zarchiwizowany
Skomentuj
(27)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Od czasu do czasu organizowane są akcje promujące badanie piersi. Moja mama dostała zaproszenie na owe badanie. Poszła, zrobiła i usłyszała od pielęgniarki, że po odbiór może zgłosić się za 2 tygodnie jeżeli chce, a jeśli wyniki będą złe to oni mają obowiązek się z mamą skontaktować.
Zaznaczam, że badanie odbyło się w lipcu.
Jako, że moja mama już kiedyś robiła takie badanie, i wyszło, że w piersiach ma jedynie torbiele, to zbagatelizowała badanie i nie poszła po wyniki. Wspominała również, że przecież gdyby coś było nie tak, to by ją powiadomili.
Jest grudzień. Mama otrzymuje list, a w nim pilne wezwanie do szpitala na konsultacje w sprawie badania piersi.
Pojechała do szpitala, a tam zamiast normalnie do lekarza, kierują ją do dyrektora placówki. W gabinecie od razu obecny jest psycholog. Pada diagnoza - rak piersi.
Nie byłoby w tym nic piekielnego, gdyby nie to, że mamę nikt nie powiadomił w terminie, tylko pięć miesięcy po fakcie. Co ciekawe, nie jest chyba normalne, że taką informację przekazuje sam dyrektor?
A poza tym spojrzałam na to pismo, które przysłali z takim opóźnieniem. Widnieje na nim data z sierpnia...
Obecnie mama ma usuniętą pierś i węzły chłonne, są przerzuty na wątrobę i czeka na chemię.
Wszystko NA PEWNO potoczyłoby się inaczej, gdyby nasza szanowna służba zdrowia odezwała się w terminie.
Aż mam odruch wymiotny jak mam kolejnego miesiąca płacić ZUS-owi 1000zł...
Zaznaczam, że badanie odbyło się w lipcu.
Jako, że moja mama już kiedyś robiła takie badanie, i wyszło, że w piersiach ma jedynie torbiele, to zbagatelizowała badanie i nie poszła po wyniki. Wspominała również, że przecież gdyby coś było nie tak, to by ją powiadomili.
Jest grudzień. Mama otrzymuje list, a w nim pilne wezwanie do szpitala na konsultacje w sprawie badania piersi.
Pojechała do szpitala, a tam zamiast normalnie do lekarza, kierują ją do dyrektora placówki. W gabinecie od razu obecny jest psycholog. Pada diagnoza - rak piersi.
Nie byłoby w tym nic piekielnego, gdyby nie to, że mamę nikt nie powiadomił w terminie, tylko pięć miesięcy po fakcie. Co ciekawe, nie jest chyba normalne, że taką informację przekazuje sam dyrektor?
A poza tym spojrzałam na to pismo, które przysłali z takim opóźnieniem. Widnieje na nim data z sierpnia...
Obecnie mama ma usuniętą pierś i węzły chłonne, są przerzuty na wątrobę i czeka na chemię.
Wszystko NA PEWNO potoczyłoby się inaczej, gdyby nasza szanowna służba zdrowia odezwała się w terminie.
Aż mam odruch wymiotny jak mam kolejnego miesiąca płacić ZUS-owi 1000zł...
Kraków
Ocena:
174
(354)
Komentarze