Tak się złożyło w tym roku, że zostałam przewodniczącą Rady Rodziców w przedszkolu. Oprócz obowiązków typu "proszę podpisać statut przedszkola" i tym podobnych, mam większą lub mniejszą wiedzę o tym, co dzieje się w tym przybytku.
Samo przedszkole jest super. Dzieci lubią panie, panie lubią dzieci. Na samo przedszkole narzekać nie można, bo nawet jeśli dzieje się "coś", to personel, a szczególnie Pani Dyrektor natychmiast reaguje i sprawa jest rozwiązana pozytywnie dla obu stron. Wiem z doświadczenia.
Jak zwykle w takich miejscach, tak i tu mamy "przegląd klas społecznych". Są dzieci bardzo bogatych rodziców, są dzieci rodziców "przeciętnych", są dzieci ewidentnie biedne, jest też kilka dzieci z rodzin patologicznych.
Jednym z moich obowiązków jest też podpisywanie monitów dla rodziców, którzy mają opóźnienia lub spore opóźnienia w opłatach za przedszkole.
I tak, w zeszłym tygodniu podpisałam monit dla pani, która od początku przedszkola zapłaciła 1/10 kwoty, którą zapłacić powinna była od września.
Było to jedyne tak ogromne przypomnienie, reszta dotyczyła zwykle różnicy we wpłatach a stanem faktycznym lub zaległości za zeszły miesiąc.
To, że serce mam miękkie i zbliżają się Święta spowodowało, że zaczęłam dowiadywać się o tę rodzinę. Chciałam pomóc.
Zdarzało się, że pomagaliśmy takim osobom zbiórką ubrań, organizowaniem paczek żywnościowych, poszukiwaniem pracy czy nawet wypełnianiem wniosków do MOPSu.
Niestety, na własną rękę niewiele potrafiłam, więc wtajemniczyłam w sprawę swoją przyjaciółkę, która, jak się okazało, jest znajomą tej rodziny. Daleką, bo mieszka obok rodziców tej pani, ale na początek dobre i to.
Muszę jeszcze dodać, że przyjaciółka jest pedagogiem i psychologiem dziecięcym, więc taktu jej nie brakuje, dlatego zdecydowałyśmy, że ona nawiąże kontakt z panią, a później będziemy działać dalej.
I tak się zaczęło.
Przyjaciółce udało się skontaktować, umówiły się na rozmowę.
Relacja z rozmowy (Panią z zaległościami nazwę Ania):
Pani Ania straciła męża w wypadku samochodowym w zeszłe wakacje. Mąż prowadził firmę, dobrze prosperujący warsztat samochodowy, ale zakład upadł w momencie śmierci męża.
Tak więc pani Ania została z trzema córkami (6, 14, 17) na utrzymaniu, a sama straciła pracę. Szuka jej cały czas. Najstarsza córka urodziła we wrześniu dziecko. Mieszkają w kawalerce, którą udostępniła im matka ojca dziecka, ponieważ ojciec dziecka również się uczy.
Nie mają z czego żyć.
To suche fakty, taki skrót kilkugodzinnej, bardzo emocjonalnej rozmowy Pani Ani i mojej przyjaciółki.
Więc co teraz?
Ano pierwsze: apel na facebooku: o jedzenie, ciuchy, pracę, pomoc jakąkolwiek dla rodziny.
Odzew spory. Powiem szczerze, że znajomi, znajomi znajomych i ich znajomi również, bardzo mile mnie zaskoczyli.
"Dary" posypały się jak z rękawa, były nawet dwie oferty pracy.
Po drugie: przyjaciółka wraz z panią Anią napisały pismo do Dyrekcji przedszkola o umorzenie długu i zwolnienie ze wszystkich opłat dodatkowych. W uzasadnionych przypadkach jest to możliwe.
Pani Ania dostała również z przedszkola aneks do dziewięciogodzinnej umowy, który "opiewał" na pobyt dziecka w przedszkolu w godzinach bezpłatnych.
Sumując: wszyscy poszli pani Ani na rękę.
Przyjaciółka wzięła więc panię Anię do samochodu i zawiozła do MOPSu, żeby dokończyć "dzielo pomocy".
Pani Ania opierała się, ale w końcu weszły do pokoju i...MOPS pomocy nie udzielił.
Chcecie wiedzieć dlaczego?
A dlatego, że mąż pani Ani żyje i prowadzi warsztat, tyle, że przeniósł siedzibę do sąsiedniego miasta.
Pani Ania nie pracuje, ale jest zatrudniona w firmie męża.
Mieszkają w kawalerce, którą wynajmują, przy czym najstarsza córka nie ma dziecka. A kawalerkę wynajmują, bo budują dom w mieście, gdzie przeniósł się warsztat...
Na płaczliwie zadane pytanie przyjaciółki, dlaczego kłamała, pani Ania odpowiedziała, że budowa zżera im całe fundusze, więc ona naprawdę nie ma na przedszkole... I czy Rada Rodziców rozpatrzy jej prośbę o anulowanie długów? Ano rozpatrzy, pismo wpłynęło, zagłosować trzeba, ale już ja się postaram...
Dziś widziałam ją podjeżdżającą pod przedszkole vw cc. Aż zrobiło mi się słabo...
Słowo wyjaśnienia: paczki, ciuchy i reszta "darów" znalazły nowych właścicieli. Tych, którzy potrzebują naprawdę.
