Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#33033

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Czasy szkolne, wycieczka. Ognisko. Zabawa, szaleństwo i przemycanie alkoholu w butelkach po "Kubusiu".
Nie wiem jaki był powód zostawienia trzydziestki szesnastoletnich dzieciaków, wiem jednak że nasi opiekunowie (wychowawczyni i nauczyciel wf′u) zmyli się w tajemniczy sposób, przykazując nam byśmy najpóźniej o 23 byli w łóżkach.

Towarzystwo jest coraz bardziej podchmielone, ja z jedną z trzeźwiejszych koleżanek odprowadzamy poległych do łóżek, by sprawa się nie "rypła", jako że wychowawczyni już w autokarze powiedziała nam "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego", co w wolnym tłumaczeniu oznacza mniej więcej: "niech tylko jeden wyjdzie przed szereg, a cała reszta ma prze*ebane".

Pech trafił - o ironio! - na najtrzeźwiejszego chłopaka z całej męskiej części klasy. Upadł na potłuczoną butelkę od soku, a że z bólu się obrócił, obrażeń było więcej. Rozwalony łuk brwiowy, skroń, policzek, ucho, parę zadrapań na czole i głowie, które było trudno znaleźć, jako że miał dość bujne "afro".

Wyłamałam się - powiedziałam że trzeba iść do wychowawczyni, bo nie wygląda to za dobrze. Te nietrzeźwe przysięgły mi, że jeśli będą kłopoty z mojego "histeryzowania", to osobiście mnie ukatrupią. Dodały że maja wszystko gdzieś, że idą spać.
No ale nic. Chwytam kolegę i pukamy do domku zajmowanego przez nauczycieli. Pukamy, pukamy... W końcu drzwi się otwierają, a moją twarz jakże miło otula woń alkoholu, z ust wychowawczyni owiniętej prześcieradłem. Za nią pan od zajęć wychowania fizycznego, tylko w dresowych spodniach, w nie lepszym stanie. Zostaliśmy zjechani od góry do dołu, że jeszcze nie śpimy, postraszeni tym że osobiście pójdzie do mojej matki i rodziców kolegi, żeby opowiedzieć jak karygodnie zachowywaliśmy się na wycieczce.

No to hajda do domku mojego i moich koleżanek, które śpią jak zabite. Robimy z jego twarzą co możemy - pęseta, polewanie jej alkoholem i wyciąganie tych drobin szkła z twarzy - tak, wiem, głupota. Miało się szesnaście lat, to się nie myślało za dużo.
Kolega się rozpłakał, zagryzał materac kiedy próbowałam to wszystko ogarnąć, a ja czułam się okropnie, bo sprawiałam mu jeszcze większy ból, ale każde najmniejsze poruszenie mięśniem twarzy sprawiało że szkło docierało coraz dalej.

Wszystko zaczęło coraz bardziej krwawić, skończyły się chusteczki i papier toaletowy, krew była tamowana moją piżamą. Na nic.
Postanowienie - zrzutka. Na taksówkę. Do najbliższego szpitala. Sam przyjazd taryfy na to za przeproszeniem zadupie, trwał ponad pół godziny i już wiedziałam że ze szpitala, wracać będziemy pieszo, o ile taksówkarz nie wypierdzieli nas po drodze, bo pieniędzy za dużo nie mieliśmy.

Pytanie - czy kolega pojedzie sam, czy nie. Za cholerę nie chciał. Ubłagał mnie, żebym dotrzymała mu towarzystwa, zwłaszcza jeśli będzie musiał pieszo wracać.
Taksówkarz ulitował się i podarował nam te parę złotych, których nam zabrakło.
W szpitalu założyli koledze łącznie 19 bądź 21 szwów, teraz już niestety nie pamiętam.

Naczekaliśmy się, to fakt. Na korytarzu łaskawie podali nam coś do tamowania krwi, więc moją piżamę mogliśmy od razu wywalić. Do tego ponad dwugodzinny powrót, bo zdążyliśmy się przez to wszystko zgubić.

Przy domkach byliśmy po szóstej rano. Na bok zostaliśmy zabrani przez wychowawczynię, która wysyczała że jeśli odważymy się powiedzieć komukolwiek co się działo na owej wycieczce, możemy pożegnać się z czerwonymi paskami na koniec. To był cios, ostatnia klasa, pracowaliśmy na to cały bity rok, tak więc zaprzepaścić tego nie mogliśmy. Zgodziliśmy się więc na wersje ze szkłem, z tą różnicą że w tej wersji to wychowawczyni bohatersko pojechała z kolegą do szpitala, niemal jak na filmach akcji, z pościgiem i wybuchami po drodze, całkowicie trzeźwa, jak i drugi opiekun.

Z biegiem czasu jak się na to patrzy - co by było, gdyby stało się coś poważniejszego, niż rozwalona twarz? jakie mogłyby być tego konsekwencje? Wtedy nie wystarczyłoby zaszantażować dwójki dzieciaków, przerażonych utratą czegoś na co - nie ukrywajmy - zapie*dalali.

A kolegę spotkałam niedawno - blizny zostały do dzisiaj, prawdę mówiąc - naprawdę go szpecą, ale jak sam wesoło mówi, są swego rodzaju pamiątką, jako że przez to że całą kasę wydaliśmy na taksówkę, nie mógł sobie kupić badziewnej łódeczki czy delfinka z nazwą tej miejscowości.

szkolnie.

Skomentuj (54) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 807 (907)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…