Mały wstęp - mieszkam na jednym osiedlu z moją wspólniczką i przyjaciółka w jednej osobie, prowadzimy garmażerkę, same jeździmy po produkty więc kupiłyśmy Citroena Nemo na potrzeby firmy , ale topornie się nim jeździ więc często używałyśmy mojego sfatygowanego Volkswagena Passata kombi.
Używałyśmy ich wymiennie, obie miałyśmy komplet kluczyków do każdego z nich, osiedle zamknięte, żeby wyjechać trzeba odbić kartę, dla wygody (z głupoty)trzymałyśmy ją wraz z dokumentami auta w schowku.
Godzina 4:30, człapię nieprzytomna do samochodu - cel podroży giełda rolno-spożywcza, Volkswagena nie ma, pomyślałam, że B. go wzięła i pewnie pojechała do jakiejś hurtowni.
No nic trudno, kto pierwszy ten lepszy, przeszłam na drugą stronę parkingu i pojechałam Citroenem.
Ciężki dzień, masa roboty, wracamy do domu z pracy grubo po północy.
J: Zaklepuje na jutro Passata.
B: Nie, bo ja jutro muszę jechać z dostawą nie będę się tym badziewiem do Otwocka tłukła.
J: Musi być jakaś sprawiedliwość na tym świecie ja się dziś męczyłam.
B: Chyba z własnej głupoty, przecież dużo tego nie było, spokojnie by się w Passata zmieściło.
J: Sama jesteś głupia, chyba bym musiała o 3 nad ranem wstać, żeby Ciebie wyprzedzić.
B: Jak to wyprzedzić, ja dziś nim nie jeździłam.
Zmieniłyśmy bez słowa kierunek, poszłyśmy na parking i wpatrujemy się w puste miejsce po samochodzie.
B: Bez jaj, kto by kradł trzynastoletni samochód po przejściach.
J: Nie no nikt....
B: Może zaparkowałaś nie na naszym miejscu?
Obiegłyśmy parking. Uzgodniłyśmy, że nie pożyczałyśmy go nikomu ani nic z tych rzeczy.
To chyba ktoś zdurniał doszczętnie i go ukradł.
Powiadomiłam policję.
Kilka dni później dostaję informację, żeby się zgłosić na komendę, biegnę szczęśliwa, pewnie się znalazł, ktoś się zorientował co ukradł i go gdzieś porzucił.
Osiedle monitorowane, policja wystąpiła o nagranie z monitoringu.
Wnioski pana policjanta:
Próbuję wyłudzić odszkodowanie od ubezpieczyciela pozorując kradzież.
Umówiłam się z jakimś znajomym (na nagraniu jest jakiś mężczyzna w czapce z daszkiem), że zabierze samochód i go gdzieś ukryje, rano bladym świtem sprawdziłam czy się wywiązał z umowy i auta nie ma, a zgłosiłam dopiero wieczorem, żeby miał szanse odjechać wystarczająco daleko.
J: Dedukcja godna Sherlocka Holmesa, ale jakbym miała taki plan, to zleciłabym uprowadzenie Nemo, bo na Passata nie mam AC ani innych ubezpieczeń na okoliczność kradzieży.
P: Pani wie, że to jest wyłudzenie i zawiadomienie o przestępstwie, które nie miało miejsca, a to jest karalne.
J: Proszę mi uprzejmie wskazać co chce wyłudzić i od kogo.
P: Jeszcze nie wiem, ale się dowiem.
J: Wołałabym, żeby się pan dowiedział gdzie jest mój samochód.
P: Doskonale wie pani, gdzie on jest i tylko głowę zawraca, ja mam naprawdę dużo innej pracy, proszę tu podpisać, że samochód się odnalazł i zapomnimy o sprawie.
J: Jak się odnajdzie to chętnie podpiszę nawet kilka razy.
Nawet się nie łudzę, że się znajdzie.
Sama sobie jestem winna, bo jakbym nie zostawiała tej karty wyjazdowej w samochodzie, to by nie wyjechał z osiedla.
