Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#17500

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna historia związana ze służbą zdrowia (chyba tam piekielne sytuacje zdarzają się najczęściej).

Po operacji przebywałam dłuższy czas w jednym z łódzkich szpitali. Cała w wenflonach, bo mam problemy z żyłami żeby się wkłuć (pękają). Na opiekę nie miałam co narzekać, wszystko cud miód i orzeszki - jak nie w polskim szpitalu. Oczywiście do czasu.

Sytuacja miała miejsce kiedy był mój wielki dzień wyjścia do domu. Poszłam do zabiegowego, miłe pielęgniarki powyciągały cierpliwie wszystkie wenflony i znowu mogłam się ruszać jak człowiek :) Moja mama przyszła mnie odebrać, ale miałyśmy jeszcze czekać na sali na wypis.

Siedzimy, czekamy, przychodzi pielęgniarka... ze sprzętem do pobierania krwi i mówi, że musi KONIECZNIE pobrać. Ja na to, że to jakaś pomyłka, bo zaraz wychodzę, w dodatku parę minut temu mi wszystkie wenflony pozdejmowali. Ale ona się uparła, że MUSI być i już.

Cóż - pomyślałam, że pewnie jakieś dodatkowe badania, to dla mojego dobra i w ogóle. Nadstawiam rękę, cóż innego robić. Lewa ręka, próba pierwsza - żyła poszła. Próba druga - to samo. Próba trzecia (najbardziej bolesna) - to samo. Ręka zrobiła się cała fioletowa i boli cholernie, pielęgniarka mówi, że nic mi nie będzie i... bierze się za prawą rękę. Próba pierwsza - żyła pęknięta, krwi w strzykawce ani kropli. Ja już porządnie zirytowana mówię, żeby kto inny mi pobrał. Pielęgniarka niechętnie idzie.

Za chwilę przychodzi młody pielęgniarz, wyglądał na praktykanta. Ogólnie miły i sympatyczny, dałam mu się wkłuć 3 razy, żyły rzecz jasna popękały, ale za trzecim razem uciągnął pół strzykawki. Ja już zadowolona, że te cierpienia się skończyły, ale gdzie tam... Wpada pielęgniarka i mówi, że za mało i potrzeba jeszcze drugie tyle! Ten młody powiedział, że on już nie da rady i poszedł.

Ja już zielona z tego wszystkiego i ledwo się trzymam na nogach. Cały czas się zastanawiam jakie to badania, że aż tyle krwi trzeba, pielęgniarka w końcu ani razu nie powiedziała. Pytam ją i co się okazuje? Że to potrzebne na PRYWATNE badania jednego z lekarzy, który pisze książkę na temat choroby, którą na nieszczęście przechodziłam - i od każdego pobierają krew bez jego wiedzy, żeby lekarz mógł sobie tą książkę napisać i badania jakieś własne przeprowadzić.

W tym miejscu się oburzyłam, że przecież powinni chociaż zapytać o zgodę, a nie widząc w jakim jestem stanie, to jeszcze na siłę ciągnąć. Powiedziałam, że skoro nic nie podpisywałam, to odmawiam, a na to pielęgniarka, że ją to nie obchodzi, bo ów lekarz wydał takie polecenie i ona MUSI wykonywać polecenia. Kazała przyjść do zabiegowego, żeby mnie inne pielęgniarki przytrzymały, to pobierze spod kolana...

Razem z mamą popatrzyłyśmy na siebie przez chwilę i... w nogi. Autentycznie zwiałyśmy z tego szpitala i sama się dziwiłam, że jestem w stanie tak szybko popylać po operacji. A wypis przyszedł pocztą tydzień później na domowy adres. Czy lekarz wydał książkę nie wiem - w każdym razie zapewne sporo lekarzy ze szpitali stosuje takie praktyki.

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 539 (595)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…