Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#22323

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Jeszcze trochę posmucę o piekielnych pacjentach, którzy mają pomysły na upiększenie swej powłoki cielesnej.
Niekiedy celowo, częściej po prostu przypadkiem...

Nietypowy wisielec na początek.

Wezwanie na wieś - dzwoni dziewczyna, zapłakana, przerażona, krzyczy. Jej małżonek się właśnie powiesił!
Dyspozytorka próbuje się dowiedzieć czegoś o stanie poszkodowanego - bezskutecznie. Ledwie zbiera dane adresowe. Przy próbie polecenia odcięcia wisielca, wzywająca rzuca słuchawką.
No to ognia!
Dojechaliśmy naprawdę szybko. Jak to w takich wypadkach, pełny sprzęt w łapki i biegiem do chałupy. Wpadamy do pokoju, na środku stoi szlochająca niewiasta. Pytamy, gdzie wisi, gdzie ten samobójca??!!
Nie odpowiada, pokazuje tylko ręką najpierw jeden, potem drugi pokój....
Co jest? Wisi w kilku miejscach??? Ciekawy koleś...
Na szczęście nasze rozterki rozwiewa sam zainteresowany: z pokoju wypada gość koło trzydziestki, wyraźnie podniecony ruchowo, siny na obliczu jak tureckie jeansy po praniu. Mija nas pełnym galopem i wydając z siebie odgłos zepsutego parowozu biega po pokoju dookoła zespołu. Nie powiem, jak na wisielca dość mobilna jednostka...
Udaje nam się go osadzić w miejscu.
Stwierdzamy, że w chwili desperacji, facet zacisnął sobie na szyi opaskę mocującą np. do kołpaków, taką plastikową, w jodełkę, która łatwo się zaciska, ale za nic nie chce puścić...
Nóż. Precyzyjne cięcie. Świst nabieranego pełną piersią oddechu. Kuuuuu....waaaaa... wypowiedziane z ulgą. I to nie przez pacjenta....
Koniec końców pojechał z nami i z niebieskimi do psychiatryka, tłumaczyć się z szaleństwa.

Z innej beczki:
Szpitalny Ratunkowy. Noc z soboty na niedzielę. Piąta rano.
To ewidentnie psia wachta. Zwłaszcza przy dyżurze weekendowym, gdzie połowa miasta choruje właśnie w nocy...
Toteż wpadłem w lekki wstrząs, kiedy odebrałem telefon od pielęgniarki.
Wzywa mnie do pacjenta i śmieje się w głos.
No zwariowała baba jak nic...
Kto bowiem przy zdrowych zmysłach cieszy się o świcie, że mamy robotę?
Zwlokłem się z wyra, założyłem bluzę i idę...
Na miejscu: pan około osiemdziesiątki. Przywieziony przez córkę.
Mieszka sam, w starym budownictwie. Łazienka na korytarzu. Obudził się w nocy, bo pęcherz ciśnie. Ale do klo trzeba kawałek dojść.
Na szczęście przy łóżku stoi butelka po wodzie mineralnej. Taka smukła, z długą szyjką...
Niewiele myśląc, zasadził ją sobie na organ siedząc na łóżku... I zasnął...
Obudził się po jakichś dwóch godzinach...
W tym czasie organ napuchł solidnie i flaszka nie dawała się już zdjąć. Zadzwonił po córkę. Przyjechała.
Po nieudanych próbach ekstrakcji butelki, złapała za nożyczki i opitoliła ją dookoła w połowie długości.
Toteż jak wszedłem, dziadunio prezentował światu coś w rodzaju mikrofonu satelitarnego albo fujarki w obroży przeciw pchłom...
Ale trzeba to zdjąć...
Nożyczki i do roboty. Dopóki był plastik, szło nieźle.
Ale gwint... Nożyczkami nie idzie. Wziąłem nożyce ortopedyczne. Pierwsze cięcie - trochę gwintu owszem, poszło, ale - niestety - pokrywa organu też się rozłazi...
Ponieważ nie sądziłem, że obrzezanie w tym wieku jest szczytem marzeń pacjenta, poleciałem na blok operacyjny. Pożyczyłem podkładkę, piłę włosowatą i po zabezpieczeniu wyciąłem pana z butelki...
Najlepszym podsumowaniem całej tej akcji był komentarz kolegi Urologa, który dzielnie mi asystował... Otóż po ujrzeniu rozmiarów organu, który dojrzewał jako dżin w butelce przez parę godzin, westchnął z zazdrością i poradził:
- Leć pan szybko do żony albo sąsiadki, bo to się już w życiu nie powtórzy...

służba_zdrowia

Skomentuj (63) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2020 (2058)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…