Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#36168

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z niektórymi ludźmi nie sposób się dogadać nawet w ich ojczystym języku.

Będzie o ofercie zamieszczonej na pewnym znanym serwisie poświęconym zakupom grupowym. Dwie pierwsze literki jego nazwy (gr…) świetnie oddają mój obecny stan ducha.

Jestem w trakcie rozglądania się za jakąś fajną ofertą wakacyjną. Taką właśnie fajną – jak mi się wydawało, bo już się tego nie dowiem – ofertę przedstawił na polskiej wersji wyżej wspomnianego serwisu pewien hiszpański hotel. Wysoki standard, śniadania i transfer z lotniska w cenie, która zresztą była naprawdę sympatyczna – po wstępnych ustaleniach z drugą połową dokonałam zakupu.

Kupon można zwrócić bez żadnego problemu do dziesięciu dni od zakupu. W ciągu tych dni postanowiłam dowiedzieć się, czy hotel ma dostępny pokój w interesującym nas terminie i jak wygląda dokładnie sprawa z tym transferem. E-mail w pięknym kastylijskim języku z pytaniami w tych dwóch sprawach wysłałam na jeden z dwóch adresów podanych na kuponie – był to elektroniczny adres wspomnianego hotelu. Odpowiedź, jaką otrzymałam, była wyjątkowo lakoniczna:

„Przykro nam, ale nie oferujemy transferu z lotniska. Na lotnisku są autobusy, które dowiozą państwa pod nasz hotel”.

Nie dostałam potwierdzenia, czy w wybranym terminie pokój jest dostępny, dostałam za to lekkiego drgania powieki. Odpisuję więc, prosząc o rozwianie kolejnej wątpliwości: czy w takim razie hotel pokryje koszty autobusu? Ponawiam przy okazji pytanie o dostępność terminu.

„NIE ZAJMUJEMY SIĘ TRANSFEREM. NASZA OFERTA OBEJMUJE TYLKO USŁUGI W HOTELU. NIE WIEMY, CO OFERUJE PANI GR…, PROSZĘ SKONTAKTOWAĆ SIĘ Z NIMI”.

Potwierdzenia terminu znowu brak. Cóż – pomyślałam – może nie od razu z serwisem (ciągle liczyłam, że nie zostanę oszukana, chciałam tylko dostać konkretne informacje – a serwis raczej nie był tak dobrze poinformowany jak autor oferty), ale chyba rzeczywiście powinnam skontaktować się z kimś innym. Napisałam zatem z tymi samymi pytaniami na drugi z podanych na kuponie e-maili, jak się okazało – był to adres hiszpańskiego biura podróży.

Czekam i czekam, koniec dziesięciodniowego okresu zwrotu zbliża się nieuchronnie, a tu odpowiedzi nie ma. Wystosowałam więc kolejny e-mail do hotelu z prośbą o potwierdzenie terminu, jednak ze względu na drożejące w zastraszającym tempie loty postanowiłam nie czekać na odpowiedź i chwycić za komórkę.

Podany na kuponie telefon był numerem hotelu. Przedstawiłam się, wyjaśniłam sytuację (wykupiłam kupon, już do państwa pisałam itd.) i – jak mi się zdawało – kobieta po drugiej stronie skojarzyła, kim jestem. Pytam zatem, czy termin, o który nam chodzi, jest dostępny.

- Nie, nie, wtedy mamy komplet. Możemy zarezerwować dopiero w październiku.
- Aha, no to dziękuję.

Cóż, to przesądzało sprawę. Napisałam e-mail do obsługi serwisu na „gr” z wnioskiem o zwrot kuponu. O 22:06 tego dnia dostałam wiadomość od hotelu:

„Potwierdzamy rezerwację pokoju w terminie (tu termin, o który pytałam). Do zobaczenia za kilka tygodni”.

Grrr…

Hiszpanie w sieci

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 159 (193)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…