jeśli ktoś się rozmyśli, no super.

Wróćmy do tematu: W firmie, która jest w miasteczku nieopodal mojego domu pracowałem tydzień, dostałem umowę zlecenie. Ostatniego dnia wywiązała się rozmowa:
[J] - Ja, [W] - Właściciel.

[J] - Proszę pana, co z jutrem? Jak pan zapewne wie, kończy mi się dzisiaj umowa...
[W] - Dobrze, że pan sam zapytał, nie miałem serca zacząć tej rozmowy.
[J] - ???
[W] - Jednak nie przedłużamy z panem umowy. Powód wolałbym zostawić dla siebie.
[J] - Szanuję pana zdanie, jednak chciałbym wiedzieć, dlaczego.
[W] - Wie pan, uznaliśmy, że nie mierzy pan zbyt wysoko.
[J] - Nie rozumiem, na jakiej podstawie pan to stwierdził?
[W] - Żona spytała pana, czy jakbyśmy otwierali nowe biuro w Większym Mieście Trochę Dalej, to czy chciałby pan tam pracować, a pan odpowiedział, że nie. Powiedział pan, że wolałby pan w Mniejszym Mieście Tutaj.
[J] - Owszem, powiedziałem, że wolałbym tutaj, bo jest o wiele bliżej. Ale powiedziałem również, że jeśli trzeba by było przenieść się tam, to nie byłoby najmniejszego problemu.
[W] - No tak, ale najpierw pan powiedział, że woli pan tutaj, czyli nie chce się pan rozwijać, a my potrzebujemy kogoś kto chce się rozwijać, a nie zamykać w małym miasteczku.
[J] - Aha.
[W] - Ale wie pan, ja nie jestem pewien, że to dobra decyzja. No, że pana zwalniamy. My sprawdzimy sobie jeszcze ze dwie osoby i dopiero jak one nie będą się nadawać, to ja do Pana zadzwonię, czy już pan znalazł pracę, to ewentualnie weźmiemy pana znowu. Dobrze?
[J] - Dobrze.

Jedyne co udało mi się wydusić to "Do widzenia". Z utęsknieniem czekam na ten telefon, by powiedzieć im, że jednak mierzę trochę wyżej niż praca w małym saloniku...

Koniec końców udało mi się znaleźć dobrą pracę. Jestem z niej zadowolony.

Dziękuję za wytrwałość :)

praca szukanie pracy

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 174 (202)

#61037

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pewien czas temu miałem wątpliwą przyjemność pracować w pewnej firmie w Warszawie, bardzo mało znanej, pochodzącej ze Szwajcarii, która w kilku europejskich krajach miała swoje oddziały pracowników, którzy "oferowali" produkty owej firmy przez telefon. Wiadomo jak w Polsce odbieramy sprzedaż telefoniczną. Tym bardziej nachalną sprzedaż. Wielu z nas nie lubi swojej pracy ale za coś trzeba żyć, czynsz sam sie nie opłaci, rachunki też, a i zjeść coś by się czasem przydało. Na początku miało być cudownie - stawka 14 zł za godzinę plus atrakcyjny system prowizyjny, elastyczny grafik - praca idealna dla osób, którzy potrzebują "dorobić" lub dla studentów, uczniów. Wszystko idealnie... ale...

Wspomniana firma "W..." produkuje narzędzia codziennego użytku, tj. maszynki do golenia, bielizna oraz biżuteria. Szwajcarska jakość, "Słyszał Pan na pewno o szwajcarskich zegarkach, szwajcarzy wszystko produkują z taką dokładnością". Szkoda tylko, że skrypt nie informował, że w przypadku maszynek ostrze było z Chin a rączka z Tajwanu. Biżuteria z typu tanich błyskotek dołączanych do magazynów dla gimnazjalistek a "bawełniana" bielizna była w 70% z poliestru. Lecz nie o to mi chodzi w tej historii.

Kto pracował w call-center wie, że jest ktoś taki jak lider grupy, wie co to są couchingi - w tej firmie couching wyglądał mniej więcej w stylu "do niczego się nie nadajesz, najlepiej zrezygnuj z pracy".

Dojeżdżałem codziennie do pracy, dojazd zajmował mi około 3 godzin, czasem tylko po to by po dwóch godzinach pracy usłyszeć, że mam się wylogować, bo mam zbyt mało sprzedaży i nic nie obchodziło ich to, że dłuzej zajmuje mi dojazd do pracy niż sama praca.

