Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#49376

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Na fali historii o piekielnych skutkach błędnego wychowania, chciałbym napisać o mojej kuzynce.

Kuzynka mieszkała (a więc wychowywała się) na wsi w typowym małym domku. Wujek był "normalny" i dało się z nim ciekawie spędzać czas. Gorzej było z ciocią, która niestety cierpiała na dość intensywną odmianę fobii związanej z zarazkami. W skrócie: wszystko i wszyscy byli "brudni". Podanie ręki zawsze kończyło się szybką wizytą w łazience, a jedzenie dotknięte (np. kubek z paluszkami) stawało się niejadalne.

Cioci "udało się" skutecznie zarazić swoją córeczkę własną fobią. Jak można się domyślić, wpajanie od małego, że wszystko jest brudne sprawiło, że kuzynka była jeszcze bardziej ostrożna niż ciocia. A tu domek na wsi...

Dziewczynka od małego więc skazana była na samotne zabawy i brak kontaktu z rówieśnikami. Na pytanie "czemu nie bawisz się z innymi dziećmi?" słyszeliśmy odpowiedź, że "są brudne", albo nawet "bo to są dzieci ulicy". Myślę, że jak to dzieci usłyszały, to nawet nie nalegały na kontakt. Warto dodać, że razem z resztą kuzynostwa byliśmy w podobnym do niej wieku i też niekoniecznie chcieliśmy się bawić w sterylnych warunkach.

Z czasem fobia zaczęła doprowadzać do takich absurdów jak podnoszenie pokrywy od klozetu NOGĄ, czy unikanie wychodzenia na dwór "bo kury i koty są brudne". Babcia miała małe gospodarstwo, więc zwierząt wszelkiego rodzaju było na podwórku naprawdę sporo.

Niestety, wujek w pewnym momencie "wywiesił białą flagę" i stracił wszelkie nadzieje na naprostowanie swojej żony i córki. Było widać jak biedaczysko marnieje w oczach.

Tu historia mogłaby się zakończyć, gdyby nie kolejna piekielność, jaką był matczyny "klosz ochronny". Ciocia pracowała w szkole, a biorąc pod uwagę ilość szkół w małej wiosce, kuzynka musiała do niej trafić. Skończyło się na tym, że również w klasie dziecko musiało być "najlepsze i najpiękniejsze", więc naturalnie żadnych kontaktów nie udało jej się z nikim nawiązać. Gwarancja "nietykalności" dodała kolejną ciężkostrawną cechę do jej charakteru.

Wyobraźcie sobie taką sytuację: gracie w piłkę na podwórku. Nie możecie nie podać / nie rzucić piłki do dziewczynki "bo to jej piłka" (czyli albo ona miętosi piłkę, albo zabiera piłkę do domu). Gracie w planszowy Eurobiznes. Nie możecie wygrywać "bo to jej gra". Rezultat łatwo przewidzieć: jeszcze mniej kontaktu z resztą rodziny. Na śmigus-dyngus nie można jej było polać wodą, nawet leciutko (chociaż ona nie miała nic przeciwko ganianiu za całą rodziną z własnym psikadłem).

Lata temu zmarła babcia, która prowadziła wspomniane gospodarstwo (na stare lata zrezygnowała z hodowli większości zwierząt). Kuzynostwo dorosło, a nikt nie miał zamiaru specjalnie fatygować się w gościnę w tamte strony (pomijając fakt, że i tak nas nigdy nie zaprosili). Dlatego też nie wiem co dalej stało się z kuzynką. Mam cichą nadzieję, że na jej drodze znalazł się ktoś, kto by ją "naprostował"...

"była" rodzinka

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 131 (243)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…