Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#53736

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Może i czasy, w których w dzień po przeprowadzce do drzwi pukał dzielnicowy, przedstawiał się i pytał, "kto zacz" nie należały do najprzyjemniejszych, ale przynajmniej można było czuć się bezpiecznie (to wiem z opowiadań rodziców).

Dziś poznałam "naszego" dzielnicowego. Przypadkiem, po 2,5 roku od wprowadzenia się. Przypadkiem, bo wcale nie przyszedł się przywitać.

Otóż: w nocy z 30 na 31 lipca (!) miało u nas na osiedlu miejsce pewne zdarzenie mało przyjemne. Przyjechała policja, zebrała zeznania poszkodowanych, nawet nie znam szczegółów, widziałam ich z daleka, nie miałam nic na ten temat do powiedzenia.
Dziś (26 sierpnia, niemal miesiąc później!) pan dzielnicowy przyszedł, żeby popytać ludzi o to zdarzenie. Bo na urlopie był i dopiero teraz wrócił.

Zatrzymał mnie przed wejściem do klatki. Wypytał o sytuację. Zgodnie z prawdą powiedziałam, że nawet nie pamiętam kiedy to było, widziałam co prawda efekt zbrodniczych działań, aczkolwiek samego czynu przestępczego już nie i nic mu nie pomogę. I tak chciał ode mnie nazwisko i numer telefonu - ciekawe, po co, skoro na świadka nadaję się tak samo, jak na baletnicę?

Wracam do domu i opowiadam tę sytuację Lubemu. A mężczyzna mojego życia pyta: "Ale o które zdarzenie mu chodziło? Bo były dwa takie same w odstępie dwóch tygodni - Ty wcześniejszego nawet nie widziałaś, bo Cię wtedy nie było."

Śmiać się, czy płakać?

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 50 (190)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…