Jak nie przekazywać wiadomości.
Wstaję dzisiaj z łóżka o dość nieprzyzwoitej jak na cywilizowanego człowieka godzinie 12.30. Sięgam po wyciszony na noc telefon - a tam kilkanaście nieodebranych połączeń od mojej matki, kilka smsów z dramatycznym "zadzwoń!". Ki czort? - myślę i pełna złych przeczuć oddzwaniam na domowy, bo matula rzadko nosi przy sobie komórkę.
Domowego nikt nie odbiera. Zaniepokojona dryndam na komórkę jednak - za którymś razem matula się zgłasza i drżącym głosem oświadcza mi, że ojciec miał wypadek i jest w szpitalu... - i się rozłącza.
Przyznaję bez bicia - żołądek uciekł mi za wątrobę i się schował ze zdenerwowania. Ale coś mnie tknęło i wybrałam numer na telefon ojca. Ojciec odebrał!
Okazało się, że ja już sobie wyobrażałam, że ojca przejechała pługopiaskarka czy inne cholerstwo, a on po prostu... Potknął się i złamał nos. O taczkę złamał, a potknął się o własne nogi.
Panika, jak widać, jest zaraźliwa :)
Wstaję dzisiaj z łóżka o dość nieprzyzwoitej jak na cywilizowanego człowieka godzinie 12.30. Sięgam po wyciszony na noc telefon - a tam kilkanaście nieodebranych połączeń od mojej matki, kilka smsów z dramatycznym "zadzwoń!". Ki czort? - myślę i pełna złych przeczuć oddzwaniam na domowy, bo matula rzadko nosi przy sobie komórkę.
Domowego nikt nie odbiera. Zaniepokojona dryndam na komórkę jednak - za którymś razem matula się zgłasza i drżącym głosem oświadcza mi, że ojciec miał wypadek i jest w szpitalu... - i się rozłącza.
Przyznaję bez bicia - żołądek uciekł mi za wątrobę i się schował ze zdenerwowania. Ale coś mnie tknęło i wybrałam numer na telefon ojca. Ojciec odebrał!
Okazało się, że ja już sobie wyobrażałam, że ojca przejechała pługopiaskarka czy inne cholerstwo, a on po prostu... Potknął się i złamał nos. O taczkę złamał, a potknął się o własne nogi.
Panika, jak widać, jest zaraźliwa :)
Ocena:
736
(824)
Komentarze