Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#51091

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mieszkam w małym miasteczku. Mam ziemię, jestem happy bo marzyłam o własnym, małym gospodarstwie. Mamy też sąsiada, Pana Lucka Piekielnego. Nigdy nie miałam do niego zaufania, ale po tym co zaszło ostatnio śmiem sądzić, że przez niego Lucyfer może stracić etat.

Zaznaczam, może być trochę długo, ale story jak najlepszy horror.

Od dłuższego czasu w okolicy ginęły zwierzęta - od królików, po całkiem spore psy. Znajdowano je makabrycznie okaleczone. Krowy i konie na pastwiskach nabywały wielkie szarmy na ciałach, jakby wielkie zwierzę rzuciło się na nie z pazurami. Nikt niczego nie widział, nikt nic nie wie, każdy jakoś poszkodowany. Zniszczone kurniki, królikarnie. Jeśli ktoś słyszał pomorską historię o Pomórniku (pisali kiedyś w gazetach), to bardzo podobna. Dzieciom zabroniono wychodzić z domów. Policja, leśniczy nic nie potrafili zrobić, sami się bali jak diabli. Sama mam fobię dotyczącą tego typu istot, żywych trupów itd. więc obraźcie sobie co czułam.

Ślubny i kilku miejscowych byczych chłopów nie raz próbowali znaleźć choćby ślad mordercy, bezskutecznie. Ja oszalała z nerwów mimo naszego dzielnego pieska chodzącego za mną krok w krok - 80kg żywej wagi, sznaucer w pełnym znaczeniu słowa OLBRZYM. Pies nieludzko opanowany i spokojny, ale też bestia która człowieka zeżarłaby jednym kłapnięciem. Ślubny zostawia mi nabitą i gotową do strzału strzelbę na dziki należącą niegdyś do jego dziadka - słonia można by tym zabić. więc ja spokojniejsza. Na lufie bagnet. Jeszcze lepiej.

Pewnego wieczora, gdy mąż właśnie usiłowali dociec co za cholera grasuje po okolicy, słyszę kwik makabryczny. Wypadam na dwór ze strzelbą w ręce i dawaj przez płot do sąsiada, bo myślę, że to u niego ta zaraza myszkuje. Pies za mną, gotowy rozszarpać na strzępy każdego, kto mi zagorzi.

Rzeczywistość przyprawiła mnie o koszmary senne, których nawet twórcy "Piły" nie byli w stanie wywołać. Sąsiad uznał dla jednego kawałka mięsa świni całej zabijać nie będzie. Skrępował świnkę jak słonia i dawaj nóżkę na golonkę. Krew wszędzie, a ten rżnie jakąś piłką oszalałe z bólu zwierzę... nawet jej nie ogłuszył. Dookoła smród samogonu, sam dobrze pijany chyba próbował ją upić i narozlewał.

Rozdarłam się głośniej niż to biedne stworzenie, osuwając na kolana. Przygnał luby będący na patrolu w okolicy, pies złapał Lucka za kark i do ziemi, trzyma... przybiega za mężem szwagier mnie za frak i do domu. Słyszę strzał (luby świnkę dobił, bo i tak by jej nie odratowano, za bardzo krwawiła).

Niedługo później pogotowie. Ale nie do mnie, chociaż po tym co zobaczyłam nie byłam w stanie dojść do siebie. Do Pana Lucka. Bo go wściekła świnia zaatakowała i przerobiła na skórzany worek pełen potrzaskanych kości. Sąsiadka na szczęście przybiegła, a jej mąż wściekłe zwierzę bohatersko zastrzelił...

Domyślacie się, kto był tym sadystą mordującym zwierzęta. A dlaczego nikt go nie złapał? Poprzednie ofiary udawało mu się ogłuszyć i tak zrobić, żeby nie mogły zbyt hałasować. Dowodów nie udało się zebrać, ale od chwili w której trafił do szpitala nie było ani jednego ataku. Stwierdzili ciężką chorobę psychiczną, nic mu nie można zrobić, nie mówiąc o odszkodowaniach. Przynajmniej ma solidną opiekę, bo zajmuje się nim lekarz, którego dzieci jeszcze płaczą po zmasakrowanym, ukochanym piesku...

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 355 (459)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…