Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#20685

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Kilka lat temu, gdy byłam jeszcze niepełnoletnia przebywałam w rodzinie zastępczej. Powód nie jest ważny - ważne jest, że rodzinka (pani + syn + córka) była bardzo piekielna.

Pewnego razu musiałyśmy - ja, pani S. i jej córka - pojechać do Stolycy. Mieszkamy w mieście oddalonym od niej o jakieś 300 km, wobec tego pojechałyśmy pociągiem. Ja miałam odwiedzić 70-letnią ciotkę, pani S. z córką załatwić jakieś tam inne sprawy.

Rozstajemy się przy dworcu, pani S. wciska mi 5 zł na przejazd i znika. I pierwsze WTF - jak ja mam za te 5 zł przejechać metrem, potem jednym autobusem, potem kolejnym do innego miasta? Dwa razy, bo przecież muszę mieć na powrót.

Dobra, pożyczę od ciotki, chociaż kobiecina utrzymuje się z renty i szkoda mi od niej brać jakiekolwiek pieniądze. Jadę do ciotki, wszystko jest ok, dopóki nie dzwoni pani S. Miałyśmy się spotkać o bodajże dwudziestej, a ona mi mówi, że to nieaktualne bo ONA JEST W DOMU (300 km dalej), bo jej córka zaczęła się dusić (!) i ona szybko wsiadła do pociągu i pojechały.

Powiedzcie mi - dusi się wam dziecko, co robicie:
a. idziecie do lekarza
b. wzywacie pogotowie
c. wsadzacie je do dusznego pociągu na kilka godzin?

W każdym razie - zostałam praktycznie sama, z 1,50 zł w gotówce, 300 km od domu. Moja opiekunka nie wykazała najmniejszego zainteresowania tym jak wrócę (możecie w to nie wierzyć, ale taka jest prawda, kobieta olewała mnie ciepłym moczem). W końcu transport zorganizowała mi matka mojej przyjaciółki.

Co zrobiła moja opiekunka po tym, jak się o tym dowiedziała? Gadała godzinę matce mojej przyjaciółki, jakim jestem patologicznym dzieckiem, żeby sobie tamta nie pomyślała, że cokolwiek było JEJ winą.

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 912 (970)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…