Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#56682

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Na wstępie taka mała dygresja. Zauważyłem, że jak człowiek zaczyna umieszczać tu historie, to dziwnym trafem zaczynają go spotykać kolejne "piekielne" rzeczy. Ten portal chyba coś w sobie ma. A może to tylko moje odczucie?

Mam psicę. Piętnastoletnią owczarkę niemiecką w typie Szarika. Mieszkam na skraju osiedla, więc na spacery chodzę z nią głównie na przylegające do zaplecza budynków łąki. Tam też poszliśmy wczoraj wieczorem. Moja emerytka (na ludzkie lata będzie miała coś koło 90tki) już od dawna ledwie chodzi, ma typowe dla tej rasy problemy ze stawami, więc noga za nogą, ze smyczą w ręku szliśmy sobie po stałej psiej trasie. Pogoda była "listonoszowa" czyli "ani śnieg ani deszcz", po prostu paskudnie, więc tłumów nie było.

Kilkadziesiąt metrów przed sobą zauważyłem kręcące się przy ziemi, migające światełko. Znając większość psiarzy w okolicy założyłem, jak się za chwilę okazało, bardzo błędnie, że to jeden z dobrze znanych psich sąsiadów.

Nagle światełko zaczęło się dość szybko zbliżać i zmaterializowało się pod postacią szarego, niezbyt dużego psa (jak się potem okazało, suki), która bez jednego warknięcia po prostu rzuciła się na moją "babcię". Usłyszałem tylko skowyt mojej psicy i wściekły warkot atakującej ... amstaffki. "Moja" w zasadzie od razu została przewrócona, a napastniczka rzuciła się jej prosto do gardła.

W tym momencie chyba na chwilę wyłączyło mi się myślenie i zadziałał po prostu instynkt, bo rzuciłem się do kotłujących się psów i złapałem za obrożę ... amstaffkę, odciągając ją od mojej suni. Moja się podniosła, kulejąc odeszła parę kroków, a ja trzymałem wyrywającego się, rozwścieczonego psa i zaczynało do mnie docierać, że za chwilę może być słabo.

Jedyne, co mi przyszło do głowy, to wrzasnąć: "Zostaw, siad". O dziwo (na szczęście!) podziałało, na oba psy. Trwało to może jakieś pół minuty, chociaż mi się wydawało, że minęło pół godziny, zanim pojawiła się właścicielka amstaffki. Zaczęła od "ojej, nie sądziłam że ktoś tu będzie, dzięki" i wzięła ode mnie swoją sukę.

I tu się zaczyna piekielność. Pani, przypiąwszy amstaffkę na smycz, popatrzyła na mnie i stwierdziła co następuje:

- Odważny pan jest. Moja Bestia (imię autentyczne) mogła panu rękę odgryźć, bo ona, OBRONNA, SZKOLONA DO ZABIJANIA jest. I warto było tak ryzykować? Przecież to tylko pies, do tego chyba stary i chory?

Szczerze, jak na spowiedzi, w tym momencie mnie zatkało. Zwyczajnie nie wiedziałem, co powiedzieć. Raz, że faktycznie zdałem sobie sprawę, że niewiele brakowało, a uczyłbym się pisać i jeszcze parę innych czynności wykonywać lewą ręką. Dwa, że powaliła mnie bezgraniczna głupota właścicielki Bestii. Warknąłem coś, że skoro psica taka agresywna, to możne przynajmniej kaganiec, i po prostu zabrałem swoją wilczycę do domu, sprawdzając tylko, czy nic jej się nie stało. Na szczęście szeroka skórzana obroża osłoniła gardło. Inaczej byłoby po psie.

I, tak, warto było. Bo to nie tylko pies. Mimo, że stary i rzeczywiście schorowany. To nie tylko pies.

ludzie bezmyślni

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 996 (1052)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…