Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#18248

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wszyscy, którzy mnie znają, wiedzą, że od zawsze kocham zwierzęta. Obecnie mam 11 kotów, 2 psy, 2 myszoskoczki i akwarium z rybkami (planuję więcej). Teraz mogę sobie na to pozwolić i nikogo o zdanie nie pytać, ale nie zawsze mogło tak być.

Historia miała miejsce, kiedy miałam 12-13 lat, a więc kawał czasu temu :) Posiadałam wtedy dwie kotki - jedną wysterylizowaną, a drugą nie (przybłąkała się, więc ją przygarnęliśmy - chciałam ją wysterylizować ale wszyscy uznali, że może później, że szkoda pieniędzy, a ja własnych nie miałam). Problem pojawił się w momencie, gdy na świecie pojawiły się małe kotki. Pech chciał, że było ich aż 5.

Tu dała znać o sobie piekielność mojej babci, która stwierdziła, że żadnych kotów więcej być nie może i trzeba się ich pozbyć. To jeszcze byłam w stanie zrozumieć, chociaż było mi przykro - wiadomo. Jednak babcia wymyśliła również cudowny pomysł JAK się ich pozbyć. Otóż, w żadnym wypadku nie w humanitarny sposób (czyli uśpić u weterynarza), tylko... ja miałam je utopić. Argumentowała to po pierwsze kosztami (Płacić za uśpienie? Jeszcze czego!), a po drugie mówiła coś o nauczeniu się odpowiedzialności (Chciało się kota, to trzeba ponosić konsekwencje, czy coś w tym stylu).

Osobiście przeżyłam traumę. Kazać 12-letniemu dziecku topić własnoręcznie 5 małych kociąt to dla mnie nie do pojęcia. W dodatku pod nieobecność rodziców naszykowała mi już wiaderko z wodą i naśmiewała się z mojej wrażliwości. Ja byłam w szoku, nie wiedziałam co zrobić i gdzie się podziać, a uraz został mi do dnia dzisiejszego - zapewne nikt o tym nawet nie wie.

Całe szczęście, pomysł babci nie doszedł do skutku za sprawą mojej rodzicielki, która jako jedyna miała na tyle zdrowego rozsądku, żeby uznać go za poroniony. Babci się dostała pokaźna awantura (ale się w ogóle nie przejęła, "no bo nic wielkiego się przecież nie stało!"), a kociaki wziął mój ojciec i zawiózł do weterynarza (i tak płakałam potem jak bóbr, jak to dziecko - szkoda mi ich było i tyle...).

Dlatego, drodzy rodzice i dziadkowie - jeśli przyjdzie wam do głowy równie cudowny i niezawodny sposób na uczenie dziecka odpowiedzialności, to najpierw weźcie jakieś ciężkie narzędzie i walnijcie się z całej siły w łeb. Na pewno lepsze to niż zgadzać się na zwierzaka, a jak pojawi się "problem", to zwalać całą winę na dziecko. Dzieci jak to dzieci - każde chce mieć jakieś zwierzątko, ale prawda jest taka, że odpowiedzialność za to powinni brać opiekunowie.

Skomentuj (52) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 448 (596)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…