Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Działo się to w Listopadzie 1993, w instytucji pod tytułem szpital górniczy w Jastrzębiu Zdroju.

Moja mama trafiła do szpitala tego będąc w ciąży. Co było przyczyną, nie powiedziała. W każdym razie, w czasie pobytu w instytucji owej, zebrało się nad mamą konsylium. Dlaczego, już wyjaśniam.

Otóż dwoje lekarzy mamę badało. Po otrzymaniu wyników stanęli nad nią, i zaczęli przekazywać wieści, w jakże delikatny sposób.
- Ciąża jest martwa. - oznajmił pan doktor, z relacji mamy bardzo opryskliwym tonem.
- Bez dwóch zdań - pani doktorka, starsza wiekiem - ale pani się nie martwi. Najwyżej pani sobie wstydu oszczędzi. Takie nieślubne dziecko, co ludzie pomyślą? (mama wyszła za ojca dopiero w '98 roku)
- Jutro będzie pani miała zabieg usunięcia martwego płodu, do widzenia - to mówiąc wyszli, zostawiając moją matkę bladą i na skraju histerii.

Na następny dzień do mamy przyszedł kolejny lekarz. Trzeci. Ten jednak zalecił USG.
Doktor wykonujący badanie za głowę się złapał.
- Jaka martwa ciąża!? Przecież widać że żyje. Serce bije! - tutaj dał mojej zszokowanej mamie do posłuchania bicia serca. Obiecał, że opieprzy tych lekarzy co postawili tak błędną diagnozę.
Po kilku godzinach nad mamą debatował ordynator i co najmniej pięciu lekarzy ginekologów, a pan doktor i pani doktorka aż się tam ze sobą pokłócili.

Do żadnych wniosków nie doszli, i mama została wypisana po dwóch dniach. Parka lekarzy którzy na początku stwierdzili że to martwa ciąża więcej już mamie nawet w oczy nie patrzała.
Urodziłam się sześć miesięcy później, w Katowicach. Cała i zdrowa.
Nadal nie umiem ogarnąć tego, że tak de facto życie zawdzięczam temu jednemu badaniu USG.

służba zdrowia

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 596 (676)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…