Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#55661

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Moja babcia jest po wylewie - sparaliżowana, od jakiegoś czasu ciężko o normalny kontakt z nią, nie mówi, nic nie zrobi sama. Wczoraj rano, moja mama, która się nią zajmuje, zauważyła, że coś się dzieje i zadzwoniła po karetkę.

Przyjechali, ratownik stwierdził zapalenie oskrzeli, że na pewno nic się nie dzieje, że nie ma sensu zabierać jej do szpitala, kazał pójść do lekarza rodzinnego i pojechali. Lekarz rodzinny z naszej miejscowości nie był dostępny, gdzieś akurat wyjechał.

Dzisiaj z samego rana mama stwierdziła, że z babcią jest jeszcze gorzej i zadzwoniła ponownie do szpitala, gdzie odsyłali ją z jednego miejsca w drugie. W końcu lekarz rodzinny, który miał dyżur, przyjechał do nas, po czym stwierdził, że babcia miała zawał, dzień wcześniej rano, i dlaczego dopiero teraz zadzwoniono po pomoc.

Na informacje o tym, że owszem, karetka była dzień wcześniej, ale ratownik stwierdził zapalenie oskrzeli powiedział "No, ale to był ratownik a nie lekarz". Teraz babcia leży w szpitalu i jeśli przeżyje, a powiedzieli nam że ma 50% szans, to nie będzie w stanie nawet usiąść a kontakt z nią z małego, ale jednak, spadnie do zera.

Moje pytanie jest następujące, ponieważ nie wierzę, żeby rozpoznanie zawału leżało po za kompetencjami ratownika, czy ktoś z Was był w podobnej sytuacji? Czy ktoś wie, w jaki sposób mogę doprowadzić do tego, żeby wyciągnięto wobec niego jakiekolwiek konsekwencje?

Nie chodzi mi o odszkodowania czy coś w tym stylu, chodzi mi o to, żeby ta sytuacja nie powtórzyła się w przypadku innych ludzi, u których ten ratownik zdiagnozuje "zapalenie oskrzeli".

szpital w myślenicach

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 452 (516)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…