No i dwie osoby mają pracę :-)
Tyle dobrego na Święta.
Samo przedszkole jest super. Dzieci lubią panie, panie lubią dzieci. Na samo przedszkole narzekać nie można, bo nawet jeśli dzieje się "coś", to personel, a szczególnie Pani Dyrektor natychmiast reaguje i sprawa jest rozwiązana pozytywnie dla obu stron. Wiem z doświadczenia.
Jak zwykle w takich miejscach, tak i tu mamy "przegląd klas społecznych". Są dzieci bardzo bogatych rodziców, są dzieci rodziców "przeciętnych", są dzieci ewidentnie biedne, jest też kilka dzieci z rodzin patologicznych.
Jednym z moich obowiązków jest też podpisywanie monitów dla rodziców, którzy mają opóźnienia lub spore opóźnienia w opłatach za przedszkole.
I tak, w zeszłym tygodniu podpisałam monit dla pani, która od początku przedszkola zapłaciła 1/10 kwoty, którą zapłacić powinna była od września.
Było to jedyne tak ogromne przypomnienie, reszta dotyczyła zwykle różnicy we wpłatach a stanem faktycznym lub zaległości za zeszły miesiąc.
To, że serce mam miękkie i zbliżają się Święta spowodowało, że zaczęłam dowiadywać się o tę rodzinę. Chciałam pomóc.
Zdarzało się, że pomagaliśmy takim osobom zbiórką ubrań, organizowaniem paczek żywnościowych, poszukiwaniem pracy czy nawet wypełnianiem wniosków do MOPSu.
Niestety, na własną rękę niewiele potrafiłam, więc wtajemniczyłam w sprawę swoją przyjaciółkę, która, jak się okazało, jest znajomą tej rodziny. Daleką, bo mieszka obok rodziców tej pani, ale na początek dobre i to.
Muszę jeszcze dodać, że przyjaciółka jest pedagogiem i psychologiem dziecięcym, więc taktu jej nie brakuje, dlatego zdecydowałyśmy, że ona nawiąże kontakt z panią, a później będziemy działać dalej.
I tak się zaczęło.
Przyjaciółce udało się skontaktować, umówiły się na rozmowę.
Relacja z rozmowy (Panią z zaległościami nazwę Ania):
Pani Ania straciła męża w wypadku samochodowym w zeszłe wakacje. Mąż prowadził firmę, dobrze prosperujący warsztat samochodowy, ale zakład upadł w momencie śmierci męża.
Tak więc pani Ania została z trzema córkami (6, 14, 17) na utrzymaniu, a sama straciła pracę. Szuka jej cały czas. Najstarsza córka urodziła we wrześniu dziecko. Mieszkają w kawalerce, którą udostępniła im matka ojca dziecka, ponieważ ojciec dziecka również się uczy.
Nie mają z czego żyć.
To suche fakty, taki skrót kilkugodzinnej, bardzo emocjonalnej rozmowy Pani Ani i mojej przyjaciółki.
Więc co teraz?
Ano pierwsze: apel na facebooku: o jedzenie, ciuchy, pracę, pomoc jakąkolwiek dla rodziny.
Odzew spory. Powiem szczerze, że znajomi, znajomi znajomych i ich znajomi również, bardzo mile mnie zaskoczyli.
"Dary" posypały się jak z rękawa, były nawet dwie oferty pracy.
Po drugie: przyjaciółka wraz z panią Anią napisały pismo do Dyrekcji przedszkola o umorzenie długu i zwolnienie ze wszystkich opłat dodatkowych. W uzasadnionych przypadkach jest to możliwe.
Pani Ania dostała również z przedszkola aneks do dziewięciogodzinnej umowy, który "opiewał" na pobyt dziecka w przedszkolu w godzinach bezpłatnych.
Sumując: wszyscy poszli pani Ani na rękę.
Przyjaciółka wzięła więc panię Anię do samochodu i zawiozła do MOPSu, żeby dokończyć "dzielo pomocy".
Pani Ania opierała się, ale w końcu weszły do pokoju i...MOPS pomocy nie udzielił.
Chcecie wiedzieć dlaczego?
A dlatego, że mąż pani Ani żyje i prowadzi warsztat, tyle, że przeniósł siedzibę do sąsiedniego miasta.
Pani Ania nie pracuje, ale jest zatrudniona w firmie męża.
Mieszkają w kawalerce, którą wynajmują, przy czym najstarsza córka nie ma dziecka. A kawalerkę wynajmują, bo budują dom w mieście, gdzie przeniósł się warsztat...
Na płaczliwie zadane pytanie przyjaciółki, dlaczego kłamała, pani Ania odpowiedziała, że budowa zżera im całe fundusze, więc ona naprawdę nie ma na przedszkole... I czy Rada Rodziców rozpatrzy jej prośbę o anulowanie długów? Ano rozpatrzy, pismo wpłynęło, zagłosować trzeba, ale już ja się postaram...
Dziś widziałam ją podjeżdżającą pod przedszkole vw cc. Aż zrobiło mi się słabo...
Słowo wyjaśnienia: paczki, ciuchy i reszta "darów" znalazły nowych właścicieli. Tych, którzy potrzebują naprawdę.
No i dwie osoby mają pracę :-)
Tyle dobrego na Święta.
przedszkole oszustwo
Ocena:
1197
(1239)
Komentarze