Nie mieli serca. Kazali wciskać starszym paniom, biednym babciom te produkty, które nie nadawały się do niczego. Po co 80-letniej babci maszynka do golenia albo biżuteria? Ano może dać wnuczce albo wnukowi. Przy każdej sprzedaży trzeba było brać numer PESEL. Rzekomo, by nie było problemów z przesyłką i w celu weryfikacji tożsamości. No tak, zakup maszynki rzeczywiście jest rzeczą tak ściśle tajną, wręcz wojskową tajemnicą objęty i bez numeru PESEL nie wyślemy produktu. No, przesyłka przychodzi aż ze Szwajcarii, proszę pani. Agent celny musi znać pani pesel. Szkoda tylko, że przesyłka ma adres nadawcy umiejscowiony w Holandii, a tak na prawdę to jest wysyłana z Polski, a koszt przesyłki to opłata zryczałtowana, nie ważne czy ktoś mieszka w Suwałkach czy w Bystrzycy Kłodzkiej - zapłaci tyle samo.

Okłamywanie i naciąganie starszych ludzi Ci wspaniali liderzy nazywają tak nowocześnie "Walka z Obiekcjami". Jedną opozycją do rezygnacji z bielizny (w przypadku kobiet) była "Będzie Pani świetnie wyglądała u lekarza w niej!" - no wręcz cudownie!

I teraz punkt kulminacyjny. Pierwsza paczka jest "bezpłatna". Klient płaci tylko za koszt przesyłki pocztowej natomiast ma 2 tygodnie na przetestowanie i "zadecydowanie" o dalszych przesyłkach. Nie jest informowany, że aby zrezygnować musi zadzwonić, tylko ma wrażenie, że musi zadzwonić, jeśli będzie chciał. Ma 2 tygodnie na decyzję... Paczka idzie do klienta 3 tygodnie od rozmowy... :)

Wiadomo - każda firma musi zdobywać klientów. Jednak należy być uczciwym i w uczciwy sposób przedstawić swoją ofertę i pozwolić z niej skorzystać a nie informować o tym i ewentualnie łaskawie pozwolić zdecydować. Tym bardziej produkt musi być odpowiedni - wart swojej ceny i grupa docelowa również powinna być odpowiednia. Producenci alkoholu nie kierują go do 3-4 latków, a producenci smoczków nie kierują ich do dorosłych. Natomiast ta firma nie przejmowała się tym, że telefony stacjonarne w dzisiejszych czasach mają z reguły ludzie starsi.

Jednym z powodem mojego karnego couchingu było to, że za bardzo informowałem o możliwości rezygnacji. Ja po prostu mówiłem jak jest i niczego nie ukrywałem. Dlatego miałem mało sprzedaży, bo jeżeli człowiek mnie o coś pytał, odpowiadałem mu zgodnie z prawdą. Czyli łamałem główną zasadę pracy w call center.

Przestrzegam - jeżeli do was, lub do waszych rodziców, dziadków, cioci, wujka, zadzwoni ktoś z ofertą wspaniałych maszynek do golenia, cudownej bawełniano-elastycznej bielizny na wizyty do lekarza lub gimbusiarskich błyskotek jedynie w cenie przesyłki pocztowej - mówcie NIE!

Wiele osób wpadło w ciężkie tarapaty przez tę firmę, w szczególności starsi ludzie, babcie, które chciały sprawić prezent komuś bliskiemu, żony, które przypomniały sobie, że niedługo imieniny męża i przydałaby się mu maszynka, mężowie i ojcowie, którzy kupili biżuterię "imitującą srebro z kamieniami szlachetnymi typu plastik" dla swoich żon lub córek, a potem... dostawali na siłę przesyłki w niebagatelnych kwotach co 2 miesiące. Przynajmniej dokładnie nie to samo - w różnych kolorach, a w przypadku maszynek 10 wkładów wymiennych. Po co dostawać co 2 miesiące 10 wkładów, skoro konsultant ma zachwalać, że jeden wkład starcza na dwa miesiące golenia? A gdy ktoś chciał zrezygnować zostawała mu droga sądowa.

Proszę was, pilnujcie by nikt w waszej rodzinie lub wśród znajomych nie dał się nabrać na te oszustwa. Mówi wam to były pracownik tej firmy. Ja sam mam niestety na swoim koncie trochę sprzedaży i zdaje sobie sprawę, że mogłem wpędzić w kłopoty wiele rodzin. Jednak starałem się delikatnie sugerować, że te rzeczy są do dupy.

Zdobywanie klientów w taki sposób jest niemoralne i nieetyczne. Nie ma klientów na siłę. Lecz na tym głównie opiera się telemarketing. Niestety...

call_center

Skomentuj (48) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 322 (390)

1