Historia jest bardzo stara bo ma już prawie 17 lat. Jednak nadal piekielna dla całej mojej rodziny.
Nie będę tu wkraczać w terminy medyczne bo zwyczajnie nie wiem jak dokładnie co się zwało, więc zarysuje jedynie obraz.
Dziadek mój poszedł do dermatologa w celu obejrzenia lub ewentualnego usunięcia "myszki" na klatce, takiego dużego pieprzyka. Dermatolog kazał iść do specjalisty gdyż znamię wydało się mu podejrzane. Mieszkamy w małym miasteczku z małym szpitalikiem, czasy dawne, biedne. Poszedł dziadek do najbardziej znanego lekarza w mieście. Na co dzień chirurg, po godzinach przyjmuje w gabinecie. Lekarz obejrzał fachowym okiem i stwierdził "dermatolog - srermatolog, toż to do wycięcia." Umówił na szybki zabieg na następny poranek. Dziadek zadowolony bo myszka wycięta bardzo dokładnie na około więc blizna niewielka.
Kilka miesięcy później dziadek trafił do szpitala w bardzo złym stanie. Diagnoza: rak z przerzutami w zasadzie na wszystko. Co się okazało? Dermatolog miał rację, myszka była groźna, konkretnie czerniak złośliwy. W momencie wycinania w niewielkim stadium rozwoju. Wystarczyło zrobić krótkie badanie i operację i usunąć mychę. Nie tak jak "znamienity" Pan Doktor, przy jej brzegach ale jak najbardziej na około. Dzięki lenistwu Pana Doktora, "podrażnił" się on z rakiem, a rak jak każdy wie nie lubi gdy go się próbuje pozbyć. Kilka miesięcy później dziadek zmarł w wieku lat 57. A możliwe że nadal byłby z nami.
Dlaczego nikt się nie sądził? Babcia i rodzice do tej pory mają jedną, słuszną wymówkę: nie te czasy. I taka prawda. Pan Doktor miał znajomości wszędzie, pieniędzy jak lodu i w zasadzie mógł wszystko. Na pytania naszej rodziny dlaczego nie zrobił badań i olał zagrożenie, odpowiada do tej pory "pomyłka, zdarza się".
Nie będę tu wkraczać w terminy medyczne bo zwyczajnie nie wiem jak dokładnie co się zwało, więc zarysuje jedynie obraz.
Dziadek mój poszedł do dermatologa w celu obejrzenia lub ewentualnego usunięcia "myszki" na klatce, takiego dużego pieprzyka. Dermatolog kazał iść do specjalisty gdyż znamię wydało się mu podejrzane. Mieszkamy w małym miasteczku z małym szpitalikiem, czasy dawne, biedne. Poszedł dziadek do najbardziej znanego lekarza w mieście. Na co dzień chirurg, po godzinach przyjmuje w gabinecie. Lekarz obejrzał fachowym okiem i stwierdził "dermatolog - srermatolog, toż to do wycięcia." Umówił na szybki zabieg na następny poranek. Dziadek zadowolony bo myszka wycięta bardzo dokładnie na około więc blizna niewielka.
Kilka miesięcy później dziadek trafił do szpitala w bardzo złym stanie. Diagnoza: rak z przerzutami w zasadzie na wszystko. Co się okazało? Dermatolog miał rację, myszka była groźna, konkretnie czerniak złośliwy. W momencie wycinania w niewielkim stadium rozwoju. Wystarczyło zrobić krótkie badanie i operację i usunąć mychę. Nie tak jak "znamienity" Pan Doktor, przy jej brzegach ale jak najbardziej na około. Dzięki lenistwu Pana Doktora, "podrażnił" się on z rakiem, a rak jak każdy wie nie lubi gdy go się próbuje pozbyć. Kilka miesięcy później dziadek zmarł w wieku lat 57. A możliwe że nadal byłby z nami.
Dlaczego nikt się nie sądził? Babcia i rodzice do tej pory mają jedną, słuszną wymówkę: nie te czasy. I taka prawda. Pan Doktor miał znajomości wszędzie, pieniędzy jak lodu i w zasadzie mógł wszystko. Na pytania naszej rodziny dlaczego nie zrobił badań i olał zagrożenie, odpowiada do tej pory "pomyłka, zdarza się".
medycyna
Ocena:
570
(640)
Komentarze