Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#19461

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Było to za czasów mojej podstawówki. Nie pamiętam, do której klasy chodziłam, ale coś pomiędzy szóstą a ósmą (stary system, ominęłam gimnazjum o rok). Były wtedy popularne tak zwane "opływówki". Jak ktoś nie wie, co to takiego, to takie błyszczące, obcisłe getry, coś jak legginsy. Nosiło się je do dłuższych bluzek, dokładnie jak dzisiejsze legginsy.

Miałam lekcję w-fu. Moje opływówki zostawiłam w szatni na moim plecaku, na lekcję założyłam krótkie spodenki. Szatnia była zaraz przy dużym korytarzu, gdzie były też drzwi do klas i toalet. Za szatnią sala gimnastyczna. Po skończonej lekcji szukam mojej dolnej części garderoby i nigdzie jej nie ma. Szukam po całej szatni. Koleżanki zdążyły się ubrać i wyjść. A moich getrów jak nie było, tak nie ma. Szukam jeszcze raz, sprawdzam pod materacami, za grzejnikami, wszędzie, gdzie się da. No, nie ma.

Nie zgadniecie, co się z nimi stało.
Po kilku minutach do szatni wpadła moja koleżanka i pyta, jakiego koloru one były.
- Czarne.
- To chodź, bo woźna myje podłogę jakimiś getrami.

Wyszłam na korytarz, a moja szczęka mało nie sięgnęła posadzki.
Tak. Woźna myła podłogę moimi opływówkami naciągniętymi na miotłę... Podeszłam do niej i mówię, że to moje.
- Oj, nie wiedziałam. Leżały tak na korytarzu, to wzięłam.

Dlaczego leżały na korytarzu? Ano mogę się tylko domyślać. Do szatni miały dostęp młodsze dzieci z klas od 1-3 (od 4-8 uczyły się w innej części szkoły, ale sala gimnastyczna była właśnie w części najmłodszych klas), któreś najwyraźniej weszło i zrobiło mi głupi kawał, wywalając część mojego odzienia na korytarz. Zastanawiam się tylko, co musiała mieć w głowie woźna, że zrobiła sobie z moich getrów szmatę do podłogi... Wracałam oczywiście do domu w mokrych i brudnych getrach. Dobrze, że były czarne, to przynajmniej nie było mocno widać.

szkoła podstawowa

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 514 (620)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…