Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#47056

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Opisana sytuacja jest subiektywnie piekielna, dla każdej inne osoby może się ona wydać piekielna w inny sposób.

Dawno temu, gdy studiowałam jeszcze w Polsce, miałam na roku koleżankę. Nie przyjaciółkę, lecz bardzo dobrą koleżankę. Dogadywałyśmy się świetnie, mimo że była dość specyficzną osobą. Jednak jak to bywa, los rozdzielił nasze drogi. Ona została na piekielnej uczelni, ja wyjechałam studiować w UK. Kontakt obiecałyśmy utrzymywać, tak więc często ze sobą rozmawiałyśmy. Przed wyjazdem obiecałyśmy sobie, że jak tylko będę w Polsce, będę ją odwiedzać, a ona miała wpaść w trakcie ferii na tydzień, aby pozwiedzać i abyśmy spędziły trochę czasu razem.

Wszystko było pięknie, aż do czasu zbliżających się ferii zimowych. Około grudnia zaczęła coś przebąkiwać, że chciałaby przyjechać na dłużej, może znależć prace, że studia jej się nie podobają, że myśli o zmianie. Znak ostrzegawczy zapalił mi się w głowie, jednak kontynuowałam rozmowy nie zachęcając do porzucenia studiów, ani nie zniechęcając. Starałam się być neutralna, w końcu to jej życie, jej decyzja.

W okolicach świąt już prawie pewne było, że przyjedzie. Teraz twierdziła, że na dwa tygodnie. Zaczęła pytać, czy znajdę jej pracę, bo ja mam, więc mi łatwiej. Czy załatwię jej prace na te dwa tygodnie (!) u siebie. Czy może u mnie spać przez te dwa tygodnie (na tydzień się zgodziłam wcześniej), bo w sumie ona przez dwa tygodnie chciałaby sobie odłożyć trochę kasy. W końcu zaczęła przebąkiwać, że jak znalazłabym jej pracę, to zostałaby na dłużej.

Tutaj miarka się przebrała. Ugościć mogę, ale na moich warunkach, nie zamierzam nikomu sponsorować wyjazdu.

Powiedziałam, że owszem przyjechać może na tydzień, bo ja nie mam ferii, tylko zajęcia. Po drugie, że nie mogę jej ugościć tak długo, ponieważ po pierwsze, mieszkam w akademiku, w malutkim jednoosobowym pokoiku. Po drugie, jak wspomniałam mam zajęcia i dużo na głowie. W dodatku powiedziałam, że owszem na tydzień chętnie bym ją zaprosiła, jednak kiedy ona oczekuję, że przyjedzie na dłużej, próbując zarobić, wykorzystując na tym koleżankę, to ja się na to nie godzę, że jeśli ma ochotę przyjeżdżać na dłużej, to owszem, może spokojnie przyjeżdżać, jednocześnie szukając mieszkania, bo dla mnie tydzień to max. Dodatkowo zapytałam, czy tak naprawdę przyjeżdża odwiedzić mnie, czy pracować czterdzieści godzin tygodniowo, nie mając czasu na spędzenie go ze mną (mimo wszystko miałabym ją gościć).

Odpowiedziała, że przecież to nie problem, że mam mały pokój i mieszkam w akademiku. Przecież ludzie w małych pokojach mieszkają po cztery osoby. Na to odpowiedziałam, że płacę wystarczająco dużo, aby móc mieszkać w warunkach odpowiednich do nauki, a nie "cisnąć" się we dwie osoby. Dodatkowo odpowiedziała, że przecież miałaby czas na spędzenie czasu ze swoją "najlepszą przyjaciółką", w końcu po pracy byłaby w domu.

Powiedziałam tylko, że nie zgadzam się na jej propozycję, że nie będę jej szukała, ani pracy, ani nie będę jej przez cały pobyt sponsorowała, bo ona chce sobie odłożyć.
Obraziła się na mnie śmiertelnie, podobno na całym roku wygadywała różne bzdury na mój temat. Jaka to ja nie jestem wielka pani, że wyjechałam i już o "przyjaciółce" nie pamiętam, że pewnie wcale nie studiuję i boję się kompromitacji, jak przyjedzie; że pewnie mieszkam z 6 innymi osobami w brudzie i ubóstwie.

A na koniec po dwóch tygodniach napisała do mnie, że w sumie to ona raczej nie przyjedzie, bo musi się uczyć i sama wiem.

Pół roku później, spróbowała ponownie. Przecież tak bardzo się stęskniła, mogłaby przyjechać do mnie na całe lato, przecież teraz mieszkam w mieszkaniu z moim chłopakiem. Niestety, na odpowiedź nigdy się nie doczekała, nie zamierzam wdawać się w jałowe dyskusje z osobą, której nie zależy na znajomości ze mną, a na ubiciu interesu i wykorzystaniu mojej skromnej osoby.

zagranica

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 96 (250)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…