Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#49541

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o tym, jak zostałem aresztowany za malowanie graffiti. Na własnej ścianie :)

Posiadam działkę z domem w centrum małego miasta. Mieszkają tam rodzice, ale jest zapisana na mnie. Co ważne: zamiast płotu jest w jednym miejscu ściana domu, bez okien. Obok niej trochę trawy, ławeczka i chodnik. Ze ściany, ze starości zaczął odpadać tynk, więc jest szybka decyzja: trzeba odnowić. Udało mi się namówić rodziców, żebym mógł to zrobić ja, na zasadzie: wyrównam ścianę tynkiem i namaluje ładne, duże graffiti.

Zgoda jest, ściana gotowa, trzeba się zabrać do "pracy". Ubrany w jakieś stare ciuchy, tylko z komórką, farbą i maską coby farby nie wdychać przystępuje do dzieła, a okoliczne dzieciaki z zainteresowaniem patrzą co robię. Jestem już gdzieś w połowie, kiedy czuje klepnięcie w ramię. Odwracam się, a tu patrol policji.

Ze słowotoku policjanta wnioskuje: przejeżdżali obok i zauważyli, że "dokonuje aktu wandalizmu" i jestem aresztowany.

[skrót rozmowy]
Ja: Panowie, spokojnie, to moja ściana.
P1: Każdy tak mówi... pokaż dokumenty.
Ja: Nie mam, w domu są, mogę przynieść.
P2: Taa, i uciekniesz... no to zbieraj go do radiowozu, a ja wyrzucę te śmieci.
Ja: (półżartem-półserio) Przypominam, że są to dowody w sprawie i za ich niszczenie może grozić panu odpowiedzialność karna :)
P2: Cwaniak się znalazł, zabieraj go.

No i cóż mi zostało, opór przy aresztowaniu? Na szczęście mijała mnie sąsiadka i zdążyłem ją poprosić żeby pozamykała dom i dziwnie rozbawiony ruszyłem do samochodu.

Na komendzie odsiedziałem swoje nudząc się niesamowicie, czekając na, cóż... na cokolwiek. Siedziałem 2h zanim ktokolwiek zwrócił na mnie uwagę. Kolejny policjant sprawiał wrażenie bardziej ogarniętego i zadał arcyważne pytanie:
P: Jak się pan nazywa?
Ja: Jan Piekielny, mieszkam przy Piekielnej 666.
P: Moment, czy to nie jest adres z którego pana zgarnęli?
Ja: Ano jest...
P: Czy ma pan jakiś dokument którym mógłby poświadczyć że pan to pan?
Ja: Nie, ale możecie zadzwonić do właściciela.
P: Władek zadzwoń no do właścicieli Piekielnej 666, niech to potwierdzą.
(tu następuje kierowany do mnie wywód na temat szkodliwości wandalizmu, przerwany dzwonkiem telefonu dobiegającym z kieszeni).
Ja: Proszę odebrać, Pan Władek na pewno się ucieszy (ach, to przekierowywanie połączeń).
P: Co? Jak? - sięga po telefon do kieszeni i odbiera.
W: Dzień dobry, tu Komend...
P: Ku**a, jaki debil przywiózł mi właściciela posesji jako oskarżonego?

Cisza jaka zapadła po tym okrzyku była piękna. Osobiście słyszałem głos ze słuchawki telefonu odległego o jakieś 3m.
Trwała z 30 sekund, po czym kiedy do nich dotarł absurd tej sytuacji, rzucili się do uwolnienia mnie i próby poprawy wizerunku. Już po chwili siedziałem wygodnie w fotelu w gabinecie z kawą i słuchałem drugiej przemowy, tym razem pełnej wyrazów współczucia i przeprosin, według akt zatrzymanie nigdy nie istniało i jest im bardzo przykro i pewnie mógłby tak długo, ale nie wytrzymałem i wybuchnąłem śmiechem. Ponarzekałem trochę na długość oczekiwania, poinformowałem, że nikt nie zabrał mi telefonu z kieszeni oraz, że nie dane mi było zadzwonić. Gdy zaczął mnie jeszcze raz przepraszać, przerwałem, że nieważne i teraz oczekuję tylko oddania dowodów i podwózki pod dom.

Historia kończy się szczęśliwie: graffiti wyszło pięknie :)

policja

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1069 (1133)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…