Moja babcia jest po wylewie - sparaliżowana, od jakiegoś czasu ciężko o normalny kontakt z nią, nie mówi, nic nie zrobi sama. Wczoraj rano, moja mama, która się nią zajmuje, zauważyła, że coś się dzieje i zadzwoniła po karetkę.
Przyjechali, ratownik stwierdził zapalenie oskrzeli, że na pewno nic się nie dzieje, że nie ma sensu zabierać jej do szpitala, kazał pójść do lekarza rodzinnego i pojechali. Lekarz rodzinny z naszej miejscowości nie był dostępny, gdzieś akurat wyjechał.
Dzisiaj z samego rana mama stwierdziła, że z babcią jest jeszcze gorzej i zadzwoniła ponownie do szpitala, gdzie odsyłali ją z jednego miejsca w drugie. W końcu lekarz rodzinny, który miał dyżur, przyjechał do nas, po czym stwierdził, że babcia miała zawał, dzień wcześniej rano, i dlaczego dopiero teraz zadzwoniono po pomoc.
Na informacje o tym, że owszem, karetka była dzień wcześniej, ale ratownik stwierdził zapalenie oskrzeli powiedział "No, ale to był ratownik a nie lekarz". Teraz babcia leży w szpitalu i jeśli przeżyje, a powiedzieli nam że ma 50% szans, to nie będzie w stanie nawet usiąść a kontakt z nią z małego, ale jednak, spadnie do zera.
Moje pytanie jest następujące, ponieważ nie wierzę, żeby rozpoznanie zawału leżało po za kompetencjami ratownika, czy ktoś z Was był w podobnej sytuacji? Czy ktoś wie, w jaki sposób mogę doprowadzić do tego, żeby wyciągnięto wobec niego jakiekolwiek konsekwencje?
Nie chodzi mi o odszkodowania czy coś w tym stylu, chodzi mi o to, żeby ta sytuacja nie powtórzyła się w przypadku innych ludzi, u których ten ratownik zdiagnozuje "zapalenie oskrzeli".
Przyjechali, ratownik stwierdził zapalenie oskrzeli, że na pewno nic się nie dzieje, że nie ma sensu zabierać jej do szpitala, kazał pójść do lekarza rodzinnego i pojechali. Lekarz rodzinny z naszej miejscowości nie był dostępny, gdzieś akurat wyjechał.
Dzisiaj z samego rana mama stwierdziła, że z babcią jest jeszcze gorzej i zadzwoniła ponownie do szpitala, gdzie odsyłali ją z jednego miejsca w drugie. W końcu lekarz rodzinny, który miał dyżur, przyjechał do nas, po czym stwierdził, że babcia miała zawał, dzień wcześniej rano, i dlaczego dopiero teraz zadzwoniono po pomoc.
Na informacje o tym, że owszem, karetka była dzień wcześniej, ale ratownik stwierdził zapalenie oskrzeli powiedział "No, ale to był ratownik a nie lekarz". Teraz babcia leży w szpitalu i jeśli przeżyje, a powiedzieli nam że ma 50% szans, to nie będzie w stanie nawet usiąść a kontakt z nią z małego, ale jednak, spadnie do zera.
Moje pytanie jest następujące, ponieważ nie wierzę, żeby rozpoznanie zawału leżało po za kompetencjami ratownika, czy ktoś z Was był w podobnej sytuacji? Czy ktoś wie, w jaki sposób mogę doprowadzić do tego, żeby wyciągnięto wobec niego jakiekolwiek konsekwencje?
Nie chodzi mi o odszkodowania czy coś w tym stylu, chodzi mi o to, żeby ta sytuacja nie powtórzyła się w przypadku innych ludzi, u których ten ratownik zdiagnozuje "zapalenie oskrzeli".
szpital w myślenicach
Ocena:
452
(516)
Komentarze