Czytając historię Marizel o „zakoszeniu” terminala przypomniała mi się moja sytuacja. Nie ma ona wiele wspólnego z piekielnością – jest zabawna, ale myślę, że mogę ją tutaj przytoczyć.
Kiedy jeszcze studiowałam w Krakowie, dojeżdżałam na uczelnię autobusem. Pewnego pięknego dnia w godzinach południowych czekałyśmy z koleżanką na autobus, zagadane, zakręcone, śmiechy - chichy. Takie szczebiotki. Toteż kiedy podjechał autobus nie przerwałyśmy naszej konwersacji i wsiadłyśmy. Autobus "przegubowiec", pełen ludzi :-) zauważyłam kawałek miejsca i postanowiłam tam stanąć, koleżanka poszła za mną.
Jak to w autobusie – kiedy ruszy, lepiej się czegoś trzymać, więc niewiele myśląc, zagadana, chwyciłam się rurki poniżej dłoni jakiegoś chłopaczka i rozmawiam dalej odwrócona do niego bokiem. Ale coś mnie tknęło kiedy kątem oka zauważyłam, że ludzie w autobusie mają dość rozbawione miny, co niektórzy wręcz się śmieją, a koleżanka stoi i się na mnie patrzy nic nie mówiąc, a na jej twarzy zaczyna się pojawiać coraz szerszy uśmiech, a w oczach łzy. Postanowiłam się dyskretnie rozejrzeć, ale jakież było moje zdziwienie kiedy okazało się, że ten ogólny ubaw wywołałam ja sama.
Myśląc, że trzymam się rurki – stałam i twardo trzymałam się, ale... KIJKA OD MOPA, który stał w nowiuteńkim wiaderku zapewne zakupionym przed chwilą przez owego chłopaczka.
Dobrze, że autobus nie zdążył jeszcze ruszyć, bo pewnie długo bym się na tym kiju nie utrzymała :-)
Kiedy jeszcze studiowałam w Krakowie, dojeżdżałam na uczelnię autobusem. Pewnego pięknego dnia w godzinach południowych czekałyśmy z koleżanką na autobus, zagadane, zakręcone, śmiechy - chichy. Takie szczebiotki. Toteż kiedy podjechał autobus nie przerwałyśmy naszej konwersacji i wsiadłyśmy. Autobus "przegubowiec", pełen ludzi :-) zauważyłam kawałek miejsca i postanowiłam tam stanąć, koleżanka poszła za mną.
Jak to w autobusie – kiedy ruszy, lepiej się czegoś trzymać, więc niewiele myśląc, zagadana, chwyciłam się rurki poniżej dłoni jakiegoś chłopaczka i rozmawiam dalej odwrócona do niego bokiem. Ale coś mnie tknęło kiedy kątem oka zauważyłam, że ludzie w autobusie mają dość rozbawione miny, co niektórzy wręcz się śmieją, a koleżanka stoi i się na mnie patrzy nic nie mówiąc, a na jej twarzy zaczyna się pojawiać coraz szerszy uśmiech, a w oczach łzy. Postanowiłam się dyskretnie rozejrzeć, ale jakież było moje zdziwienie kiedy okazało się, że ten ogólny ubaw wywołałam ja sama.
Myśląc, że trzymam się rurki – stałam i twardo trzymałam się, ale... KIJKA OD MOPA, który stał w nowiuteńkim wiaderku zapewne zakupionym przed chwilą przez owego chłopaczka.
Dobrze, że autobus nie zdążył jeszcze ruszyć, bo pewnie długo bym się na tym kiju nie utrzymała :-)
MPK Kraków
Ocena:
637
(771)
Komentarze