Przeczytałam kiedyś w jakimś poradniku dla potencjalnych mistrzów podrywu, kilka sposobów jak subtelnie wymiksować się ze średnio udanej randki.
Widocznie nie wszyscy zapoznali się z tą zacną lekturą...
Jakiś czas temu na randkę zaprosił mnie mój kolega z pracy. Dość świeży współpracownik, bowiem do redakcji zawitał nieco ponad tydzień wcześniej. Wydawał się być interesujący - zgodziłam się.
Nie powiem, byłam pod wrażeniem. Przyjechał po mnie do domu z kwiatkami, zabrał do restauracji z prawdziwego zdarzenia - pełna kultura.
Zjedliśmy posiłek cały czas rozmawiając, mieliśmy wiele wspólnych tematów. Muszę szczerze przyznać, że pomyślałam nawet, że na jednym spotkaniu może się nie skończyć.
W pewnym momencie zrobiło mi się gorąco więc zdjęłam marynarkę. Chwilę później on przeprosił stwierdzając, że musi udać się do toalety.
No i tyle go widziałam. Zostawił mnie ot tak przy stoliku z całym rachunkiem na głowie.
Następnego dnia przyszłam do pracy z zamiarem urwania mu głowy, wyłupania oczu bądź też zasztyletowania. A przynajmniej zapytania co się stało.
Zanim jednak zdążyłam skonfrontować się osobnikiem, znalazłam na moim biurku kopertę z listem.
Cytuję:
"Przepraszam, że wczoraj tak wyszło ale rodzice wychowali mnie na tyle kulturalnie by nie robić kobiecie scen publicznie. Niestety nie mogę umawiać się z kobietą, która ma stygmaty szatana. Szkoda, że wcześniej tego nie zauważyłem (tutaj błąd leży po Twojej stronie bowiem w pracy cały czas nosiłaś coś z długim rękawem). Przykro, że zmarnowałem na Ciebie cały tydzień.
PS. W kopercie znajdziesz należność za kolację".
Nie, nie zagotowałam się ze złości. W moich oczach nie zapłonęła też żądza mordu. Szczerze zaniosłam się śmiechem.
Stygmaty szatana? Tatuaż, który ciągnie się od pleców na ramię. Jeszcze nikt nie nazwał go w sposób tak pieszczotliwy!
Nadal pracujemy razem gdyby ktoś pytał. Jednak teraz kolega omija mnie szerokim łukiem jak tylko może.
No cóż... przynajmniej za kolację oddał.
Widocznie nie wszyscy zapoznali się z tą zacną lekturą...
Jakiś czas temu na randkę zaprosił mnie mój kolega z pracy. Dość świeży współpracownik, bowiem do redakcji zawitał nieco ponad tydzień wcześniej. Wydawał się być interesujący - zgodziłam się.
Nie powiem, byłam pod wrażeniem. Przyjechał po mnie do domu z kwiatkami, zabrał do restauracji z prawdziwego zdarzenia - pełna kultura.
Zjedliśmy posiłek cały czas rozmawiając, mieliśmy wiele wspólnych tematów. Muszę szczerze przyznać, że pomyślałam nawet, że na jednym spotkaniu może się nie skończyć.
W pewnym momencie zrobiło mi się gorąco więc zdjęłam marynarkę. Chwilę później on przeprosił stwierdzając, że musi udać się do toalety.
No i tyle go widziałam. Zostawił mnie ot tak przy stoliku z całym rachunkiem na głowie.
Następnego dnia przyszłam do pracy z zamiarem urwania mu głowy, wyłupania oczu bądź też zasztyletowania. A przynajmniej zapytania co się stało.
Zanim jednak zdążyłam skonfrontować się osobnikiem, znalazłam na moim biurku kopertę z listem.
Cytuję:
"Przepraszam, że wczoraj tak wyszło ale rodzice wychowali mnie na tyle kulturalnie by nie robić kobiecie scen publicznie. Niestety nie mogę umawiać się z kobietą, która ma stygmaty szatana. Szkoda, że wcześniej tego nie zauważyłem (tutaj błąd leży po Twojej stronie bowiem w pracy cały czas nosiłaś coś z długim rękawem). Przykro, że zmarnowałem na Ciebie cały tydzień.
PS. W kopercie znajdziesz należność za kolację".
Nie, nie zagotowałam się ze złości. W moich oczach nie zapłonęła też żądza mordu. Szczerze zaniosłam się śmiechem.
Stygmaty szatana? Tatuaż, który ciągnie się od pleców na ramię. Jeszcze nikt nie nazwał go w sposób tak pieszczotliwy!
Nadal pracujemy razem gdyby ktoś pytał. Jednak teraz kolega omija mnie szerokim łukiem jak tylko może.
No cóż... przynajmniej za kolację oddał.
randka
Ocena:
1012
(1168)
Komentarze