Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#50206

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Opowieść rodzinna.

Mam kuzyna, który od wielu lat mieszka w Berlinie.
Żył tam sobie spokojnie, pracował i wiodło mu się wcale nie najgorzej. Niestety miał pecha, jak to w życiu. Mianowicie wygrał w tamtejszym lotto ogromną sumę pieniędzy. Wprost niewyobrażalną dla przeciętnego Polaka.

Wydawało by się, że chwycił byka za rogi i wszystko w jego życiu zmieni się na lepsze. Niestety nie było to takie proste.
Na początku wszystko było dobrze. Kupił mieszkanie, dobrej klasy samochód, wyjechał na luksusowe wczasy i to kilka razy. Kasę powierzył ekspertom inwestycyjnym.
Sielanka.
Postanowił więc zająć się życiem prywatnym. Ponieważ wieść o jego wygranej rozniosła się szerokim echem, więc nagle zaroiło się od chętnych kobitek. Wybranką jego serca została rozwódka z dzieckiem.

Był jednak mały problem. Mianowicie taki, że kuzyn nigdy nie był wulkanem intelektu, a po wzbogaceniu się, mówiąc wprost – zidiociał kompletnie.
Stał się bardziej niemiecki od wszystkich Niemców i bardziej skąpy od wszystkich skner opisanych przez klasyków literatury.

Liczył wszystko, każda kromka chleba, każdy zakupiony but i każdą chusteczkę higieniczna zużyta przez żonę (jak również przez dziecko) – przyprawiały go o niemal fizyczne boleści i były długo komentowane.

Nie minęło więc dużo czasu, gdy został znów sam, uboższy o kilkaset tysięcy (nie po to żona za niego wyszła, żeby nie zorientować się w finansach i nie oskubać go równo).
Ponadto na „rewelacyjnych” inwestycjach – które doradzali mu liczni eksperci, wzbogacili się wyłącznie oni sami, pozostawiając mu na koncie niemały debet.

Z najbliższą rodziną od razu po wygraniu zerwał profilaktycznie wszystkie kontakty, przewidując, że pewnie będą chcieli od niego kasy. Z dalszą (tak jak np. ze mną) owszem, odwiedził mnie kilka razy, a nawet po wyjątkowo sutym obiedzie, nieopatrznie zaprosił mnie do siebie.
Nieopatrznie, bo zdarzyło się, że będąc akurat w interesach w Berlinie, odwiedziłem go w jego mieszkaniu. Od początku tej wizyty, ciśnienie mi systematycznie rosło, a gula coraz bardziej nabrzmiewała.
Jego teksty:
„U Was w Polsce, nie ma nic porządnego”, „Wszystko co najgorsze jest z Polski”, „Nie macie nic dobrego”, „Nigdy bym sobie nie kupił nic polskiego”.
No i tu już gula pękła i się na niego wydarłem. Wyzwałem go od idiotów i jako przykład na to, że w mieszkaniu ma prawie wszystko z Polski, pokazałem mu jego meble, które mimo jego zapewnień, że są niemieckie, miały ukryte znaki polskiej Kontroli Jakości.
Wyszedłem trzaskając drzwiami po wizycie trwającej niecałą godzinę, kuzyn nawet mi nie zaproponował herbaty - (Ach, ta drożyzna!!!)

W tej chwili (jak dowiedziałem się będąc u kuzynki) nasz szczęściarz, ciężko pracuje, żeby spłacić długi. Z najbliższą rodziną się pogodził i nawet czasem przyjeżdża po wałówy).

A i jeszcze jedno, sporą pozycję w jego wydatkach zajmuje niemieckie lotto, bo cały czas wierzy, że się jeszcze odkuje.

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 483 (563)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…