Nie jestem w stanie tego zrozumieć, osiedle pełne wypasionych bryk, a jakiś jełop i menda kradnie starego grata.
Używałyśmy ich wymiennie, obie miałyśmy komplet kluczyków do każdego z nich, osiedle zamknięte, żeby wyjechać trzeba odbić kartę, dla wygody (z głupoty)trzymałyśmy ją wraz z dokumentami auta w schowku.
Godzina 4:30, człapię nieprzytomna do samochodu - cel podroży giełda rolno-spożywcza, Volkswagena nie ma, pomyślałam, że B. go wzięła i pewnie pojechała do jakiejś hurtowni.
No nic trudno, kto pierwszy ten lepszy, przeszłam na drugą stronę parkingu i pojechałam Citroenem.
Ciężki dzień, masa roboty, wracamy do domu z pracy grubo po północy.
J: Zaklepuje na jutro Passata.
B: Nie, bo ja jutro muszę jechać z dostawą nie będę się tym badziewiem do Otwocka tłukła.
J: Musi być jakaś sprawiedliwość na tym świecie ja się dziś męczyłam.
B: Chyba z własnej głupoty, przecież dużo tego nie było, spokojnie by się w Passata zmieściło.
J: Sama jesteś głupia, chyba bym musiała o 3 nad ranem wstać, żeby Ciebie wyprzedzić.
B: Jak to wyprzedzić, ja dziś nim nie jeździłam.
Zmieniłyśmy bez słowa kierunek, poszłyśmy na parking i wpatrujemy się w puste miejsce po samochodzie.
B: Bez jaj, kto by kradł trzynastoletni samochód po przejściach.
J: Nie no nikt....
B: Może zaparkowałaś nie na naszym miejscu?
Obiegłyśmy parking. Uzgodniłyśmy, że nie pożyczałyśmy go nikomu ani nic z tych rzeczy.
To chyba ktoś zdurniał doszczętnie i go ukradł.
Powiadomiłam policję.
Kilka dni później dostaję informację, żeby się zgłosić na komendę, biegnę szczęśliwa, pewnie się znalazł, ktoś się zorientował co ukradł i go gdzieś porzucił.
Osiedle monitorowane, policja wystąpiła o nagranie z monitoringu.
Wnioski pana policjanta:
Próbuję wyłudzić odszkodowanie od ubezpieczyciela pozorując kradzież.
Umówiłam się z jakimś znajomym (na nagraniu jest jakiś mężczyzna w czapce z daszkiem), że zabierze samochód i go gdzieś ukryje, rano bladym świtem sprawdziłam czy się wywiązał z umowy i auta nie ma, a zgłosiłam dopiero wieczorem, żeby miał szanse odjechać wystarczająco daleko.
J: Dedukcja godna Sherlocka Holmesa, ale jakbym miała taki plan, to zleciłabym uprowadzenie Nemo, bo na Passata nie mam AC ani innych ubezpieczeń na okoliczność kradzieży.
P: Pani wie, że to jest wyłudzenie i zawiadomienie o przestępstwie, które nie miało miejsca, a to jest karalne.
J: Proszę mi uprzejmie wskazać co chce wyłudzić i od kogo.
P: Jeszcze nie wiem, ale się dowiem.
J: Wołałabym, żeby się pan dowiedział gdzie jest mój samochód.
P: Doskonale wie pani, gdzie on jest i tylko głowę zawraca, ja mam naprawdę dużo innej pracy, proszę tu podpisać, że samochód się odnalazł i zapomnimy o sprawie.
J: Jak się odnajdzie to chętnie podpiszę nawet kilka razy.
Nawet się nie łudzę, że się znajdzie.
Sama sobie jestem winna, bo jakbym nie zostawiała tej karty wyjazdowej w samochodzie, to by nie wyjechał z osiedla.
Nie jestem w stanie tego zrozumieć, osiedle pełne wypasionych bryk, a jakiś jełop i menda kradnie starego grata.
policja i świnia złodziej albo świr
Ocena:
705
(765)
Komentarze